Reklama

Siły zbrojne

Fot. US Navy

NIK potwierdza zarzuty Defence24.pl: Bałtyk to bomba zegarowa. Co dalej? [OPINIA]

Według Najwyższej Izby Kontroli ropopochodne paliwa znajdujące się we wrakach i broń chemiczna zatopione na dnie Bałtyku mogą doprowadzić do katastrofy ekologicznej na niespotykaną skalę. Takie samo ostrzeżenie opublikowaliśmy na portalu Defence24.pl ponad siedem miesięcy temu. W odróżnieniu od raportu NIK, w artykule Defence24.pl pokazano też, co można zrobić, by tej katastrofy uniknąć.

Ostatni raport z początku maja 2020 r. Najwyższej Izy Kontroli pod tytułem Przeciwdziałanie zagrożeniom wynikającym z zalegania materiałów niebezpiecznych na dnie Morza Bałtyckiego jest rozszerzoną wersją tego, co my streściliśmy w artykule Zneutralizować zagrożenie dla Bałtyku. Okręt chemiczny kontynuacją programu Kormoran II? z 20 października 2019 r. Poza obszernością materiału główna różnica pomiędzy tymi dwoma opracowaniami polega na tym, że kontrolerzy NIK opisali i udowodnili: kto czego nie zrobił, natomiast my skupiliśmy się na tym: co można zrobić.

Wbrew pozorom różnica jest ogromna. Raport Najwyższej Izby Kontroli opisuje złą sytuację, ale nie wskazuje jak ją naprawić. Podobny cel miało większość innych, wcześniejszych działań w tej sprawie ze strony Polski i innych krajów bałtyckich. Według naszej oceny sprzed siedmiu miesięcy przedsięwzięcia te nie przyniosły żadnej konkretnej propozycji rozwiązania problemu zatopionych substancji toksycznych. Zajmowano się bowiem głównie dokładnym lokalizowaniem miejsc na dnie Bałtyku, gdzie znajdują się niebezpieczne środki chemiczne oraz określaniem poziomu skażenia w danym rejonie.

Raport NIK potwierdził tą ocenę dotychczasowych działań, ale jednocześnie jest dokładnie tym samym, bo nikogo do niczego nie zmusza. W jego przypadku sprawdziła się więc kolejna nasza ocena sprzed pół roku, że w ramach tych wszystkich przedsięwzięć tworzone są głównie coraz bardziej dokładne mapy dna Morza Bałtyckiego, co jest oczywiście potrzebne, ale co nie określa się konkretnych sposobów, jak to dno oczyścić. Raport NIK będzie więc niestety najprawdopodobniej kolejną taką „mapą”, z tym że nie samego Bałtyku, ale bezczynności różnych organów państwa w obliczu nieuchronnie zbliżającej się katastrofy. I w polskiej rzeczywistości, po kilkudniowym szumie medialnym, zostanie najprawdopodobniej włożony do szuflady, podobnie jak wszystkie inne dokumenty dotyczących materiałów i substancji niebezpiecznych na dnie Bałtyku.

Co tak naprawdę znajduje się w raporcie NIK?

Artykuł w Defence24.pl z października 2019r. nie był na pewno tym, co bezpośrednio spowodowało kontrolę NIK. Zgodnie z „Planem pracy Najwyższej Izby Kontroli na 2019 rok” kontrola była bowiem prowadzona w II i II kwartale 2019 r. z założeniem, że projekt raportu końcowego zostanie opracowany w IV kwartale 2019 r. i zaakceptowany w I kwartale 2020 r. To jest bardzo dobra informacja, ponieważ oznacza, że nie tylko publicyści, ale o wiele więcej ludzi zdaje sobie sprawę z tego, jakie zagrożenie narasta w Morzu Bałtyckim.

Opis tego zagrożenia nie był jednak głównym celem NIK, chociaż kontrolerzy niejako „przy okazji”, mając dostęp do wszystkich sprawozdań, wskazali dokładnie: nie tylko gdzie znajdują się największe podwodne „składy” amunicji i broni chemicznej w polskiej, morskiej strefie ekonomicznej, ale również gdzie leżą wraki z ropą w swoich zbiornikach i ile wypadków z bronią chemiczną już u nas odnotowano. Potwierdzono jednak autorytatywnie, co się stanie, gdy te niebezpieczne substancje zaczną się wydobywać na zewnątrz. Autorzy raportu wprost zaznaczają, że zatopiona w Morzu Bałtyckim broń chemiczna może mieć wpływ na wszelkie przejawy działalności człowieka na morzu.

