W dniach 4-5 marca 2024 roku, przez przeprawę promową na Wiśle w okolicy Korzeniowa, przerzucono część sił natowskich biorących udział w ćwiczeniu Dragon-24. Pomimo, że niektóre elementy były wyraźnie „przesadzone” pod obserwujących „wiślany” epizod Prezydenta RP Andrzeja Dudę i Ministra Obrony Narodowej Władysława Kosiniaka-Kamysza, to jednak operację generalnie realizowano w warunkach zbliżonych do realnych, co bardzo dobrze rokuje na przyszłość. I w odróżnieniu od poprzednich lat nie było też widać podtekstów politycznych.
Realizowane na przełomie lutego i marca 2024 roku w Polsce ćwiczenia Dragon-24 są częścią kilkumiesięcznych manewrów NATO pod kryptonimem Steadfast Defender-24. Epizod polski jest o tyle ważny, że zakłada między innymi faktyczny przerzut dużego zgrupowania wojsk natowskich z zachodu na wschód – dla militarnego wsparcia przede wszystkim Krajów Bałtyckich. To właśnie dlatego Polskie Wojsko już od kilku tygodni ostrzegało o możliwych utrudnieniach na drogach, w związku z poruszającymi się tam, długimi kolumnami pojazdów wojskowych.
By zwiększyć realność realizowanych scenariuszy zdecydowano się również na przekroczenie Wisły w miejscu, gdzie nie było mostu. Wojskowi jednak podkreślają, że nie było to forsowanie, ale przeprawa promowa, ponieważ na obecnym etapie ćwiczenia Dragon-24, całe działania są prowadzone w czasie kryzysu, kiedy nie ma jeszcze fizycznego przeciwdziałania potencjalnego przeciwnika. Oczywiście przeprawa była ochraniana, m.in. przez samoloty i śmigłowce, jednak zrezygnowano z pewnych elementów, które są stałe dla takich manewrów, jak „bojowe” forsowanie rzeki.
Celem tych ćwiczeń jest pokazanie naszych zdolności, sojuszu państw współpracujących ze sobą: nie tylko w dziedzinie politycznej, ale umiejących współdziałać w domenie militarnej w praktycznej formule, przez wspólne ćwiczenia.
Minister Obrony Narodowej – Władysław Kosiniak Kamysz
Do „przejazdu” przez rzekę wybrano miejsce starej przeprawy promowej koło Korzeniowa. Dzięki temu ograniczono do minimum uszkodzenia w wałach przeciwpowodziowych oraz na brzegu Wisły. Korzystano bowiem w dużej części z już istniejących zjazdów i podjazdów. Siły przeprawiały się z lewego brzegu (od miejscowości Opalenie) na prawy (do miejscowości Korzeniewo).
Czytaj też
Zorganizowano trzy osie przejścia przez rzekę, za każdym razem wykorzystując inny typ sprzętu inżynieryjno- saperskiego. Od strony północnej przeprawę zabezpieczało Polskie Wojsko wykorzystując dwa segmenty parku pontonowego PP-64 Wstęga. Był on zaprojektowany jeszcze w latach sześćdziesiątych i nie spełnia on już obecnych wymagań taktyczno-technicznych, o czym świadczy chociażby to, że transportowano na nich jedynie lżejsze transportery i pojazdu kołowe.
Oś centralna była zabezpieczona przez francuskie siły zbrojne. Wbrew informacjom pojawiającym się tuż przed przeprawą, Francuzi nie wykorzystali na Wiśle swojego Zmotoryzowanego Mostu Pontonowego PFM (Pont flottant motorisé) zakupionego również przez Wojsko Polskie, ale trzy połączone ze sobą pojazdy przeprawowe EFA (Engin de franchissement de l’avant), z charakterystycznymi pływakami pneumatycznymi pod klapami, rozkładanymi: na boki, z przodu oraz z tyłu.
Pozwalają one jednak nawet na transportowanie czołgów i francuskie środki przeprawowe były na Wiśle wykorzystywane głównie właśnie w tym celu. Co ciekawe, zgodnie ze standardami obowiązującymi we Francji, załogi czołgów w czasie przeprawy pozostawały poza swoimi pojazdami, wchodząc do nich dopiero po dobiciu do brzegu. Wydłużało to nieco proces wyładowywania, czego nie było widać w przypadku trzeciej, południowej nitki przeprawowej.
