- Komentarz
- Wiadomości
- Opinia
Zachód ogranicza Ukrainę. Rosja zyskuje przewagę w wojnie [OPINIA]
Dyskusja o dopuszczeniu uderzeń z wykorzystaniem amerykańskiej broni na terytorium Federacji Rosyjskiej pojawia się w momencie, gdy coraz bardziej widać korzyści, jakie odnosi Rosja z ograniczeń, jakie Zachód nakłada na broniącą się Ukrainę. Te ograniczenia są jednym z czynników, które dają Rosji coraz większą przewagę w wojnie.

Jak poinformowało Politico, władze Ukrainy po raz kolejny zwracają się do Amerykanów o zgodę na użycie dostarczonego przez nich uzbrojenia do uderzeń na cele na terytorium Rosji. Ukraińcy podkreślają, że w obecnym stanie nie mogli atakować np. artylerią lufową i rakietową rosyjskich jednostek zmasowanych na północ od Charkowa, zanim przekroczą granicę. Oczywiście, Kijów prowadzi uderzenia na cele na terytorium Rosji, czasem w jego głębi, za pomocą na przykład bezzałogowców, To jednak nie może stanowić zastępstwa dla zmasowanego ognia artylerii lufowej i rakietowej, jeśli zakładamy rozbicie, lub poważne ograniczenie zdolności, jednostek przygotowanych do natarcia przed przekroczeniem granicy. Sekretarz stanu Anthony Blinken miał powiedzieć, że USA nie zachęcają do ataków na terenie Rosji, ale ostateczna decyzja należy do Ukrainy, bo to ona prowadzi wojnę obronną. Nie wiadomo jednak, czy jest to równoznaczne ze zgodą na użycie amerykańskiej amunicji artyleryjskiej na terenie Rosji i można tu być dość sceptycznym.
To już kolejny raz, gdy Kijów wskazuje, iż ograniczenia w wykorzystaniu uzbrojenia utrudniają nie tylko odbijanie okupowanych terenów, ale też obronę przed atakami Rosjan. Ograniczenia te są zresztą nakładane nie tylko przez Amerykanów. Nieoficjalnie wiadomo, że po zestrzeleniu za pomocą niemieckiej baterii Patriot kilku rosyjskich samolotów i śmigłowców pomiędzy Niemcami a Ukrainą doszło do sporu dyplomatycznego. Nawet, jeśli sprawa w międzyczasie została rozwiązana (Niemcy od tego czasu zdecydowali się na przekazanie kolejnych baterii), to i tak spowolnienie działań Ukrainy mogło dać Rosjanom czas na „oddech” i wypracowanie środków przeciwdziałania.
Limitations on offensive weapons, limitations on defensive weapons....
— Doha (@Doha104p3) May 14, 2024
We failed Ukraine https://t.co/rbWGN5fOMZ
Podobna sytuacja miała już zresztą miejsce w 2022 (i 2023) roku, gdy Kijów otrzymał od Amerykanów wyrzutnie HIMARS z pociskami GMLRS (o donośności 85 km), ale bez taktycznych rakiet ATACMS. O ile rakiety GMLRS były wystarczające do zwalczania rosyjskich celów w obwodach charkowskim i chersońskim Ukrainy, przed mobilizacją, to pewnych elementów logistycznych w Donbasie nie mogły już sięgnąć. A to, jak i inne czynniki (np. niedocenienie rosyjskiego minowania - do tego wątku jeszcze wrócimy) wpłynęło na niepowodzenie ukraińskiej kontrofensywy w 2023 roku. A straty, jakie poniósł wtedy Kijów, wpływają z kolei na obecną, pogarszającą się sytuację kadrową Sił Zbrojnych Ukrainy. Oczywiście, zachodnie ograniczenia to nie jedyny czynnik, bo o systemie mobilizacyjnym decyzje podejmuje Ukraina, a duża część błędów w dowodzeniu i przygotowaniu działań (także obronnych – braki w fortyfikacjach) obciąża Kijów, to wszystko to łączy się w mało korzystny dla Ukrainy i jej zachodnich partnerów obraz.
Głównym powodem narzucania ograniczeń na Ukrainę jest obawa przed użyciem przez Rosję broni jądrowej lub inną eskalacją konfliktu. Tyle, że jednocześnie te ograniczenia dają Moskwie czas na odtwarzanie zdolności i powodują stopniową, ale ciągłą degradację potencjału Kijowa.
Szczególnym przypadkiem jest natomiast opóźnianie dostarczenia Ukrainie artyleryjskiej amunicji kasetowej. Pentagon chciał dać na to „zielone światło” już w 2022 roku, ale sceptycyzm Departamentu Stanu i innych komórek administracji, uzasadniany względami „humanitarnymi” i obawami o straty uboczne spowodował, że Kijów otrzymał artyleryjską amunicję dopiero w lipcu ubiegłego roku, po upadku Bachmutu i niepowodzeniu pierwszej fazy ofensywy.
USA długo wstrzymywały się też od wysłania Ukrainie pocisków ATACMS o krótszym zasięgu (typu M39, z donośnością 165 km), właśnie dlatego że te mają głowice kasetowe i mogą pozostawiać niewybuchy. Gdy w końcu dostarczono w 2023 roku niewielką partię tych rakiet i zostały one skutecznie użyte, przejściowo skończyły się fundusze. Tyle, że przedstawiciele Kongresu, w tym Republikanie, apelowali o dostarczenie tych zdolności już wiele miesięcy wcześniej. No i gdyby Pentagon dostał zgodę na przekazanie artyleryjskiej amunicji kasetowej wcześniej, to prawdopodobnie również te pociski – o zasięgu poniżej 200 km, ale z ciężką głowicą bojową – również zostałyby przekazane wcześniej. Tak się jednak nie stało.