Niestety głównym celem raportu było przede wszystkim sprawdzenie, czy w Polsce podjęto właściwe działania wobec tych zagrożeń. Z tego zadania kontrolerzy NIK wywiązali się w sposób perfekcyjny. W 138-stronicowym raporcie pokazali bowiem, jak różne organy państwowe ignorują ewidentne sygnały o zbliżającej się wielkiej katastrofie ekologicznej.

Kto czego nie zrobił?

Pełny raport opublikowany na oficjalnej stronie NIK rzeczywiście powinien wzbudzić poważne refleksje. Wynika z niego bowiem wyraźnie, że w Polsce nikt tak naprawdę nie poczuwa się do winy za bałtyckie problemy, a nawet brak jest pełnego rozpoznania zagrożeń wynikających z zalegania wraków z paliwem i broni chemicznej na dnie Morza Bałtyckiego.

Do najważniejszych ustaleń kontroli zaliczono bowiem zarzut dla administracji morskiej (Ministra Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej wraz z Dyrektorami Urzędów Morskich: w Gdyni, Słupsku i Szczecinie), że pomimo upływu nawet 70 lat od zatopienia statków i broni chemicznej nie dokonała inwentaryzacji dna, tzn. nie rozpoznała miejsc, ilości, rodzaju i stanu materiałów niebezpiecznych (paliwa i produktów ropopochodnych z wraków oraz bojowych środków trujących i produktów ich rozpadu).

image
Nurkowie amerykańskiej marynarki wojennej podczas podwodnych działań saperskich. Fot. US Navy

Co gorsza stwierdzono również, że w tym czasie „nie opracowano metodyki i techniki szacowania ryzyka związanego ze skażeniem środowiska morskiego. Nawet w przypadku mogących stanowić największe ryzyko wśród rozpoznanych wraków statków, niemieckich jednostek Franken i Stuttgart, jak i zlokalizowanych w Głębi Gdańskiej miejsc zatopienia broni chemicznej, nie podejmowano skutecznego przeciwdziałania tym zagrożeniom, które doprowadziłoby do ich neutralizacji.

Negatywną ocenę NIK otrzymał jednak nie tylko Minister Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej (GMiŻŚ) ale również Minister Środowiska (obecnie Minister Klimatu). Stwierdzono bowiem, że podlegająca pod niego administracja ochrony środowiska wraz z Głównym Inspektorem Ochrony Środowiska (GIOŚ) pomimo posiadania informacji o zagrożeniach ze strony materiałów niebezpiecznych, nie prowadziła monitoringu wód polskich obszarów morskich, w tym osadów i organizmów żywych (m.in. ryb, omułków), pod względem stężeń bojowych środków trujących oraz produktów ich rozpadu, a także - z wyjątkiem benzo(a)pirenu - paliwa i produktów ropopochodnych z wraków statków. Badaniami i oceną jakości wód nie objęto nawet rozpoznanych już miejsc zatopień bojowych środków trujących i wraków statków z paliwem. W szczególności dotyczyło to „składowiska” broni chemicznej, znajdującego się w Głębi Gdańskiej.

Najwyższa Izba Kontroli zwróciła przy tym uwagę, że administracja morska i administracja ochrony środowiska wzajemnie obarczają się odpowiedzialnością za przeciwdziałanie tym zagrożeniom, nie uznając swoich kompetencji, podczas gdy, z przepisów jasno wynika podział obowiązków w zakresie rozpoznania zagrożeń. Ponadto w miejscach gdzie takie rozpoznanie już zostało dokonane, ww. administracje nie podejmowały działań prewencyjnych i interwencyjnych.

Co według NIK trzeba zrobić?

Cechą charakterystyczną raportu NIK są niewspółmierne do powagi zarzutów, bardzo ogólne wnioski systemowe skierowane do: Prezesa Rady Ministrów, Ministra Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, Ministra Klimatu, Głównego Inspektora Ochrony Środowiska, Wojewody Warmińsko-Mazurskiego i Wojewody Zachodniopomorskiego.

Najtrudniejsze zadania postawiono premierowi, któremu wskazano na konieczność bieżącego monitorowania działań podejmowanych przez Ministra Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, dyrektorów urzędów morskich, Ministra Klimatu oraz Głównego Inspektora Ochrony Środowiska w zakresie prac nad rzetelną oceną ryzyka związanego z występowaniem materiałów niebezpiecznych (bojowych środków trujących i produktów ich rozpadu oraz paliw i produktów ropopochodnych z wraków statków) w polskich obszarach morskich, a także działań, jakie należy zrealizować w odniesieniu do stwierdzonych ryzyk oraz zapewnienie ich finansowania.

