Polscy nacjonaliści uczą się bojowego wykorzystania dronów [WYWIAD]

Autor. ONR/Szachraj
Nie są wojskiem, nie mają państwowego wsparcia, ale chcą poszerzać wiedzę i świadomość o obronności, wykorzystując przy tym doświadczenia z Ukrainy. Rozmawiamy z Szachrajem, członkiem ONR, który przybliży nam, jak wyglądało szkolenie z obsługi dronów, co powinna w tym zakresie zrobić Polska oraz czy porównania polskiego ONR do ukraińskiego Azowa mają pewne podstawy.
Wojciech Kozioł: Skąd w sumie pomysł na to, by wziąć udział w szkoleniach z zakresu obsługi dronów bojowych?
Szachraj: Zaczęło się od pasji - takiej zwykłej zajawki. Jedni grają w piłkę nożną inni znowuż przerzucają żelazo na lokalnej siłowni. Zanim pojawił się jakikolwiek kontekst militarny, wielu z nas interesowało się dronami czysto hobbystycznie: lataliśmy rekreacyjnie freestyle, nagrywaliśmy filmy, uczyliśmy się budować własne konstrukcje, eksperymentowaliśmy z elektroniką i oprogramowaniem. To środowisko samo w sobie wciąga, bo łączy wiele różnych gałęzi wiedzy - to trochę jak sport ekstremalny, tylko w technologii.
Ale mniej więcej od momentu pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę, a później, gdy już drony zaczęły w dużej mierze determinować, jak wygląda pole walki zrozumieliśmy, że ten sprzęt, który dotąd traktowaliśmy jako zabawkę czy narzędzie sportowe, nagle zaczął pełnić zupełnie nową, śmiertelnie poważną funkcję. Na froncie drony zaczęły zmieniać reguły gry-wykorzystywano je do rozpoznania, korygowania ognia artyleryjskiego, a potem także do precyzyjnych ataków. I nie były to konstrukcje rodem z wielkobudżetowego przemysłu zbrojeniowego - tylko rzeczy bardzo podobne do tego, co sami składaliśmy w garażach, piwnicach czy w nocy na kuchennym stole. Ten moment otworzył nam oczy. Zrozumieliśmy, że wiedza, którą zdobywaliśmy dla frajdy, może mieć realne przełożenie na potencjał obronny. I że nie potrzeba wielkich struktur ani ogromnego zaplecza, żeby zacząć budować coś, co w przypadku zagrożenia może się przydać - nam, innym, całemu społeczeństwu.
Czytaj też
Dlatego w połowie 2024 roku powstała Sekcja Proobronna ONR, a wraz z nią grupa dronowa Szachraje. Zaczęliśmy działać jako nieformalna grupa pasjonatów zorientowanych na praktyczne wykorzystanie dronów FPV i rozpoznawczych w kontekście proobronnym. Nie jesteśmy żadną fundacją ani formalną jednostką - działamy raczej jak środowisko, które łączy ludzi myślących podobnie. Dziś jest nas tylko kilka osób, ale każda z nich wnosi coś konkretnego: technologię, doświadczenie, sprzęt, kontakty z frontu, organizację szkoleń. Szkolenia to był naturalny krok. Wiedzieliśmy, że same umiejętności „cywilne” to za mało - chcieliśmy poznać realia działań bojowych, nauczyć się procedur, zrozumieć, jak wygląda praca operatora i nawigatora w warunkach stresu i konieczności współpracy z innymi zespołami. Tu ogromne znaczenie miały kontakty z osobami, które rzeczywiście były na froncie - między innymi chłopakami, którzy pojechali na Ukrainę jako ochotnicy czy wolontariusze. To oni przekazali nam bezcenne doświadczenie z pierwszej ręki.
Krótko mówiąc: nie było jednego konkretnego momentu „olśnienia”. To był proces -stopniowe dojrzewanie do decyzji, że z tej pasji można wyciągnąć coś więcej. A jeśli chcemy być realnie przygotowani na czasy kryzysowe, to nie ma sensu czekać na polecenie z góry. Trzeba po prostu zacząć działać samemu - oddolnie, na własnych warunkach, ale z pełną odpowiedzialnością.
