- Wiadomości
- Polecane
- Komentarz
Pentagon: Nie doceniliśmy Rosji [KOMENTARZ]
Niedawno Pentagon wraz z jego szefem Lloydem Austinem starali się określić poziom strat, jaki poniosła Federacja Rosyjska w pełnoskalowej wojnie na Ukrainie. Jednocześnie zaczęły też pojawiać się głosy, że Rosja radzi sobie lepiej, niż początkowo zakładano.

Jak relacjonuje Defense News, jeszcze w marcu podczas spotkania w Ramstein w RFN sekretarz obrony USA stwierdził, że w ostatnich dwóch latach wojny Rosja poniosła straty rzędu 315 tys. zabitych i rannych, około 20 dużych i małych okrętów na Morzu Czarnym, a cena pełnoskalowej inwazji oscyluje w granicach 211 miliardów dolarów. Zdaniem Austina Federacja Rosyjska zapłaciła ogromną cenę za imperialne marzenia Putina.
Obecnie jednak prognozy i oceny reprezentowane przez Pentagon nie są już tak pozytywne. Wskazano na znaczący wzrost zdolności produkcyjnych Rosji oraz jej wysoki próg bólu, który pozwolił Moskwie odbudować potencjał militarny. Ciekawy jest jednak fakt, że ta zmiana zdania nastąpiła raptem na przestrzeni niecałych dwóch miesięcy. Konkluzja obecnie płynąca z Waszyngtonu jest jasna: Rosja odbudowuje swoje zdolności szybciej, niż zakładały Stany Zjednoczone.
Zobacz też
Rosja postawiła wszystko na jedną kartę
Pierwsze miesiące, choć można nawet założyć, że pierwszy rok pełnoskalowej wojny był dla Rosji wyjątkowo bolesny. W szczególności pierwsza faza „operacji specjalnej”, która zakończyła się dużą klęską oraz letnio-jesienna kontrofensywa ukraińska dawały podstawy do tego, by dostrzegać słabość Federacji Rosyjskiej na froncie. Armia rosyjska została zmuszona w 2022 roku do wycofania z obwodów kijowskiego, czernichowskiego, sumskiego, niemal całego charkowskiego, mikołajewskiego oraz prawobrzeżnej części obwodu chersońskiego. Wydawało się zatem, że Rosjanie całkowicie przeszacowali swoje zdolności, a Ukraina będzie w stanie pójść za ciosem. Wszystko jednak zmieniło się w 2023 roku, a symbolem tego była klęska drugiej kontrofensywy ukraińskiej.
Co zatem się stało, że Rosja była w stanie odbudować swoje zdolności i wyciągnąć wnioski ze swoich wcześniejszych błędów? Już wcześniej pojawiały się analizy, które mówiły, że Rosja będzie w stanie odbudować swoje zdolności w perspektywie od 3 do 10 lat, w zależności od mobilizacji, skuteczności sankcji oraz sytuacji na froncie. Obecnie wydaje się, że bardziej prawdopodobnym będzie perspektywa bliższa, niż dalsza. Wynika to z kilku czynników.
Pierwszym jest pomoc płynąca do Rosji z Iranu. W szczególności, jeśli mowa o dostawach bezzałogowców w postaci Shahed-136. Wedle różnych szacunków, tylko do grudnia 2023 roku Rosja mogła wystrzelić w kierunku Ukrainy nawet 3700 takich dronów. Druga kwestia to wsparcie ze strony Korei Północnej. Tu mówi się nawet o kilku milionach pocisków dostarczonych przez reżim Kim Dzong Una. Trzeci z kolei to zacieśnianie współpracy z Chinami. Co prawda dla Rosji ta relacja jest jednoznaczna z podporządkowaniem się Pekinowi w dłuższej perspektywie, niemniej chińska pomoc (w szczególności gospodarcza) jest tu nieoceniona i pozwala Federacji Rosyjskiej na utrzymanie/zwiększenie produkcji sektora zbrojeniowego.
Zobacz też
Przemysł rosyjski nie zwalnia tempa. Wręcz przeciwnie
Kolejnym elementem na liście rzeczy, które zostały niedocenione przez USA i na co same zwracają uwagę, to zdolności rosyjskiego przemysłu. Defense News powołuje się tutaj na stanowisko generała Christophera G. Cavoli’ego, Naczelnego Dowódcy Sił Sojuszniczych w Europie. Stwierdza on, że z rosyjskich linii produkcyjnych może zjechać nawet 1200 czołgów rocznie, do 3000 pojazdów opancerzonych oraz jest ona w stanie wyprodukować do 3 milionów pocisków artyleryjskich i rakiet w skali roku. Ponadto planuje ona również rozpocząć masową produkcję dronów nawet do 6 tysięcy na rok. To liczby obecnie nieosiągalne dla jakiegokolwiek państwa w Europie, przy obecnych zdolnościach produkcyjnych.
