Reklama
  • Wiadomości
  • Analiza

Tomahawki przeciwko broni masowego rażenia – nie tylko w Syrii [KOMENTARZ]

Prezydent USA Donald Trump rozkazał zaatakowanie celów w Syrii w odpowiedzi na użycie broni chemicznej przez wojska reżimu Asada. Tym samym Amerykanie pokazali, że będą aktywnie przeciwdziałać użyciu broni masowego rażenia za pomocą własnych sił, w tym tych o znaczeniu strategicznym.

Fot. Petty Officer 3rd Class Robert S. Price/US Navy.
Fot. Petty Officer 3rd Class Robert S. Price/US Navy.

Jest żywotnym interesem narodowym Stanów Zjednoczonych, aby zapobiegać i odstraszać rozprzestrzenianiu i użyciu śmiercionośnej broni chemicznej.

Prezydent USA Donald Trump

Stany Zjednoczone długo wstrzymywały się przed zaangażowaniem przeciwko wspieranemu przez Rosję rządowi Asada. USA podjęły nawet szereg kroków, które mogły być uznawane za poszukiwanie porozumienia ze stroną rosyjską (i rządową), jak choćby spotkanie szefów sztabów USA, Rosji i Turcji, o którym poinformowano na początku marca. Obecnie jednak administracja Trumpa zdecydowała się na bezpośrednie zaangażowanie w konflikt, i to za pomocą salwy ponad 50 rakiet Tomahawk wystrzelonych z dwóch okrętów Aegis. Dlaczego?

Wydaje się, że kluczowym celem było – jak powiedział Donald Trump – zapobieganie użyciu broni masowego rażenia. Wykorzystanie bojowych środków trujących zawsze oznacza bowiem jakościową zmianę charakteru konfliktu zbrojnego. Należy pamiętać, że poprzedni prezydent Barack Obama uznał użycie broni chemicznej przez Asada za „czerwoną linię”, której przekroczenie skutkować będzie bardzo szerokimi konsekwencjami, włącznie z interwencją zbrojną.

Tak się jednak nie stało, choć broni chemicznej użyto już w 2013 roku. Komentatorzy odczytywali to jako znak słabości Stanów Zjednoczonych. Oznaczało to bowiem, że użycie zakazanego przez prawo konfliktów zbrojnych i niezwykle niebezpiecznego uzbrojenia nie musi automatycznie spotkać się ze zdecydowaną odpowiedzią USA.

Po ponownym użyciu broni chemicznej administracja Trumpa zdecydowała o wykonaniu ataku, i to na dość dużą skalę. 59 pocisków manewrujących Tomahawk uderzyło w samoloty na bazę Al-Sharyat, rażąc samoloty, schrony lotnicze, składy paliwa i amunicji a także systemy obrony przeciwlotniczej i radary. Stany Zjednoczone chciały więc prawdopodobnie przekazać czytelny sygnał – użycie broni chemicznej, czy w ogóle broni masowego rażenia w żadnych warunkach nie może być opłacalne dla agresora.

Należy bowiem pamiętać, że problem potencjalnego wykorzystania BMR nie jest ograniczony do konfliktu syryjskiego, czy nawet do krajów Bliskiego Wschodu. Broń jądrowa, biologiczna i chemiczna jest rozwijana choćby przez Koreę Północną, która składa groźby jej użycia wobec sojuszników USA. O podobne działania oskarżany jest Iran.

Czytaj więcej: Rakiety Tomahawk pokazują nowe możliwości

Wiadomo też, że organizacje terrorystyczne jak Daesh dążą do uzyskania zdolności przeprowadzenia ataku chemicznego, i to na terenie państw zachodnich. Wreszcie, swój arsenał nuklearny rozwija też Rosja. Moskwa wielokrotnie przekazywała co najmniej dwuznaczne komunikaty wobec państw NATO, z którymi USA związana jest Sojuszem Północnoatlantyckim (jak choćby Polska, Rumunia czy Dania), a jej doktryna uwzględnia użycie taktycznej broni jądrowej do zastraszenia państw sojuszniczych i „deeskalacji” konfliktu.

Brak reakcji mógłby więc wywołać wrażenie, że użycie broni masowego rażenia może się „opłacić” – czy to Asadowi, czy innym posiadającym ją państwom, czy też organizacjom terrorystycznym. Co więcej, zakwestionowałby wiarygodność USA, które stawiają sobie za cel ograniczenie rozprzestrzeniania broni masowego rażenia. Przypuszczalnie to ten czynnik okazał się być kluczowy dla podjęcia decyzji o interwencji.

Użycie broni chemicznej, nawet w ograniczonym zakresie, może bowiem mieć dla bezpieczeństwa międzynarodowego dużo szerzej zakrojone skutki, niż na przykład oblężenie miasta czy bombardowanie go z użyciem zakazanej broni konwencjonalnej (choć te ostatnie działania mogą spowodować o wiele więcej ofiar). Może bowiem sprowokować innych aktorów (państwowych, niepaństwowych) do użycia jej bezpośrednio przeciwko krajom zachodnim, a to już poważne i bezpośrednie zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego.  

Atakując syryjską bazę ponad 50 rakietami Tomahawk Amerykanie wysłali bardzo czytelny sygnał świadczący o woli zdecydowanego przeciwdziałania jakimkolwiek przypadkom użycia broni masowego rażenia. Oczywiście, jak każda interwencja, i ta wiąże się z pewnym ryzykiem niepożądanej eskalacji sytuacji. Z drugiej jednak strony, polityka Obamy określana często jako „strategiczna cierpliwość” okazała się porażką. Wiele wskazuje na to, że administracja Trumpa chce na nowo zdefiniować miejsce USA na arenie międzynarodowej.

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama