Niedawno pisaliśmy o tym, jak polskie sh 155 mm Krab są skutecznie używane przez armię ukraińską , w której odpowiedzialne zadania związane z obsługą tych nowoczesnych i groźnych środków artyleryjskich są powierzane nie tylko zawodowym artylerzystom, ale także – i nie są to jednostkowe przypadki – m.in. przeszkolonym rezerwistom, w tym – nauczycielom. To dowodzi, że Krab, a taką opinię wyrazili także dziennikarze stacji CNN w swej relacji z walk w Ukrainie, jest zarówno nowoczesny jak i przyjazny obsłudze, zaś nowoczesny system walki i kierowania ogniem Topaz sprawia, że opanowanie procedur ogniowych nie stanowi nadzwyczajnie trudnej bariery dla oficerów rezerwy.
Uniwersalność oraz elastyczność w kształtowaniu użyteczności polskiej haubicy samobieżnej w skomplikowanych wojennych warunkach potwierdza się nie tylko w ten sposób. Media ukraińskie, zajmujące się relacjonowaniem działań zbrojnych w tym kraju, upubliczniły właśnie informację, że w wykonywaniu zadań ogniowych sh 155 mm Krab wykorzystuje także włoską amunicję M107. Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego; zgodnie ze stosowanym w armiach państwa NATO memorandum amunicyjnym JBMoU (Joint Ballistics Memorandum of Understanding), a także z uwagi na wymagania techniczne sformułowane w okresie, kiedy tworzono w Polsce zręby nowoczesnej artylerii tego kalibru, Krab „ma obowiązek" strzelania każdym typem amunicji artyleryjskiej 155 mm standaryzowanej w ramach NATO. Już podczas badań prototypów Kraba spełniony został warunek, że z tej armatohaubicy możliwe jest prowadzenie ognia nie tylko klasyczną amunicją odłamkowo-burzącą, z gazogeneratorem i bez niego, ale też z wykorzystaniem nowoczesnej APR (amunicji precyzyjnego rażenia), specjalizowanej w zwalczaniu szczególnie wartościowych z wojskowego punktu widzenia celów, bądź zwalczania na znacznym dystansie celów opancerzonych (należą bo nich pociski Excalibur, Bonus i in.). Brak oficjalnych i potwierdzonych formalnie informacji o tym, że z tej klasy amunicji, dostarczanej głównie przez USA, strzelają ukraińscy artylerzyści obsługujący Kraby, ale – choćby na podstawie analizy rejonów walk, w których sh Krab jest wykorzystywany – spekulować można, że sytuacje takie mają miejsce.
Ciekawostką, którą powtarzamy za kontem Ukraine Weapons Tracker na ukraińskim Twitterze, jest to, że wspomniana amunicja M107, dostarczona przez Włochy w ramach pomocy wojskowej dla walczącej Ukrainy, została z użycia we włoskiej armii wycofana – wraz z haubicami M114 – jeszcze we wczesnych latach 90., a więc wówczas, kiedy... Krab nawet nie istniał.
Pocisk M107 skonstruowano z przeznaczeniem w pierwszej kolejności dla Korpusu Piechoty Morskiej USA oraz armii Stanów Zjednoczonych. Jego dostawy rozpoczęto w 1959 r. Jest klasycznym pociskiem odłamkowo-burzącym (HE), waży 43,2 kg, ma długość 800 mm i zawiera 15,8 % masy materiału wybuchowego. Z M107 można strzelać, z wykorzystaniem standardowych dla tamtych czasów ładunków miotających, na odległość ponad 13 mil, a po detonacji skorupa fragmentuje na około 1950 odłamków. Pocisk powstał jako rozwinięcie konstrukcyjne pocisku M102, stosowanego na dużą skalę w czasie II wojny światowej, ten zaś skonstruowany został na bazie... francuskiego pocisku Schneider 155 mm do haubicy Model 1917. Można zaryzykować tezę, że używane w 2022 r. przez Ukraińców pociski artyleryjskie poszczycić się mogą genealogią obejmującą więcej niż stulecie, korzeniami sięgającymi schyłku I wojny światowej.
#Ukraine: A bunch of 155mm M107 projectiles inside a Ukrainian AHS Krab SPH - quite normal by now, but not this time!
