Reklama

Wojna na Ukrainie

"Stalowy i mięsny walec" idzie na zachód. Ukraina nie zatrzyma Rosji? [KOMENTARZ]

Rosjanie przed zdobywaniem miejscowości najpierw je niszczą, tak jak w przypadku Bahmutu
Rosjanie przed zdobywaniem miejscowości najpierw je niszczą, tak jak w przypadku Bahmutu
Autor. Facebook/93. OMBr Chołodnyj Jar

Ofensywa w obwodzie kurskim pokazała wyższość ukraińskich wojsk w działaniach manewrowych. Rosjanie odzyskują jednak przewagę wszędzie tam, gdzie uda im się doprowadzić do działań pozycyjnych. Wtedy bowiem rozpoczyna się wojna na wyniszczenie, a tej, ze względu na ogromną dysproporcję sił i diametralne różnice w akceptowalności poziomu strat, Ukraińcy wygrać nie mogą. Jak na razie.

Tam, gdzie Rosja rozpoczyna działania ofensywne w odniesieniu do wojsk ukraińskich, prędzej czy później Ukraińcy muszą się wycofywać na kolejne linie obronne. Są oczywiście miejsca na froncie, gdzie trwa stabilna wojna pozycyjna, ale jest tak tam tak tylko dlatego, że Rosjanie nie chcą lub nie mają sił w tym miejscu, by przejść do faktycznej ofensywy. Jeżeli jednak „zechcą”, to zepchnięcie ukraińskich wojsk na kolejne pozycje prędzej czy później i tak nastąpi.

Reklama

Różnice są tylko w czasie, jaki Rosjanie potrzebują, by zdobyć konkretną linię obrony oraz w stratach, jakie przy tym ponoszą. I w jednym, i w drugim przypadku nie ma to zresztą dla nich żadnego znaczenia, ponieważ długotrwała wojna na wyniszczenie jest właśnie tym, na co nadal liczą władze na Kremlu. Prawdopodobnie sam Putin był zaskoczony tym, jak duże straty w tej bezsensownej wojnie może tolerować rosyjskie społeczeństwo. To, co w latach osiemdziesiątych było nie do zaakceptowania w Afganistanie dla obywateli Związku Radzieckiego, w XXI wieku jest przyjmowane praktycznie obojętne przez otumanionych i stłamszonych obywateli Rosji.

I Putinowi udało się do tego doprowadzić „zaledwie” przez 25 lat swojej władzy, w dobie wszechobecnego Internetu oraz podróży międzynarodowych, podczas których Rosjanie mogli już na własne oczy zobaczyć zachodni styl życia.

Powolne, ale systematyczne postępy wojsk rosyjskich nie są natomiast w żadnym przypadku skutkiem jakichś wyszukanych i przemyślanych planów operacyjnych. Nawet to, co było widać w pierwszych tygodniach wojny na początku 2024 roku, okazało się w przypadku zachodniej strony Dniepru i działań na północy Ukrainy kompletnym fiaskiem, zmuszając w końcu Rosjan do wycofania się z Obwodu Kijowskiego, Charkowskiego oraz Chersońskiego.

Stan rosyjskiej armii okazał się taki, że po prawie trzech latach pełnoskalowej wojny jest ona zdolna w odniesieniu do Ukrainy jedynie do prowadzenia „mięsnych” uderzeń różnej wielkości, niewielkich pododdziałów, które wysyłane falami nacierają tak długo, aż osiągną sukces. Pomysłowość i próba adaptacyjnego podejścia do działań jest widoczna czasami tylko na najniższych szczeblach, gdzie co rozumniejsi, rosyjscy dowódcy próbują zaskakiwać Ukraińców sposobem wykonywania zadania (wykorzystując np. kanały do skrytego przerzutu żołnierzy lub czasowe braki w zaopatrzeniu wojsk ukraińskich).

Reklama

W większości przypadków takiej rzutkości w dowodzeniu jednak nie ma i Rosjanie wysyłają po prostu w kierunki ukraińskich pozycji dziesiątki swoich transporterów i czołgów. Pojazdy te próbują na maksymalnej prędkości podrzucić jak najbliżej Ukraińców pododdziały szturmowe, nawet jeżeli miałoby się to odbywać przez pola minowe.