Zobacz też
Rosja też postanowiła znacząco zwiększyć swoje wydatki na obronę, a szacunki RUSI mówią tu nawet o ich potrojeniu - nawet do 140 miliardów dolarów w 2024 roku. To spowodowało także znaczący wzrost zatrudnienia w tym sektorze w Rosji. Szacuje się, że może to być nawet do 3 milionów pracowników w rosyjskim przemyśle zbrojeniowym. Nie można również zapomnieć o starym sprzęcie oraz zmagazynowanej amunicji, których liczebność tak naprawdę nie jest w pełni znana, co implikuje wiele problemów w oszacowaniu rosyjskich możliwości. Można jednak założyć, że mowa tutaj o tysiącach sztuk pojazdów opancerzonych oraz czołgów, które po renowacji mogą trafić ponownie do służby.
Należy też mieć na uwadze, że rosyjskie zasoby, choć ogromne, nie są nieograniczone. Wskazaniem ku takiej tezie są właśnie liczne dostawy z wyżej wymienionych państw, czyli Iranu, Korei Północnej czy Chin, ale też Białorusi lub nawet werbunek najemników z najdalszych zakątków świata.
Wreszcie ostatnim elementem jest sama mobilizacja pod kątem liczebności armii. Celem Rosji jest powiększenie armii do 1,5 miliona żołnierzy do 2026 roku. Obecnie werbować ma ona około 30 tysięcy żołnierzy w skali miesiąca, a na Ukrainie ma stacjonować około 470 tysięcy żołnierzy.
Zobacz też
Żywiołem Rosji jest wojna. Zachód tego nie zrozumiał
Złe szacunki zachodnie, co do zdolności rosyjskich, mogą wynikać również z faktu, że Rosja nie jest do końca zrozumiana przez decydentów w Europie i USA. Rosja może być niezorganizowaną w czasach pokoju i popełniać liczne błędy, ale jej sposób funkcjonowania, gospodarka, system sprawowania władzy są bardzo dobrze przystosowane do prowadzenia wojny. Nie chodzi tu wyłącznie o same zdolności, ale też o niejako wrodzony sposób pojmowania przez elity rosyjskie rzeczywistości. Moskwa nigdy nie wyrzuciła z głowy marzeń o byciu imperium oraz przekonania o swojej wyjątkowości. To wynika z tworzonego przez dziesięciolecia, a w zasadzie stulecia wizerunku państwa rosyjskiego - jego wypaczonej formy mesjanizmu, panslawizmu, poczucia misji dziejowej. Także elity kremlowskie nie przyjmują do wiadomości przegranej w polu. Przegrana Rosji na wojnie jest też równoznaczna z klęską wizerunkową jej przywódcy. Stąd też dla Putina zwycięstwo na Ukrainie jest być albo nie być.
Zobacz też
Dlatego też dla Rosji wojna na wyniszczenie jest ceną, którą jest w stanie ponieść Kreml dla osiągnięcia swoich celów w duchu zasady „cel uświęca środki”. Nie bez powodu w Rosji tak bardzo za czasów Władimira Putina odżył kult potęgi Związku Radzieckiego, którego upadek obecny przywódca Rosji nazwał „największą katastrofą geopolityczną XX wieku”. Kultywowanie mitu i poświęcenia w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, odnoszenie się do „ponownej walki z nazizmem/faszyzmem” jedynie rozjaśniają obraz zaciętości, z jaką Kreml stara się forsować obecną narrację. Natomiast Zachód powinien próbować wreszcie zrozumieć, że Rosja nie zrezygnuje ze swoich neoimperialnych celów. Nawet jeśli wojna na Ukrainie skończyłaby się zawieszeniem broni. Dla Moskwy żywiołem jest wojna i prędzej czy później znowu by doszło do kolejnej eskalacji. Dlatego tak ważnym jest zatrzymanie armii rosyjskiej na ukraińskich stepach, a w najlepszym (choć coraz mniej prawdopodobnym scenariuszu) wypchnięcie jej stamtąd.
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]