Reklama
  • Wiadomości

Polska płaci za broń dla Ukrainy. Wiemy, co otrzyma Kijów [KOMENTARZ]

Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski stwierdził, że Polska do końca roku przekaże na sprzęt przeznaczony dla Ukrainy dostarczany przez USA około 100 mln dolarów. W jaki sposób działa ten mechanizm pomocy i jaka broń może zostać kupiona?

Autor. Marek Borawski/KPRP

Zgodnie z deklaracją ministra Sikorskiego, Polska przystąpi do mechanizmu PURL (ang. Prioritized Ukraine Requirements List – lista priorytetowych wymagań dla Ukrainy). Chodzi o możliwość pozyskiwania sprzętu będącego także w zapasach sił zbrojnych USA, jeśli koszty zostaną pokryte przez sojuszników. Inicjatywa ta została uzgodniona jeszcze w lipcu przez prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa i sekretarza generalnego NATO Marka Ruttego.

Dzięki temu pomoc sprzętowa dla Ukrainy może być kontynuowana i rozszerzana. Odbywa się to odrębnie od wsparcia zatwierdzonego przez Kongres w 2024 roku. To jednak z upływem czasu jest wykorzystywane, a Kijów ma bardzo duże potrzeby, szacowane nawet na 10 mld dolarów rocznie. Lista sprzętu niezbędnego do pozyskania w ramach PURL uzgadniana jest z dowódcą strategicznym NATO gen. Alexusem Grynkewichem, a dostawy realizowane są w krótkim czasie. Od uruchomienia inicjatywy uzgodniono już kilka pakietów PURL, ostatni, jeszcze w listopadzie, utworzyły kraje bałtyckie i nordyckie.

Jaki sprzęt jest pozyskiwany w ramach PURL?

Inicjatywa PURL służy – paradoksalnie – w pierwszej kolejności utrzymaniu w walce sprzętu, który został już dostarczony Ukrainie przez USA. Chyba najbardziej znane rodzaje wyposażenia, jakie mogą być w jej ramach dostarczane to pociski do wyrzutni HIMARS (typu GMLRS o donośności 85 km lub typu ATACMS o donośności 300 km), lub pociski do Patriotów (PAC-2 GEM-T produkcji Raytheona lub PAC-3/PAC-3 MSE produkcji Lockheed Martina). Oba te rodzaje uzbrojenia są bardzo istotne dla obrony Ukrainy i służą odpowiednio do uderzeń na cele w głębi ugrupowania przeciwnika oraz obrony przed atakiem z powietrza (głównie rakietami balistycznymi). Kijów nie ma możliwości zastąpienia w sposób skuteczny i w odpowiedniej ilości ich ani bronią produkowaną u siebie, ani pozyskiwaną od europejskich sojuszników.

Lista sprzętu, jaka jest pozyskiwana w ramach PURL jest jednak dłuższa. Choć dokładna zawartość poszczególnych pakietów nie jest ujawniana, to można z pewną dokładnością określić na co są przeznaczane te pieniądze na bazie komunikatów agencji DSCA, która zatwierdza sprzedaż na Ukrainę poszczególnych typów uzbrojenia.

Pakiety mogą więc obejmować:

  • Części zamienne i wsparcie eksploatacji dla sprzętu amerykańskiego, który Ukraina już użytkuje (np. myśliwce F-16, Patrioty, HIMARS, ale też BWP Bradley oraz haubice Paladin i M777 kalibru 155 mm)
  • Uzbrojenie do myśliwców F-16 (a także dostosowanych do przenoszenia amerykańskiej broni powietrze-ziemia samolotów MiG-29 i Su-27). Mogą to być rakiety powietrze-powietrze Sidewinder i AMRAAM (dla F-16), ale też bomby kierowane GBU-39 SDB-I i GBU-62 JDAM-ER. Te pierwsze służą Ukraińcom do odpierania ataków na miasta.
  • Usługi rozpoznania i łączności, w tym satelitarnej, bo te również świadczone są w pewnej części za pośrednictwem Pentagonu
  • Amunicję artyleryjską i do sprzętu w standardzie NATO – w tym także do starszej broni jak zestawy rakietowe HAWK czy systemy FrankenSAM, które wykorzystują rakiety rodziny Sparrow).

Dostawa tak „prozaicznego” sprzętu może być kluczowa dla kontynuowania obronnej walki przez Ukrainę, nawet jeśli nie są to nowe platformy bojowe, a tylko utrzymanie wyposażenia,

które jest. Ukraińcy eksploatują sprzęt z USA (jak i każdy inny) w warunkach długotrwałego konfliktu o dużej intensywności. Przykładowo, myśliwce F-16 i Mirage 2000 zniszczyły 1300 celów powietrznych (większość z nich – samoloty amerykańskie, bo jest ich parokrotnie więcej niż Mirage). Nawet, jeśli wykonuje się kilkanaście misji ze zrzutem bomb dziennie, to i tak ich zużycie w ciągu roku wyniesie tysiące.

A to oznacza, że dostawy w ramach inicjatyw takich jak PURL są bardzo potrzebne. I – podkreślmy to – w dużej części dotyczą sprzętu używanego przez Ukrainę na szczeblu operacyjnym, bardzo ostro nadzorowanego. Każda dostawa z USA jest zresztą ściśle monitorowana, dlatego trudno mówić o ryzyku defraudacji.

WIDEO: Akt dywersji. Co wiemy o kolejowym sabotażu?
Reklama
Reklama