Na zorganizowanym na Paris Air Show Spotkaniu koncern Lockheed Martin poinformował o postępach w ewolucji systemu dowodzenia obroną przed pociskami balistycznymi. Antyrakietami będzie można strzelać wyłącznie na podstawie wskazań systemu dowodzenia C2BMC, czyli danych z zupełnie innych sensorów, niż te przypisane do danej jednostki czy baterii.
System C2BMC (Command and Control for Ballistic Missile Defence) został wprowadzony do U.S. Army jeszcze w 2004 roku w celu umożliwienia użytkownikowi budowania planu obrony przed pojawiającymi się zagrożeniami z powietrza, przede wszystkim zaś właśnie pociskami balistycznymi. Rozwiązanie to dokonuje zobrazowania sytuacji poprzez fuzję informacji z licznych sensorów należących do zintegrowanego systemu obrony.
Jak powiedział Tim Cahill, wiceprezes ds. zintegrowanej obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej w Lockheed Martin, rozwiązanie to podlegało od tego czasu ewolucji. Obecnie, w obliczu nadspodziewanego rozwoju środków napadu powietrznego na świecie, w tym w nawet w mniejszych państwach nieprzyjaznych szeroko pojętemu Zachodowi, zaszła potrzeba jego unowocześnienia.
„W najbliższej przyszłości pojawi się broń hipersoniczna, coraz liczniejsze i bardziej inteligentne są też pociski manewrujące. Są one mniejsze niż wcześniej i mogą być wystrzeliwane jednocześnie z różnego rodzaju platform, także niewielkich: lądowych, morskich i powietrznych. Do lamusa zaczynają odchodzić pociski balistyczne na paliwo ciekłe. Nawet mniejsi gracze przechodzą na znacznie groźniejsze rakiety na paliwo stałe. W dodatku pociski balistyczne nabywają zdolność do manewrowania. Przez to powoli zacierają się granice między pociskami balistycznymi a manewrującymi i powstają wyroby pośrednie.” – wyliczają przedstawiciele amerykańskiej firmy.
Jak wiadomo „tarczę” zawsze trudniej stworzyć niż odpowiadający jej „miecz”. Lockheed Martin od lat pracuje jednak nad podobnymi rozwiązaniami i w jego portfolio produktów znajdują się liczne sensory i efektory (m.in. PAC-3MSE i THAAD), które są integrowane w ramach wspólnego systemu dowodzenia.
Czytaj też: THAAD-y na wschodnią flankę NATO
Postęp ogłoszony na tegorocznym Paris Air Show dotyczy możliwości strzelania do celów wyłącznie na podstawie wskazań systemu dowodzenia, który z kolei pobiera informacje z wszelkich podłączonych do niego sensorów. Lockheed Martin określa tę zdolność jako „zdalne zwalczanie celów” (engage on remote).
Umożliwi to stworzenie sieciocentrycznej architektury zintegrowanego systemu (z sensorami i efektorami różnych zasięgów), dzięki której system obronny państw, a nawet całych sojuszy wojskowych, będzie mógł użyć efektorów o najlepszych w danej sytuacji parametrach, w dodatku tych rozmieszczonych w miejscu dającym największe szanse na przechwycenie (tak żeby antyrakieta była odpalana w kierunku zbliżającego się celu, a nie oddalającego się, czy np. przechodzącego „obok” wyrzutni). To ważne, szczególnie, że efektory Lockheed Martina działają na zasadzie „hit-to-kill”, tzn. niszczenia celu za pomocą bezpośredniego uderzenia w niego, a nie obsypywania go odłamkami po dokonaniu kontrolowanej detonacji głowicy bojowej. Metoda "hit-to-kill" redukuje szansę przetrwania celu do zera, ale wymaga właśnie większej precyzji namierzenia i śledzenia celu w celu uzyskania trafienia.
Rozwinięcie C2BMD o zdolność „Engage on remote” po raz pierwszy zostało przetestowane w grudniu 2018 roku. Próba zakończyła się sukcesem.
Trwają prace nad dalszymi ulepszeniami systemu C2BMC. W błyskawicznym wypracowaniu decyzji (w dobie pocisków hipersonicznych liczą się milisekundy) decyzje ma wypracowywać sztuczna inteligencja. Człowiek w łańcuchu decyzyjnym ma być raczej odpowiedzialny za uprzednie zaprogramowanie jej celów i parametrów, bo o zwycięstwie czy klęsce będą decydowały nawet pojedyncze sekundy.
Lockheed Martin pracuje także nad kolejnymi generacjami sensorów i efektorów, w tym także klasy M-SHORAD. Na najniższym piętrze zintegrowanej obrony ma wkrótce zaproponować lasery.
Balista
Na codzień używam GATOR_a Sieciocentryczny i niezawodny