Przemysł Zbrojeniowy
Gospodarka wojenna w Polsce?
Jak Polska może zmobilizować gospodarkę i czy jest to potrzebne? Czy mamy jeszcze odpowiednie moce produkcyjne w Polsce, które można wykorzystać dla wzmocnienia obrony? Jak kształtować zamówienia wojska, by finansowanie było opłacalne? To kluczowe pytania z perspektywy polskiego przemysłu obronnego.
„Ekonomia obrony: czas, wsparcie, koszt i niezależność strategiczna”: Tak brzmiał tytuł kolejnego panelu podczas inauguracyjnego (6 maja 2024 r.) dnia Defence24 Days. Rozmówcami byli: prof. dr hab. Hubert Królikowski (Polska Amunicja), Wojciech Dąbrowski (Prezes Zarządu Polskiego Holdingu Rozwoju), Anna Ścieszko-Osińska (Prezes Zarządu Warszawskich Zakładów Mechanicznych PZL-WZM SA), Leszek Skiba (do odwołania ze swej funkcji 8 maja 2024 r. – Prezes Zarządu Banku Pekao SA) oraz Bogusława Niewęgłowska (Prezes Zarządu Walcowni Blach Batory sp. z o.o.). Dyskusję moderował Filip Seredyński, partner w SLS Seredyński Bryl-Weiss, radca prawny.
Wprowadzeniem do dyskusji, co zrozumiałe w kontekście nowej sytuacji geostrategicznej i polityczno-militarnej w naszej części świata, jaka zarysowała się o obszarze bezpieczeństwa po 23 lutego 2022 roku, było nawiązanie do pełnoskalowej wojny narzuconej Ukrainie przez Federację Rosyjską. Konsekwencjami tej nowej sytuacji stało się m.in. radykalne zwiększenie budżetu obronnego Polski, tworzenie nowych jednostek wojskowych, szkolenie rezerw itp.
Pojawiły się także zrozumiałe i oczywiste pytania o to, w jaki sposób należy do tej nowej sytuacji dostosować naszą gospodarkę, w jakim tempie, zakresie i jakimi metodami należy tę gospodarkę mobilizować. W szczególności dotyczy to, rzecz jasna, naszego przemysłu obronnego, ale ma również przełożenie na inne branże i działy gospodarki, nie związane bezpośrednio z pracą sektora obronnego ukierunkowanego na zaspokajanie potrzeb Sił Zbrojnych RP.
Część wymaganych przez nową sytuację zadań, w obszarze m.in. zwiększenia wydatków obronnych, inwestycji oraz zakupów (finansowanych w znacznym stopniu z długów zaciąganych przez państwo), została już podjęta, a część, takie jak – mające daleko idące konsekwencje ogólnospołeczne oraz ekonomiczne dla całej gospodarki, przestawianej na „tryb wojenny” – przydziały organizacyjno-mobilizacyjne, militaryzacja przedsiębiorstw, nie została podjęte.
Wojciech Dąbrowski: „Trudno powiedzieć, że obecna sytuacja nas zaskakuje, była ona przewidywana od wielu lat. Stąd wzięła się koncepcja powołania Polskiej Grupy Zbrojeniowej w 2013 roku. Ostatnio coraz częściej pojawia się w przestrzeni publicznej pojęcie gospodarki wojennej. Myślę, że jest to jeszcze daleko, daleko przed nami. Dzisiaj czeka nas optymalizacja zmierzająca do maksymalnego wykorzystania tych mocy, które w przemyśle drzemią, i które są w pewnym sensie gotowe. Nie możemy patrzeć tylko i wyłącznie na przemysł państwowy. Jest wiele zdolności w przemyśle prywatnym. Samo wprowadzenie mechanizmów gospodarki wojennej niewiele nam da, jeśli nie zostaną wprowadzone mechanizmy współpracy kooperacyjnej. Tego nie da się rozwiązać w sposób nakazowy, ona musi realizować się w sposób płynny, z pełną świadomością możliwości wytwórczych poszczególnych zakładów i z określeniem potrzeb, z wyprzedzeniem zakresów rozwoju zdolności produkcyjnych, z określeniem parametrów produkcji. Bardzo łatwo jest wpaść w pułapkę źle ukierunkowanych inwestycji, realizowanych pod hasłem gospodarki wojennej, w sytuacji, kiedy w innych krajach już istnieją określone zdolności”.
