Reklama
Reklama
  • Analiza

Trump „sprząta”. Amerykańskie fregaty do kosza

Sekretarz marynarki wojennej USA John Phelan poinformował o planach przerwania programu budowy fregat nowej generacji Constellation i to podobno „we współpracy z przemysłem”.

Wizualizacja fregaty typu Constellation FFG 62
Wizualizacja fregaty typu Constellation FFG 62
Autor. Fincantieri Marine Group/US Navy

Informacja przekazana przez amerykańskiego sekretarza marynarki wojennej Johna Phelana może rzeczywiście szokować. I nie chodzi jedynie o samo skasowanie ogromnego programu budowy fregat typu Constellation dla amerykańskiej marynarki wojennej, ale przede wszystkim o uzasadnienie tej decyzji. Obecna administracja prezydenta Donalda Trumpa uznała bowiem, że program ten „nie wzmocni naszej gotowości i zdolności do zwycięstwa”.

Reklama

Pierwszym krokiem w tych reformach ma być właśnie „strategiczne odejście od programu fregat klasy Constellation”. Co ciekawe, administracja Trumpa twierdzi, że współpracuje z przemysłem w tym nowym sposobie dążenia do zapewnienia sobie „przewagi w walce”.

Od pierwszego dnia jasno powiedziałem: nie wydam ani dolara, jeśli nie wzmocni to naszej gotowości i zdolności do zwycięstwa. Aby dotrzymać tej obietnicy, zmieniamy sposób budowy i rozmieszczania Floty — współpracujemy z przemysłem, aby zapewnić przewagę w walce, zaczynając od strategicznego odejścia od programu fregat klasy Constellation
John Phelan - amerykański sekretarz marynarki wojennej

Jak uznać za niepotrzebne to, co jest potrzebne?

Tego rodzaju opinia jest całkowicie sprzeczna z poprzednimi deklaracjami amerykańskiej marynarki wojennej oraz analizami prowadzonymi przez Departament Obrony USA. Stawia dodatkowo w bardzo trudnej sytuacji przemysł, który traci już zawarte kontrakty na sześć fregat (którym nadano już numery burtowe od FFG 62 do 67 i nazwy: „Constellation”, „Congress”, „Chesapeake”, „Lafayette”, „Hamilton” i „Galvez”) i liczył na zamówienie co najmniej kolejnych sześciu takich okrętów.

Ale traci też amerykańska marynarka wojenna. Nowe fregaty miały bowiem przejąć „tańsze” zadania realizowane przez amerykańską marynarkę wojenną, takie jak zwalczanie piractwa, handlu narkotykami czy prowadzenie operacji humanitarnych. Z punktu widzenia wojskowego na pewno nie można też mówić, że okręty typu Constellation nie zwiększyłyby możliwości amerykańskiej marynarki wojennej.

Były one bowiem oparte na projekcie już sprawdzonych włosko-francuskich fregat typu FREMM. Dodatkowo miały być one wyposażone w najnowocześniejsze, głównie amerykańskie systemy uzbrojenia: nowy radar EASR (Enterprise Air Surveillance Radar), cztery ośmiostanowiskowe moduły wyrzutni pionowego startu typu Mk 41 (z dowolną konfiguracją ładowanego tam uzbrojenia), 16 wyrzutni rakiet przeciwokrętowych NSM, wyrzutnie torpedowe, armatę MK 110 kalibru 57 mm, śmigłowiec pokładowy Seahawk, bezzałogowy pionowzlot MQ-8C FireScout, oraz system walki Aegis w wersji co najmniej Baseline 10.

Oznacza to, że tego rodzaju okręty mogłyby mieć porównywalne możliwości bojowe jak niszczyciele typu Arleigh Burke, służąc nawet jako element tarczy antyrakietowej. Różnica polegałaby jedynie na zmniejszonej ilości zabieranych zapasów i amunicji, co jest naturalnym skutkiem mniejszej wyporności.

Zamiast fregat amerykańska „Gwiazda Śmierci”

Problemem okazała się jednak sama amerykańska marynarka wojenna, która swoimi dodatkowymi wymaganiami praktycznie zmieniła klasę okrętu. By wprowadzić wszystkie zmiany, konieczne było zwiększenie wyporności i to aż o około 13% (760 ton). A to oznacza, że z ciężkiej fregaty o wyporności około 6890 ton zrobiono lekki niszczyciel o wyporności większej niż 8000 ton — jednak przy zachowaniu zdolności bojowych „tylko” fregat.