Schemat takiego ataku jest zasadniczo zawsze taki sam. Najpierw przez pozycje ukraińskie przechodzi swoisty walec ogniowy z pocisków artyleryjskich, rakiet i bomb, który niszczy wcześniej wykryte umocnienia i zmusza ukraińskich żołnierzy do wycofania się w ukrycia lub nawet do czasowego opuszczenia stanowisk. Rosjanie nie stosują tutaj żadnych ograniczeń i braki w zaopatrzeniu swojej artylerii traktują jako największą katastrofę (o czym świadczyły chociażby nagrane pogróżki Prigożyna w maju 2023 roku: „Gierasimow, Szojgu: gdzie jest cholerna amunicja?”). I nie ma tu w tym przypadku znaczenia słaba celność rosyjskich armat i bomb, ponieważ przy dużej ilości wystrzelonych pocisków zawsze jest jakieś prawdopodobieństwo, że któryś z nich w coś trafi.

Po takiej nawale ogniowej do walki włączają się pierwsze rosyjskie pododdziały szturmowe, które wprost nacierają na ukraińskie pozycje, w oddzielnych grupach (liczących nawet tylko po 6-8 osób), najczęściej wcale nie licząc, że ich natarcie zakończy się sukcesem. W tych początkowych uderzeniach wystarczy bowiem jedynie, by rosyjscy żołnierze dostarczyli na sobie w pobliże ukraińskich pozycji zapasy amunicji (stąd pierwszą falę żołnierzy często nazywa się niekiedy „plecakami”) oraz by ujawniły się nowe, nieznane jeszcze Rosjanom, ukraińskie pozycje obronne.

Te czołowe ataki są najczęściej niszczone ogniem ukraińskiej artylerii i dronami. Jednak dla rosyjskich wojsk sukces jest nawet wtedy, gdy przez tę nawałę ogniową przedrze się tylko jeden pojazd z desantem. I Rosjanie robią to nawet wtedy, gdy natarcie przebiega na otwartym terenie, w oddaleniu nawet o kilka kilometrów od linii wyjściowych.

Taki schemat działania widać jest np. w miniofensywie prowadzonej obecnie przez Rosjan w Obowdzie Ługańskim na kierunku Torskie. Ukraińcom jak dotąd udaje się niszczyć większość rosyjskich pojazdów biorących udział w natarciach. Tego rodzaju niepowodzenia są jednak przez rosyjskie dowództwo traktowane jako drugowojenne rozpoznanie bojem. Po nim bowiem do akcji ponownie wkracza rosyjska artyleria i lotnictwo bombowe, przetaczając przez wykryte w ten sposób stanowiska bojowe Ukraińców kolejny walec ogniowy.

YouTube cover video

Wszystko to powtarzane jest przez Rosjan tak długo i bez względu na straty, aż ukraińskim żołnierzom zabraknie amunicji, lub nie będą mieli po prostu, gdzie się ukryć. W terenie niezabudowanym ten proces przesuwania się rosyjskiego wojska jest szybszy, w przypadku miast jest to już operacja wymagająca tygodni (jak w przypadku Nju Jorka) lub nawet miesięcy (jak w przypadku Bachmutu czy Awidijewki).

Wuhłedar nie jest w tym przypadku żadnym wybitnym wyjątkiem. Był on bowiem broniony przez Ukraińców praktycznie od początku wojny, ale tylko dlatego, że Rosjanie czasowo przerywali tam ofensywy – np. ze względu na trudności w dostawie uzupełnień lub konieczność zabrania walczących sił w inne miejsce frontu. Kiedy jednak ataki były kontynuowane dzień po dniu, to Ukraińcy nie mieli żadnych szans, by utrzymać swoje pozycje i musieli wreszcie je opuścić, chociażby po to, by uniknąć okrążenia.

Dobrym dowodem na to jest obecnie Toreck, który był podobnie przygotowany do obrony jak Wuhłedar, jednak przy falowych atakach Rosjan jest on powoli oddawany, a obrońcy muszą się przesuwać na kolejne pozycje obronne. Co więcej, rosyjskie wojska prą do przodu tylko wzdłuż głównych arterii miejskich, ulic: Majakowskiej i Prowułok Trawniewyj 3 zupełnie nie dbając o skrzydła, byle by rozciąć ukraińskie wojska w mieście na połowę. Takie nacieranie do przodu bez obawy o okrążenie jest widoczne praktycznie na każdym odcinku frontu. Niestety tylko w pojedynczych przypadkach Ukraińcom udaje się to wykorzystać i odciąć Rosjan od dostaw, a później ich wyeliminować lub wziąć do niewoli (tak jak zrobiono np. w fabryce kruszywa w Wołczańsku).

Zdobycie fabryki kruszywa w Wołczańsku było jednym z niewielu przypadków, gdy Ukraińcom udało się odciąć zbyt daleko atakujących, rosyjskich żołnierzy i później ich wyeliminować
Zdobycie fabryki kruszywa w Wołczańsku było jednym z niewielu przypadków, gdy Ukraińcom udało się odciąć zbyt daleko atakujących, rosyjskich żołnierzy i później ich wyeliminować
Autor. Główny Zarząd Wywiadu Ministerstwa Obrony Ukrainy

„Mięsny” sposób prowadzenia natarcia nie powinien nikogo dziwić, ponieważ po rosyjskim ostrzale artyleryjskim i nalotach bombowych Ukraińcy nie bronią już miast i wiosek, ale ruiny, które po nich pozostały. I tak jest praktycznie w przypadku każdej miejscowość, jaką po długotrwałych bojach zdobywają Rosjanie. Tym bardziej że jak się okazało, ich wojsko przygotowywało się do tego typu działań już od dawna wprowadzając odpowiednią amunicję. Ukraińscy żołnierze wspominają np. o rosyjskich ładunkach nazywanych przez nich zapalniczkami, które Rosjanie: „zrzucają na chaty i cała wioska płonie”. Skutek jest straszliwy, o czym świadczy obecny wygląd takich miast, jak Wuhłedar, Bahmut czy Wołczańsk.

Czytaj też

O braku jakichkolwiek skrupułów u Rosjan może świadczyć fakt, że ten scenariusz jest powtarzany także w obwodzie kurskim. Rosyjskie wojska, chcąc wyprzeć z tamtego rejonu Ukraińców, niszczą więc bez żadnej refleksji własne wioski, nawet jeżeli wcześniej były one przez nich opuszczone praktycznie bez walki.

Reklama

Szybkość w zdobywaniu danej miejscowości zależy więc tak naprawdę od czasu, jaki Rosjanie potrzebują, by ją zniszczyć. Dzielnice domków jednorodzinnych są więc zdobywane szybciej, kwartały blokowisk z kolei dłużej, podobnie jak różnego rodzaju zakłady przemysłowe. Takie, trudne do zdobycia kwartały mieszkalne są nazywane przez Ukraińców cytadelami i to one w pierwszej kolejności stają się celem rosyjskich ataków ogniowych. Tak było np. podczas przygotowywania ataku na ukraińską „twierdzę” stworzoną w zakładach fenolowych w Nju Jorku. To przygotowanie polegało po prostu na długotrwałym bombardowaniu i ostrzale artyleryjskim.

Księżycowy krajobraz terenu, na którym toczą się walki na Ukrainie
Księżycowy krajobraz terenu, na którym toczą się walki na Ukrainie
Autor. Batalion K-2/54. OMBr

Pozostawiony później prawdziwie księżycowy krajobraz można zresztą zobaczyć nie tylko na zdobytych przez Rosjan terenach zabudowanych, ale również na polach przed byłymi, ukraińskimi liniami obronnymi oraz w charakterystycznych dla Ukrainy pasach drzew wzdłuż dróg i ścieżek.

Czytaj też

Jak zatrzymać rosyjskie miniofensywy?

