Siły zbrojne
Radar systemu S-400 – niebezpieczny straszak rosyjskiej OPL
Rosjanie „oświetlając” radarami kierowania uzbrojeniem systemów rakietowych obce statki powietrze, zawsze narażają je na niebezpieczeństwo. Piloci w powietrzu nie wiedzą bowiem najczęściej, czy odbierany przez nich sygnał wskazuje już na wystrzelenia rakiet, czy też to „jedynie” kolejny przypadek terroryzowania innych państw przez rosyjskie wojsko.
Ostatni przypadek opromieniowania francuskiego samolotu patrolowego Atlantique 2 przez rosyjski radar kierowania uzbrojeniem systemu przeciwlotniczego S-400 z Obwodu Królewieckiego jest niesłusznie bagatelizowany. Oczywiście my w pewien sposób już przyzwyczailiśmy się do prób destabilizowania przez Rosjan normalnej działalności statków powietrznych w południowo-wschodniej części Bałtyku (przede wszystkim przez zakłócanie systemu GPS na samolotach pasażerskich). Tym razem jednak do działań podprogowych zaczęto wykorzystywać aktywne środku bojowe, nad którymi od pewnego czasu Rosjanie „niekiedy tracą kontrolę”. Udokumentowano bowiem kilka bratobójczych zestrzeleń rosyjskich statków powietrznych przez własne środki opl i to również z wykorzystaniem systemu S-400.
Problem polega na tym, że przy zakłócaniu systemu GPS, załogi samolotów pasażerskich wiedzą o tym fakcie i mogą temu w jakiś sposób przeciwdziałać. W przypadku wykorzystania radarów kierowania uzbrojeniem piloci cywilnych statków powietrznych nie wiedzą, że są przez nie śledzeniu i że znaleźli się w poważnym niebezpieczeństwie. A jest ono duże, tym bardziej że nie wiadomo, co tak naprawdę jest uruchamiane przez Rosjan w baterii S-400 i w jakim celu. Jeżeli jest to jedynie radar kierowania ogniem to nie ma z tym większego problemu. Jednak jest bardzo prawdopodobne, że Rosjanie trenują całą baterię, a tu już tylko o krok od niebezpieczeństwa. Tym bardziej, że procedury otwarcia ognia w przypadku Rosjan są o wiele mniej rygorystyczne niż w krajach zachodnich.
Czytaj też
W przypadku francuskiego Atlantique 2 wszystko się wydało, ponieważ jako wojskowy samolot patrolowy i to kilkakrotnie modernizowany, jest on wyposażony w odbiornik ostrzegający o opromieniowywaniu go przez radary przeciwnika. Sami Francuzi nie przyznali się, co dokładnie znajdowało się na pokładzie tego statku powietrznego. Jednak samo to, że potrafili zidentyfikować radar systemu S-400 wskazuje, że nie mieliśmy tu do czynienia z odbiornikiem ostrzegawczym, ale również rozpoznawczym (identyfikującym źródło promieniowania na podstawie parametrów odebranego sygnału).
Wskazuje na to również sama misja samolotu Atlantique 2, który wystartował z bazy Lann-Bihoué w Bretanii, w północnej Francji i przebywał nad Bałtykiem ponad 5 godzin (mając autonomiczność około 14 godzin). Była to więc: nie tylko typowa misja patrolowa (jako odpowiedź NATO na zagrożenie dla bałtyckiej infrastruktury podwodnej), ale również zadanie rozpoznawcze - z pewną domieszką działania propagandowego. Francuzi pokazali bowiem w ten sposób, że bez problemu będą mogli reagować na Bałtyku, startując ze swoich baz. Trzeba przecież pamiętać, że Atlantique 2 to uzbrojony samolot patrolowy, zdolny do zwalczania: zarówno okrętów podwodnych (torpedami MU90 i bombami głębinowymi), jak i nawodnych (rakietami przeciwokrętowymi AM39 Exocet i bombami kierowanymi laserowo 250 kg).
