Polak w 3. Brygadzie Szturmowej: „Dron był 10 metrów ode mnie” [WYWIAD]
„Gdy oderwaliśmy się od przeciwnika dopadł nas ogień moździerzy. Pracowały trzy stodwudziestki, jeden odłamek rozerwał mi kamerkę go pro na hełmie, drugi utkwił w balistycznym naramienniku” – mówi w wywiadzie Defence24.pl „Ronin”, Polak walczący w ukraińskiej elitarnej 3. Brygadzie Szturmowej.
Michał Bruszewski: Został Pan ranny?
„Ronin”, Polak w 3. Brygadzie Szturmowej: W nocy jako medyk kompanijnego punktu oporu poszedłem wraz z pomocnikiem wyciągać dwóch rannych kolegów z pola minowego. W drodze powrotnej sam nastąpiłem na leżącą w wysokiej trawie minę. Ja z rannymi do własnych pozycji wracaliśmy na czworaka, kolega któremu udało się jako jedynemu wyjść z tego bez szwanku towarzyszył nam, ale niespecjalnie mógł jakkolwiek pomóc. Jestem obecnie w szpitalu, leczenie jest na wstępnym etapie.
Miny potrafią urwać nogi a nawet zabić żołnierza, brzmi poważnie, jak się Pan czuje?
To tylko uszkodzenie stopy, wpadłem na mniejszą minę, najprawdopodobniej PFM-1 tzw. lipistki. Jeżeli chodzi o nią to rany bywają różne, łącznie z całkowitą lub częściową amputacją stopy. Ja musiałem ją tylko potrącić bo skończyło się na połamanych kościach. Mojemu koledze z batalionu szturmowego mającemu podobny stopień uszkodzenia udało się ocalić stopę.
Czy jako medyk pola walki od razu wiedział Pan co robić? Założył sobie stazę?
Po kilku sekundach oszołomienia - tak, to jest wyuczone na poziomie automatyzmu. Biorąc pod uwagę, że byliśmy na otwartym polu przy dużej aktywności dronów, musiałem bardzo szybko się stamtąd wydostać. To że przeżyliśmy i żadne FPV w nas nie uderzyło było cudem. Gęsiego, na czworaka wróciliśmy do naszych pozycji, jak odzyskaliśmy łączność z dowództwem to dowiedzieliśmy się, że już spisywali nas na straty. Obserwowali z Mavika całą sytuację i wiedzieli, że w naszym kierunku leci wrogie FPV. Nie mogli z nami nawiązać łączności, my przez całe dziejące się zamieszanie nie zarejestrowaliśmy nawet dźwięku przelatującego drona. Mieliśmy o tyle szczęścia, że nas nie zauważył albo leciał na bardziej istotny cel.
Wracając do pańskiej rany to życzę zdrowia. Zacznijmy od początku. Jak w ogóle Polak znalazł się w 3. Brygadzie Szturmowej?
W 2022 roku, miałem taki epizod, kiedy pojechałem jako wolontariusz pracować w magazynie pomocy humanitarnej pod Lwowem. Pomagałem także w Irpinie i Borodziance w odbudowie, po wyzwoleniu. Wtedy też nieoficjalnie udało mi się dostać na szkolenie jednego z batalionów ochotniczych, „Nacgwardi”. Na front z jednostką nie pojechałem bo Gwardia Narodowa Ukrainy wtedy nie podpisywała jeszcze kontraktów z cudzoziemcami. Wróciłem w 2024 roku już z myślą o bezpośredniej walce. Wysłałem aplikację do Legionu Międzynarodowego, ale moje zgłoszenie zostało przekazane do 3. Szturmowej. Po rozmowie wstępnej i teście sprawności fizycznej trafiłem na trwające dwa i pół miesiąca szkolenie, a następnie już do jednostki liniowej.
W zeszłym roku byłem w Med-Rocie 3. Brygady Szturmowej. Tam Pan służy?
