- Analiza
Turcja kupuje kolejne baterie S-400. NATO powinno się cieszyć? [OPINIA]
Turcja zamierza jeszcze w kwietniu 2020 roku podpisać umowę dotyczącą przekazania przez Rosję kolejnych dwóch baterii systemu przeciwlotniczego S-400 oraz technologii pozwalających na rozpoczęcie produkcji elementów tego systemu w przemyśle tureckim. Jeden z krajów NATO będzie więc wiedział, jakie rzeczywiste zalety i wady ma najnowszy rosyjski system przeciwlotniczy i przeciwrakietowy.

Umowa podpisana z Rosją we wrześniu 2017 roku zakładała sprzedaż do Turcji dwóch dywizjonów systemu przeciwlotniczego i przeciwrakietowego dalekiego zasięgu S-400 „Triumf”. Pierwszy z tych dywizjonów (w składzie dwóch baterii) został już dostarczony do tureckich sił zbrojnych. Obecnie trwa proces szkolenia personelu i zakłada się, że do kwietnia dywizjon będzie już w pełni operacyjny. Zgodnie z danymi przekazanymi przez przedstawicieli tureckiego przemysłu obronnego, umowa na dostawę dla Turcji drugiego dywizjonu S-400 wraz z transferem technologii ma zostać podpisana do kwietnia 2020 r.
Czytaj też: Turcy szkolą się na S-400. USA grozi sankcjami
Kontrakt był negocjowany już w 2019 roku i jego założeniem było m.in. pozyskanie przez Turcję wiedzy pomocnej w samodzielnym opracowywaniu systemów obrony antyrakietowej. Trzeba bowiem pamiętać, że pierwsza umowa dotyczyła jedynie dostawy dla tureckiej armii systemów uzbrojenia, w całości wyprodukowanych w Rosji. Druga umowa ma już to zmienić i dlatego jej przygotowanie trwa tak długo. Według strony tureckiej ta część kontraktu, która dotyczy drugiego dywizjonu rakietowego jest już praktycznie gotowa. Negocjacje trwają jedynie w sprawie zakresu współpracy przemysłowej.

Wiadomo, że nowa umowa z Rosją ma dotyczyć m.in. wspólnej produkcji elementów do systemów rakiet przeciwlotniczych. Jej zakres nie jest jednak znany, choć w tureckich i bułgarskich mediach pojawiają się informacje o transferze technologii związanych nawet z rakietami systemu S-500 „Prometeusz”. Turcy tłumaczą się przy tym, że ich decyzja o współpracy z Rosjanami wynika tylko z „niechęci Zachodu do dzielenia się wiedzą techniczną”. Strona rosyjska ma być w tym względzie o wiele bardziej otwarta na współdziałanie.
Informacje o negocjacjach rosyjsko-tureckich nie bez powodu zbiegły się z grudniową deklaracją Rosji o rozpoczęciu w 2020 r. testów systemu rakietowego S-500 „Prometeusz”. Rosjanie zaczęli w ten sposób swoistą kampanię reklamującą ich najnowsze rozwiązanie, jak widać nie tylko w odniesieniu do własnych władz wojskowych, ale również władz tureckich.

Jest to działanie bardzo przemyślane, ponieważ Turcy wcale nie są całkowicie bezkrytyczni w stosunku do rosyjskiego uzbrojenia. Mieli oni już czas by zapoznać się z systemem S-400, poznając zarówno jego zalety, jak i wady. Wiedzą więc już np., jakie możliwości i ograniczenia mają rosyjskie rakiety. Zdali sobie również sprawę z trudności wynikających z zastosowanego systemu naprowadzania opartego tylko o własne, integralne systemy radiolokacyjne.
Coraz głośniej mówi się także w Turcji o możliwych problemach z podłączeniem systemu S-400 do zewnętrznych systemów obserwacji i wskazywania celów. Turcy mają oczywiście unikalną okazję do przetestowania w tym względzie rosyjskiego oprogramowania wykorzystywanego w systemie kierowania i dowodzenia, jednak nie mają wpływu na jego zawartość. Mogą więc prosić o wprowadzanie do niego zmian, np. związanych z podłączaniem kolejnych urządzeń obserwacji i łączności, jednak mogą to zrobić tylko przy wsparciu rosyjskich specjalistów.