Prezes Dąbrowski mówił też o ograniczeniach czasowych: „Uruchamianie dzisiaj nowych linii produkcyjnych, zwłaszcza w obszarze produkcji sprzętu ciężkiego, to jest okres 5-7 lat potrzebnych do osiągnięcia zdolności produkcyjnych. Nie mamy tyle czasu. Wydatkując środki inwestycyjne na obszary, w których już istnieją zdolności produkcyjne, ograniczamy sobie możliwość w budowaniu kompetencji, integracji, rozwoju produktu, lokowania go na rynku. Zwracam uwagę na potrzebę akceptacji społecznej dla pewnych decyzji i działań. O tym często zapominamy. O ile bowiem poziom ubóstwa w naszym kraju określany jest na 4,7 proc., to już poziom niedostatku przekracza 41 proc. Nie wolno ignorować faktu, że każde przesunięcie znacznych środków z puli środków społecznych powoduje wręcz liniowe przesunięcia w populacji, która spada w obszar niedostatku. Chcę zwrócić uwagę na wyjątkową odpowiedzialność, spoczywającą dziś na politykach, i na menedżerach przemysłu zbrojeniowego. Musimy pamiętać, jak niezmiernie trudna jest konwersja w drugą stronę, kiedy po ustaniu zagrożeń i redukcji produkcji dla potrzeb militarnych, trzeba powracać do zwiększania udziału produkcji cywilnej. Nie wolno zapominać o kolejnej pułapce: w przypadku produkcji w realiach gospodarki wojennej nie mówi się o efektywności. Mówi się o wydajności, o kierowaniu wszystkich kompetencji i potencjałów na rzecz armii i jej potrzeb”.
Jeśli, jak czasami określają to niektórzy publicyści i eksperci, i co może ale nie musi się spełnić, mamy 2-3 lata do momentu, w którym Polska znajdzie się w sytuacji realnego zagrożenia wojennego, to gdzie jest ten graniczny punkt, od którego Polska powinna przestawić swoją gospodarkę na tryb wojenny? Z jakimi zjawiskami należy się liczyć, kiedy zwiększanie produkcji wojennej będzie zmniejszać możliwość zaspokajania potrzeb na inne dobra i produkty? Leszek Skiba: – „Z punktu widzenia sektora bankowego te firmy, a mówię głównie o firmach będących w domenie Skarbu Państwa, czyli przede wszystkim zgrupowanych w PGZ i z nimi powiązanych, charakteryzują się tym, że mają niskie marże. Jest to najczęściej wynikiem decyzji Agencji Uzbrojenia i MON. W efekcie oznacza to, iż są to podmioty o ograniczonej zyskowności. To rodzi określone problemy. Dopóki MON i AU nie zgodzą się, aby te spółki miały wyższe marże, to będą one miały problemy z pozyskiwaniem kredytów i rozwojem. Musimy zaakceptować to, aby spółki miały wyższe marże, aby móc sobie pozwolić na większe inwestycje. Kolejny problem to przewidywalność: jeśli chcemy zwiększyć potencjał produkcyjny, zainwestować kapitał, to zakładamy, że spółka będzie mieć większą zdolność kredytową, a parametrem istotnym z punktu widzenia biznesplanu będzie stabilność dochodów. Jeżeli mamy jednego kupującego, którym jest MON, i on nie przedstawia swoich planów zakupowych w horyzoncie kilkuletnim, w sposób na tyle przewidywalny, aby móc rozłożyć w czasie produkcję, sprzedaż i inwestycje, to będziemy mieć gigantyczny problem: inwestycja „na papierze” nie będzie potwierdzana zamówieniami realnymi w perspektywie 2-3-5-7 lat”.
