- Opinia
W co gra Viktor Orban? [OPINIA]
Premier Węgier od początku inwazji rosyjskiej na Ukrainę zachowuje bardzo dużą wstrzemięźliwość gdy mowa o czynach i słowach wsparcia dla Kijowa. W niedawnym wywiadzie stwierdził, że jedynym wyjściem na pokój w Europie jest włączenie Federacji Rosyjskiej do wspólnej architektury bezpieczeństwa europejskiego.

Węgry od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę zachowują znacząco odmienne stanowisko od pozostałych państw regionu. Sam premier Orban również ma zupełnie inne stanowisko w stosunku do Federacji Rosyjskiej oraz Władimira Putina niż większość państw regionu. Te różnice są widoczne nie tylko na tle Unii Europejskiej, ale też w Grupie Wyszehradzkiej, gdzie stanowiska Polski, Czech i Słowacji również są zdecydowanie odmienne od węgierskiego.
Zobacz też
Viktor Orban stara się reprezentować swoją postawą obóz, tak zwanych, realistów. Nazwa ta może nie do końca oddaje rzeczywisty charakter tego szeroko rozumianego stronnictwa, ale w dużym uproszczeniu stoi ono w twardej opozycji do militarnego wspierania Ukrainy. Głównym postulatem tego obozu jest jak najszybsze zakończenie działań wojennych na Ukrainie, głównie poprzez rezygnację Kijowa z terenów okupowanych przez Rosję. Podobną postawę w NATO i na Zachodzie reprezentują, między innymi, partia AfD w Niemczech czy Republikanie w Stanach Zjednoczonych. W szczególności to właśnie nad aktualną opozycją w USA warto się pochylić.
Wywiad Carlsona z Orbanem
Ostatnimi czasy głośnym echem odbił się wywiad przeprowadzony przez byłego dziennikarza Fox News Tuckera Carlsona z premierem Węgier. Sam dziennikarz należy do grona zwolenników Donalda Trumpa oraz Partii Republikańskiej. Można zatem uznać, że istniała nić porozumienia pomiędzy nim a węgierskim politykiem, który również wielokrotnie wypowiadał się w samych superlatywach na temat prezydentury Trumpa.
Zobacz też
Co jednak ciekawe to sama treść wywiadu. Przekaz ten był wręcz jednoznacznie przeciwny polityce państw wspierających Ukrainę. Zdaniem Viktora Orbana zachodnia strategia poniosła klęskę, a Ukraina przegrała wojnę. Co więcej, stwierdził, że "Nie możemy sobie pozwolić na przekształcenie długiej granicy między Rosją a Ukrainą w granicę NATO. Oznaczałoby to natychmiastową wojnę, niebezpieczeństwo dla nas wszystkich, nawet dla Waszyngtonu". Oznacza to tyle, że zdaniem węgierskiego premiera nie można dopuścić na włączenie Ukrainy do Sojuszu, bo to automatycznie doprowadzi do wojny z Federacją Rosyjską. Następnie powiedział, że nie można w Europie zbudować stabilnej architektury bezpieczeństwa bez udziału w niej Rosji.
Zobacz też
Bardzo interesujące słowa padły w kontekście nie tyle sprawy z gazociągami Nord Stream i ich zniszczeniem, ale w kontekście South Stream. Jak sam premier Węgier to ujął, ewentualny atak terrorystyczny na ten obiekt zostanie uznany za pretekst do rozpoczęcia wojny i jest to bardzo interesujący fragment, ponieważ Viktor Orban nie posługuje się tutaj mową pozornie zależną, ale przemawia w swoim i w imieniu Węgier.
Argumentami, które miały wzmocnić przekaz Orbana miała być jego umiejętność "rozumienia" nie tylko Kijowa, ale i Moskwy. Za tym miały przemawiać, między innymi, wspólna granica węgiersko-ukraińska oraz powiązania gospodarcze i energetyczne Węgier z Rosją.
