Reklama

Wojna na Ukrainie

Bez wojsk rozjemczych zawieszenie broni na Ukrainie to fikcja [KOMENTARZ]

Od naruszenia rozejmu, rosyjskich czołgów nie powstrzymają „niebieskie hełmy” ale natowskie Javeliny
Od naruszenia rozejmu, rosyjskich czołgów nie powstrzymają „niebieskie hełmy” ale natowskie Javeliny
Autor. M.Dura

Nie powinno się dyskutować nad tym, czy po ewentualnym zawarciu rozejmu z Rosją wysłać żołnierzy NATO na granicę rosyjsko – ukraińską, ale jak to zrobić. Tylko obecność natowskich sił rozjemczych jest bowiem w stanie powstrzymać Rosjan przed nękającymi atakami na terytorium Ukrainy, nawet gdyby to było związane „tylko” z ciągłym ostrzałem i nalotami.

Kategoryczna brak zgody wielu naszych polityków na wysłanie polskich żołnierzy na ukraińskie terytorium świadczy o kompletnym braku zrozumienia, w jakiej sytuacji się obecnie znajdujemy. Z jednej strony bowiem wskazujemy na potrzebę zawarcia rozejmu pomiędzy Rosją a Ukrainą, a z drugiej zaś strony robimy wszystko, by ten rozejm był tylko na papierze. Wiara bowiem w to, że Rosjanie nagle zatrzymają się na już okupowanych terenach jest zwykłą naiwnością.

Reklama

Gdyby Putin uważał, że zdobył wszystko co zamierzał, to już dawno by się zatrzymał tworząc wokół siebie aurę zwycięzcy i zdobywcy, dostając przy tym możliwość odbudowy rosyjskich sił zbrojnych do dalszych podbojów. W rzeczywistości Rosjanie atakują Ukrainę ponieważ chcą więcej i niestety - ponieważ niczego innego nie potrafią. Oczywiście można się łudzić, że po zawarciu rozejmu, ci sami Rosjanie, którzy niszczą ukraińskie domy, zabytki, cerkwie i szpitale, nagle wezmą się do pracy i zaczną samodzielnie budować swój dobrobyt. W rzeczywistości duża część z nich zamiast coś samemu zrobić, woli to po prostu ukraść. I co gorsza - uważa, że ma do tego prawo. Rosjanie kradli więc i sprzedawali ukraińskie zboże nie dlatego, że sami nie mogli go wyprodukować, ale dlatego że tego nie chcą.

Zastanawiając się nad przyszłością Rosji po ewentualnym rozejmie trzeba o tym pamiętać i znaleźć sposób, by ten rozejm był respektowany przez obie strony. W pierwszej kolejności trzeba przestać się łudzić, że w ten sposób nastanie pokój pomiędzy obu krajami. Ukraińcy przez wiele lat nie zapomną bowiem tego, co im zrobili Rosjanie tym bardziej, że ci nie zamierzają: zwrócić ukraińskich dzieci porwanych do Rosji, oddać tego, co zagrabili, zrekompensować tego co zniszczyli, jak również ukarać bandytów w mundurach, którzy w czasie walk popełniali zbrodnie wojenne.

Misja pokojowa ONZ na Ukrainie jest nie tylko niemożliwa do zorganizowania, ale będzie kompletnie nieskuteczna w odniesieniu do Rosji
Misja pokojowa ONZ na Ukrainie jest nie tylko niemożliwa do zorganizowania, ale będzie kompletnie nieskuteczna w odniesieniu do Rosji
Autor. peacekeeping.un.org

Rozejm będzie więc trudnym kompromisem, w którym żadna ze stron nie będzie usatysfakcjonowana. By go więc utrzymać trzeba te strony odseparować i niestety nie da się tego zrobić budując mur graniczny lub tym bardziej - zawierzając obietnicom takiego cynika i kłamcy, jak Władimir Putin. Jednym z najprostszych rozwiązań jest właśnie demilitaryzacja strefy rozdziału obu stron oraz wprowadzenie tam sił wojskowych, które by tą demilitaryzację zagwarantowały.