Jak zauważył Leszek Skiba: „Innymi słowy: potrzebujemy akceptacji wyższych marż i przewidywalnego wieloletniego planu zakupów, pozwalającego na to, że każda inwestycja bilansująca się na papierze pozwalała się zrealizować. To ważne, aby każdy z decydentów w każdej spółce mógł z większą pewnością podejmować decyzje. Z kolei z perspektywy finansów publicznych mamy do czynienia z problemem deficytu finansów publicznych. Jego odczyt za rok 2023 to 5,1 proc., niedawno opublikowany WPF państwa wskazuje, że do 2027 r. deficyt nie spadnie poniżej 3 proc. To oznacza, że ministerstwo finansów będzie zmuszone przedstawić już jesienią odpowiadający najnowszym regułom finansowym UE plan utrzymania wydatków publicznych taki, aby zejść z deficytem do wymaganego poziomu. Pozostaną nam trzy drogi: powiększanie deficytu, „wypychanie” inwestycji, np. poprzez rezygnację z CPK, lub dokonujemy takiego finansowania, że odbywa się to kosztem konsumpcji, poprzez jej wyższe opodatkowanie”.
Reasumując: nie da się mieć jednocześnie wszystkiego, prowadzić intensywnych zbrojeń, nie windować podatków w celu zapewnienia ich finansowania oraz utrzymać wysokiego poziomu inwestycji w rozwój cywilizacyjny kraju, budowę infrastruktury socjalnej, komunikacyjnej, oświatowej, wzmacniać naukę, poziom opieki zdrowotnej itp.
W tym kontekście niezmiernie ważną kwestią jest to, czy wydatki zbrojeniowe realizujemy poprzez zakupy w przemyśle krajowym, czy za granicą. W tym drogim przypadku efekt rozwojowy dla PKB jest zerowy albo ujemny. W pierwszym – część wydatków jednak powraca do gospodarki w różnej formie, co w efekcie ostatecznym ciężar zbrojeń nieco zmniejsza.
Hubert Królikowski: – Przede wszystkim państwo nie może dać przemysłowi pieniędzy na inwestycje. Jesteśmy w UE, i byłoby to traktowane jako pomoc publiczna. Z drugiej strony – są mechanizmy pozwalające to robić, mieliśmy „projekt 400” czy „projekt 40”, związane ze zwiększaniem zdolności w zakresie produkcji amunicji. Były one jednak obłożone tak dużą ilością ograniczeń i restrykcji, że tak naprawdę jeszcze nie możemy mówić – z wielu powodów – o efektywności tych projektów. Trzeba poszukać innej metody. Dopóki nie jesteśmy w stanie wojny, dopóki jesteśmy w UE, trzeba się zastanowić, w jaki sposób znaleźć te środki na inwestycje. Sensownym rozwiązaniem mogłoby być finansowanie dłużne, w którym olbrzymią rolę mogą odegrać takie instytucje jak PFR czy nawet ARP SA oraz banki. Co do niskiej marżowości, to uważam, że w przemyśle zbrojeniowym nie jest ona taka niska, natomiast odrębną kwestią jest długoterminowość i stabilność zamówień. Obecny system prawny w Polsce posiada instrumenty pozwalające robić pewne operacje z wykorzystaniem np. Agencji Rezerw Materiałowych.