— 🇺🇦 Ukraine Weapons Tracker (@UAWeapons) November 6, 2022
Actually, these projectiles now being used by Ukrainian forces were made as a part of the US Mutual Defense Assistance Program especially for the Italian Army 🇮🇹. pic.twitter.com/0WBHbZQbIY
Oczywiście, M107 jest amunicją rozdzielnego ładowania (w tym kalibrze bardzo trudno jest wyobrazić sobie amunicję scaloną...).
Nie ma żadnych dowodów na to, że awaria jednego z Krabów (kilka tygodni temu w internecie krążyło zdjęcie Kraba z urwaną lufą) mogła mieć swoje źródło i praprzyczynę w użyciu np. tego rodzaju amunicji. Dla tych pocisków, o określonej strukturze i ograniczonej wytrzymałości mechanicznej korpusu, obowiązują limity mocy ładunku miotającego. Nie możne wykluczyć, że obsługa działa nie zastosowała się do tego ograniczenia, ale – zastrzegamy się – nie są nam znane oficjalne dowody na zaistnienie takiej sytuacji. Tak czy siak – uszkodzenie Kraba nie było na tyle znaczące, aby go wyeliminowało z walki na czas dłuższy niż konieczny na wymianę lufy...
Analogiczna sytuacja o konieczności ograniczania ładunku miotającego wyrzucającego pocisk miała i ma miejsce z modyfikowaną amunicją moździerzową 120 mm do polskiego Raka, używaną we wczesnej fazie wdrażania tego moździerza. Wytrzymałość korpusu i jego nieodporność na oddziaływania skrajnie wysokich ciśnień gazów w przewodzie lufy nie pozwalała wykorzystać wszystkich możliwości Raka, co było główną przyczyną ograniczonej do ok. 7-8 tys. mm donośności tego moździerza. Dopiero opracowania nowoczesnej amunicji pozwoliło na to, że Rak strzela na ponad 10 tys. m.
Pociski, które trafiły do Ukraińców, a za pośrednictwem polskich Krabów trafiają teraz do... Rosjan, zostały wyprodukowane w połowie lat 60. w ramach amerykańskiego programu wzajemnej obrony (US Mutual Defense Assistance Program) specjalnie dla armii włoskiej, użytkującej w tym okresie amerykańskie haubice ciągnione M114 wyprodukowane w latach... 1942-1945. Działa te były na szeroką skalę używane jeszcze w czasie wojen koreańskiej i wietnamskiej. Haubica ta wyszła z użycia w latach 90., Amerykanie rozpoczęli jej zastępowanie modelem M198 w 1979 r., a ostatecznie – współczesną, doskonale znaną także z pól bitewnych Ukrainy, M777 ULH (Ultralight Weight Field Howitzer).
Wraz z nowymi haubicami armie Stanów Zjednoczonych i sojuszników zaczęły wdrażań nowocześniejsze typy amunicji do nich, głównie znany od 1999 r. M795, niemniej jednak znaczne zapasy M107 pozostały. Te, którymi, z wykorzystaniem polskich Krabów, walczą Ukraińcy, zostały poddane ograniczonej, ale bardzo istotnej modernizacji, podobnie jak to miało miejsce w przypadku polskiej amunicji moździerzowej 120 mm do automatycznego Raka (gdzie wykorzystano jako podstawę granat do klasycznego moździerza OF843B skonstruowany jeszcze w 1943 r.). Wymieniono, jak podają ukraińskie źródła, najbardziej wrażliwe na upływ czasu komponenty, od których zależy skuteczność i niezawodność pocisku, czyli zapalnik oraz ładunek wybuchowy, co ma minimalizować ryzyko wystąpienia awarii amunicji. Brak natomiast informacji, czy wraz z przekazaniem tak zmodyfikowanej amunicji (nie ma jasności co do tego, kto tej modyfikacji dokonywał) do jednostek bojowych wdrożone zostały także ograniczenia odnoszące się do stosowania pełnego ładunku miotającego, wytwarzającego w lufie ekstremalnie wysokie ciśnienie gazów prochowych, mogące zagrozić integralności korpusu. Nie ma też informacji co do tego, jak zostały zbudowane tabele strzelnicze dla amunicji, której wcześniej w sh Krab z oczywistych powodów nie testowano.
