Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Koniec polityki otwartych drzwi? Europa potrzebuje fundamentalnych zmian [OPINIA]

Europa nadal nie odpowiedziała sobie wprost jakie jest jej stanowisko wobec kryzysu związanego z nielegalnymi imigrantami. Twierdzenia o potrzebie dalszego prowadzenia polityki „otwartych drzwi” coraz rzadziej trafiają przy tym na podatny grunt, a część państw rozsądnie przygotowuje się już samodzielnie lub w gronie najbliższych sojuszników do sprostania kolejnym falom kryzysu. Nastał czas powrotu do pragmatycznej postawy wobec narastających wyzwań, której filarem jest zapewnienie bezpieczeństwa w coraz bardziej niestabilnym otoczeniu kontynentu - pisze dr Jacek Raubo.

Fot. Délmagyarország/Schmidt Andrea / licencja CC BY-SA 3.0 Wikipedia
Fot. Délmagyarország/Schmidt Andrea / licencja CC BY-SA 3.0 Wikipedia

Europa ewidentnie kończy ze złudzeniem, że radzi sobie z napływem tysięcy nielegalnych imigrantów z Afryki oraz Azji. Świat wokół Starego Kontynentu zmierza ku jeszcze większej dezorganizacji. Ukraina daleka jest od stabilności wewnętrznej, nie wspominając już nawet o zamrożonym konflikcie w jej wschodniej części. Libia, zapomniana przez media, jest na krawędzi upadku lub jak kto woli jest państwem upadłym, gdzie schronienia szukają zwolennicy Daesh. Wojna w Syrii zaczyna za to przypominać balansowanie wielkich regionalnych graczy na bardzo chybotliwej linie.

Świat niestabilności i niepewności

Większość komentatorów nie przypuszczała, że dojdzie do sytuacji, w której Turcy zestrzeliwują rosyjski samolot, a teraz grożą wejściem do Syrii, gdzie jest już kontyngent wojsk Rosji. Nie wspominając o zatargach państw arabskich z rosnącym w siłę Iranem, co skutkuje nawet propagandowym upokarzaniem Stanów Zjednoczonych w rejonie Zatoki Ormuz. A przecież jest jeszcze dysponujący milionami lub nawet 2-3 miliardami dolarów, samozwańczy kalifat. Lista zagrożeń nie jest zapewne zamknięta, co tym bardziej wymusza bycie stanowczym w kwestii zapewnienia bezpieczeństwa własnego państwa.

Obecne podejście do kryzysu migracyjnego sprowadza się do niemal bezwarunkowego przyjmowania mas ludzi, którzy najczęściej nie poddają się żadnej kontroli. UE oraz najbardziej rozwinięte państwa nie zdołały opanować sytuacji. Stąd też z punktu widzenia Polski należy bardzo pragmatycznie pomyśleć o własnym potencjale oraz o pozyskaniu sojuszników, nie tyle w perspektywie długoterminowej, co raczej tu i teraz. W tym kontekście można pochwalić chociażby próby stworzenia wzajemnej platformy wsparcia pomiędzy państwami regionu, przede wszystkim w oparciu o rozszerzoną Grupę Wyszehradzką. Szczególnie jeśli mowa jest o kryzysie związanym z nielegalnymi imigrantami.

Polityka "otwartych drzwi" już tylko polityką kanclerz Angeli Merkel ?

Obecnie, z liczących się europejskich graczy w zasadzie tylko kanclerz RFN Angela Merkel, niczym przysłowiowy „ostatni broni swojej dotychczasowej postawy, opartej o politykę "otwartych drzwi" i faktyczne lekceważenie głosów sprzeciwu. Szeregi jej krytyków na krajowej jak i europejskiej płaszczyźnie rosną w siłę. Nie da się zapomnieć, że w tym kontekście własną politykę opartą o zasadę „dziel i rządź” prowadzi także Turcja. Chociaż akurat władze w Ankarze można bardzo prosto zrozumieć, gdyż jest to zapewne zwykła gra o jak najwyższą pomoc dla państwa, nie wspominając o symbolicznym ukaraniu UE za dotychczasową postawę względem problemu tureckich starań w zakresie dołączenia do grona unijnych państw.

Jako przełamanie pewnego tabu można więc potraktować słowa francuskiego premiera Manuela Vallsa o systemie kwotowym, wypowiedziane na konferencji poświęconej bezpieczeństwu w Monachium. Reprezentant V Republiki odrzucił pomysł wprowadzenia permanentnych zasad rozdziału kolejnych, napływających do Europy imigrantów. Podkreślając, że jego państwo będzie oczywiście partycypować w dotychczasowych porozumieniach, które rozdzieliły pomiędzy poszczególnymi państwami ograniczoną grupę imigrantów. Valls podkreślił, że władze francuskie nigdy nie powiedziały do imigrantów aby przybyli do Francji, co świadczy o sprzeciwie wobec działań Angeli Merkel.

Zaznaczył, że Paryż nie jest gotowy do opieki nad kolejnymi falami nielegalnych imigrantów. Wcześniej swoje postawy względem omawianego problemu zaostrzyły m.in. Dania, Austria czy nawet, w takich aspektach jak kontrola granic, Szwecja. Przy czym coraz rzadziej europejska polityczna poprawność kamufluje rodzące się napięcia oraz problemy. Zaś to sprzyja okrywaniu, nawarstwiającej się od pierwszych dni kryzysu, nieudolności w planowaniu strategicznym.

Nie widzę, nie słyszę i nie mówię

Oczywiście można się tylko zastanowić czy teraz takie stanowcze stwierdzenia władz w Francji są oznaką siły czy wręcz odwrotnie - próbą ukrycia słabości i coraz bardziej narastających obaw o własne bezpieczeństwo. Paryż działa bowiem obecnie niejako reaktywnie, chcąc zminimalizować skutki wcześniejszej bierności. Nie wspominając o potrzebie walki o wyborców, którzy już bardzo dobrze dostrzegają problemy narosłe np. wokół obozów zlokalizowanych wokół Calais. Socjaliści wiedzą, że może to przełożyć się na ich wyniki, a cała francuska tradycyjna klasa polityczna widzi możliwość zmian w postawach wyborczych zaniepokojonych Francuzów. Tak czy inaczej trwająca przez wiele miesięcy atmosfera, którą można obrazować stwierdzeniem "Nie widzę, nie słyszę i nie mówię" przestaje być atrakcyjna nawet dla elit rządzących, z wyłączeniem urzędników UE, w dużej mierze nie podlegających kontroli wyborców.

Jeszcze niedawno komentatorzy ostro krytykowali Węgry. Szczególnie, gdy władze w Budapeszcie starały się zgodnie z prawem zabezpieczyć własne granice i respektować wcześniejsze umowy z innymi państwami UE. Nie da się zapomnieć również o głośnej dezaprobacie zachodnioeuropejskich elit oraz urzędników Brukseli, co do pojawiających się stanowczych głosów państw Europy Środkowej i Wschodniej względem systemu kwotowego przydziału imigrantów. Wygląda na to, że Manuel Valls nie mówi dziś głosem tych, którzy już wcześniej nie zamierzali brać udziału w mówiąc delikatnie dość krótkowzrocznej polityce otworzenia granic i zaproszenia każdego imigranta na Stary Kontynent.

Wobec tego trzeba zastanowić się z czym pragmatycznie i realistycznie spotka się UE lub szerzej Europa, jeśli opadnie entuzjazm wśród ostatnich obrońców dotychczasowej polityki otwartych drzwi. Przede wszystkim musi nadejść czas na przeanalizowanie znaczenia szczebla unijnego w zakresie reagowania kryzysowego oraz prawdziwych, nie tych deklarowanych, możliwości różnego rodzaju instytucji odpowiadających za tą sferę działania. Niewykluczone, że trzeba będzie spotkać się w gronie państw tworzących strefę Układu z Schengen i bez sentymentów określić przyszłość tych rozwiązań we współczesnej Europie. Z samego mówienia o zagrożeniu istnienia strefy jej prawdziwy, realny stan nie ulegnie żadnej poprawie. Być może czas na wielką konferencję i ustanowienie Schengen XXI w., dostosowanego do wyzwań i zagrożeń innych niż wcześniejsza XX wieczna „La Belle Époque” Starego Kontynentu.

Symboliczna "dżungla" w Calais

Francja przedłużając stan wyjątkowy pokazuje dobitnie, że dotychczasowe rozwiązania prawne w zakresie zwalczania np. zagrożeń terrorystycznych są również w przypadku Europy Zachodniej przestarzałe. Co więcej do niektórych dzielnic w Europie Zachodniej bez udziału silnych oddziałów policji czy nawet pokazu siły wojska służby państwowe nie mają normalnego wstępu. Do tych enklaw płyną kolejne grupy nigdzie nie zameldowanych i częstokroć pozbawionych żadnych dokumentów tożsamości, fal nielegalnych imigrantów. Nie mówiąc już o stworzeniu licznych obozów, które jak tzw. „dżungla” w Calais wymknęły się spod kontroli państwa.

Można spokojnie domniemywać, że próby przywrócenia władztwa państwa mogą skończyć się rozlewem krwi. Powstaje pytanie, czy likwidacja nielegalnych koczowisk nie doprowadzi do użycia siły wobec funkcjonariuszy służb na większą skalę. Przypomnieć należy w tym kontekście m.in. statystyki dotyczące wieku oraz płci wśród obecnych fal imigrantów, co może jeszcze bardziej zwiększyć poziom agresji.