Taki stały napór rosyjskich wojsk może się skończyć tylko w dwóch przypadkach: gdy rosyjskiej artylerii zabraknie amunicji lub, gdy zabraknie im ludzi. Mając te dwa czynniki, nie ma żadnych szans, by Rosjanie zmienili swój sposób działania. Taktyka „stalowego i mięsnego walca” sprawdza się bowiem zawsze, bez względu na sposób przygotowania pozycji obronnych przez Ukraińców oraz rodzaj sił, jakie są wykorzystywane do obrony. Nie ma przecież umocnień, które oparłyby się wielogodzinnemu (lub wielodniowemu) ostrzałowi artyleryjskiemu, atakom rakietowym oraz bombardowaniu bombami szybującymi.

Przy takiej ilości amunicji, jaka jest zrzucana na Ukraińców, nie ma możliwości, by zachowując życie pozostać długo na zajmowanych, i nawet umocnionych stanowiskach. Po pewnym czasie te stanowiska przestają bowiem po prostu istnieć. Z kolei na zbudowanie w pobliżu następnych, nie pozwalają rosyjskie pociski artyleryjskie oraz coraz powszechniej wykorzystywane przez Rosjan drony. To właśnie bezzałogowce są często tym, co kończy niszczycielską pracę zaczętą bombami i artylerią. Trafiają one dokładnie we wskazany punkt, dostając się do schronów przez drzwi, a nawet w otwory strzelnicze.

Przy niezahamowanym dopływie amunicji Rosjanie będą po prostu niszczyli pozycje ukraińskie i metr po metrze wchodzili na teren pozbawiony punktów oporu
Przy niezahamowanym dopływie amunicji Rosjanie będą po prostu niszczyli pozycje ukraińskie i metr po metrze wchodzili na teren pozbawiony punktów oporu
Autor. Facebook/93. OMBr Chołodnyj Jar

Drugim czynnikiem, który mógłby zatrzymać rosyjską armię, jest brak żołnierzy. Również w tym przypadku zmiany na gorsze przebiegają bardzo wolno. Po pierwsze Rosjanie nie przejmują się stratami. Dla zdobycia Bachmutu Kreml przecież poświęcił życie ponad 60 tysięcy swoich żołnierzy (w tym więźniów), pomimo że nic to tak naprawdę nie zmieniło w toczącej się wojnie. Nic również nie przyniosło Rosjanom okupione wielkimi stratami, wielomiesięczne zdobywanie Wuhłedaru. Ukraińcy zawczasu przygotowali nowe pozycje obronne dziewięć kilometrów na północ, na linii Nowoukrainka – Bogojawlenka.

Wymiernym sukcesem frontalnych ataków są oczywiście zdobycze terenowe, ale również straty, które od początku tego roku praktycznie każdego miesiąca przekraczają tysiąc rosyjskich żołnierzy. Oficjalnie nie wpływa to na przekazy płynące z Kremla, według których pobór do obowiązkowej służby wojskowej przebiega bez przeszkód, a chętnych do służby kontraktowej w Rosji nadal nie brakuje. W rzeczywistości Putin ściga się tu z czasem, ponieważ problem niedostatku personelu zaczyna z tygodnia na tydzień być coraz większy.

Przede wszystkim systematycznie pogarsza się wyszkolenie Rosjan, czego efektem są m.in. właśnie rosnące straty. O problemach kadrowych może świadczyć również to, że do wojsk lądowych przenosi się specjalistów z innych formacji (np. z okrętów), a na front wysyła się często żołnierzy z niezaleczonymi ranami lub chorych (np. na zarażonych żółtaczką typy C lub HIV). Nowy dekret Putina, pozwalający wysyłać na front oskarżonych, ale jeszcze przed zasądzonym wyrokiem, również nie pojawił się przypadkowo.

Czytaj też

Armia rosyjska musiała dodatkowo zrezygnować z utrzymywania odpowiednich rezerw operacyjnych. Praktycznie każda jednostka wojskowa w Rosji została ogołocona ze sprzętu wojskowego, podobnie jak opustoszały wielkie magazyny stworzone z pojazdów i artylerii z czasów Związku Radzieckiego. Z roku na rok siły rosyjskiej armii więc słabną, tracąc na co najmniej 8-10 lat możliwość przeprowadzenia konwencjonalnej operacji ofensywnej w odniesieniu do tak silnego przeciwnika jak NATO. Na Ukrainę, której żołnierze są na skraju wyczerpania i gdzie są coraz większe trudności z uzupełnianiem walczących jednostek, to jednak wystarczy. I Putin to bezwzględnie wykorzystuje.