Nie, Med-Rota to organizacja zapewniająca zabezpieczenie medyczne na szczeblu brygady - profesjonalna kadra medyczna i szpital polowy, ja zanim zostałem medykiem pola walki zaczynałem jako zwykły strzelec. Zauważono, że dobrze sobie radzę z opatrunkami, więc dostałem torbę medyczną CLS i przydział: strzelec-sanitariusz, chodziłem przy tym na szturmy tak samo jak inni żołnierze piechoty. W nowo sformowanym pododdziale dla cudzoziemców potrzebowali medyków. Wysłano mnie na kurs na poziomie CMC. Po jego ukończeniu żołnierz może wychodzić na pozycje jako medyk plutonowego/kompanijnego punktu oporu, dyżurować na CASEVACU lub nadal wychodzić w pole w składzie grupy szturmowej.
Może Pan powiedzieć w jakim rejonie służył?
Wschodnia Ukraina, kierunek borowski. Okazjonalnie przerzucano grupy szturmowe na inne kierunki do pojedynczych zadań, do wsparcia sąsiednich pododdziałów, ale głównie był to kierunek borowski. Nie chcę podawać konkretnych miejscowości.
Został Pan ranny jeszcze w 2024 roku czy w 2025?
Byłem ranny dwukrotnie: w 2024 dostałem w szczękę odłamkiem, teraz stopa.
Jakie są Pana obserwacje z obecnej fazy wojny?
Tak naprawdę, z mojej perspektywy, indywidualne umiejętności żołnierza niewiele mogą wpłynąć na jego przeżywalność wobec dronów. Nawet jeżeli ktoś ma wysoką sprawność fizyczną i wysokie umiejętności indywidualne, ale trafi do słabej brygady, niewiele mu to da. Ważniejszy jest system i wsparcie jakie dają pododdziały techniczne jednostki. Jeśli twoja brygada ma dobrą walkę radioelektroniczną, sprawnie wyszukuje pozycje wrogich droniarzy i kryje ich artylerią, jeśli ma dobre rozpoznanie radioelektroniczne i informuje Cię, powiedzmy, że przechwycili transmisję z drona FPV, który leci w Twoim kierunku. Wtedy masz większą szansę przeżycia. Liczy się wsparcie techniczne na poziomie od batalionu do brygady, a ze względu na to, że Trzecia Szturmowa jest pod tym względem jednym z najlepszych związków taktycznych, przeżywalność żołnierzy jest większa. Wykorzystywana jest cała gama środków WRE od prostych zagłuszarek okopowych lub osobistych po zaawansowane systemy szczebla brygady. Przy czym obserwuje się w czasie spadek znaczenia tych pierwszych względem drugich. Zagłuszarki przenośne ze względu na ograniczenia dotyczące ich masy i problemy z zasilaniem, wobec wzrostu odporności BSP na ich działanie zasadniczo wyczerpały swój potencjał rozwojowy. Cięższe urządzenia przewoźne pozbawione wspomnianych ograniczeń są bardziej przyszłościowe.
Stąd popularność 3. Brygady? Byłem w różnych brygadach, ale bardzo młodych żołnierzy widać głównie u Was. A polityka? W Polsce tzw. ruch azowski wiąże się z kontrowersjami politycznymi. Jakby Pan swoim rodakom przedstawił brygadę?
Warto zaznaczyć, że sama brygada jako związek taktyczny jest przede wszystkim skupiona na wykonywaniu swoich zadań bojowych. Nie pewno nie rozpatruje się jej w charakterze organizacji politycznej. Ludzie w brygadzie odpowiadają pełnemu przekrojowi społeczeństwa ukraińskiego. Wielu żołnierzy piechoty to zmobilizowani na ulicy cywile. Drugim źródłem uzupełnień są weterani z innych jednostek, których do Trzeciej Szturmowej przyciągnęły dobre warunki służby i zaopatrzenia materiałowo-technicznego. Trudno mówić o silnych wątkach polityczno-ideologicznych, które odróżniałyby jakoś szczególnie takiego żołnierza, od reszty ZSU. Z pewnością są tutaj też ludzie zaangażowani w ruchy nacjonalistyczne, ale to typowe dla większości lepszych jednostek ukraińskich. Przez sposób prowadzenia kampanii medialnych jednostka stała się marką samą w sobie. Prowadzone są różne akcje promocyjne, z własną linią odzieży włącznie. Dla mnie takie agresywne reklamy wydają się kiczowate, ale najwidoczniej na młodzież to działa. Jeżeli 18-latek na Ukrainie zdecyduje się, by wstąpić do wojska, najczęściej wybierze właśnie taką brygadę jak Trzecia Szturmowa. Jednostka współpracuje z nacjonalistyczną organizacją Centuria i młodzież zaangażowana w taką działalność, w naturalny sposób staje się rezerwuarem rezerw osobowych dla Trzeciej Szturmowej.
Jaki był Pana najtrudniejszy moment walk?
Topografię tego obszaru Ukrainy można opisać jako kwartały pól przedzielonych pasami leśnymi. Gdzieniegdzie w pola wcinają się rozgałęzione, często gęsto zalesione wąwozy. Naszym zadaniem było oczyszczenie właśnie takiego wąwozu i odchodzącego od niego pasa leśnego. Samo dostanie się na pozycje wyjściowe wymagało przejścia 11 kilometrów od punktu wyładunku. Zamysł był taki by podzielić się na czwórki i nie ściągać na siebie dronów jako duża grupa. Trafiliśmy na dobrze przygotowanego przeciwnika. Pozakładali granaty na odciągach tzw. rastiaszki. Nam ogranicza to swobodę manewru i spowalnia, jednocześnie przeciwnikowi znającemu obejścia takich zapór zupełnie nie przeszkadza. Jeden z naszych zerwał odciąg, zdążył jednak rzucić się na ziemię i uniknął zranienia, zaalarmowało to jednak przeciwnika. W tym momencie znaleźliśmy się na linii ognia, żołnierz po mojej lewej został ranny w nogę. Zaczęliśmy wycofywać się skokami. Nagle słyszę ruch z prawej strony, celowniczy kaemu również zaczął się tam oglądać więc nie mogło być mowy o przesłyszeniu się. „Nasypując” w tym kierunku kontynuowaliśmy wycofanie. Gdy oderwaliśmy się od przeciwnika dopadł nas ogień moździerzy. Pracowały trzy „stodwudziestki”, jeden odłamek rozerwał mi go pro na hełmie, drugi utkwił w balistycznym naramienniku. Przedzieranie się przez krzewy było koszmarem, ranny żołnierz kulał na nogę więc co chwilę trzeba było go podtrzymywać. Gdy dotarliśmy do własnych pozycji zapełzłem z nim do nory, na szczęście rana nie była poważna, szybko wziąłem opatrunek hemostatyczny, bandaż izraelski, indywidualny pakiet leków i to wystarczyło. Sam szturm musieliśmy przerwać i spróbować jeszcze raz wzmocnieni pozostałością innej grupy. Tym razem kontakt nawiązaliśmy wcześniej z pojedynczym przeciwnikiem w lisiej norze. Koledzy zarzucili go granatami, a chwilę potem ponownie weszliśmy w wymianę ognia z zasadniczymi siłami nieprzyjaciela. Ze względu na przewagę po stronie przeciwnika kontynuowanie posuwania się naprzód było bezcelowe. Ostatecznie zyskaliśmy jakieś 400 metrów wąwozu, gdzie trzeba było wystawić dwie nowe pozycje, przesiedzieć na nich noc i zaprowadzić na nie piechotę. Nie było tam dogodnych miejsc do obrony, noc przesiedziałem pod krzakiem. Nad ranem wróciłem na naszą pozycję wyjściową i zabrałem ze sobą grupę utrzymania, która zluzowała „szturmowików”. W toku działań nie mogliśmy liczyć na efektywne wsparcie naszych dronów, głównie przez gęstą roślinność. Jedyną użyteczną informacją jaką dzięki nim mieliśmy było potwierdzenie trafienia przez nas przeciwnika, na którego później „kontrolnie” zrzuciły granat.
A najtrudniejsze rany jakie Pan opatrywał?