Zamiast więc protestować trzeba się zastanowić, jakie siły tam wysłać i jak ich obecność umocować prawnie. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że wcale nie chodzi o wysłanie tam konkretnie żołnierzy francuskich lub polskich. Cokolwiek pojawi się bowiem na Ukrainie musi być wysłane przez całe NATO, a nie decyzją jednego z krajów członkowskich. Wtedy gwarantem pokoju nie będzie nic nie warty podpis Putina, ale siła z którą zarówno Ukraińcy, jak i Rosjanie będą się musieli liczyć.

Czytaj też

Oczywiście ideałem byłoby wysłanie tam wojsk pod egidą ONZ. Jest to jednak organizacja nie mając żadnej siły militarnej i co więcej - woli by tę siłę pokazać. Wszyscy pamiętają chociażby masakry w Srebrenicy, które Serbowie przeprowadzili w lipcu 1995 roku bez większej reakcji ze strony „niebieskich hełmów”. Ostatecznie Serbia została zatrzymana nie w wyniku działań ONZ, ale dopiero po ciężkich bombardowaniach NATO i wkroczeniu do walki wojsk chorwackich.

Do tego, by zatrzymać walkę pomiędzy Rosjanami i Ukraińcami trzeba siły respektowanej przez obie strony. Ukraińcy będą musieli pamiętać, że bez pomocy NATO ich obrona przed agresją Rosji skończyłaby się katastrofą. Dodatkowo to w ich interesie jest skupienie się na odbudowie kraju, a nie na wszczynaniu kolejnych walk przygranicznych i wysyłaniu tam swoich żołnierzy. W przypadku Rosjan jest już gorzej, ponieważ dla nich bezkarne atakowanie Ukraińców to codzienność i to od 2014 roku. Po 24 lutego 2022 roku jest tylko taka różnica, że agresor wcześniej był bezkarny, podczas gdy teraz niekiedy ponosi tego bolesne konsekwencje. „Niekiedy”, ponieważ sama Ukraina nie ma wystarczająco dużo sił, by każdorazowo reagować adekwatnie do mocy rosyjskiego ataku.

Wojska NATO już takie siły posiadają i co więcej, po prawie trzech latach wojny zdobyły ogromną przewagę nad armią Rosji w działaniach konwencjonalnych. Atak na natowskich żołnierzy byłby więc tak naprawdę działaniem samobójczym.

Czytaj też

Deklaracja prezydenta Francji Emanuela Macrona o możliwości wysłania francuskich żołnierzy nie jest więc niczym nierozsądnym, tym bardziej, że pokazuje determinację krajów zachodnich, by uspokoić sytuację na Ukrainie. Nikt jednak nie proponuje, by to Francuzi wzięli na siebie obowiązek zaprowadzenia i utrzymania pokoju po trzyletniej wojnie. Wysłanie specjalnego kontyngentu pokojowego będzie bowiem wymagało zgody wszystkich państw członkowskich NATO. Wtedy może się jednak okazać, że taką propozycję jak prezydent Macron złoży więcej państw.

Jest to tym bardziej prawdopodobne, że nikt nie będzie wymagał, by żołnierze sił rozjemczych zostali wysłani na Ukrainę do walki z Rosjanami. Są tam jednak potrzebni, by nikomu z obu stron nie przyszło do głowy nękanie sąsiada i to nie przez budowę płotów i użycie pałek policyjnych, ale przez użyuwanie karabinów, czołgów i samolotów. Bo to jest jedyny argument, jaki rozumieją Rosjanie.

Z drugiej jednak strony nie można na pewno powiedzieć, że misja na Ukrainie będzie łatwa. Mówimy bowiem o ochronie pasa ziemi, który po intensywnych walkach będzie wprost nafaszerowany pozostałościami wojennymi. Jak by nie było, na niewielkiej, wschodniej Ukrainie zostały rozrzucone praktycznie całe zapasy amunicji i pojazdów armii Federacji Rosyjskiej oraz magazynów poradzieckich, jak również to, co udało się Kremlowi pozyskać z Iranu, Korei Północnej i Białorusi. Do tego dochodzi wszystko to, co wykorzystywali Ukraińcy.