Zadanie jest „trudne” dlatego, że w przypadku Ministra Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej nie chodzi jedynie o „kompleksową identyfikację zatopionych w polskich obszarach morskich materiałów niebezpiecznych” i „rozpoznanie skali zagrożeń w zidentyfikowanych miejscach ich zalegania”, ale również o „usunięcie bezpośredniego zagrożenia wynikającego z zalegania na dnie Morza Bałtyckiego wraków statków Franken i Stuttgart”. I na to zadanie powinny zostać przekazane odpowiednie środki. Problem polega na tym, że sposobu na „usunięcie zagrożenia” jak na razie nikt nie wskazał. Nie można więc go wycenić.

image
Fot. Norwegian Defense Research Establishment (FFI)

Na szczęście dla premiera i ze szkodą dla sprawy, było to jedyne, konkretne zalecenie w odniesieniu do wszystkich osób ujętych we wnioskach. Trudno bowiem uznać za przełom nakaz „umieszczenia w wykazie substancji priorytetowych substancji niebezpiecznych pochodzących z bojowych środków trujących i produktów ich rozpadu, w tym w szczególności związków siarkoorganicznych i arsenoorganicznych”. Jak się okazało, w Polsce do zrobienia tego co wydaje się oczywiste potrzebna jest interwencja Najwyższej Izby Kontroli.

Czego w raporcie NIK brakuje?

Najwyższa Izba Kontroli zrobiła swoje, a więc oceniła sytuację i wskazała winnych. W polskiej rzeczywistości systemowej bezkarności nikt się jednak tymi wskazaniami najprawdopodobniej nie przejmie. Tym bardziej, że w większości przypadków zaleca się „tylko” monitorowanie sytuacji i tworzenie odpowiednich planów zarządzania kryzysowego. Logicznie rzecz biorąc chodzi więc tylko o to, by na czas stwierdzić, że katastrofa nastąpiła, a nie by tej katastrofie zapobiec.

Jest tu duża niekonsekwencja w ocenie sytuacji ponieważ autorzy raportu NIK wcześniej wyraźnie w nim zaznaczyli, że „W ramach zarządzania kryzysowego działania zapobiegawcze należy planować i realizować w fazie identyfikowania zagrożeń i planowania, a nie po wystąpieniu zagrożenia”. Tymczasem takich działań zapobiegawczych nikomu nie nakazano. Bo na pewno nie jest nim tylko „monitorowanie”.

Oczywiście można uznać, że NIK zajmuje się jedynie oceną sytuacji, a nie wskazywaniem jak ją naprawić. Jednak w takim razie dlaczego zalecono ministrowi Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej usunąć zagrożenia wynikającego z zalegania na dnie Morza Bałtyckiego wraków statków Franken i Stuttgart. Dodatkowo warto sobie odpowiedzieć na pytanie, co takiego niebezpiecznego jest właśnie w tych wrakach, że zostały one wskazane w pierwszej kolejności. Odpowiedź jest prosta. Bo tam już doszło do katastrofy ekologicznej.

Potwierdzenie tego znajduje się m.in. w raporcie Instytutu Morskiego w Gdańsku z 2009 r. Wskazano w nim, że „stan środowiska w rejonie wraku Stuttgart odpowiada statusowi lokalnej katastrofy ekologicznej i że stan ten pogarsza się”. Z kolei z raportu Instytutu Morskiego w Gdańsku z grudnia 2016 r. pt. „Monitoring skażeń dna morskiego w rejonach zalegania wraków. Wrak statku Franken” wynika, że wrak ten należy uznać za wyjątkowo niebezpieczny dla środowiska morskiego. A przecież w raporcie NIK kilkakrotnie wskazywano jako duże zagrożenie również „składowiska” broni chemicznej w Głębi Gdańskiej.

image
Fot. Hawai'i Undersea Military Munitions Assessment

Tymczasem brak konkretnego nakazu ze strony NIK spowoduje, że w sprawie skażonego dna Bałtyku nie zrobi się nic. Przykładem takiej „bezczynności urzędniczej” poprzez wybiórcze stosowanie prawa jest w raporcie sposób pomijania bojowych środków trujących (bśt) i produktów ich rozpadu (w tym w szczególności związków siarkoorganicznych i arsenoorganicznych) w wykazach substancji priorytetowych w dziedzinie polityki wodnej określonych w odpowiednich rozporządzeniach (a więc określenie ich jako duże zagrożenie, które trzeba monitorować).

NIK nie zgodziła się ze stanowiskiem ministra GMiŻŚ, że nie było podstaw do ujęcia ww. substancji w rozporządzeniach, „ponieważ nie zostały one uwzględnione w regulacjach unijnych” zarzucając, że „przedmiotowy wykaz został sporządzony nierzetelnie”. Według raportu „przepisy prawa wodnego, na podstawie których wydano przedmiotowe rozporządzenia, wskazują że polski ustawodawca dopuszcza możliwość rozszerzenia przedmiotowego katalogu”. Dodatkowo podkreślono, że: „minister kieruje się wprawdzie przepisami UE, ale nie jest nimi ograniczony”.