Jak długo trwają takie ćwiczenia, by przyswoić sobie wszystko na temat obsługi dronów w warunkach wojennych?
To jest pytanie, które wielu ludzi zadaje z założeniem, że da się tu wyznaczyć jakiś konkretny czas - miesiąc, dwa, pół roku - i powinieneś być gotowy do działania. Rzeczywistość jest dużo bardziej złożona, bo tak naprawdę to proces ciągły, który nie kończy się nigdy, zwłaszcza w warunkach dynamicznego rozwoju technologii i przeciwdziałania ze strony przeciwnika. Ale spróbuję rozłożyć to na czynniki pierwsze.
Czytaj też
Na początek, podstawy lotu FPV. Jeśli ktoś nie miał wcześniej styczności z tym światem, to samo opanowanie poruszania się w przestrzeni przy użyciu radia i gogli FPV, może zająć kilka tygodni lub miesięcy intensywnych treningów. To nie jest jak latanie dronem DJI- jest to bardzo precyzyjna kontrola, bez żadnych stabilizacji czy automatyki. Robimy to zarówno na rzeczywistych quadach, jak i na symulatorach - te drugie pozwalają skrócić czas nauki i uniknąć zniszczenia sprzętu na początku.
Kolejny krok to budowa i serwis dronów. Uważamy, że każdy operator powinien znać sprzęt, na którym lata, od środka. Musisz wiedzieć, jak dobrać silniki, śmigła, elektroniczny regulator prędkości„ jak lutować, jak konfigurować kontroler lotu w Betaflight czy iNav, jak diagnozować awarie, jak przystosować maszynę do warunków - innego drona zbudujesz na uderzenie, a jeszcze innego do lotu nocnego. Niestety nie są to gotowce z półki. To są maszyny, które sami tworzymy, więc musimy być ich konstruktorami, pilotami i mechanikami jednocześnie. Właśnie to będzie odróżniać dobrego operatora, od mobika, któremu kazali się uczyć latać.

Trzeci etap to adaptacja do realiów bojowych - i tu wchodzą zupełnie nowe zmienne. Przeciwdziałanie radioelektroniczne, czyli jammery i zakłócacze, które potrafią kompletnie odciąć łączność. Presja czasu, odpowiedzialność za powodzenie misji, współpraca z innymi zespołami - czy to zwiadowczymi, czy uderzeniowymi, czy piechotą lub artylerią. Uczymy się tego, bazując na doświadczeniach z Ukrainy. Nie byliśmy tam jako grupa, ale mamy wśród nas ludzi, którzy uczestniczyli w tym konflikcie i przekazali wiedzę z pierwszej ręki - jak przygotować sprzęt, jak planować trasę, jak wygląda decyzja o zrzucie czy detonacji, jak zabezpieczyć dane, jak zachować procedury bezpieczeństwa.
I wreszcie utrzymanie gotowości. To nie jest tak, że po jednym szkoleniu możesz „odhaczyć” temat. Potrzebny jest stały trening, codzienna praca na symulatorze, działania w terenie, aktualizowanie wiedzy o sprzęcie, testy nowych rozwiązań. Robimy to w Polsce - legalnie, na własnym sprzęcie, poza jakimikolwiek strukturami państwowymi. Jesteśmy oddolną inicjatywą i naszym celem jest budowanie trwałego potencjału: nie ludzi ze słomianym zapałem, tylko świadomych operatorów, którzy - jeśli przyjdzie taka potrzeba - będą gotowi do działania.
Podsumowując: nie da się tego nauczyć „na raz”. To jest proces, który wymaga czasu, zaangażowania, dostępu do wiedzy, sprzętu i gotowości do popełniania błędów. Ale jednocześnie - to nie jest wiedza zarezerwowana dla wybranych. Każdy, kto ma motywację i dyscyplinę, jest w stanie w kilka miesięcy osiągnąć bardzo solidny poziom - o ile działa w środowisku, które rozumie realne potrzeby i priorytety.