„W nocy ze środy na czwartek, francuski samolot patrolowy Atlantique 2 stał się celem rosyjskich działań zastraszających. Samolot patrolował międzynarodową przestrzeń powietrzną nad Morzem Bałtyckim w ramach operacji NATO i był oświetlony radarem kierowania ogniem systemu obrony powietrznej S-400. Ta agresywna akcja Rosji jest nie do zaakceptowania. Nasze armie będą nadal działać w obronie wolności żeglugi w międzynarodowej przestrzeni powietrznej i morskiej.
Sébastien Lecornu - francuski minister obrony (17 01 2025 rok)
Francuski minister obrony Sébastien Lecornu, potwierdził, że Francuzi zbliżając się do Obwodu Królewieckiego stwierdzili od razu obecność zakłóceń radioelektronicznych z terenu eksklawy rosyjskiej, jak również później włączenie przez Rosjan radaru śledzącego systemu S-400. Sytuacja stała się niebezpieczna, ponieważ nie było wiadomo, po co rosyjscy przeciwlotniczy skorzystali z tego sposobu działania. Wiedzieli przecież, że mają do czynienia z samolotem wojskowym wykonującym misje rozpoznawcze, a więc zdawali sobie sprawę, że ich sygnał będzie odebrany i dokładnie przeanalizowany.
Czytaj też
Tego rodzaju wiedza to skarb dla specjalistów walki radioelektronicznej. Może bowiem być wykorzystana dla potrzeb rakiet antyradiolokacyjnych, które można dokładniej zaprogramować. Ale jest również użyteczna dla potrzeb ofensywnych systemów WRE, które na bazie tych informacji będą w stanie wypracować skutecznym sygnał zakłóceń. W obu przypadkach zwiększa to szansę na wyeliminowanie praktycznie najważniejszego elementu systemu S-400, a więc radaru kierowania uzbrojeniem. Jego wyłączenie (lub zniszczenie) powoduje bowiem oślepienie całej baterii i brak możliwości wykorzystania rakiet - w większości naprowadzanych półaktywnie. Dzięki „rosyjskiemu straszeniu” Francuzi prawdopodobnie namierzyli również miejsce stacjonowania tej stacji radiolokacyjnej, określając namiary z różnych miejsc lotu.
Ten „prezent” od Rosjan dla francuskich specjalistów WRE, nie zapobiegł jednak protestom, jakie teraz pojawiły się ze strony ministerstwa obrony Francji. Oczywiście wcześniej zdarzały się już przypadki włączania tego rodzaju stacji radiolokacyjnych w odniesieniu od obcych, wojskowych statków powietrznych - również ze strony systemów natowskich. Jednak odbywało się to głównie w sytuacji zagrożenia, by odstraszyć obce samoloty lub śmigłowce przed zbliżeniem się na zbyt małą odległość. Tak było np. w przypadku systemów artyleryjskich Phalanx, których radary śledzące okazały się skutecznym straszakiem dla rosyjskich myśliwców, by nie podlatywały zbyt blisko do amerykańskich okrętów.
Teraz takiego zagrożenia nie było, ponieważ francuski Atlantique 2 zachowywał bezpieczną odległość od rosyjskiej przestrzeni powietrznej. Pomimo tego Rosjanie włączyli bojowe środki rakietowe, co automatycznie wywołało protesty ze strony Francji. Rzecznik francuskich sił zbrojnych ocenił to jako „agresywne działanie”, podkreślając, że profesjonalne zachowanie załogi „zapobiegło eskalacji”.
Czytaj też
O ile bowiem w przypadku samolotów pasażerskich ich piloci nie wiedzą o zagrożeniu, jaki może w każdej chwili w ich kierunku polecieć z ziemi, to Francuzi doskonale sobie z tego zdawali sprawę. Wiedzieli bowiem, co ich „oświetla” i zostali zaalarmowani w momencie, kiedy wykryty przez nich radar kierowania uzbrojeniem stał się dla nich „niebezpieczny”. A stało się tak, gdy rosyjska stacja radiolokacyjna przeszła z trybu pracy: „obserwacja” na „śledzenie”, a więc gdy ich samolot zaczął być opromieniowywany w sposób ciągły.