Bogusława Niewęgłowska: „Myślę, że w obecnych warunkach mówienie o niezależności polskiego przemysłu zbrojeniowego pozostanie w sferze marzeń. Mało realne jest zbudowanie niezależności w pełnym zakresie. Powinniśmy działać dwutorowo: kontynuować zakupy, ale tylko od tych jednostek, które będą gotowe podzielić się z nami technologią, wiedzą, które będą chciały też zainwestować w Polsce. Są firmy, które chcą to robić, kapitał tych firm pozwoli w szybszym tempie rozwinąć się jakimś dziedzinom naszego przemysłu. Wydajemy miliardy na zakupy, ale bardzo mało inwestujemy we własną przyszłość. Właśnie teraz powinniśmy zadbać, aby w maksymalnym stopniu budować własną niezależność. Zacznijmy od wykorzystywania tego, co już mamy. Zanim wyruszymy w świat na zakupy, to może wpierw zinwentaryzujmy nasz stan posiadania. Zarówno na podstawie doświadczeń firmy, którą zarządzam, jak i na podstawie rozmów z wieloma menedżerami polskich firm mogę postawi tezę, że nasze materiały, nasze produkty, chociaż są podobnej jakości jak zagraniczne, nie są wykorzystywane w naszym przemyśle zbrojeniowym. Zastępują je produkty kupowane za granicą, a zakupy te subsydiujemy z naszych podatków. Tym sposobem wspieramy przemysły innych krajów. Ostatnio prasa doniosła, że Siemens odzyskał dobrą sytuację na rynku dzięki polskim zamówieniom. Cieszę się bardzo, ale w tym samym czasie nasze zakłady, nasze huty, będą ogłaszać upadłość…”
Prezes Walcowni Blach Batory zwróciła uwagę na kwestię produkcji blach: „Na przykładzie Batorego mogę powiedzieć: owszem, produkcja zbrojeniowa idzie pełną parą, ale blachy na jej potrzeby sprowadza się ze Szwecji. Chlubnym wyjątkiem jest Rosomak, którzy wykorzystuje blachy produkowane w kooperacji z prywatną firmą HSJ Cognor (ze Stalowej Woli – red.). Mimo to mamy olbrzymi problem w tym, aby się przebić, i aby spółki chciały kupować te blachy. Rosomak dowodzi, ze nasze wyroby nie są gorsze, współpracujemy z WAT, przygotowujemy kolejne badania balistyczne i inne, mające potwierdzić, że nasze blachy mają te same parametry co szwedzkie. To, że mają one ładniejszy wygląd wynika z tego, że firmy mają więcej pieniędzy na inwestycje w jakość wykończenia. Raz jeszcze powtórzę z naciskiem: dokonajmy inwentaryzacji polskiego potencjału i sięgajmy po ten potencjał. To pozwoli nam się rozwijać. Sięgnę znów po przykład Siemensa i publikacje o tym, że firma odzyskuje życie dzięki zamówieniom z Polski. Chciałabym przeczytać, że dzięki zamówieniom z Polski zaczęła się rozwijać, a nie zwijać, Walcownia Batory… Nasz potencjał możemy wykorzystywać nie tylko w zbrojeniówce, ale i w innych obszarach. Ale jeśli już wydajemy miliardy na zbrojenia, to pamiętajmy o tym, aby w pierwszej kolejności sięgać po rodzime produkty, które są porównywalne, a czasami nawet lepsze pod względem jakości od zagranicznych”.
Anna Ścieszko-Osińska: „Pełna zgoda z przedmówczynią: najpierw zmapujmy i zinwentaryzujmy to, co mamy. A mamy bardzo, bardzo dużo. Jeśli chodzi o polski przemysł, to dla potrzeb obronności pracują nie tylko spółki zgrupowane w PGZ, ale, jak ta, którą ja kieruję, także w ARP SA. Tutaj też są spółki, które można wykorzystać. Mamy przedsiębiorstwa, które, jak WUZETEM, mają technologie na światowym poziomie, mają niezwykle zdolnych inżynierów, docenianych na całym świecie. Niestety, wielu zostało „kupionych” przez światowe koncerny. Sprawą odrębną jest problem inwestycji, tempa podejmowania decyzji inwestycyjnych. A także szereg ograniczeń prawnych, które od dwóch lat, od kiedy jesteśmy państwem przyfrontowym, ograniczają nas, i które to ograniczenia czas byłoby znieść. Jeżeli będziemy sprawniej przeprowadzań inwestycje, balansując pomiędzy sektorem cywilnym a państwowym, będziemy w stanie bardzo szybko osiągnąć satysfakcjonujące zdolności. Czasu jest bardzo, bardzo mało…”
Czytaj też
Ostatnią poruszaną podczas panelu kwestią był dylemat: „narodowa samodzielność kontra strategia Unii Europejskiej”.