Z informacji o walkach z użyciem nowoczesnych armatohaubic amunicji, o której można śmiało rzec, iż jest „raczej archaiczna", można wysnuć różnorakie konkluzje. Z jednej strony świadczy to o pewnej desperacji Ukraińców, starających się wszelkimi dostępnymi środkami niwelować przewagę Rosjan w artylerii, szczególnie odczuwalną w początkowej fazie konfliktu. O ile jednak Rosjanie, nie licząc się w najmniejszym stopniu ze zużyciem amunicji, preferują „rosyjską szkołę zdobywania miast", polegającą na „strzelaniu na hektary" i równaniu z ziemią takim walcem ogniowym dosłownie wszystkiego, co znajduje się w zasięgu artylerii, o tyle Ukraińcy, głównie za sprawą dostaw nowoczesnych środków artyleryjskich z państw zachodnich, stosują najczęściej technikę precyzyjnych uderzeń punktowych w dobrze rozpoznane, zlokalizowane cele. Dotyczy to zarówno artylerii lufowej (znane są przykłady z ostatnich tygodniu, gdzie pociskami Excalibur niszczono pojedyncze czołgi), jak i rakietowej (najlepszą tego ilustracją są sukcesy systemów HIMARS).
Oczywiście, uzyskiwana przez stronę ukraińską przewaga w artylerii bierze się nie wyższej jakości i nowoczesności samych efektorów i środków ogniowych. Przecież nie jest żadną tajemnicą, że w czym jak w czym, ale w artylerii armia ZSRR, a obecnie Rosji była zawsze „mocna". Rosjanie dysponują przyzwoitej jakości środkami ogniowymi, nie pozostają też daleko w tyle za Zachodem w dziedzinie np. radarów artyleryjskich, czego dowodem są rozwiązania, zastosowane w systemie Zoopark. Jednak mieć przyzwoitej jakości elementy większej całości to jedno, a mieć sprawnie funkcjonujący system, w przemyślany, sprawny i skuteczny sposób spinający te elementy w precyzyjnie funkcjonujący system – to drugie. W tym miejscu trudno nie pochylić czoła nad tymi menedżerami polskiej zbrojeniówki i tymi specjalistami od artylerii, którzy – kiedy program artylerii samobieżnej 155 mm został wznowiony po pierwszych zawirowaniach z Krabem – z pełną konsekwencją „przebijali się" z koncepcją zbudowania nie armatohaubicy o możliwie najlepszych parametrach, ale Dywizjonowego Modułu Ogniowego Regina. W nim Krab pełni wprawdzie rozstrzygającą rolę elementu wykonawczego, ale rolę tę pełni w pełnej współpracy z pozostałymi komponentami jednostki.
A są nimi systemy zautomatyzowanego dowodzenia i kierowania ogniem, łączności i rozpoznania oraz podsystemu logistycznego, odpowiedzialnego na dostawę na czas odpowiedniej ilości i typów amunicji, części itp. Udało się wywalczyć to, że koncepcja ta została zaakceptowana, zrealizowana, a teraz przechodzi najtrudniejszy test bojowy w Ukrainie. W przypadku Rosjan można mówić o niezłych środkach ogniowych, niezłych systemach rozpoznania pola walki, ale to wszystko zdaje się psu na buty w sytuacji, kiedy „sypie się" chociażby łączność pomiędzy poszczególnymi elementami systemu, zawodzą przestarzałe procedury decyzyjne na kilku poziomach dowodzenia jednostkami artylerii. W efekcie pojedynki artyleryjskie, w których mamy do czynienia z ogniem kontrbateryjnym, w zdecydowanej większości wygrywają Ukraińcy. Nie tylko dlatego, że dysponują środkami ogniowymi o większej donośności niż w większości przypadków Rosjanie, ale przede wszystkim dlatego, że sprawniejszy „ciąg technologiczny", rozpoczynający się od środków rozpoznania, a kończący się na środku ogniowym, pozwala im wygrywać czas. On ma rozstrzygające znaczenie, kiedy należy błyskawicznie zająć stanowisko ogniowe, błyskawicznie wprowadzić dane o celu, błyskawicznie ostrzelać cel, i błyskawicznie zmienić stanowisko ogniowe, na którym można powtórzyć całą sekwencję, zanim przeciwnik zdąży zareagować.