A w „międzyczasie” Rosja otrzymywała (i dalej otrzymuje) dostawy sprzętu z Korei Północnej i Iranu, doskonali swój przemysł obronny oraz system mobilizacyjny. Pod wodzą nowego ministra obrony, Andrieja Biełousowa, procesy te – mocno niekorzystne z punktu widzenia Ukrainy, ale i państw NATO mogą wręcz przyspieszyć.
Państwa zachodnie wciąż jednak utrzymują szereg narzuconych na Ukrainę ograniczeń, a nawet jeśli są one zdejmowane, to odbywa się to powoli. Niedawno z ograniczeń zrezygnowała Wielka Brytania, ale jej potencjał to tylko ułamek tego, co jest dostarczane. Nic nie słychać także o przywróceniu produkcji amunicji kasetowej, nie mówiąc już o minach przeciwpiechotnych, co oczywiście w wypadku państw europejskich, włącznie ze wspomnianą Wielką Brytanią wymagałoby wypowiedzenia podpisanych po zakończeniu Zimnej Wojny konwencji. Choć jeszcze w latach 90. XX, gdy w siłach zbrojnych państw zachodnich „pamięć instytucjonalna” z czasów konfrontacji z byłym Związkiem Radzieckim i Układem Warszawskim była świeża, zarówno „kasety” jak i miny przeciwpiechotne uznawano za niezbędne narzędzie obrony w pełnoskalowym konflikcie. Warto kolejny raz przypomnieć, że w czasach Zimnej Wojny do wyrzutni MLRS stosowano tylko głowice kasetowe (odłamowych nie było), Niemcy mieli kilkaset tysięcy rakiet M26 z głowicami kasetowymi, a Francja i Wielka Brytania po kilkadziesiąt tysięcy.
Zarówno amunicję kasetową, jak i miny przeciwpiechotne planowano wykorzystywać niezależnie od stosowania broni precyzyjnej (amunicji artyleryjskiej i lotniczej), która ma swoje zalety, ale i ograniczenia, których przykładem jest zakłócanie systemu GPS. Pomimo, że Rosja zdecydowała o utworzeniu „Armii Radzieckiej 2.0”, masowej (zwiększenie liczebności z ok. 900 tys. przed pełnoskalową wojną do 1,5 mln żołnierzy) i zdolnej do absorpcji strat zwłaszcza w ludziach, a jednocześnie coraz bardziej nasyconej nowoczesną technologią (np. dronami), to wciąż nie widać powrotu do środków, które skutecznie zapewniały bezpieczeństwo w czasach Zimnej Wojny. Powodem tego jest obawa przed szkodami pobocznymi, ale w walce z tak masową armią strat nie da się uniknąć, a te zadane przez przeciwnika są dużo boleśniejsze, tak dla żołnierzy jak i cywilów.
Zobacz też
I skutki tego widać już na Ukrainie – gdyby w rejonach granicznych funkcjonowały klasyczne, przeciwpiechotne zapory minowe o odpowiedniej głębokości (patrz rosyjska „linia Surowikina”), to Rosjanie nawet działając w rozproszeniu i małymi grupami żołnierzy raczej nie byliby w stanie jej tak szybko pokonać. A ludność z rejonów przygranicznych, dla której miny teoretycznie mogłyby być zagrożeniem, i tak trzeba było ewakuować po ataku. Z prawnego punktu widzenia – skoro Rosja złamała szereg konwencji, w tym podpisywanych zanim Zachód zrzekł się broni potrzebnej do walki z masową armią, to powrót do tej konwencjonalnej broni powinien być w pełni uzasadniony.
Przedstawiane jako alternatywa „inteligentne” systemy zapór, choć bardzo potrzebne, bywają wrażliwe na oddziaływanie (patrz atak Hamasu na Izrael z października 2023 roku) i wymagają bardzo dobrze wyszkolonej, czujnej przez cały czas i zarazem licznej obsługi, zwłaszcza gdy są jedynym elementem obrony (a nie jednym z wielu). I znowu – tak jak w wypadku amunicji kasetowej i klasycznej – nie powinno się rezygnować z jednego elementu systemu obrony „na korzyść” drugiego, ale stosować je, tak by cały system był jak najskuteczniejszy. Jeśli sami sobie narzucamy ograniczenia, to przeciwnik, zwłaszcza doświadczony bojowo i zdeterminowany, prędzej czy później je wykorzysta.
Polityka „samoograniczenia” powodowana nie tylko obawą przed eskalacją, ale też źle pojętym humanitaryzmem, obowiązuje więc nadal i dotyczy zarówno Ukrainy jak i własnych przemysłów zbrojeniowych państw zachodnich. Można nawet postawić tezę, że o ile w pierwszych miesiącach pełnoskalowej wojny zachodnia pomoc była bardzo efektywna, to na rosyjską mobilizację, zwiększenie wydatków wojskowych (oficjalnie) z 4 do 7 proc. PKB, podniesienie efektywności i tolerancji na straty Zachód niestety nie znalazł adekwatnej odpowiedzi. I bez trudnych politycznie, ale niezbędnych kroków o taką odpowiedź może być bardzo trudno, a zaniechania mogą być bardzo niebezpieczne i to nie tylko dla Ukrainy.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS