Reklama

Ekspert ds. dronów: Jesteśmy w przededniu większej prowokacji Rosji [WYWIAD]

Dron, Gerbera, FPV, Ukraina, Rosja
Moment przechwycenia drona Gerbera przez FPV
Autor. Telegram

„Część z tych dronów to były Gerbery, drony wabiki, wyposażone w tzw. soczewki Luneburga, które spowodowały zwiększenie widoczności na radarach (RCS – radar cross-section). Udawały Shahedy. Gerbery są tańsze i mogą mieć mniejsze ładunki wybuchowe służące po to, aby ranić sapera, który rozbraja drona, gdy ten spadnie na ziemi” – mówi w rozmowie z Defence24.pl ekspert ds. dronów Tomasz Darmoliński, prezes „Żelazny” Foundation i Akademii BSP.

Reklama

Michał Bruszewski: Czy w czasie manewrów Zapad może dojść do kolejnych prowokacji z dronami?

Tomasz Darmoliński: Nie wiem, jakie plany ma Federacja Rosyjska, ale moim zdaniem należy się spodziewać większej eskalacji. Nie możemy tego wykluczyć.

Zajmuje się Pan zawodowo dronami. Na gorąco, jakie były pierwsze Pana myśli, gdy dowiedział się o ataku?

Jak patrzę na to z perspektywy moich doświadczeń z Ukrainy, myślę, że najgorsze dopiero przed nami. Myślę, że Rosjanie testowali nasze procedury, sprawdzali którędy można dokonać faktycznych ataków lotniczych, w jaki sposób można przesaturować naszą obronę przeciwlotniczą, jakich sił i środków do tego używamy oraz jak działa cały nasz system reagowania kryzysowego. Dopiero to wszystko składa się na to, że jesteśmy w przededniu większych prowokacji ze strony Federacji Rosyjskiej. Nie wyciągajmy też pochopnych wniosków z tego ataku. Mieliśmy już festiwal „ekspertów” w mediach.

Czytaj też

Co to były za drony?

Federacja Rosyjska wysłała przeciwko nam bardzo proste cele, które miały sprawdzić, jak będziemy działać. Taktykę dopracowywali przez rok. Mamy wiele sprzecznych informacji w przestrzeni medialnej. Z informacji, które ja posiadam, widać, że te drony miały kilka konkretnych zadań i one je zrealizowały. Jest to powtórzenie scenariuszy z Ukrainy. Na Ukrainie robią to bezkarnie, w przypadku bezpośredniego ataku na Polskę oznacza to wojnę z NATO, więc zrobili to trochę inaczej. Część z tych dronów to były Gerbery, drony wabiki, wyposażone w tzw. soczewki Luneburga, które spowodowały zwiększenie widoczności na radarach (RCS – radar cross-section). Udawały Shahedy. Gerbery są tańsze i mogą mieć mniejsze ładunki wybuchowe służące po to, aby ranić sapera, który rozbraja drona, gdy ten spadnie na ziemi.

Czy te drony streamowały obraz do operatorów?

Moim zdaniem nie, służyły po prostu przetestowaniu naszej reakcji. Gerbery nie służą do zwiadu, ale do przesaturowania obrony przeciwlotniczej. Gerber udaje prawdziwego drona. Dopiero w kolejnej fali wlatują specjalne Shahedy przygotowywane do obserwacji. 

Co jeszcze charakteryzowało drony, które wleciały do Polski?

Dochodzą do nas informacje, że miały podwójne zbiorniki, czyli były z premedytacją szykowane na naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej. To jednak należy dokładnie zweryfikować, bo byłoby to całkiem nowe zastosowanie, niespotykane obecnie w Ukrainie.

Czyli to nie jest przypadek, że wleciały do Polski?

Absolutnie nie. Wleciały do nas także Gerbery od strony Białorusi. Podejrzewam, że to one przede wszystkim udawały Shahedy.

Czytaj też

Czy w czasie Zapadu Rosjanie i Białorusini będą ćwiczyli wojnę dronową?

Zdecydowanie tak. To podstawa działań operacyjnych Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej, która zyskała nowe zdolności, których my niestety nie mamy.

Pojawiła się propozycja Kijowa, że Siły Zbrojne Ukrainy mogą pomóc Polsce w szkoleniach dronowych. Co Pan o tym sądzi?

Bardzo dobry pomysł. Czemu tego nie robimy?

Jakie wnioski powinniśmy wyciągnąć z tego powietrznego ataku na Polskę?

Musimy dokładnie przeanalizować ten atak, zastanowić się, jakie były dokładne cele Federacji Rosyjskiej, odtworzyć wszystkie trasy przelotów, sprawdzić, co było w okolicy. Moim zdaniem Rosjanie chcieli przetestować nasze sygnatury radarowe i procedury, sposób działania służb i wojska czy będziemy strzelać do dronów, czy nie.

Wyobraźmy sobie sytuację, że strzelamy z Pioruna do niewiele wartego Gerbera. Pojawia się pytanie o koszt i efekt i o nasze rezerwy amunicji. Jak to rozwiązać?

To strzelanie z armaty do komara. Nie mamy systemów obrony przeciwlotniczej na takie drony. Wszelkie programy zostały w Polsce zamrożone dwa lata temu. Nie mamy innych efektorów niż pary dyżurujące i zdolności naszych pilotów do zestrzeliwania obiektów latających przeciwnika. Alternatywą są drogie rakiety. Takie systemy Ukraina buduje od lat, uczy się, adaptuje. My dopiero dotknęliśmy problemu. Całe szczęście, że nikt nie zginął. Ci państwo, którzy stracili dom przez drona narodzili się na nowo, współczuję im, bo stracili dobytek życia, ale żyją, życie jest najważniejsze. Musimy budować inne systemy, te, których nie chcieli budować nasi decydenci. Gadanie o dronach komunijnych, kartonowych pudełkach i dronach ze styropianu się skończyło. To wczoraj zweryfikowało nasze życie.

Chciałem się odnieść do dźwięku tych shahedopodobnych dronów, który brzmi jak kosiarka albo „stary Romet” – jak pisał jeden z mieszkańców. Czy nie powinniśmy mieć dodatkowej detekcji dźwiękowej, tak jak Ukraina?

Musimy zbudować wielowarstwowy system obrony przeciwlotniczej, a nie koncentrować się wyłącznie na jednym zadaniu. System musi być spójny. Zarówno system dźwiękowy, jak i wizualny są potrzebne. Tylko taki system zapewni nam obronę, to są doświadczenia Ukrainy. Spójrzmy na SKYctrl, mamy ten system, który był swego czasu bardzo nowoczesny, ale go nie rozbudowywaliśmy. Nasz potencjalny wróg – jak nazwał Rosję wczoraj premier – jest o kilka kroków przed nami. To naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej dało im masę cennych informacji.

Dziękuję za rozmowę

Dziękuję

WIDEO: Czy wojsko zdało egzamin? Rosyjskie drony nad Polską
Reklama

Komentarze (1)

  1. PGR

    Mała rzecz a cieszy

Reklama