Czyli nie otrzymaliście tutaj żadnego wsparcia zewnętrznego, a cała infrastruktura szkoleniowa to też wynik waszego zainteresowania tematem?
Tak, cały sprzęt, na którym pracujemy, pochodzi albo z naszych prywatnych środków, albo z darowizn zebranych dzięki zrzutkom i wsparciu ludzi dobrej woli. Nie korzystamy z żadnego oficjalnego finansowania, nie wspiera nas żadna instytucja. Wszystko, co mamy- drukarki, stacje naziemne, drony, części zamienne, pakiety, nawet narzędzia do serwisu- to efekt zaangażowania środowiska.
Większość rzeczy kupiliśmy sami, często poświęcając prywatne oszczędności. Część przekazali nam ludzie, którzy po prostu zrozumieli, że to, co robimy, ma sens i może mieć znaczenie w przyszłości. I tu chcę im serdecznie podziękować- za zaufanie, gest i konkretną pomoc. Bez tego wsparcia wiele z naszych działań nie miałoby racji bytu, lub odwlekłoby się w czasie.
Chciałbym dorzucić coś, co w naszej ocenie ma ogromne znaczenie - nie tylko dla ludzi zajmujących się dronami, ale dla całego społeczeństwa. Bo to, co robimy, to nie jest jedynie rozwijanie niszowej pasji czy przygotowanie do ewentualnej wojny - to przede wszystkim coś, co realnie wpisuje się w budowę potencjału obrony cywilnej, która w Polsce od lat praktycznie nie istnieje. W sytuacji zagrożenia czy to w wyniku agresji zbrojnej, ataku rakietowego, sabotażu infrastruktury czy katastrofy naturalnej – to właśnie obrona cywilna będzie decydować o tym, jak szybko zareagujemy, jak ochronimy ludność, jak przywrócimy łączność, jak przekażemy dane o zagrożeniu. A technologie dronowe są w tym obszarze absolutnie kluczowe. Tyle że dziś, zamiast wspierać ich rozwój, państwo konsekwentnie go ogranicza.
Po zmianach w przepisach dotyczących bezzałogowców obserwujemy niestety trend odwrotny do tego, co dzieje się na Ukrainie. Zamiast ułatwiać szkolenie operatorów, testowanie sprzętu i sprawdzanie zasięgów, tworzy się barierę wejścia. Zamiast współpracy -rośnie podejrzliwość. A to błąd, który może nas wiele kosztować.
Czytaj też
Jeśli rzeczywiście mamy budować nowoczesne, odporne społeczeństwo, to musimy zacząć traktować technologie BSP na równi z innymi narzędziami obronnymi. Tak, jak istnieją legalne strzelnice, tak samo powinny istnieć strefy otwarte do testowania dronów, z dostępem do pasm częstotliwości, z możliwością legalnego sprawdzania zasięgów, prowadzenia scenariuszy wieloosobowych, ćwiczenia nawigacji w trudnym terenie, symulacji przeciwdziałania zakłóceniom. Potrzebujemy też profesjonalnych symulatorów, takich jak te, z których od dawna korzystają Ukraińcy.
Nie chodzi o proste gry komputerowe, tylko o narzędzia odwzorowujące rzeczywiste ukształtowanie terenu - lasy, miasta i inne przeszkody terenowe, które wpływają na radiohoryzont i zmienne warunki atmosferyczne. Taki symulator, działający na podstawie danych topograficznych z Polski, mógłby zrewolucjonizować szkolenie operatorów i nawigatorów - nie tylko w kontekście wojskowym, ale też cywilnym, ratowniczym, kryzysowym.
To wszystko nie wymaga ogromnych budżetów. Wymaga przede wszystkim woli politycznej i zaufania do ludzi, którzy działają oddolnie, często bez wsparcia, ale z ogromnym zaangażowaniem. I choć rozumiemy potrzebę kontroli czy ostrożności, to trzeba jasno powiedzieć: jeśli państwo nie zaufa swoim obywatelom w czasie pokoju, to nie ma co liczyć na ich pomoc w czasie kryzysu.
Nie chcemy zastępować państwa. Chcemy być jego zapleczem. Ale to zaplecze musi mieć warunki do rozwoju-prawne, techniczne i organizacyjne. Inaczej ten potencjał po prostu się zmarnuje. A to byłoby nie tylko nierozsądne, ale w dzisiejszym świecie - wręcz niebezpieczne.
Jak to wygląda przez pryzmat koszt-efekt? Ile mniej więcej kosztuje stworzenie i uzbrojenie takiego bezzałogowca?
Koszt-efekt to kluczowy aspekt, który czyni drony FPV jednym z najbardziej opłacalnych narzędzi współczesnego pola walki. I choć dla kogoś z zewnątrz może się wydawać, że mówimy o „zabawkach z Aliexpress” czy „dronach komunijnych”, to właśnie ta pozorna prostota i niska bariera wejścia stwarzają przewagę asymetryczną, której nie da się łatwo zneutralizować przy pomocy konwencjonalnych środków. Jeśli chodzi o koszt jednostkowy -zbudowanie typowego drona uderzeniowego FPV klasy 7/10-calowej (czyli opartego na najpopularniejszym formacie ramy) to wydatek rzędu 1500-2500 złotych za samą platformę nośną. Mówimy tu o silnikach, ESC 55-60A, FC, kamerce analogowej, nadajniku VTX 1.8- 2.5 W oraz goglach i radio. Do tego pakiety baterii, śmigła, elementy montażowe, anteny - i mamy kompletną jednostkę gotową do lotu. Do tego należy dodać oczywiście ładunek.
Dla porównania - koszt zniszczenia np. wozu bojowego, czołgu, czy nawet stanowiska artyleryjskiego za pomocą takiego drona to minimum kilkaset tysięcy dolarów strat po stronie przeciwnika. Nie wspominając już o efekcie psychologicznym - utracie morale, konieczności zmiany pozycji, presji ciągłego zagrożenia z powietrza.
Czytaj też
Ale to nie tylko koszt jednostki. Liczy się całe zaplecze: stacje ładowania, zapasowe pakiety, gogle FPV, symulatory do szkolenia, części zamienne, lutownice, oprogramowanie, tablety - to wszystko podnosi koszty wejścia w ten świat. Dla jednej osoby - kompletne stanowisko treningowe może zamknąć się w okolicach 4000-6000 zł, ale dla zorganizowanej grupy to już idzie w dziesiątki tysięcy. My w Szachrajach inwestujemy nie tylko w sprzęt, ale też w wiedzę - bo lepiej mieć trzech dobrze wyszkolonych operatorów z dwoma sprawnymi dronami niż dziesięć maszyn w rękach ludzi, którzy nie wiedzą, jak ich użyć.
Podsumowując: koszt jednostkowy jednego drona FPV kamikaze to wciąż ułamek ceny najtańszej amunicji artyleryjskiej, a jego skuteczność - w rękach wyszkolonego operatora -może mieć wpływ porównywalny do ataku z broni precyzyjnej. To czyni z tego narzędzia jedną z najgroźniejszych i najbardziej opłacalnych broni XXI wieku.


Rozumiem, że szkolenie odbywaliście na Ukrainie? Czy wśród Was były również osoby z innych krajów?
To częste nieporozumienie, wynikające głównie z tego, że większość wiedzy na temat dronów bojowych rzeczywiście pochodzi z frontu ukraińsko-rosyjskiego. Ale warto to wyjaśnić: nasza grupa nie brała bezpośredniego udziału w szkoleniach na terenie Ukrainy. Działamy na terenie Polski, koncentrując się na przekazywaniu wiedzy, którą zdobyliśmy dzięki kontaktom z osobami, które były na froncie - zarówno jako ochotnicy, jak i wolontariusze czy operatorzy.