Spryt narracji
Stanowisko, wyrażone przez węgierskiego premiera, jest zatem zbliżone do tego, które jest reprezentowane przez Republikanów w USA i nie tylko. Wiele środowisk, w tym również w Europie i w Polsce, które są przeciwne dalszemu wspieraniu Ukrainy posługują się wręcz bliźniaczymi argumentami. W tym wypadku Viktor Orban i udzielony przez niego wywiad są emanacją całego tego środowiska. Ich percepcja wydarzeń pomija również inne istotne fakty, na czele z tym, że to Federacja Rosyjska jest agresorem, a Ukraina państwem broniącym się. Jednocześnie zaznacza, że decyzja o pokoju nie należy do Moskwy, tylko do Waszyngtonu, co stanowi odwrócenie wartościowania tego kto rzeczywiście odpowiada za eskalację na Ukrainie i wina ta jest przypisywana ponownie stronie ukraińskiej i państwom ją wspierającym, a nie atakującej Rosji. Są chwyty czy też "wybiegi" erystyczne wyciągnięte wprost z Erystyki Artura Schopenhauera, których można bardzo zręcznie używać i w takich dyskusjach.
Zobacz też
Odpowiedź Kijowa była tutaj błyskawiczna i jednoznaczna: nie handlujemy swoim terytorium i suwerennością. Ponadto widać, że zdecydowana większość państw Sojuszu nie podziela zdania Budapesztu na wojnę. Jednak też w pewnym sensie można próbować szukać sensu, niekoniecznie zrozumienia, w węgierskiej narracji. Państwo to posiada pewne kompleksy oraz problemy, z którymi nie poradziło sobie przez lata.
Resentymentalna polityka historyczna serwowana przez środowiska Viktora Orbana o "Wielkich Węgrzech" z pewnością jest jednym z tych elementów. To silny argument pozwalający mu oddziaływać na bardziej konserwatywne środowiska. Pytanie czy traktuje on ten temat wyłącznie jako rodzaj mechanizmu wewnętrznej polityki czy jednak marzy mu się powrót takiego organizmu państwowego. W aktualnych realiach geopolitycznych jednak bardziej można się skłaniać ku pierwszej opcji. W przypadku tej drugiej można jedynie domniemywać realizacji takiej rewizjonistycznej polityki, zwłaszcza gdy na początku rosyjskiej inwazji istniała szansa na klęskę bądź rozpad Ukrainy, które nie nastąpiły.
Zobacz też
Jednak problem Węgier leży też w samej polityce dotyczącej bezpieczeństwa energetycznego. Kraj ten w około 25% korzysta w swoim miksie energetycznym z gazu. Aż 80% tego surowca jest pozyskiwane od Federacji Rosyjskiej. To też powoduje, że Węgry mogą być w łatwy sposób szachowane przez Kreml, który nie waha się przed używaniem takich mechanizmów.
Jaka będzie przyszłość Węgier?
Budapeszt częściowo stał się zakładnikiem dotychczasowej polityki i będzie czekał na znaczący przełom. Z jednej strony zaplątał się w swoją antywojenną narrację, a z drugiej Węgry są samotną wyspą pośród państw jednoznacznie opowiadających się za wsparciem Kijowa.
Zobacz też
Tenże potencjalny przełom może on przyjść z dwóch kierunków. Pierwszym jest znacząca zmiana sytuacji na Ukrainie. Na to jednak się w najbliższym czasie nie zanosi. Druga może nadejść z Waszyngtonu, choć to wydarzy się najwcześniej jesienią 2024 roku. Mowa tu o wyborach prezydenckich, gdzie najprawdopodobniej zmierzą się ze sobą urzędujący Joe Biden oraz Donald Trump, którego popularność nadal jest najwyższa pośród republikańskiego elektoratu. Wydaje się zatem, że do tego czasu stanowisko Budapesztu i Viktora Orbana nie ulegnie zmianie
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]