Najtrudniejszy przypadek spotkałem jeszcze zanim zostałem medykiem. Dwóch żołnierzy siedziało w tzw. norze, do której rosyjski dron zrzucił ładunek z białym fosforem. Obaj zakładali maski gazowe, ale jeden z nich nie zdążył dokręcić filtru na masce. Drugi tego nie widział bo ziemianka była zadymiona. Gdy przyszedłem na tę pozycję ten pierwszy z poparzonymi drogami oddechowymi i zatruciem organizmu fosforem nie był wstanie się podnieść o własnych siłach. Wymiotował mieszaniną krwi i żółci, zasadniczo jego organizm walczył z zatruciem wydalając z siebie wszystko co możliwe. W tej małej norce przeleżeliśmy, we trójkę do rana, gdy dostałem zgodę by doprowadzić rannego na następną pozycję. Jego stan lekko się poprawił tak że powłócząc nogami był w stanie iść z moją pomocą. Gdy dotarliśmy na miejsce kompletnie opadł z sił, krótko potem przestał oddychać, i znikł puls, medyk wstrzyknął mu adrenalinę ale to niewiele pomogło, ostatecznie ranny zmarł. Być może pomogła by konikotomia, dająca możliwość oddychania mimo obrzęku górnych dróg oddechowych, ale nie ma pewności. Był to ochotnik z Węgier.
Wydaje się, że obecnie największym zagrożeniem dla żołnierza są drony. Był Pan w takich sytuacjach, że był bardzo blisko?
Wtedy byśmy nie rozmawiali. Jak poruszam się posadką (pas drzew – przyp.red) i nadlatuje rosyjski dron w „upor”, czyli przeczesuje posadki celem znalezienia żołnierzy, to jest faktycznie niebezpiecznie. Najbliżej, był 10-15 metrów ode mnie, musiał mnie nie zauważyć, bo poleciał dalej. Takiej sytuacji, że dron mnie zauważył i polował konkretnie na mnie, na szczęście nie miałem. Dla piechoty nie jest jeszcze, aż tak źle. W strefie tyłowej masz ukrycia, okopy, kaponiery, rozwieszone siatki, można sobie przejść bez większych problemów. Dla lądowych pojazdów załogowych i bezzałogowych to strefa śmierci.
Jaką taktykę stosują obecnie Rosjanie?
Izolują pole walki. Wykorzystują swój system rozpoznawczy, określają jak wygląda nasza logistyka, w jakich porach jest luzowanie personelu, jakimi drogami porusza się ten personel, gdzie żołnierze się spieszają i idą na pozycje, gdzie są punkty węzłowe. Tam wysyłają swoje drony, które albo bezpośrednio uderzają albo zrzucają miny. Przy pomocy tanich środków blokują skrzyżowania i drogi. Rosjanie wykorzystując BSP dalszego zasięgu, posiadają wiedzę kiedy z tyłów wyruszają transporty na front. Z wyprzedzeniem informują obsługi FPV i planują na jakim odcinku drogi najdogodniej będzie uderzyć. Nawet naziemne platformy bezzałogowe mimo mniejszej sygnatury termalnej nie mogą się przedrzeć na pierwszą linię. Zapasy, w tym benzynę do generatorów trzeba czasem nieść kilka-kilkanaście kilometrów. Sytuację częściowo ratują ciężkie BSP mogące zrzucać zapasy.
A jak z logistyką u Rosjan?
Na podstawie zeznań jeńców, z regularnych pododdziałów Strzelców Zmotoryzowanych - znacząco gorzej niż po naszej stronie. Logistycznych bezzałogowców nie wykorzystują prawie wcale, racje jakie mają na pozycjach są więc głodowe. Można sobie wyobrazić w jakiej kondycji psychofizycznej są żołnierze siedzący po norach miesiącami, z niedostatkami podstawowych zapasów. Z drugiej strony przeciwnik posiada też jednostki wybijające się ponad ten standard, które są zorganizowane nie gorzej od nas, jak chociażby ta z jaką zetknęliśmy się na szturmie.
Co mówią jak trafiają do niewoli?
Miałem okazję rozmawiać z jeńcem pochodzącym z Królewca, który mi opowiadał, że podpisał kontrakt do budowlanki i miał pracować w Mariupolu. Ostatecznie jakimś cudem zamiast na plac budowy trafił do piechoty szturmowej (śmiech). Oczywiste jest to, że jeńcy wymyślają różne kłamstwa, byle nie przyznać się, że przyjechali zabijać za pieniądze. To naturalne dla człowieka próbującego poprawić swoją sytuację w niewoli. „Zeki” najczęściej tłumaczą się chęcią skrócenia odbywanego wyroku.
Dziękuję za rozmowę


WIDEO: Rywal dla Abramsa i Leoparda 2? Turecki czołg Altay