Mamy w swoim gronie ludzi, którzy mają realne doświadczenie frontowe, w tym weteranów konfliktu na Ukrainie. Ich wiedza praktyczna, zdobyta w ekstremalnych warunkach, jest dla nas fundamentem, na którym budujemy całą grupę. W szczególności warto tu wspomnieć o Sebastianie Kuczyńskim, którego doświadczenie i zaangażowanie odegrały ważną rolę w rozwoju naszej wiedzy i świadomości operacyjnej. To on był jednym z tych, którzy jako pierwsi mówili o realnym zastosowaniu dronów FPV jeszcze zanim temat ten stał się głośny w polskiej przestrzeni publicznej.
Zamiast więc jeździć na szkolenia za granicę - organizujemy własne sesje treningowe w kraju, i to zarówno w formie pracy w terenie, jak i na zaawansowanych symulatorach FPV. Działamy legalnie, bez wchodzenia w obszary szarej strefy - i nie zamierzamy nikogo wciągać w działania o charakterze paramilitarnym bez jasnych podstaw i realnych potrzeb.
Nie ukrywamy też, że wiedza przekazywana przez Ukraińców czy weteranów z frontu jest bezcenna. Ukraina to poligon XXI wieku, na którym nowoczesne technologie ścierają się z brutalną rzeczywistością. Dla nas to nie tylko inspiracja, ale też przestroga, że musimy być gotowi, zanim będzie za późno. Bo kiedy rakiety spadają na własne podwórko, nie ma już czasu na kursy, webinary i testy.
Czy jakaś część z Was brała też udział w działaniach na froncie?
To pytanie często się pojawia i zawsze staramy się na nie odpowiadać otwarcie, ale z wyczuciem. Bezpośrednio jako grupa „Szachraje” nie braliśmy udziału w działaniach bojowych na froncie, co nie znaczy, że jesteśmy całkowicie oderwani od realiów wojny. W naszej społeczności - i szerzej, w środowisku narodowym - są osoby, które miały bezpośredni kontakt z konfliktem na Ukrainie, zarówno w charakterze ochotników, jak i wolontariuszy. Byli tam, pomagali, niektórzy walczyli - i właśnie dzięki ich doświadczeniu udało się przenieść do Polski pewien zasób wiedzy, którego nie da się zdobyć z książek czy filmików w Internecie.
Co istotne, mamy również w swoim kręgu weteranów - ludzi, którzy służyli lub nadal służą w strukturach wojskowych. Część z nich uczestniczy w działaniach edukacyjnych, niekiedy prowadząc wykłady czy konsultując nasze szkolenia lub pomagając rozwiązywać problemy. To często bardzo techniczne, szczegółowe informacje przekazywane z pierwszej ręki, obejmujące nie tylko budowę dronów, ale także sposoby ich użycia w warunkach realnego zagrożenia, przeciwdziałania zakłóceniom, pracy w warunkach presji psychicznej i walki elektronicznej.
Czytaj też
Nie jesteśmy organizacją stricte bojową, nie udajemy weteranów ani nie próbujemy kreować się na żołnierzy frontowych. Ale jesteśmy grupą, która aktywnie uczy się od tych, którzy mają realne doświadczenie. Uważamy, że to uczciwe i rozsądne podejście. Nie ma sensu „grać twardziela” w groźnej koszulce, jeśli nie umie się nawet poprawnie trzymać karabinu lub w przypadku dronów zaprogramować kontrolera lotu - a z drugiej strony, nie można też odrzucać ludzi, którzy działają na zapleczu, bo właśnie zaplecze - kompetentne, systematyczne, oddane - przesądza o sile każdej formacji.
W jaki sposób chcecie wykorzystać zdobytą wiedzę? Czy w jakieś formie wsparcia merytorycznego dla Wojska Polskiego?
To pytanie dotyka sedna naszej działalności. Jesteśmy w takim miejscu, gdzie nasza wiedza i praktyka - choć nie instytucjonalna - zaczynają nabierać realnej wartości merytorycznej, również z perspektywy struktur państwowych. Nie jesteśmy częścią sił zbrojnych, nie działamy z ich formalnego nadania. Ale działamy w tym samym celu, w tym samym interesie - dla dobra narodowego bezpieczeństwa i budowy nowoczesnego potencjału obronnego.