Ukraińscy żołnierze są coraz bardziej zmęczeni tym bardziej, że ataki Rosjan trwają praktycznie bez przerwy
Ukraińscy żołnierze są coraz bardziej zmęczeni tym bardziej, że ataki Rosjan trwają praktycznie bez przerwy
Autor. 38. Brygada piechoty morskiej

A to, że Ukraińcy właśnie ogłosili wyeliminowanie już 677 tysięcy rosyjskich żołnierzy, nie ma dla niego żadnego znaczenia.

Obwód Kurski – wyjątek, czy potwierdzenie reguły

Całej, wykazanej powyżej ocenie skuteczności prowadzenia przez Rosjan operacji wojskowych, teoretycznie zaprzecza ukraińska „ofensywa” w Obwodzie Kurskim. W rzeczywistości prowadzona tam przez Ukrainę operacja wcale nie pokazała jakiejś nadzwyczajnej słabości Rosji, ale zły stan w jakim to państwo się po prostu znajduje – i to od wieków. Przekonały się o tym ponad dwieście lat temu wojska francuskie, a sto lat później dwukrotnie wojska niemieckie, wnikając na początku bez większych trudności w głąb rosyjskiego terytorium. Przekonał się o tym nawet Prigożyn, który posiadając zaledwie kilkutysięczne zgrupowanie „wagnerowców” mógł bez problemu przesuwać się na północ w kierunku Moskwy, nie zatrzymywany praktycznie przez nikogo.

Ostatecznie koniec jest jednak zawsze taki sam, o czym już niedługo przekonamy się w obwodzie kurskim. Przy tak ogromnym obszarze reakcja rosyjskich wojsk może być bowiem opóźniona, ale zawsze prędzej czy później nastąpi. Jedynym z pierwszych sygnałów, że takie przeciwdziałanie się zbliża jest doprowadzenie przez Rosjan do zastopowania działań manewrowych przeciwnika. W nich wychodzi słabość rosyjskiego systemu dowodzenia oraz łączności, która bardzo często doprowadza do chaosu jak również do walk bratobójczych.

Dodatkowo Rosjanie mają pełną świadomość, że Ukraińcy mają nad nimi przewagę jeżeli chodzi o dostęp do amunicji precyzyjnej. Jeżeli walki jednak „staną”, w to wtedy powoli uruchamiany jest rosyjski walec, który niestety już zaczął się toczyć także pod kurskiem. Jedynym czynnikiem utrudniającym takie prowadzenie operacji są naturalne przeszkody terenowe – góry, czy rzeki. Niestety Ukraińcom nie udało się odciąć sił rosyjskich znajdujących się na południe od rzeki Seym zajmując miejscowość Koreniewo i teraz przez ten wąski przesmyk wlewa się pomoc dla pozostających w częściowym okrążeniu Rosjan.

Oznacza to, że rosyjski walec potoczy się do przodu i metr po metrze będzie odzyskiwał zdobyty przez ukraińskie wojska teren. Odbywa się to oczywiście powoli, ponieważ Rosjanom udało się im jak na razie odbić jedynie około 10% utraconego terytorium. Ale tego procesu Ukraińcom prawdopodobnie nie uda się zatrzymać.

Działania armii ukraińskiej w tamtym rejonie wcale jednak nie były bez sensu. To właśnie ofensywa w obwodzie kurskim uświadomiła rosyjskiemu społeczeństwu, że na Ukrainie toczy się nie jakaś tam „wojskowa operacja specjalna”, ale normalna wojna. Pokazała ona także, że skutki jej mogą dotknąć bezpośrednio Rosjan, jak również objawiła prawdziwe oblicze rosyjskiej armii, która bez skrupułów potrafi rabować również własne sklepy i domy.