Jeżeli więc odpowiemy sobie na pytanie, dlaczego w Polsce specjalnie pomijano bojowe środki trujące i produkty ich rozpadu nie chcąc nakładać na siebie obowiązku ich monitorowania (chociaż są śmiertelnie niebezpieczne) to odpowiemy sobie również na pytanie, dlaczego są małe szanse by urzędnicy sami z siebie podjęli jakieś działania w sprawie oczyszczenia Bałtyku.

image
Fot. International Dialogue on Underwater Munitions

 I dzieje się tak nawet pomimo tego, że państwa członkowskie Unii Europejskiej są zobowiązane do podejmowania niezwłocznych działań niezależnie od regulacji unijnych jeżeli stwierdzą zagrożenia dla środowiska. Wygląda na to, że z urzędniczego punktu widzenia bojowe środki trujące i produkty ich rozpadu nie stanowią takiego zagrożenia. I nie miało tu żadnego znaczenia, że „GIOŚ dysponował informacjami o zagrożeniach ze strony bśt”.

Wytłumaczenie tego „fenomenu” jest w raporcie NIK. „Według Ministra Środowiska poza informacjami inwentaryzacyjnymi brak było danych na temat bśt, jak również ustanowionych standardów dla bśt, do których można by odnieść wyniki projektów dotyczących zatopionej broni chemicznej”. Jednak czy ten minister zrobił cokolwiek; by takie standardy wprowadzić?

Co robić dalej?

W działaniach NIK szczególne zdziwienie budzi pomijanie w całej tej sprawie Ministra Obrony Narodowej. Jest to o tyle niezrozumiałe, że zupełnie inna sytuacja panuje na lądzie. Jeżeli bowiem na terytorium Polski znajdzie się jakieś pozostałości niebezpieczne po II wojnie światowej (głównie niewypały i niewybuchy), to ich neutralizacją zajmuje się głównie wojsko i nikt z tego powodu nie protestuje. Dotyczy to również środków bojowych znajdujących się w wodzie. Jak się okazuje jednak nie wszędzie. Jeszcze można zrozumieć, że pomija się morską strefę ekonomiczną ale wody terytorialne powinny być traktowane tak samo jak polski obszar lądowy. Ale nie są.

Oczywiście w raporcie NIK wyjaśniono, że „z zadań realizowanych przez Marynarkę Wojenną nie wynikała potrzeba posiadania zdolności do wydobywania lub niszczenia w środowisku morskim bśt, a co za tym idzie w siłach morskich nie występował specjalistyczny sprzęt do powyższych prac. Dodatkowo nie było w Marynarce Wojennej specjalistów/nurków zdolnych do realizacji prac podwodnych w powyższym obszarze”. Tymczasem jaki problem jest w tym, by takie zadanie sobie postawić?

Marynarka Wojenna coraz częściej zaczyna być postrzegana jako najmniej potrzebny rodzaj Sił Zbrojnych RP. Można to było zmienić m.in. ratując Bałtyk przed bronią chemiczną. A tak: „nie chcą wojskowi – to zrobią to cywile”. I w raporcie NIK wyraźnie zaznaczono, że zgodnie z projektem o wartości 280 milionów złotych planowane jest pozyskanie „wielozadaniowego statku ratowniczego zdolnego do wykrywania bśt i wydobywania oleju z dna morskiego (którego zakończenie budowy planowane jest na 2022 r.). Jednostka ta zapewni podjęcie akcji zwalczania rozlewów olejowych w ciągu ośmiu godzin od ogłoszenia alarmu na 97% polskich obszarów morskich”.

image
Nurkowie amerykańskiej marynarki wojennej podczas usuwania paliwa z zatopionego niemieckiego krążownika „Prinz Eugen” z czasów II wojny światowej. Fot. US Navy

Tymczasem Marynarka Wojenna planuje zbudować co najmniej trzykrotnie droższy okręt „Ratownik” przeznaczony głównie do ratowania okrętów podwodnych. Dodajmy, że w głównych zadaniach stawianych tej jednostce nie uwzględniono neutralizacji bojowych środków trujących.

Prawdą jest, że w sprawę usuwania substancji niebezpiecznych z dna morza powinien być zaangażowany nie tylko MON, ale również inne ministerstwa – nawet te nie uwzględnione w raporcie NIK. W artykule z 20 października 2019 r. wskazywaliśmy to bardzo dokładnie zachęcając do działań, które zapobiegną nieuchronnej katastrofie. Bo w tym przypadku nie należy się oglądać na innych, ale samemu zacząć działać.

Warto więc powtórzyć najważniejszy wniosek z całej tamtej analizy, który niestety nie został wyartykułowany w raporcie NIK. „Jedynym, załatwiającym problem rozwiązaniem jest wydobycie tych materiałów i ich utylizacja w procesie chemicznym (rozkładając substancje szkodliwe za pomocą innych związków chemicznych) lub fizykochemicznym - np. w procesie pirolizy beztlenowej (procesu degradacji zachodzącego pod wpływem wysokiej temperatury) w specjalnych wysokotemperaturowych piecach plazmowych”.

Do tego jednak potrzebny jest: nie „statek ratowniczy” ale specjalistyczny, saperski okręt chemiczny, którego głównym zadaniem będzie właśnie wydobywanie i neutralizowanie niebezpiecznych materiałów z dna Bałtyku. Przy odpowiednim podejściu jest szansa, że dużą część środków finansowych na jego budowę, a później utrzymanie można by uzyskać z Unii Europejskiej. Okręt ten będzie bowiem wykorzystywany nie do działań wojskowych, ale do ochrony środowiska i ludności. Dodatkowo nie będzie on działał tylko na rzecz Polski, ale wszystkich państw leżących nad Bałtykiem.

Polacy mogli by się więc stać specjalistami w tej dziedzinie sprzedając później swoje umiejętności i zdolności również w innych rejonach świata, gdzie znajdują się morskie składy amunicji i broni chemicznej oraz gdzie wykryto niebezpieczne wraki. Jest to tym bardziej realne, że zbudowanie do tego odpowiednich okrętów nie sprawiło by polskiemu przemysłowi większych problemów (czego przykładem jest np. program Kormoran II realizowany przez stocznię Remontowa Shipbuilding we współpracy z Ośrodkiem Badawczo Rozwojowym Centrum Techniki Morskiej).

O tym że trzeba się tego podjąć niech świadczy jedna z ocen zawartych w raporcie NIK. „Na ponad 415 wraków statków zalegających w polskich obszarach morskich zbadano zaledwie ok. 2% z nich i nawet w przypadku jednostek, w których stwierdzono zagrożenie związane z wyciekiem paliw i substancji ropopochodnych, nie podjęto szybkich i skutecznych działań w oparciu o art. 2 i 21 ustawy o zarządzaniu kryzysowym, m.in. w zakresie przygotowania do przejęcia kontroli nad zagrożeniami, a także usunięcia skutków zdarzenia już powstałego oraz odtworzenia zasobów”.

Jak na razie nie ma jednak co liczyć na konkretne działania. W odpowiedzi na raport NIK, Prezes Rady Ministrów poinformował bowiem, że zobowiązał on Ministra GMiŻŚ wraz z właściwymi organami tylko „do podjęcia działań służących zintensyfikowaniu prac nad oceną ryzyka w skontrolowanym przez NIK obszarze”.

A to jak wykazała Najwyższa Izba Kontroli nasi urzędnicy robią od dawna i przy pełnym samozadowoleniu.

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (32)

  1. ito

    Tak przy okazji https://www.defence24.pl/przemysl/jak-w-polsce-utopiono-statek-do-oczyszczania-baltyku- i właściwie tyle w temacie.

  2. Racjonalista

    Jakim prawem my mamy ponosić koszta tej opreacji!? Ten syf jest niemiecki, a wrzucili go tam ruscy, więc co nam do tego? Sprawę należy poruszyć na forum ONZ, a kosztami obciążyć po połowie Niemcy i Rosję. Polska nie powinna ani złotówki wydać na sprzątanie tego syfu, bo to nie jest nasze i nie my to tam wrzuciliśmy.

    1. Krystian

      Czyli my powinniśmy posprzątać Niemcom Heweliusza? Dobrze rozumuję?

    2. Troll

      Oczywiście. Zaraz po tym jak posprzątają syf po I i II WŚ.

    3. ito

      Syf jest niemiecki, a wrzucili go tam Brytyjczycy, Amerykanie (ci tę gorszą i większą część- po Wielkiej Wojnie), Niemcy, ZSRR (czyli podziel to między Rosję i resztę dobrowolnych eksrepublik- Bałtów możesz pominąć bo oni do ZSRR się nie prosili- które dziś rżną głupa i pierniczą o złych Rosjanach, którzy ich okupowali) i Polska. Życzę powodzenia. Tym bardziej, że Niemcy i Duńczycy mają dokładnie ten sam problem choćby w Zatoce Meklemburskiej- i nikt za nich go nie usunie. Za nas też nie choćbyś kwity zaniósł do Watykanu i do ołtarza przybił.