Ukraińcy, którym dano do ręki najnowocześniejsza natowskie środki artyleryjskie, sprawnie opanowali te zasady ich użycia, i ich sukcesy w użyciu artylerii mówią same za siebie. Zawdzięczają to wspomnianym przewagom nowoczesnych systemów rozpoznania, łączności, kierowania walką, w końcu także amunicji. Nie pogardzają oni jednocześnie amunicją starszej generacji, która w pewnych warunkach i okolicznościach taktycznych także z powodzeniem może spełniać swą rolę. Jak miał wyrazić się minister obrony Ukrainy Ołeksij Reznikow, „jeśli mówimy o pociskach 155 mm w ogóle, dziś Siły Zbrojne Ukrainy wciąż mają dość amunicji NATO, aby zniszczyć armię rosyjską". Jednocześnie podkreślił, że Siły Zbrojne Ukrainy potrzebują również pocisków 152 mm do własnych i zdobycznych systemów artyleryjskich proweniencji sowieckiej. Dostawy tej amunicji artyleryjskiej, kalibrów 122 i 152 mm oraz (moździerze) 120 mm w pierwszej fazie wojny były możliwe dzięki zapasom zgromadzonym w krajach używających wcześniej sowieckich systemów artyleryjskich, czyli głównie państwa dawnego Układu Warszawskiego i państw, które były w przeszłości przez ZSRR wspierane i dozbrajane. Od wielu jednak lat produkcja tych typów amunicji odbywa się w krajach korzystających ze sprzętu posowieckiego w najlepszym wypadku w ograniczonym stopniu, choć po lutowej pełnoskalowej inwazji były zapowiedzi, że jest wzmocnienia.
Czytaj też
Obecnie wiadomo, jak informuje nasze ukraińskie źródło, że Ukrainie udało się uruchomić produkcję amunicji artyleryjskiej do najpopularniejszych systemów 122 mm i 152 mm, a także min moździerzowych 120 mm. Zostały one już przetestowane i „pracują na polu bitwy".
To, że do użycia bojowego powraca nie tylko amunicja z zapasów mających za sobą ponad półwiekowe składowanie, ale też sprzęt wycofany z jednostek kilkadziesiąt lat temu, nie jest w toczącej się od 24 lutego wojnie niczym nadzwyczajnym. Bądźmy szczerzy: taka jak będące głównym tematem tej publikacji amunicja z włoskich magazynów we współczesnych, nowoczesnych siłach zbrojnych Zachodu raczej już nie ma racji bytu, jest pewnego rodzaju obciążeniem, z perspektywą nieuchronnej, kosztownej utylizacji. Możliwość bojowego jej zużycia jest „najefektywniejszą formą utylizacji", zaś we współpracy z nowoczesnymi natowskimi systemami artyleryjskimi i tak jest w zdecydowanej większości przypadków skuteczniejsza bojowo od tej, którą posługują się Rosjanie.
Obydwie strony konfliktu, w miarę narastania strat bojowych nowoczesnego sprzętu użytego w pierwszej fazie wojny, sięgają do coraz głębszych rezerw sprzętowych, dosłownie wietrząc najbardziej zakurzone magazyny. W walkach uczestniczą już nie tylko czołgi z wczesnych, mocno przestarzałych serii T-72, ale też takie zabytki jak T-62. Raczej do „legend wojennych" zaliczyć można pojawiające się na początku wojny wzmianki o tym, że jakoby uruchomiono i skierowano do walki także funkcjonujące przez kilkadziesiąt lat w formie pomników czołgi IS-2 i T-34... Swoją drogą – nie jest to aż tak abstrakcyjne, jakby się mogło wydawać... Ostatnio głośno zrobiło się o sięgnięciu przez Rosjan po całkowicie już zabytkowe haubice holowane D-1 kal. 152 mm z roczników produkcyjnych 1943-1949. Można je więc uznać, z zachowaniem wszelkich proporcji, za rówieśniczkę i odpowiednik wspomnianej na wstępie amerykańskiej M114, której amunicją operują obecnie w Ukrainie polskie Kraby.
Za przywróceniem D-1 do służby czynnej ma jakoby przemawiać „nieśmiertelna stalinowska niezawodność". Działa te obserwowano, i sfotografowano, w październiku w rejonie walk w obwodzie ługańskim. Innymi dowodami na ich użycia są obecne w rosyjskojęzycznych sieciach społecznościowych korespondencje (np. wKontaktie), których tematem jest pozyskiwanie tabel strzelniczych i... książek obsługi tych haubic.
Czytaj też
Dział tego typu wyprodukowano w ZSRR ponad 2800, z czego w magazynach armii rosyjskiej ma się nadal znajdować około 700. Haubica ta w swoim czasie weszła na uzbrojenie kilku armii Układu Warszawskiego. Wojsko Polskie użytkowało najprawdopodobniej 34 haubice tego typu.
szczebelek
@Zawisza_Zielony Wysywasz tezę, że lepiej mieć kilkanaście tysięcy kierowanych pocisków 155 mm i drugie tyle do artylerii rakietowej czyli kilkadziesiąt tysięcy precyzyjnych efektorów niż milion zwykłych z celnością rozrzutnika gnoju. Coś w tym jest, ale ruskie rozwalają wszystko, więc im pasuje ta druga opcja.
Jaszczur
Coś w tym jest w wojnie lokalnej - i to się zgadza .... Ale w wojnie masowej jedynej możliwej w Europie już to się nie sprawdzi gdy linia frontu będzie miała kilka tyś km a w okopach wiele milionów ludzi .... Nie wiem czego nie rozumiecie że jeżeli w czasach gdy było mniej ludzi walczyli miliony to jak teraz jest więcej ludzi to będzie walczyć jeszcze więcej..... A tych milionów droga amunicja nie zabijesz i nie pokonasz bo ci kasy nie starczy po prostu
Alcatur
Zabijanie bronią precyzyjną jest zwyczajnie tańsze. Nieprecyzyjnej trzeba wystrzelić tak dużo, że koszty są praktycznie wyższe. A do tego trzeba ją dowieźć, lufy się zużywają, etc. Są na to opracowania, rezultat jest taki że broń precyzyjna się zwyczajnie opłaca.
Bender
@Jaszczur: uczepiłeś się tych okopów i milionów z WW1. Już podczas WW2 zaangażowane były miliony, ale nie w okopach, sytuacja była zazwyczaj dynamiczna. Zainspirowana Blitzkriegiem sowiecka doktryna wojenna zakładała głęboki atak armii pancernych. Do dziś myśl operacyjna specjalnie się w Rosji nie rozwinęła, może za wyjątkiem operacji aeromobilnych (np. atak na lotnisko Antonova). Na Ukrainie (wspieranej logistycznie i wywiadowczo przez NATO) rosyjska machina wojenna poniosła ogromne straty w ludziach i sprzęcie zmuszając kwatermistrzostwo do użycia zapasów zimnowojennych. To niby jak mieliby walczyć z całym NATO? Doktryna wojenna NATO zakłada uzyskanie dominacji w powietrzu (tymczasem Rosjanie bezmyślnie używają S-300 w roli V-2). Następnie obezwładnienie przeciwnika przez rażenie jego dowództw, logistyki, łączności, rozpoznania, izolacja pola walki i zniszczenie sił obecnych na teatrze. Bomb nam nie zabraknie. Obozy jenieckie dla milionów jeńców to będzie prawdziwe wyzwanie.
Mondry015
Podsumowując 1815 Waterloo Wielka bateria miała 66 dział w tym 24 sześcio funtowych czyli 57cm
Alcatur
Coś się pomyliło chyba. Drugowojenna 6 funtówka to 57 mm. Napoleoński pocisk 57 cm ważyłby setki kg
Zawisza_Zielony
Czasy kiedy ilość dział miała bezpośredni wpływ na wynik starcia już przeminęły. Ilość armat miała znaczenie w czasach Napleona gdy formowano "Grand Batery" i walono ogniem w kolumny przeciwnika. W czasie I wś. zdano sobie sprawę z niskiej efektywności tej taktyki. Dziś przywiązanie do liczby dział skutkuje przeciążeniem logistyki. Komplet pocisk i ładunek miotający daje masę do 80 kg. Wystarczy pomnożyć przez liczbę pocisków w magazynie i liczbę dział w strukturze aby zobaczyć jak wielkie jest to obciążanie dla logistyki. Stąd też wyposażanie pocisków artyleryjskich w coraz większą gamę czujników. Aby efekt porażenia przeciwnika osiągnąć jak najmniejszą liczbą pocisków. Przedkłada się to bezpośrednio na koszty przygotowania logistycznego i tempo prowadzenia działań w skali operacyjnej. Dlatego nie tylko ilość dział ale również paramertów jakościowych amunicji ma znaczenie.
Jerzy
Zgadzam się, ale jest tak tylko w sytuacji, gdy przeciwnik dysponuje starszym generacyjnie sprzętem - w każdej innej sytuacji niewielka ilość artylerii będzie oznaczała tylko tyle, że nasze precyzyjne środki rażenia zostaną szybciej wyeliminowane przez precyzyjne środki rażenia przeciwnika. Wystarczy zobaczyć co zaczęło się dziać jak ruscy zaczęli używać Lancetów do polowania na ukraińską artylerię. Przypomina mi się w tym miejscu anegdota, jak to podobno Hiram Maxim po zaprezentowaniu karabinu maszynowego oświadczył, że jego wynalazek ma wymiar humanitarny i przyczyni się do ograniczenia strat ludzkich na polach bitew, bo skoro jeden karabin z obsługą zastąpi stu strzelców, to będzie można posyłać w bój sto razy mniej mniej żołnierzy - w bojach z Zulusami faktycznie to działało, a potem podczas I WŚ natrafiono na przeciwnika, który miał własne karabiny maszynowe...
Jaszczur
Hahaha kolejny wyznawca wojny teoretycznej ... Tak tak ilości dział nie ma znaczenia oczywiście.... Jak masz za wroga baranów co tak wielki i liczny kraj jak Ukraina atakują garstka wojska .... Gdyby atakowali podręcznikowo 3 milionami i armia trzymająca się kupy potrzebował byś ilości masowe artylerii ... Skończcie marzyć o wojnach armi zawodowych 🤦🤦🤦 jak przyjdzie wojna do Europy to będzie to wojna masowa , jest większa ilość ludzi niż w 1939 roku więc więcej ludzi będzie brało udział w konflikcie i będzie potrzeba więcej broni by ich zabić po prostu...
Jaszczur
Hahaha kolejny wyznawca wojny teoretycznej ... Tak tak ilości dział nie ma znaczenia oczywiście.... Jak masz za wroga baranów co tak wielki i liczny kraj jak Ukraina atakują garstka wojska .... Gdyby atakowali podręcznikowo 3 milionami i armia trzymająca się kupy potrzebował byś ilości masowe artylerii ... Skończcie marzyć o wojnach armi zawodowych 🤦🤦🤦 jak przyjdzie wojna do Europy to będzie to wojna masowa , jest większa ilość ludzi niż w 1939 roku więc więcej ludzi będzie brało udział w konflikcie i będzie potrzeba więcej broni by ich zabić po prostu...
Mondry015
Podsumowując 8 z 16 haubic phz2000 wyremontowanych na Litwie zawdzięcza swój krótki żywot amunicji Excalibur Pikanterii dodaje Fakt że nowe lufy mają większą wytrzymałość ciśnieniową. Czyli Amunicja lat 60 tych z Włoch pasuje do 155mm a nie tylko do kibla Zdjęcia na Twitterze bezcenne
Zawisza_Zielony
Czasy kiedy ilość dział miała bezpośredni wpływ na wynik starcia już przeminęły. Ilość armat miała znaczenie w czasach Napleona gdy formowano "Grand Batery" i walono ogniem w kolumny przeciwnika. W czasie I wś. zdano sobie sprawę z niskiej efektywności tej taktyki. Dziś przywiązanie do liczby dział skutkuje przeciążeniem logistyki. Komplet pocisk i ładunek miotający daje masę do 80 kg. Wystarczy pomnożyć przez liczbę pocisków w magazynie i liczbę dział w strukturze aby zobaczyć jak wielkie jest to obciążanie dla logistyki. Stąd też wyposażanie pocisków artyleryjskich w coraz większą gamę czujników. Aby efekt porażenia przeciwnika osiągnąć jak najmniejszą liczbą pocisków. Przedkłada się to bezpośrednio na koszty przygotowania logistycznego i tempo prowadzenia działań w skali operacyjnej. Dlatego nie tylko ilość dział ale również paramertów jakościowych amunicji ma znaczenie.
Zawisza_Zielony
Czasy kiedy ilość dział miała bezpośredni wpływ na wynik starcia już przeminęły. Ilość armat miała znaczenie w czasach Napleona gdy formowano "Grand Batery" i walono ogniem w kolumny przeciwnika. W czasie I wś. zdano sobie sprawę z niskiej efektywności tej taktyki. Dziś przywiązanie do liczby dział skutkuje przeciążeniem logistyki. Komplet pocisk i ładunek miotający daje masę do 80 kg. Wystarczy pomnożyć przez liczbę pocisków w magazynie i liczbę dział w strukturze aby zobaczyć jak wielkie jest to obciążanie dla logistyki. Stąd też wyposażanie pocisków artyleryjskich w coraz większą gamę czujników. Aby efekt porażenia przeciwnika osiągnąć jak najmniejszą liczbą pocisków. Przedkłada się to bezpośrednio na koszty przygotowania logistycznego i tempo prowadzenia działań w skali operacyjnej. Dlatego nie tylko ilość dział ale również paramertów jakościowych amunicji ma znaczenie.