Jak powiedział prof. Hubert Królikowski: „Autarkią nie będziemy, ona jest utopią, stuprocentowej niezależności i samodzielności nigdy nie osiągniemy. Ale nie powinniśmy też podążać za takim myśleniem, że oto w Polsce nie ma sensu inwestować w przemysł zbrojeniowy, bo on zostanie zniszczony na początku wojny, więc lepiej niech te fabryki powstają we Francji, Hiszpanii, bo oni to potrafią robić lepiej, poza tym tam jest daleko i rosyjskie rakiety nie dolecą. Nie zapominajmy, że zakupy robione za granicą nie przynoszą żadnych korzyści rozwojowych. Inwestycje robione we własne państwo, we własny przemysł, obojętne czy państwowy czy prywatny, powodują, ze te pieniądze pozostają w kraju. Oczywiście, jest jakaś współpraca międzynarodowa i sto procent tych środków w kraju nie zatrzymamy, ale nawet jak zostanie 50-60 procent, to i tak jest bardzo dużo, to generuje podatki, miejsca pracy, sprawia, że państwo zarabia, aby znowu inwestować”.
Profesor zwrócił uwagę na znaczenie nie tylko przygotowania, ale i odpowiedniego kadr: „Druga sprawa: mamy zdolnych inżynierów, i świetnie, ale jeśli nie będziemy rozwijać własnego przemysłu, to szkolnictwo techniczne będzie pracować nie na polskie potrzeby, i te pieniądze, które inwestujemy w szkolnictwo i naukę trochę jednak wyrzucamy, bo ci specjaliści znajdują zatrudnienie za granicą, w innych firmach, a my nadal nie rozwijamy własnych technologii i, szerzej, kompetencji. Rozwój własnego przemysłu jest niezbędny nie tylko po to, aby sprzęt produkować, ale też w wypadku wojny remontować i serwisować. Jeśli przyjrzymy się unijnym programom, EDF na przykład, to one z jednej strony nie preferują środków na inwestycje, tylko na badania. Trudno jest je wykorzystać na inwestycje w sensie np. zwiększenia potencjału produkcyjnego itp. One stawiają na start-upy, które jednak w polskich warunkach sprawdzają się średnio i są zasadniczo trochę przereklamowane. Start-up jest fajny, może być dobrym celem dla jakiegoś dużego koncernu, chcącego pozyskać jakieś nowe technologie, czy utalentowane kadry.”
„Tej odrobiny krytycyzmu wobec UE proszę nie traktować jako opinii, że współpraca w ramach Europy nie jest potrzebna. Jest potrzebna, chociażby pod kątem budowy łańcucha dostaw. Z drugiej jednakże strony – jeśli my nie będziemy rozwijać produkcji, nie będziemy producentem wyrobu końcowego, to będziemy tylko częścią czyjegoś łańcucha dostaw, a nie będziemy budować własnego. Ergo: należy budować własne zdolności produkcyjne, w pewnym, rozsądnym zakresie także niezależność, jednakże zachodzące w UE procesy, skądinąd bardzo ważne, nie powinny przesłaniać perspektywy własnego państwa i bezpieczeństwa własnego państwa. One są pożyteczne, i na ile jest to możliwe, trzeba je wykorzystywać. Nie tylko, aby tworzyć rynek zbytu dla innych, ale i aby innych związać z nami, i aby korzystać z ich kompetencji”.