Q większości tego rodzaju radarów jest jeszcze trzeci tryb pracy – „bojowy”, kiedy następuje wzmocnienie sygnału, tak by po odbiciu od celu mógł on zostać wykorzystany przez głowice rakiet do naprowadzania się na „oświetlany” obiekt. W przypadku francuskiego samolotu doszło najprawdopodobniej właśnie do tej trzeciej fazy, kiedy do wystrzelenia rakiety przez baterię potrzebne jest tak naprawdę tylko naciśnięcie jednego guzika.
Co gorsza francuska załoga wiedziała, że nie jest w stanie tego stwierdzić, nie mając na pokładzie sensorów wykrywających tego rodzaju zagrożenia. Ich radar przeznaczony do nadzoru sytuacji nawodnej nie jest bowiem najprawdopodobniej w stanie wykrywać szybko lecących, stosunkowo niewielkich rakiet przeciwlotniczych. Realizowali więc swoją misję więc mając pełną świadomość, że w każdej chwili może coś w nich uderzyć.
W tym przypadku oczywiście nic się nie stało, jednak Rosjanie mając pełne poczucie bezkarności mogą swoje radary kierowania uzbrojeniem włączać również w odniesieniu do cywilnych samolotów, już nie jako straszak, ale do szkolenia. Wystarczy więc mały błąd obsady, by w kierunki cywilnego statku powietrznego z prędkością kilku Mach poleciały rosyjskie pociski przeciwlotnicze dalekiego zasięgu. Zagrożone tego rodzaju „wypadkiem” są więc wszystkie samoloty lecące nad wschodnim Bałtykiem w odległości nawet ponad 200 km od Królewca i tego rodzaju groźba powinna zacząć być poważnie brana pod uwagę przez cywilne linie lotnicze.
Czytaj też
Na szczęście obsady systemu S-400 w Obwodzie Królewieckim nie są pod taką presją niebezpieczeństwa nalotu ukraińskich dronów, jak rosyjscy przeciwlotnicy w Czeczeni lub nad Krymem (gdzie zestrzelono m.in. samolot pasażerski azerskich linii lotniczych i śmigłowiec wojskowy Mi-8). Ale jest jeszcze coś takiego jak słabe wyszkolenie (najlepsze obsady na pewno wysłano do ochrony najważniejszych miejsc w Federacji Rosyjskiej), rutyna, depresja, rozgoryczenie, fanatyzm oraz wszechobecny w Rosji alkohol. A od tego nie powinno zależeć bezpieczeństwo cywilnych samolotów pasażerskich w międzynarodowej przestrzeni powietrznej. Tymczasem to właśnie tam prawdopodobnie intensywnie trenują rosyjskie systemy przeciwlotnicze dalekiego zasięgu, co właśnie wykryli Francuzi.
Niestety jak na razie oskarżenia wysuwane w odniesieniu do Rosji o prowadzenie na szeroką skalę zakłócania systemu nawigacji GPS w rejonie Bałtyku (od co najmniej 2017 r.) i obecnie o namierzanie samolotów rakietowymi systemami przeciwlotniczymi nie wywołują żadnej reakcji ze strony Kremla. Trzeba się więc na tego rodzaju prowokacje dobrze przygotować mając świadomość niebezpieczeństw, jakie są z tym związane.
Davien3
Czyli normalne ruskie postępowanie. Ciekawe co by zrobili jakby w odpowiedzi padł kod oznaczajacy odpalenie AARGM-a.
Nihoo
Prawdopodobnie stałoby się tyle samo co stało się jak Turcy zestrzelili im samolot. Czyli nic. Znaczy nic poza utratą radaru.