Ludzie Donalda Trumpa przekalkulowali więc sobie, że w takim przypadku lepiej jest budować już pełnowartościowe niszczyciele, ze wskazaniem na typ Arleigh Burke. W tych szacunkach całkowicie pominięto jednak cel, dla którego w ogóle uruchomiono program Constellation. A było nim wprowadzenie okrętów lżejszych i tańszych w eksploatacji od niszczycieli typu Arleigh Burke, a więc fregat.

Reklama

Amerykanie mieli tego rodzaju jednostki w czasach Zimnej Wojny dzięki programowi Oliver Hazard Perry. Ostatecznie zadecydowano, by te przestarzałe już fregaty zastąpić zupełnie nową klasą jednostek, a więc okrętami do działań przybrzeżnych klasy LCS (Littoral Combat Ship). Pomimo iż wprowadzono aż dwa typy tego rodzaju okrętów do służby (jednokadłubowe typu Freedom i trzykadłubowe typu Independence) — żaden z nich nie spełnił oczekiwań. I wtedy postanowiono to naprawić, wprowadzając fregaty typu Constellation na bazie już istniejących fregat typu FREMM.

Problem polega na tym, że Amerykanie tak zmienili projekt FREMM-ów, że powstało coś wyraźnie odbiegającego od pierwowzoru (zachowując jedynie 15% bazowego okrętu), co jest o wiele bardziej skomplikowane i droższe. Zaczęły się więc mnożyć problemy, pojawiły się opóźnienia i, co najważniejsze, rosły koszty budowy prototypowej jednostki, której budowa zaczęła się w sierpniu 2022 roku, a której stępkę położono w kwietniu 2024 roku (do listopada 2024 roku pojawiło się aż pięć wniosków o podwyższenie budżetu na cały program).

Co gorsza ta budowa ruszyła, pomimo że do grudnia 2024 roku potwierdzono jedynie ukończenie 70% dokumentacji technicznej oraz nie było jeszcze gotowego, „cyfrowego bliźniaka”. Tymczasem to właśnie taki „bliźniak” pozwala na wcześniejsze sprawdzanie użyteczności i skuteczności wprowadzanych zmian, ułatwia szkolenie i co najważniejsze, usprawnia produkcję, np. pomagając w jej realizacji przez współwykonawców i poddostawców.

Pogrążenie projektu i własnego przemysłu

Donald Trump pozbył się więc problemu podejmując decyzję o skasowaniu całego programu. Pomijając sam fakt, że amerykańska marynarka wojenna „wtopiła” w ten projekt już bardzo duże pieniądze, to postawiło to w trudnej sytuacji zakłady Fincantieri Marinette Marine w Marinette w stanie Wisconsin, które specjalnie dla programu Constellation zostały rozbudowane i zmodernizowane.

Duża część z tych inwestycji była zresztą sfinansowana z własnych środków, ponieważ zakładano „odbicie” sobie tych wydatków w późniejszych zamówieniach. Constellation miał być bowiem z założenia jednym z największych, amerykańskich programów okrętowych, w trakcie którego mogło powstać nawet ponad sześćdziesiąt jednostek pływających. Dodatkowo, e względu na taką liczbę planowano, że budowa fregat będzie również realizowana w dwóch innych, amerykańskich stoczniach: Ingalls Shipbuilding i Austal USA. One również poniosły koszty przygotowując się do udziału w tym programie i teraz na pewno poniosą straty.

Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że program budowy fregat Constellation obnażył poważny problem, z jakim zaczyna się obecnie borykać amerykański przemysł stoczniowy: a jest nim brak odpowiedniej liczby wykwalifikowanych pracowników. Oczywiście można by skorzystać z pomocy europejskich stoczni, ale przeszkadza w tym populistyczne hasło lansowane przez Trumpa „Ameryka dla Amerykanów”. W sytuacji w jakie są obecnie Stany Zjednoczone, jest więc bardzo prawdopodobne, że budowa fregat typu Constellation w Europie byłaby zrealizowana zgodnie z przyjętym harmonogramem i kosztorysem.

Amerykanie przeświadczeni o swojej wielkości, przekonali się teraz, że ta „wielkość” wcale nie dotyczy mniejszych okrętów. A udowodniła to administracja Trumpa pokazując, że w Stanach Zjednoczonych nie da się w prosty sposób zrobić tego, co w tym samym czasie, bez problemu realizuje się w Chinach.

Reklama
WIDEO: Rywal dla Abramsa i Leoparda 2? Turecki czołg Altay
Reklama
Reklama