Czy to nie jest aby tak, że unijne pogramy są konstruowane w taki sposób, aby tamować przemysł największych państw UE? Do tej kwestii odniósł się Wojciech Dąbrowski: „Nie podzielam tego poglądu. Wiemy, że generalnie krytykuje się sposób konstrukcji i podejście systemu, który uniemożliwia start, a jeśli nie, to jego efekty będą takie jak przy ostatnim postępowaniu amunicyjnym. Zadajmy sobie jednak pytanie, czy i jak jesteśmy przygotowani do wykorzystywania tych postępowań? Raz – z punktu widzenia prac przygotowawczych, dwa – z punktu widzenia przemysłu, czyli na ile przygotowujemy się do takiego kreowania zdolności, mocy, oferty, które będą dopasowane do tych postępowań, które, w gruncie rzeczy, są pewną emanacją polityki przemysłowej Unii Europejskiej. Tej Unii, której jesteśmy członkiem, i której politykę sami współtworzymy. Myślę, że odpowiedź będzie jeszcze trudniejsza, jako że należy przewidywać znaczące zwiększenie ilości środków przeznaczonych na budowanie bezpieczeństwa, ale dostępnych pod reżymem zasad określonych przez Unię. A to może zmniejszyć skalę zakupów realizowanych w trybie „podstawowego interesu bezpieczeństwa państwa”. Pozostaje odpowiedzieć sobie na pytania: jakie będziemy mieć szanse w warunkach pełnego otwarcia na rynek? Czy mamy odrzucić takie pieniądze tylko dlatego, aby kupować tylko od swoich w trybie „BP”, czy jednak próbować wykorzystać te moce, ten potencjał, cały przemysł i kooperację, przemyśleć rozsądnie, gdzie my w tym łańcuchu wartości jesteśmy?”
Prezes Dąbrowski dodał: „jeżeli mamy inwestować, to nie inwestujmy w rzeczy, które już mamy na terenie Polski, a po drugie – z punktu widzenia naszej pozycji w łańcuchu wartości skazują nas na konkurencję kosztową. Inwestujmy w elementy, gdzie jest rozwój produktu, rozwój jego jakości, optymalizacja kosztów, sprzedaż, współpraca międzynarodowa. Możemy narzekać, że te postępowania są niedostosowane do naszych oczekiwań, ale narzekaniem nic nie zmienimy. Dokonałem ostatnio przeglądu prawie stu podmiotów prywatnych, częściowo też państwowych – z punktu widzenia zdolności realizacji zadań kooperacyjnych, które stoją przed przemysłem państwowym, europejskim… Naprawdę, jest czym się pochwalić, jest mnóstwo miejsca, często są moce nie wykorzystane w jakichś przestrzeniach. Często są to firmy off-shore’owe, które mają sprzęt, kompetencje, certyfikaty, które przewidują, w związku ze zwiększonymi nakładami na zbrojenia, rozwój inwestycji w stronę off-shore’u. Nie budujmy nowych spawalni tylko po to, aby nie wykorzystać tych, które istnieją. Inwestujmy w rozwój produktu, w umiejętności integracji, zarządzania kooperacją, realizowaną przez kluczowe firmy, integratorów takich jak PGZ”.