Reklama

O skali problemu może świadczyć sposób, z jaką w jaki w Polsce pieczołowicie utylizuje się baterie. Tymczasem na terenach objętych walką, Rosjanie kompletnie nie przejmują się skażeniem ropą lub innego rodzaju środkami chemicznymi, niszczeniem drzewostanu, dzikiej zwierzyny, skażeniem wody, czy też dewastowanymi drogami. Z kolei Ukraińcy już biorą to pod uwagę, jednak często muszą działać podobnie, pomimo wiedzy, że w przyszłości będą to wszystko musieli naprawiać.

Teraz to całe „świństwo powojenne” trzeba będzie usunąć i pomóc miejscowej ludności w powrocie do tego, co zostało zniszczone w wyniku rosyjskiej agresji. Żołnierze natowscy nie będą też mogli też liczyć na komfort ciepłych hoteli i koszar, ponieważ po przejściu Rosjan, ukraińskie miasta i wioski pozostały w dużej części jedynie nazwami na mapie. Ukraina może się więc stać doskonałym sprawdzianem dla natowskich sił logistycznych, wojsk inżynieryjno – saperskich oraz sił rozpoznania, które zawczasu będą informowały o próbach przerwania tego, co politycy określają „pokojem” a w rzeczywistości będzie najprawdopodobniej jedynie czasowym zawieszeniem broni.

Podsekretarz Generalny ds. Operacji Pokojowych Jean Pierre Lacroix podczas inspekcji uszkodzonego warsztatu pojazdów ciężarowych, który został trafiony rakietą 29 października 2024 r., raniąc kilku austriackich żołnierzy sił pokojowych
Podsekretarz Generalny ds. Operacji Pokojowych Jean Pierre Lacroix podczas inspekcji uszkodzonego warsztatu pojazdów ciężarowych, który został trafiony rakietą 29 października 2024 r., raniąc kilku austriackich żołnierzy sił pokojowych
Autor. UNIFIL

Niestety politycy negując ideę wojsk rozjemczych robią to nie tylko z braku wiedzy o sytuacji, w jakiej się znajdujemy, ale również z braku wiedzy, jak to zrobić. Nie są np. w stanie wymyślić, w jaki sposób to wszystko zorganizować pod względem prawnym: w ONZ borykając się z vetem Rosji i Chin, a w NATO z protestem proputinowskich: Viktora Orbana i Roberta Fico. Jedno jest pewne – nie będzie tego można zrobić tak, jak to robiono dawniej.

Trzymanie się utartych wzorców prawnych w odniesieniu do Rosji, która nie respektuje tych wzorców jest bowiem bez sensu, Teraz trzeba znaleźć nowe i skuteczne rozwiązanie, pamiętając, że Ukraina to nie Wzgórza Golan czy też kraje afrykańskie. Wysyłanie na ukraińskie terytorium „Misji Obserwacyjnych”, wywoła bowiem jedynie uśmiech na Kremlu, który w pewnym momencie może tych „Obserwatorów” wykorzystać jako kartę przetargową.

Reklama

Trzeba też pamiętać, że natowskie siły rozjemcze będą tak naprawdę pierwszą aktywną reakcją NATO na ataki Rosji, wykonywane bezkarnie już od kilku lat. Sabotaże, morderstwa, porwania, zakłócanie systemu GPS, dywersja przy podwodnych kablach i rurociągach, cyberataki, nielegalne loty dronów, wypuszczanie min morskich na szlaki wodne, agresywne loty rosyjskich samolotów w międzynarodowej przestrzeni powietrznej, posługiwanie się nielegalnymi imigrantami, wywoływanie niepokojów społecznych, wpływanie na wybory, to tylko część rosyjskich, nielegalnych działań, które tak naprawdę do dzisiaj nie spotkały się ze skuteczną kontrreakcją. Teraz natowskie kraje mogą mieć po raz pierwszy szansę, by nie czekać na uderzenie „stojąc z opuszczonymi rękoma”.

Czytaj też

Na dzisiaj najważniejsze jest jednak to, by przed decyzją NATO w sprawie wojsk rozjemczych na Ukrainie, bardzo uważnie składać deklaracje i ostrożne wydawać opinie. Są one bowiem natychmiast wykorzystywane przez propagandę Kremla, o czym 13 grudnia 2024 roku przekonał się szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Jacek Siewiera po swoim wywiadzie w Polskim Radiu.