  3. Czytelnik

    To bardzo skomplikowany problem. 1. Potrzeba wydzielenia potężnych środków finansowych. 2. Duże ryzyko podejmowania tych substancji z dna moga spowodować skażenie. 3. Po tylu latach rozmieszczenie tych zrzutów jest rozsiana. 4. Umiedzynarodowienie problemu. 5. Itd.

    1. NoTak

      ad. 2 - oczywiscie, ze moze, jednak brak dzialania na pewno spowoduje skazenie. ad. 4 - o, dokladnie to - trzeba by przycisnac EU do sciany i przeglosowac deklaracje, ze to nie nasz syf i problem, tylko unijny i bedzie w calosci likwidowany za kase z EU... tak... juz widze, jak sie komus przy wladzy w naszym kraju zechce dzialac w tym kierunku :/

  4. Siu

    Jestem zaskoczony że autor nie zwraca się z tym problemem do eurodeputowanych to sprawa dla unii europejskiej A nie tylko rządu polskiego i Naszych Pieniędzy drogi autorze i tak na koniec A co robili poprzednicy? Dokładnie nic jak inne państwa bałtyckie

    1. Dannyson

      Przestańmy mówić lub pisać od poprzednikach, bo oni też mieli swoich poprzedników itd. Tu trzeba działać tu i teraz, bo niedługo jak wystąpi tragedia i dojdzie do skarzenia to jak zwykle wszyscy inni będą winni, a jedynie zwykły człowiek i środowisko straci i przez nas kolejne kilkanaście lub kilkadziesiąt lat Polacy będą kąpać się w morzu śródziemnym zamiast w skażonym Bałtyku. Kto wtedy wypłaci rekompensaty idące w miliardy PLN? Znowu Państwo Polskie z naszych podatków.

    2. !!!!

      co Ty gadasz.. jaka unia.. przecież ro amwayowcy domokrążcy i katecheci i cadykowie..

    3. BUBA

      Unia to kolonia Franci i Niemiec. Oni chca kasowac a nie wydawac. Nawet Anglicy odeszli. Oni maja Polskie morze gdzies.

  5. Eytu

    Jak wydobywać te pociski i zasobniki ? korozja spowodowana wodą może stanowic poważne zagrożenie dla pletwonurkow. mozna zrobić taką w miarę bezpieczną windę do wydobywania do 100 kg pocisków. Na czym polega ? winda waży 50-70 kg. lina stalowa oraz wąż powietrzny z zaworami zwrotnymi. winda to taka beczka z dwoma przedziałami jeden przedział to przedział na pociski - zamykana siatka z takimi wciskanymi drutami - wpychanymi promieniscie i blokowanymi aby uniemozliwic pociskowi ruch po umieszczeniu go na półce, dodatkowo woda z tej półki nie usuwana, a drugi przedział nad nim - elastyczna bańka - gumowa o grubości gumy 3 mm, i tam po zanurzeniu i umieszczeniu pocisku, powolutku wpychane powietrze z pokladu okretu wydobywczego. powietrze wpychane powoli aby nie spowodować zbyt wielkiego ruchu w górę.

    1. Eytu

      Ps. Te druty wciskane/wkręcane/ zaciskane w takie tuleje - prowadnice 10 cmetrowe wspawane w siatkę, 6 drutów na bieguneach co 90 stopni oraz dodatkowo co 45 stopni - srub, koniecznie mosiężnych , żeby podczas wkręcania od tarcia od pocisków nie powstała iskra i ekipa płetwonurków- saperów nie pożegnała się z życiem. Najlepiej niech to robi tylko jeden nurek - wahadłowo , jak dojdzie do eksplozji tylko jeden przejdzie do innego świata a nie cała ekipa, tak jak niedawno była tragedia w lasach gdzieś na Śląsku zginęło 2 saperów, koło Kużni RAciborakiej. Swoją drogą, ciekawe czy to było na terenie pożaru z roku 1992 roku, Być może tamten pożar sprzed 17 lat ( od daty tragedii) miał wpływ na dodatkową korozję pocisków ( metal od temperatury pożaru dodatkowo się utlenia/rdzewieje ).

  6. Palmel

    powinni to zrobić ci co w 1920 i 1945 roku to zatopili

  7. Puenta.

    Opracowanie oczyszczenia Bałtyku z Iperytu , ropy naftowej i wraków omówilismy na WRM iTŻ AR w Szczecinie już ponad 40 lat temu.. ale nikt nie umozliwił nam dokonania oczyszczenia Morza Bałtyckiego a pieniadze przeznaczano na wiezowce oraz na cwaniaków warszawskich i prywaciarzy od pseudofirm.... mozna to zrobic własciwie "od reki// wystarczy wyrzucić abnegatów i zatrydbnić nas.