Zbyszek
Drugim problemem jest brak gotowości państwa i gospodarki ukraińskiej na masową mobilizację. Mimo oficjalnie wysokiego bezrobocia firmy mają problemy ze znalezieniem pracowników (efekt błędów w systemie mobilizacji). Ściągnięcie z rynku kilkuset tysięcy kolejnych mężczyzn grozi załamaniem gospodarki. Brakuje rozwiązań pozwalających zarządzać trwałym niedoborem ludzi określającym kto ma prawo zatrudniać a kto nie. JEST TO JEDEN Z POWODÓW OPÓŹNIANIA DECYZJI O MOBILIZACJI,! W przypadku wojny w Polsce niedobory dotkną nie tylko ludzi ale i materiałów. Trzeba nad tym pracować już
Shin Kazama
Tyle że wojny w Polsce nie będzie. Za 5-6 lat Rosja nadal będzie słąbsza od NATO..
staryPolak
a' propos Simensa którego Polska ratuje zamówieniami - nawet jak zamkniecie elektrownie węglowe, to ich nie likwidujcie. bo coś mi się wydaje że wiatraki (Simensa też) bedą szalenie łatwe do likwidacji. Nawet nie potrzeba by dron miał ładunek wybuchowy - pacnie w skrzydło i .... nie będzie żadnego przemysłu (chyba że część pracowników siędzie napędzać dynama ;-)
staryPolak
powinno to być koniecznością. Ale w tej chwili to nierealne. Wymagania - panstwo skonsolidowane, gospodarka funkcjonująca. Tego się nie da zrobić w systemie gdzie trwa polowanie na czarownice, i wymiana kadr w skali giga, coraz tragiczniejsze są dane ze spółek skarbu panstwa a deficyt nabiera charakteru czarnej dziury. 15 października 2023 może się okazać datą ważniejszą niż data wejścia armii rosyjskiej do Polski
szczebelek
Problem stanowi PGZ, który często wybiera dostawców zagranicznych w kontekście komponentów w międzyczasie zakłady przemysłu motoryzacyjnego i przetwórstwa metalu są zamykane lub uciekają do innego państwa.
Pucin:)
@szczebelek - zgadza się a WP brakuje, kołowych pojazdów, np.: wszelkich ciężarówek, KTO 6*6, MRAP-ów 4*4, czy opancerzonych terenowych 4*4 - nie wspomnę o silnikach.
Zbyszek
Siły Zbrojne Ukrainy (poza uzbrojeniem które jest dostarczane głównie przez USA) są finansowane przede wszystkim z podatków generowanych przez gospodarkę. Ta działa sprawnie, ale wyraźnie widoczne są dwa problemy. Po pierwsze przemysł zbrojeniowy Ukrainy działa zaledwie w 50%. Wynika to nie tylko z korupcji, ale także z bezwładności organów zaopatrzenia ichniego MON oraz procedur ograniczających rentowność produkcji (np ograniczenia marżowe rzędu 3% na materiały i 30% na robociznę przy 20% koszcie kredytu). Identyczne mechanizmu przewiduje polski plan militaryzacji przemysłu. Jest on oparty na wzorcach PRLowskiego centralnego planowania, które nie ma szans na efektywne działanie.
Granat
Polska wydaje na obronność mniej więcej tyle ile Grecja w przeliczeniu na mieszkańca. Tylko polaków jest 27 mln więcej. Więc powinniśmy mieć 2 do 3 razy więcej sprzętu niż Grecja ale jakoś tego nie widać, bo Polska jest rozkradana przez różne podmioty. Do tego dochodzi chora polityka socjalna. Ściąga się podatki z ludzi którzy ciężko pracują i daje tym którzy nie pracują 800+. System trzeba uszczelnić tak żeby nie było żadnych okazji do defraudacji. Na każdy sprzęt musi być przetarg a jeśli jest potrzeba pilnego zakupu to tylko sprzęt używany albo leasing. Zwiększenie opodatkowania i długu państwa byłoby błędem. Pieniędzy trzeba szukać w cięciach instytucji takich jak TVP a może nawet PGZ. Czy odzyskamy ten miliard zł który wydaliśmy na Orliki?
rwd
Moc produkcyjne naszych zakładów zbrojeniowych są tak małe, że nie jesteśmy w stanie zapewnić sprzętu dla obecnych jednostek nie mówiąc już o jednostkach formowanych w przypadku wybuchu wojny.
RGB
Bardzo dobry artykuł.