Była ona zabezpieczanej przez saperów brytyjskich i niemieckich. Wykorzystywali oni dwa takie same zestawy amfibijne M3 (produkcji niemieckiej), które bardzo szybko przewoziły z jednego brzegu na drugi po dwa czołgi jednocześnie. Co ważne załogi tych pojazdów znajdowały się w środku, tak że kierowca ruszał na brzeg natychmiast po opuszczeniu pomostów zjazdowych. W tym miejscu transport przez rzekę odbywał się więc najszybciej.
Czy to było rzeczywiście ważne?
Zgodnie z założeniami, w manewrach Dragon-24 działania są prowadzone etapami, od czasu pokoju, poprzez kryzys do czasu wojny. Przeprawa przez Wisłę była zorganizowana w fazie rozpoczynającego się kryzysu. Teoretycznie można więc było spokojnie zrezygnować z przeprawy promowej i przerzucić siły o wiele szybciej i łatwiej, korzystając np. ze znajdującego się kilkaset metrów na północ mostu drogowego na Wiśle (element drogi krajowej TK90). Zdecydowano się jednak na trudniejszy scenariusz i przez rzekę przerzucono z pomocą sprzętu inżynieryjnego w sumie ponad 3500 żołnierzy i ponad 1000 jednostek sprzętu wojskowego.
Co ważne nie był to tylko pokaz dla VIP-ów. Przeprawa zaczęła się bowiem w poniedziałek, 4 marca, podczas gdy tzw. „dzień dostojnych gości” zorganizowano we wtorek 5 marca, dodatkowo z oficjalną prezentacją trwającą tylko około godziny. Pomimo, że później politycy i większość generałów wyjechała, to jednak przeprawa nadal trwała, a więc założone wcześniej środki przerzucono przez Wisłę nawet bez „dostojnych” obserwatorów – po prostu by to przećwiczyć.
Wojskowi zwracali przy tym uwagą na sam sposób zorganizowania tej fazy manewrów Dragon-24. Zrezygnowano bowiem z przerzucenia przez Wisłę nitki mostu pontonowego, ale wykorzystano przeprawę promową, która praktycznie cały czas znajduje się w ruchu. Uwzględniono w ten sposób wnioski wynikające z wojny na Ukrainie, utrudniając potencjalnemu przeciwnikowi zastosowanie systemów rakietowych i dronów dalekiego zasięgu naprowadzanymi na konkretną pozycję geograficzną (a taką można byłoby określić w przypadku mostu, przerzuconego „na stałe” przez rzekę).
Czytaj też
Pilnowano też by dojazd do miejsca przeprawy odbywał się w sposób zorganizowany, tak aby pojazdy wojskowe nie grupowały się na brzegu i nie stanowiły ewentualnego celu dla ataków lotniczych, rakietowych i dronowych. Do brzegu podjeżdżały więc w większości przypadków tylko te czołgi i transportery, które ładowały się na przygotowane dla nich środki przeprawowe.
Czego nie było i z czym przesadzono?
Ocena całego epizodu „przeprawowego” przez dziennikarzy jest bardzo trudna, ponieważ zostali oni zgrupowani w jednymi miejscu i nie mogli obserwować wszystkich jednostek biorących udział w ćwiczeniu. Ale nawet z wałów wiślanych można było dostrzec pewne elementy, które mówiąc delikatnie - odbiegały od realnie prowadzonych działań wojskowych.
A takie „realne działania” polegałyby np. na przerzucie przez Wisłę konkretnych jednostek wojskowych, wraz z posiadanym przez nie sprzętem. Jednak w momencie pojawienia się VIP-ów zrezygnowano z tego założenia i rozpoczął się pokaz swoistej „międzynarodówki pojazdowej”. W ciągu godziny przed trybunę honorową przejechały więc przeprawione wcześniej m.in.: polskie i hiszpańskie czołgi Leopard, francuskie czołgi Leclerc, amerykański czołg Abrams, hiszpański bojowy wóz piechoty ASCOD „Pizarro”, niemieckie transportery kołowe Boxer, polskie KTO Rosomak i tureckie pojazdy MRAP typu Vuran.
Miało to oczywiście pokazać zdolność do wspólnego działania i wywołało zadowolenie u większości VIP-ów. Z punktu widzenia specjalistycznego o wiele ważniejsze powinno być jednak to, że bardzo sprawnie prowadzoną przeprawę zabezpieczały pododdziały inżynieryjne z aż czterech państw. Pozytywnie zaskakiwała też bardzo dobra współpraca wojska z lokalnymi służbami i władzami cywilnymi, która naprawdę zasługuje na pochwałę oraz wyróżnienie. Często zapomina się bowiem, że poza uczestniczącymi w Dragonie-24 20 tysiącami żołnierzy, w tych ćwiczeniach zaangażowanych jest ponad 2000 osób cywilnych, policjantów i strażaków oraz 300 pozamilitarnych samochodów.