Agencja TASS natychmiast przedrukowała bowiem jego wypowiedź podkreślając z niej, że:

-       Polska nie planuje wysyłania wojsk na Ukrainę, gdyż mogłoby to zostać odebrane jako próba podziału tego kraju;

-       dla polskiej armii szkolenie „sił ekspedycyjnych” nie jest priorytetem;

-       nasi zachodni partnerzy są znacznie lepiej przygotowani do tego typu działań;

-       z punktu widzenia polskich interesów, a także polskich zobowiązań sojuszniczych, taka decyzja nie wchodzi w grę.

Rosjanie przypomnieli też wypowiedź premiera Donalda Tuska z 12 grudnia 2024 roku po negocjacjach z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem, że „Polska nie wyśle swoich wojsk na Ukrainę nawet po zawieszeniu broni; wszelkie spekulacje na ten temat nie mają nic wspólnego z prawdą”. Ani jeden, ani drugi polityk nie jest na pewno sojusznikiem Rosji. Przez swoje wypowiedzi są jednak przez propagandę rosyjską tak właśnie przedstawiani.

Reklama

Macron w Polsce, ukraińskie drony, upadek Syrii – Defence24Week 103

Komentarze (4)

  1. WisniaPL

    Rozejm nie jest nawet dla nas korzystny bo odrazu zwiększa ryzyko wojny z Rosją przez uwolnienie jej wojsk. Dla nas lepszy jest scenariusz koreański po następnych 2 latach wojny. Jeśli ktoś ma zabezpieczać rozgraniczenie to powinny być to głównie wojska USA i Turcji bo przed nimi Rosja czuje respekt.

    1. radziomb

      Dokładnie. To samo mówią Ukrainscy żołnierze: Długa wojna spowoduje że Rosja sie .. długo nie pozbiera (jak niemcy w 1 i 2 wojnie św.) . Czekamy na JAASMY, Tomahawki więcej myśliwców itd żeby rozwalić ruskie fabryki broni, amunicji. Każdy kraj ma próg bólu jak USA w wietnamie i Rosja w Afganistanie i teraz w Syrii. Ukraina wchodzi w Rosję (Kursk) jak w masło;-) i Rosja nie jest taka silna jak wam się wydaje. Kończy im się też sprzet z magazynów.

  2. Prezes Polski

    Nikt nie wyśle wojska na Ukrainę, jeśli będzie jakiekolwiek ryzyko starcia zbrojonego z ruskimi. A jeśli takiego ryzyka nie będzie, to nie ma powodu do interwencji. Ja w ten rozejm nie wierze. Rusek czuje krew i nie odpuści. W tej chwili realne jest ryzyko pęknięcia ukraińskiej obrony w niekontrolowany sposób i utworzenia wyrwy we froncie. Ukraińcy nie mieliby czym jej zatkać. O skutkach nie trzeba mówić. Ruscy doskonale to wiedzą i beda orzec dopóki sił im starczy. Nie będzie negocjacji.

    1. radziomb

      Dokładnie, zadnego rozejmu nie będzie. To wg mnie ściema pod publike. Zerwane beda podobnie jak zerwano "porozumienie zbozowe" i negocjacje UKR-RUS z 2022r. Wojna bedzie jak afganistanie- aż Ruscy się wycofają. Choć to potrwa długo (tomahawki !) a może i Nato wejdzie do akcji w ostateczności.

  3. Przyszłość

    Raczej odwrtnie - Przklad libanu i sil rozjemczych ONZ, lub Gazy (gdzie czesto byly bomnbadwane prez Izeal) a wplw na stopen eskalacji byl ZNIKOMY> bliski zero w skali 1-10 (A bylo tam az 10 tys zolnezy blekitych chmow) i w innych miejsach ze to dziala tylko w pewnych warunkach. Jest tez opcja wlacznia Polski do Wojny (O ktora zabiega tak wieluy politkow) Jesli juz kktos chce tam isc to tylko USA - ewetanie z naszym wsparciem ale nie jako czolowka.

    1. radziomb

      Dokładnie. Dla odwrotnego przypadku, jak Rosja wycofała się z Afganistanu (czasy ZSRR) to nie było żadnych sił rozjemczych i rosja.. po prostu odpusciła temat.

  4. Solfernus

    Mam nadzieję, że bez Polaków!

Reklama