Z jednej strony rozwijamy się oddolnie - budując własne zaplecze sprzętowe i szkoleniowe. Organizujemy szkolenia FPV w kraju, zarówno w warunkach poligonowych, jak i na symulatorach. Skupiamy się nie tylko na samym lataniu, ale też na pełnym cyklu tworzenia i obsługi dronów - od projektowania i druku, przez składanie, konfigurację oprogramowania, aż po analizę ryzyka i przeciwdziałanie zakłóceniom. Coraz większy nacisk kładziemy na przekrojowe przygotowanie operatora - nie tylko manualnie, ale też psychicznie i taktycznie.
Z drugiej strony staramy się nawiązywać i pielęgnować kontakt z ludźmi z formacji takich jak Wojsko Polskie, WOT czy inne struktury proobronne. Z niektórymi żołnierzami mamy bardzo dobry, nieformalny kontakt. Wymieniamy się doświadczeniami, rozmawiamy o technologii, testujemy rozwiązania. Oni przynoszą doświadczenie służby i struktury, my wnosimy świeżość, elastyczność i nierzadko bardzo zaawansowaną znajomość sprzętu cywilnego, który coraz częściej znajduje zastosowanie na polu walki. Często wojskowi są zaskoczeni, jak wiele można osiągnąć samodzielnie - i jak mało wiedzy na temat dronów FPV mają niektóre instytucje, mimo ogromnych budżetów.
Nie jesteśmy jeszcze formalnie gotowi, by „wejść z buta” do struktur państwowych i nie wiemy, czy taki moment nadejdzie. Wszystko zależy od koniunktury, podejścia decydentów, zmian doktrynalnych i tego, czy państwo polskie będzie gotowe do otwarcia się na wiedzę oddolną i środowiskową. Na razie wolimy być przygotowani, działać w cieniu, rozwijać się, a nie czekać biernie, aż ktoś da nam pozwolenie. Drony to technologia, która nie czeka. Tutaj przewagę buduje się szybciej niż powstają oficjalne programy ministerialne.
Współpraca wojskiem? Tak, ale na uczciwych zasadach - jako partnerzy, nie jako statyści w mundurach. Chcemy pokazywać, że nacjonalistyczne środowisko może być bardzo dobrze zmotywowanym zapleczem czy to szkoleniowym, czy technicznym i operacyjnym dla państwa, o ile zostanie potraktowane poważnie.
Czasami można się spotkać z komentarzem, że ONR jest takim „polskim Azowem”. Ile jest w tym prawdy?
To porównanie pojawia się coraz częściej - i choć brzmi może kontrowersyjnie dla części odbiorców, warto się mu przyjrzeć na spokojnie i bez emocji. Rzeczywiście, można znaleźć pewne podobieństwa - ale także bardzo istotne różnice wynikające z realiów historycznych i politycznych obu krajów.
Zacznijmy od tego, że pułk Azow - niezależnie od ocen politycznych zrodził się w ogniu wojny, w bardzo brutalnych i niestabilnych warunkach, po wybuchu konfliktu w Donbasie w 2014 roku. Był odpowiedzią na realne zagrożenie ze strony rosyjskiej agresji, w sytuacji, gdy państwo ukraińskie nie było jeszcze w stanie skutecznie się bronić. W jego skład wchodzili głównie nacjonaliści, kibice piłkarscy, ochotnicy - ludzie, którzy z bronią w ręku bronili Mariupola i wschodniej Ukrainy. Ich geneza jest uliczna i oddolna, podobnie jak wiele narodowych inicjatyw samoobrony w sytuacjach rozpadu struktur państwowych.