  8. Dalej patrzący

    To proste - Ratownik winien być przygotowany do szerszej palety działań podwodnych - w tym wykrywania i neutralizacji dronami bom, pocisków i pojemników chemicznych na dnie. Az się prosi - aby finansowanie budowy zmodyfikowanego Ratownika - w ca 2/3 kosztów pokryły fundusze i agencje unijne - tak czułe na ekologię. Przy okazji Polska by zyskała potężny międzynarodowy ekologiczny PR - i poręczny bacik na Brukselę, która pewnie będzie się [znając REALIA] ociągała z wysupłaniem sakiewki na ten zbożny cel. Jak to mówią - każdy kij ma dwa końce - także ten politpoprawny, którym dotychczas chłostano Polskę...

    1. Pro Patria

      Tylko Polska musi ponownie być bliżej Wspólnoty Europejskiej.. Ale zgadzam się.. tam można pozyskać środki finansowe..

    2. Generalissimus

      W punkt.

  9. Eytu

    po pierwsze trzeba dokladnie zinwentaryzować nasze wody terytorialne. Na własny koszt. I teraz wszystkie wraki obce - prowadzić ewidencję prac - wynająć do tego jakąś zachodnią firmę doradczą do podbijania "kwitów" , żeby dłużnicy nie mówili , że "kwity" są od czapy. Płacić firmie 3% od wartości pracy wykonanej, żeby za bardzo nie odrzucała wycen. Oczywiście pełna i transparentna procedura. Jak to utylizować ? Niech mądra i ekologiczna Unia nam podpowie. I niech ona płaci za kwity. A co do wód wspólnych trzeba zrobić dunsko-niemiecko- polsko- szwedzko - rosyjsko - litewsko-łotewsko estońskie konsorcjum do oczyszczania Bałtyku z tych wraków i broni chemicznej.

  10. Granatowy

    Ogłoszono przetarg na dostawę wielozadaniowego statku ratowniczego (SAR). Termin składania 16 czerwca 2020. Wymóg przekazania jednostki w ciągu 28 miesięcy od momentu podpisania kontraktu. Punkt 2.3 SIWA zawiera wymogi pokrywające się w pewnym zakresie z problematyka poruszoną przez Autora tego artykułu.

    1. Pro Patria

      Jeśli dotarła myśl Autora to jest super.. teraz czas by wcielono w życie tą ideę..

  11. BUBA

    Zasmiecili Baltyk a Polska ma za to odpowiadac i placic ???? Twarde NIE !!! Zrobic Miedzynarodowa z tego Sprawe, a przynajmniej Panstw Baltyckich.. Niech Zieloni na Zachodzie odpowiadaja za decyzje ich poprzednikow, Finansowo i Moralnie a nie tylko pokazywac na nas palcem ...

    1. Pro Patria

      To proszę zawiązać taki ruch społeczny i do dzieła..

  12. tagore

    Autorzy tekstu podobnie jak urzędnicy skrupulatnie omijali jeden temat,gdzie znajdą się kompetentni wariaci ,którzy podejmując się zadania wezmą na siebie odpowiedzialność za skutki uwolnienia w czasie prac zawartości pocisków i pojenników pomijajac już ryzyko utraty zdrowia i życia. Ale tekst ładnie się prezentuje i na czasie.

    1. Grzegorz Brzęczyszczykiewicz

      Są metody żeby się nic nie uwolniło przy wydobywaniu z dna, zresztą już dawno temu niektóre pociski się rozszczelniły i chemikalia się wydostały nawet były ofiary. Generalnie to jest chemiczna bomba zegarowa i nikt kąpiący się w Bałtyku czy leżący na plaży nie może być pewien czy nie znajdzie się w jego pobliżu bryłka iperytu, tak jak nikt jedzący rybę nie może być pewien czy nie zjada arsenu.

    2. Pro Patria

      Nie no pewnie.. poczekajmy na "naturalną katastrofę".. poczekajmy na koniec hotelarstwa nad Bałtykiem.. zabijmy nic nierobieniem całą florę i faunę.. właśnie dlatego trzeba opracować bezpieczne techniki i technologie na utylizacje iperytu i innego świństwa..

  13. konkretny

    A po co jątrzyć, po co pytać, po co analizować ? Było tak dobrze, tak spokojnie a Wy przed ważnymi wyborami "mącicie". Przecież wiadomo że pieniędzy i chęci nie ma, nie było i nie będzie. No chyba że będą dotacje z Łunii to wtedy zrobi się analizy, ustawi i pomaluje kosze na plaży, tablice ostrzegawcze się ustawi i forsa zniknie ...