W czasie całej operacji brakowało również „pewnych” elementów wyposażenia pojazdów i systemów zabezpieczenia, które już wskazywałby na praktyczne wdrażanie wniosków z wojny na Ukrainie. Jednostki wojskowe przerzucane na wschód powinny być bowiem w pełnej gotowości do działań bojowych. Tymczasem na żadnym z prezentowanych pojazdów nie było osłon przed dronami i pociskami RPG oraz PPK. Tylko niektóre z nich miały na sobie zewnętrzne systemy kamuflujące. Na pojazdach nie było też zamontowanych systemów antydronowych, których w wersji przewoźnej nie pokazano również w siłach zabezpieczających przeprawę.
Oczywiście mogłyby być one ustawione w innym miejscu, jednak ze względu na mały zasięg systemów zakłócających nie powinny być one rozmieszczone w zbyt dużej odległości od poszczególnych osi przeprawy. Nie można też tłumaczyć się czasem kryzysu, ponieważ zawsze istniej prawdopodobieństwo, że ktoś za pomocą dronów będzie chciał obserwować przerzut wojsk. Nawet w czasie pokoju trzeba więc zadbać o odpowiednią ilość środków, by temu skutecznie przeciwdziałań. A bez systemów antydronowych jest to po prostu niemożliwe.
Minister ON Władysław Kosiniak-Kamysz zapytany przez Defence24.pl o wpływ wojny na Ukrainie na ćwiczenia podkreślił, że podsumowanie manewrów będzie możliwe dopiero po ich zakończeniu. Przypomniał też, że po to właśnie organizowanie jest w Bydgoszczy specjalne, natowsko-ukraińskie centrum „analiz, treningu i edukacji”, w którym będą dokładnie analizowane działania wojenne na Ukrainie.
Pewne wnioski mają już być zresztą wprowadzane w Polsce w życie – w tym przede wszystkim jeżeli chodzi o sprzęt i aktualizowanie wymagań. Drugie zmiany, jakie już są widoczne według ministra ON w polskich Siłach Zbrojnych dotyczą ratownictwa na polu walki. „To jest zupełnie inne podejście do ratowania niż w Afganistanie i w Iraku. Tam najważniejszy był śmigłowiec, dzisiaj to kolega jest pierwszym ratownikiem i użycie śmigłowca do ewakuacji rannych jest bardzo trudne”.
Wojna na Ukrainie wpłynęła także na większą wagę przywiązywaną do konsekwentnej budowy polskiego system obrony antyrakietowej w ramach programu „Wisła”. Minister Kosiniak-Kamysz przypomniał też o planach budowy wojsk dronowych, które potwierdziły swoją przydatność nie tylko w powietrzu, ale również na wodzie i lądzie.
Bez polityki i z obronnością na pierwszym miejscu
Tym, co jak na razie wyróżnia operację Dragon-24 od podobnych manewrów w poprzednich latach, to odczuwalne odpolitycznienie całego przedsięwzięcia. Politycy nie ustawiali się więc na tle żołnierzy i nie było banerów partyjnych, ale znaki np. samych ćwiczeń Steadfast Defender lub Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych. Bardzo pozytywnie wypadł w tym przypadku wicepremier, Minister Obrony Narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz, który w swoim wystąpieniu w czasie konferencji prasowej, ani razu nie powiedział o „dobrej zmianie” i nie narzekał na „ostatnie osiem lat”.
Zwracał za to uwagę jak ważne są: „transformacja, modernizacja i kontynuacja”. Przypomniał też trzy „wektory”, według których budowane jest polskie bezpieczeństwo: wspólnota narodowa w tym Obrona Cywilna, silne sojusze („i NATO, i Unia Europejska”) oraz zmodernizowane, apolityczne, dobrze zarządzane i zorganizowane, „najlepiej wyposażone Siły Zbrojne RP”. Minister przypomniał, że „jeżeli któryś z tych elementów nie działa to nasze bezpieczeństwo po prostu może być ograniczone. Bądźmy silni naszą wspólnotą i naszym współdziałaniem”. I to dlatego podziękował władzom cywilnym, które w czasie całego pokazu reprezentowali Pani Wojewoda Pomorska i Wojewoda Warmińsko-Mazurski.
„My często możemy obserwować emocje polityczne, ale w sprawie bezpieczeństwa narodowego, w sprawie tych działań które podejmujemy, kontynuacja moim zdaniem ma ogromne znaczenie i polepszeni tego, co było niedociągnięciami”.