Jeżeli rozejm, to tylko na odpowiednich warunkach

Taktyka stosowana przez Rosjan obecnie na Ukrainie powinna całkowicie zmienić sposób podejścia do prowadzenia działań wojennych przez siły NATO. Przede wszystkim trzeba mieć świadomość, że wojna na wyniszczenie początkowo bardzo odpowiada Federacji Rosyjskiej. Otumanione propagandą kremlowską rosyjskie społeczeństwo nic sobie bowiem nie robi z setek tysięcy utraconych żołnierzy, jak również z kompletnej zapaści cywilnej gospodarki. Trzeba wreszcie przyjąć do wiadomości, że Rosjanie tacy już po prostu są, a na zmianę ich mentalności nie wystarczy jedynie wojna na Ukrainie. Na to potrzeba lat i działania systemowego, a na to w oligarchicznej i mafijnej Rosji się jak na razie nie zanosi.

Czytaj też

To właśnie dlatego rozejm kończący wojnę na Ukrainie na rosyjskich warunkach będzie dla Europy katastrofą z opóźnionym zapłonem. Rosjanie upojeni „zwycięstwem” odbudują siły zbrojne i ponownie uderzą na swoich sąsiadów, bo oni po prostu niczego innego nie potrafią. Nie oznacza to jednak, że nie warto negocjować przerwania walk, jednak na pewnych warunkach. Po pierwsze nie może być żadnej zgody na ustępstwa terytorialne kosztem Ukrainy. To by bowiem pozwoliło Putinowi ogłosić zwycięstwo i kontynuować obecną, agresywną politykę – i to nie tylko wobec Kijowa.

Nie można dopuścić, by Rosjanie nie odpowiedzieli za zniszczenia i zbrodnie dokonane przez nich na Ukrainie
Nie można dopuścić, by Rosjanie nie odpowiedzieli za zniszczenia i zbrodnie dokonane przez nich na Ukrainie
Autor. Facebook/93. OMBr Chołodnyj Jar

Po drugie nie powinno się cofnąć żadnych sankcji wobec Rosjan, a uzyskany w czasie rozejmu czas wykorzystać na doprowadzenie do tego, by już nałożone sankcje były rygorystycznie przestrzegane. Bez zachodnich technologii rosyjski przemysł nie będzie w stanie odbudować swojej armii nawet do poziomu takiego, jaki był 24 lutego 2022 roku. Tym bardziej, że „zbrojeniówka” w Rosji cierpi na brak specjalistów. Według BBC tylko w okresie od 15 sierpnia 2024 roku do 15 września 2024 roku, na największych portalach z propozycjami pracy (np. „Rabota Rosji”) zaoferowano aż 90 tysięcy miejsc pracy w firmach zajmujących się szeroko pojętą obronnością.

I nie pomaga w tym fakt, że dla „rzadkich” specjalistów proponuje się wynagrodzenie przekraczające 3, a nawet 4 razy średnią pensję w danym regionie. Niestety oznacza to również, że władze na Kremlu mają nadal pieniądze na zbrojenia. Dlatego złagodzenie sankcji może zapalić „zielone światło” na sprzedaż do Rosji zagranicznego uzbrojenia – głównie z Chin. Wtedy powrót do zdolności ofensywnych (np. w czołgach i samolotach) zajmie rosyjskim siłom zbrojnym nie dziesięć, a najwyżej pięć lat.

Po trzecie trzeba nadal kontynuować pomoc dla Ukrainy. Nie można mieć bowiem złudzeń, że Rosjanie nagle staną się pokojowym państwem, a zbrodniarze wojenni i złodzieje w rosyjskich mundurach zostaną sprawiedliwie rozliczeni. Uderzenie na Ukrainę więc na pewno znów nastąpi i przy braku „konsekwencji pomocowej”, wzmacnianie ukraińskich sił zbrojnych trzeba będzie zacząć od początku.

W tym wszystkim jedna idea powinna być wyznacznikiem dalszych działań krajów zachodnich: Ukraina nie może przegrać tej wojny. Federacja Rosyjska wybierze sobie wtedy nowy cel i na pewno nie będzie to podbój Kosmosu.

Reklama

Komentarze

    Reklama