  14. P.M.

    Powinno nas cieszyć, iż czytelnicy zauważyli rzeczywisty problem zatopionych statków m.in. z okresu II W.Ś. – cyt „WYLĄCZNY KOSZT PAŃSTW ODPWIEDZIALNYCH ZA TO SKAŻENIE I ZATOPIONE WRAKI CZYLI PRZEZ DZISIEJSZE NIEMCY I ROSJĘ!! „. Osobiście uważam, że jest to problem wszystkich krajów bałtyckich i dlatego Polska nie powinna być jedynym krajem uczestniczącym w tych pracach, tym bardziej, iż nie jest to nasz sprzęt i nie Polska ( II RP czy III RP) była sprawcą tej tragedii, także ekologicznej. Jest jeszcze ważniejszy element prawa międzynarodowego – wymienione wraki są cmentarzyskiem obywateli III Rzeszy Niemieckiej a jej kontynuatorem prawnym jest obecnie RFN i z tego powodu państwo polskie nie może podejmować decyzji w ww. sprawie – o tym powinni wiedzieć doradcy prawni NIKu. A tak na koniec – proponuję nie wykorzystywać tragedii II W.Ś. do rozgrywek politycznych Panowie politycy.

  15. Dr Satan

    Kto zatapiał broń chemiczną w Bałtyku? niemcy i ruscy wiec wytoczyć im sprawy przed tymi wszystkimi europejskimi najsprawiedliwszymi ze sprawiedliwych trybunałów i niech płacą grube miliardy za usuwanie skutków ich działań!

  16. Pomorzaninpl

    Wartościowy artykuł. Powinniśmy działać w tej sprawie jako państwo, ale prawda jest jedna: CAŁA AKCJA USUWANIA I NEUTRALIZACJI BRONI CHEMICZNEJ I PALIW MUSI ZOSTAĆ SFINANSWANA NA WYLĄCZNY KOSZT PAŃSTW ODPWIEDZIALNYCH ZA TO SKAŻENIE I ZATOPIONE WRAKI CZYLI PRZEZ DZISIEJSZE NIEMCY I ROSJĘ!! TO NIE MY ODPOWIADAMY ZA SKAŻENIE BAŁTYKU ŚRODKAMI BOJOWYMI I ZA ZATOPIONE WRAKI Z 2 i 1 WOJNY ŚWIATOWEJ. Międzynarodowe trybunały powinny to osądzić i wskazać winowajców skażenia oraz ich odpwiedzialność.

    1. R

      Przestan krzyczec to pierwsze, drugie my tez swieci nie jestesmy i wrzucalismy do Baltyku to i tamto po wojnie.

    2. O

      a ty przestań udawać świętego mędrka tylko konkrety ... co według ciebie jest to i tamto

    3. BUBA

      Wlasciwy artykul - wlasciwy. Popieram.

  17. Kocurro

    Zgodnie z dokumentem: "Evaluation of a chemical munition dumpsite in the Baltic Sea based on geophysical and chemical investigations". To co wyciekło dawno uległo rozkładowi a to co nie wyciekło znajduje się już prawie 2 metry pod narastającą warstwą osadów. Trzeba się spieszyć z wyciąganiem kasy i robieniem z ludzi głąbów bo mało co tam już zostało. Pozdrawiam Autora.

  18. Viggen

    Czy NIK zwrócił się z pytaniem do tych co zatopili te ,,prezenty''? chyba nie trzeba wymienieć kto.

    1. R

      Do tych ktosiow dodaj tez nas.

  19. Kapustin

    Ruski musi teraz walczyć z ekologią NORULSKA TAM KATASTROFA

  20. Obrigado

    A gdzie są dzisiaj sprawcy zatopienia okrętów, ich właściciele??!! Gdzie są właściciele i producenci broni chemicznej??!! Może ci, którzy dziś odwołują się do tradycji Wolnego Miasta Gdańska upomną się, wraz z prawdziwymi sprawcami II wojny, o swoje zguby na dnie Bałtyku??? Zróbcie z tego sprawę międzynarodową, bo pachnie mi to polityczną, wewnętrzną polską rozgrywką.

  21. Kacper

    Po pierwsze należy zrobić z tego problem międzynarodowy oraz pozyskać pieniądze i sprzęt z zagranicy.

  22. ribik

    Papier przyjmie wszystko.

  23. P. Fala

    Straty? A chociażby na podatkach z turystyki. "Ucieczka ostatnich Czechów".

  24. SOWA

    Warto też przyjrzeć się sytuacji w Zatoce Puckiej. Martwe lub ślepe ryby wyławiane przez rybaków nie są chyba czymś normalnym. Niektórzy wskazują na zanieczyszczenia inni na broń chemiczną a wielu rybaków mówi o skażonej solance wpompowywanej do zatoki - efekt uboczny działań PGNiG. Tyle lat minęło a w Polsce nadal dominuje sowiecki model zarządzania.

  25. fgnghnghn

    kto zatapiał ? niech neutralizuje

Reklama