Pod tym względem porównanie do ONR - a szerzej: do środowisk narodowych w Polsce - ma sens, jeśli mówimy o społecznym zapleczu, determinacji i idei walki o suwerenność narodową. Środowiska nacjonalistyczne w Polsce, również współczesne, wywodzą się wprost z etosu niezależności, oddolnego oporu, organizacji młodzieżowej i formacji ideowej. To są ludzie, którzy bez etatów, bez finansowania, bez poklasku ze strony mediów działają lokalnie, szkolą się, organizują pomoc, rozwijają wiedzę proobronną. W tym sensie porównanie do Azowa może być dla nas zaszczytem, szczególnie jeśli spojrzymy na to przez pryzmat ich determinacji i ofiar poniesionych w obronie własnego kraju.
Czytaj też
Oczywiście są też różnice. Polska to nie Ukraina - nie ma u nas stanu wojny, nie działamy w warunkach okupacji czy otwartej agresji militarnej. Nasze działania są przygotowawcze, edukacyjne, rozwojowe - nie bierzemy udziału w walkach z bronią w ręku, lecz tworzymy grunt pod narodowy/cywilny potencjał obronny i staramy się dać przykład. Poza tym Azow stał się formacją oficjalną, częścią Gwardii Narodowej, a jego początki jako batalionu ochotniczego były brutalne i chaotyczne. My działamy spokojnie, rozważnie, w zgodzie z polskim prawem - ale nie ukrywamy, że nasza motywacja również wynika z patriotyzmu i potrzeby bycia gotowym na wszystko.
Warto też przypomnieć, że polski nacjonalizm ma swój własny etos walki zbrojnej, i to nie od wczoraj. Przykłady? Niemiecka i sowiecka okupacja, partyzantka antykomunistyczna po II wojnie światowej. Z ONRu wyrosły takie formacje jak Narodowe Siły Zbrojne, UBK, Związek Jaszczurczy, które były realnym orężem oporu przeciwko niemieckiemu i sowieckiemu zniewoleniu. Działały często w osamotnieniu, bez poparcia struktur państwowych, ale w zgodzie z ideą walki o niepodległą Polskę. To dziedzictwo jest wciąż żywe, a dla wielu młodych narodowców stanowi punkt odniesienia- nie z pozycji romantycznych, ale dla dyscypliny, determinacji i gotowości do poświęcenia.
Odpowiadając krótko na pytanie czy ONR to polski Azow? To zależy, jak kto patrzy. Jeśli przez pryzmat gotowości do działania, walki o suwerenność i narodowej determinacji -to tak, są tu pewne analogie. Jeśli jednak ktoś próbuje używać tej etykiety jako formy oskarżenia, by zdyskredytować nasze środowisko to musimy jasno odpowiedzieć: naszym celem nie jest chaos ani przemoc, lecz rozwój narodowej samoświadomości i przygotowanie do realnych zagrożeń. Bo historia uczy jedno - gdy przyjdzie moment próby, nie będzie czasu na teoretyczne debaty. Będą liczyć się tylko ci, którzy są gotowi stanąć w obronie swojego kraju.
Czytaj też
Dziękuję za rozmowę
DAX
Wspaniała inicjatywa!
Zam Bruder
Obóz Narodowo - Radykalny, czyli ONR ; tu uwaga ! Nie łączyć polskich Patriotów z tymi dwoma patostreamerami - "kamratami" z tuby, ktôrych pewien pan mecenas absurdalnie oskarża o przejęcie (sic!) komisji wyborczych i zafałszowanie wyborów prezydenckich. Wypada mi tylko uczynić ukłon do D24 za ten - przyznam....oryginalny tekst ;)) mając na uwadze w lewo zwrot obecnej władzy ludowej na której wsparcie ze strony MONu oczywiście środowisko narodowo - patriotyczne raczej liczyć nie może. Wielka szkoda, bo tak się buduje oddolny potencjał obronny nie obarczony całym bezpotrzebnym garbem biurokracji i formalnych ograniczeń próbujących wchłaniać i podporządkowywać pod siebie podobne inicjatywy funkcjonujące poza skostniałym systemem niezdolnym odtworzyć nawet OC w nowym wydaniu, że już nie wspomnę o jakiejś efektywnej formie szkoleń wojskowych ukierunkowanych na młodych ludzi którzy generalnie w godzinie "W" przypuszczą szturm na...wszystkie możliwe drogi ucieczki z kraju.