Minister Obrony Narodowej – Władysław Kosiniak Kamysz
Minister Kosiniak-Kamysz wyraźnie odróżnia się w tym przypadku od swoich dwóch poprzedników tym bardziej, że po samej konferencji ponownie znalazł czas by odpowiadać na pytania dziennikarzy. Pokazuje on w tym przypadku nie tylko szacunek do ludzi, którzy starają się przekazywać informacje społeczeństwu, ale również odwagę, ponieważ zadawane mu są niekiedy pytania wymagające dużej wiedzy i orientowania się w temacie.
Tymczasem minister, który dopiero od trzech miesięcy zajmuje swoje stanowisko bez problemu potrafił wskazać, co się zmieniło w epizodzie „wiślanym” na bazie wniosków z wojny na Ukrainie w porównaniu do poprzednich lat. Zauważył np. (czego nie dostrzegła duża część dziennikarzy), że w czasie przeprawy było widać wyraźne zwiększenie szybkości działania środków transportowych, co utrudnia ich ewentualne zaatakowanie.
Pamiętamy jednak o słowach ministra i pełną ocenę ćwiczenia Dragon-24 przeprowadzimy w Defence24.pl już po zakończeniu manewrów.
szczebelek
Na początku jest napisane że ćwiczenie dotyczy okresu zanim wróg zdecyduje się na fizyczne działanie czyli zgrupowanie wojska albo nie zostało wykryte albo jesteśmy przed atakiem. Przyjęto po prostu inny scenariusz niż w poprzednich latach, ale porównuje się czas przeprawy.
Anty 50 C-cali
trochę dziegciu, to do tego miodu "który dopiero od trzech miesięcy zajmuje swoje stanowisko bez problemu potrafił wskazać, co się zmieniło w epizodzie „wiślanym” na bazie wniosków z wojny na Ukrainie w porównaniu do poprzednich lat. (OD DZISIAJ ?....)Zauważył np. (czego nie dostrzegła duża część dziennikarzy), że w czasie przeprawy było widać wyraźne zwiększenie szybkości działania środków transportowych, co utrudnia ich ewentualne zaatakowanie"---WIADOMO ; RUSCY ZAATAKOWALI KOLUMNĘ PATRIOTÓW
Monkey
Chwała ministrowi za nieupolitycznienie całego przedsięwzięcia. To akurat zmiana na lepsze. Co do niedociągnięć, cóż te zawsze będą. Ale właśnie dlatego robi się ćwiczenia, dlatego zaprasza się dziennikarzy, w tym zajmujących się tematyką militarną (a zwłaszcza ich) i dlatego po samym ćwiczeniu będzie podsumowanie i czas na nie tylko wyciągnięcie wniosków, ale później także ich wdrożenie. Dobrze, iż takie ćwiczenia się odbywają. Wypada sobie tylko życzyć aby było ich więcej, w kontekście obecnej sytuacji międzynarodowej.
Anty 50 C-cali
a ta defilada , godzinna, przeprawionego pancerza, to dla zadowolenia których "VIP-ów". A czy dziennikarz, "ten nie zna życia co nie służył w Marynarcee" - siedział kiedy w T-ciaku -55 (?), chce widzieć (Z ODDALI !) Takie "daszki przeciwdronowe"?!. Jakie jedni i drudzy pomontowali na Ukrainie, nawet nad Challengery.
andbro
Z pirotechniki też zrezygnowano aby niepotrzebnie nie stresować żołnierzy. Kto jeszcze pamięta jak w PRL po dnie rzekę przekraczały dywizje pancerne?
gregoz68
Monkey Nadbałtyckie:) Pozdrawiam
gregoz68
Krajów Bałtyckich?
Monkey
@gregoz68: To potoczne określenie, fakt iż nieadekwatne i do tego obraźliwe, ponieważ wzięte z rosyjskiego określania Litwy, Łotwy i Estonii jako "Pribałtika". Z drugiej strony ciekawe, jak moglibyśmy to zmienić. Na np. Litwa i kraje inflanckie?😆 Niezły przyczynek do dyskusji...
gregoz68
Naturalnie. Łotewska Liwonia, Kurlandia... litewska Żmudź et cetera. Historia zagmatwana. Jakimś punktem wyjścia byłby ten ludzki łańcuch z 1989 roku. Jest książka Bohdana Cywińskiego, Szańce kultur. Szkice z dziejów narodów Europy Wschodniej.Rewelacyjna i... zapomniana. Pozdrawiam
SAS
Czyli te Rosomaki będą się uczyć pływać w warunkach wojennych. bo w warunkach pokojowych nie muszą się tak starać i dlatego trenują na promach. Słusznie, po co się męczyć.