Państwa stanęły także przed potrzebą utrzymania w ryzach własnych organizacji ekstremistycznych, które pozycjonują się obecnie na scenie politycznej właśnie w kontekście kryzysu związanego z nielegalną imigracją. Zaznaczyć trzeba iż, nie chodzi o legalnie działające partie polityczne czy też inne organizacje społeczne, ale o typowy ekstremizm polityczny. Radykałowie mogą bowiem coraz częściej używać działań podlegających penalizacji, tj. napaści, pobić, podpaleń etc. I co ważniejsze mowa o przeciwnikach polityki „otwartych drzwi”, np. rasiści, neonaziści itd., jak i radykalnych zwolennikach skrajnych organizacji lewackich, bojówek anarchistycznych itd. W dodatku coraz częstsze marsze, pochody, kontrpochody czy manifestacje i kontrmanifestacje będą tylko sprzyjały małym grupkom szukającym starć z drugą stroną lub służbami porządkowymi. Nie wspominając o takich kwestiach jak potencjalny wzrost drobnej przestępczości, ataków na podłożu seksualnym. Szczególnie, gdy część z ludzi stłoczonych w obozach dla imigrantów przestanie odczuwać sympatię do państw je przyjmujących.

Granica państwowa jako pojęcie względne

Innego rodzaju wyzwaniem jest przywrócenie na nowo znaczenia granicom państwowym, szczególnie tym zewnętrznym. Dotychczasowe zasoby okazały się niewystarczające, co stwarza potrzebę jeszcze szerszego zgrywania się ze sobą państw w obrębie współdzielenia sił oraz środków. To właśnie pojawiło się w agendzie wspomnianego spotkania Grupy Wyszehradzkiej i należy uznać takie starania jako odpowiedni krok do przygotowania się na kolejne stadia kryzysu. Lecz każde państwo musi, co powtarzane było już wielokrotnie, być gotowe na przywrócenie kontroli na swoich granicach. I to już nie tylko w sytuacjach epizodycznych, jak np. turniej EURO, ale w dłuższej perspektywie czasu. W dodatku należy brać pod uwagę potrzebę dyslokacji do pomocy straży granicznej oraz policji, wydzielonych kontyngentów wojskowych. Granice są bowiem forsowane w dobie obecnego kryzysu niejednokrotnie przy użyciu siły, jak to miało miejsce np. w Macedonii czy na Węgrzech. Tylko odpowiedni pokaz siły może wbrew pozorom zapobiegać zagrożeniu życia funkcjonariuszy, policjantów, strażników.

Nie da się zapomnieć, że kryzys mogą wykorzystać do swoich celów terroryści. Chodzi zarówno o działania bieżące, polegające na antagonizowaniu ludności państw przyjmujących imigrantów oraz samych imigrantów, jak i długofalowe. W tej drugiej grupie zawarte jest budowanie hermetycznych wspólnot, podatnych na późniejszą radykalizację, a także rekrutację nowych zwolenników. Trzeba bowiem brać pod uwagę pewien ubytek wśród dotychczasowych mieszkańców Europy Zachodniej, którzy sympatyzowali z terrorystami i trafili do Syrii, Iraku, Afganistanu, Somalii itd. lub zostali rozpracowani przez służby specjalne i policyjne. Pojawienie się całych mas nowych ludzi, tak naprawdę z bardzo trudno sprawdzalną przeszłością, może utrudnić infiltrację tych grup. Świadczą o tym m.in. stanowiska niemieckich służb policyjnych i specjalnych, trochę bezradnie rozkładających ręce na pytanie czy nadal mają pełen ogląd wśród całego spektrum islamistów przebywających na terytorium Republiki Federalnej Niemiec.

W Europie trzeba zdefiniować na nowo zasady ochrony integralności granic, również przed zagrożeniem pozamilitarnym. Niezbędne jest przywrócenie właściwego priorytetu możliwości kontroli nad granicami państwa, co obecnie jest utrudniane czy wręcz uniemożliwiane przez regulacje dotyczące praw człowieka (jak brak możliwości odholowania łodzi z imigrantami, czy bardzo ostre ograniczenia dotyczące zatrzymywania imigrantów w strzeżonych ośrodkach, nawet jeśli nie mają dokumentów). Trzeba pamiętać, że integralność terytorialna państwa jest podstawą dla jego funkcjonowania i musi być broniona, a prawa osób, które ją naruszają swoim zachowaniem, nie mogą uniemożliwić suwerennym rządom ochrony granic.

WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]
Reklama
Reklama