Te trudności były wcześniej bagatelizowane jako dotyczące dalekej przyszłości, jednak teraz będą decydowały o roli zakupionych baterii S-400 w całym tureckim systemie obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej: czy będzie to system zintegrowany, czy też opierający się na autonomicznie działających podsystemach. O ile w przypadku obrony antyrakietowej nie stanowi to większego problemu (każda nadlatująca rakieta jest zagrożeniem i trzeba ją zniszczyć) o tyle w przypadku statków powietrznych może być to duże utrudnienie – związane z koniecznym do przeprowadzenia procesem identyfikacji i klasyfikacji.
Turcy będą np. na pewno mieli problem z włączeniem natowskiego systemu identyfikacji radiolokacyjnej „swój-obcy”. Jego zobrazowanie i sterowanie musi być bowiem zabezpieczone z ekranów rosyjskich radarów i stacji kontroli, a to wymaga zmian w oprogramowaniu, które mogą wprowadzić tylko Rosjanie. To oprogramowanie musi być dodatkowo cały czas uaktualniane i tym również mogą się zajmować tylko rosyjscy programiści. Przy obecnych postępach jeżeli chodzi o informatykę te zmiany mogą się zresztą odbywać nawet kilka razy w roku.

Rosjanie wiedząc o tych trudnościach, chcą teraz pokazać, że ich najnowsze rozwiązanie jest pozbawione już odkrytych wad, albo przynajmniej je rekompensuje nowymi możliwościami. System S-500 nadal więc będzie ograniczony horyzontem radiolokacyjnym w odniesieniu do celów znajdujących się na mniejszych wysokościach, jednak wskazuje się za to na jego możliwość zwalczania celów hipersonicznych.
Paradoksem w tym wszystkim jest to, że na całym tym zamieszaniu najlepiej mogą wyjść kraje NATO i Stany Zjednoczone. Turecki zakup daje bowiem unikalną możliwość poznania rzeczywistych możliwości najnowszego, rosyjskiego systemu przeciwlotniczego i antyrakietowego. I nie ma tu znaczenia, że Turcja na pewno zobowiązała się do utrzymywania tajemnicy przemysłowej i jak na razie Zachód nie może liczyć na współdziałanie w tej dziedzinie.
Czytaj też: F-16 w testach radaru S-400
Obecnie ważne jest tylko to, że Turcy na pewno skorzystają z okazji i sprawdzą zakupiony przez siebie system, przede wszystkim jeżeli chodzi o jego odporność na przeciwdziałanie – z przeciwdziałaniem radioelektronicznym włącznie. Będą więc wiedzieli, czy posiadane przez nich systemy WRE (a więc również systemy wykorzystywane przez kraje NATO) są skuteczne oraz, jak przeciwdziałać zagrożeniu stosując odpowiednie taktyki działania.
Być może Turcy wypracują nawet swoje własne systemy walki radioelektronicznej i taktykę ataku wiedząc, że baterie S-400 mogą się pojawić również w Syrii, Iranie lub w Iraku. Da im to niewątpliwie ogromny atut i uatrakcyjni ofertę ich przemysłu zbrojeniowego. W tym względzie Turcja będzie się zresztą musiała śpieszyć, ponieważ plany zakupu systemu S-400 mają również Indie. Jeżeli więc oferta nie wyjdzie od Turków, to zgodnie z prawami rynku może wyjść od Hindusów.
To czy faktyczna wiedza na temat systemu S-400 stanie się dostępna dla innych państw NATO jest więc tylko kwestią czasu.
Czytaj też: Przyszłość Turcji w NATO po zakupie S-400
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS