- Analiza
- Wiadomości
USA silne tylko z sojusznikami? Raport: Problemy amerykańskich sił zbrojnych
Siły zbrojne Stanów Zjednoczonych zostały ocenione jako „słabe” – wynika z raportu Heritage Foundation. Taka ocena może dziwić, wszak amerykańskie siły zbrojne pozostają najsilniejsze na świecie i jako jedyne mają możliwości globalnej projekcji siły. Eksperci Heritage zwracają jednak uwagę na niepokojące trendy szczególnie w kontekście rywalizacji z Chinami.

Autor. Siły zbrojne Szwecji
„Index of Military Strength" to ocena zdolności obronnych Stanów Zjednoczonych, dokonywana corocznie przez konserwatywny think-tank Heritage Foundation. Ocenie podlegają poszczególne rodzaje sił zbrojnych (w tym także nowo sformowane siły kosmiczne – Space Force), a także amerykański potencjał nuklearny, traktowany oddzielnie z uwagi na jego znaczenie.Ocena dokonywana jest w pięciostopniowej skali, od „bardzo słabych" (very weak) do „bardzo silne" (very strong), a całościowa ocena zależy od poszczególnych, cząstkowych wyników.
W tym roku po raz pierwszy od kiedy taka ocena jest dokonywana, czyli co najmniej od 2015 roku, amerykańskie siły zostały ocenione jako „słabe" (weak). Może to zaskakiwać, biorąc pod uwagę ogólny potencjał amerykańskich sił zbrojnych, a także fakt, że siły zbrojne jednego z głównych rywali USA, czyli Rosji, są od lutego uwikłane w wojnę na Ukrainie, a ich skuteczność jest sporo niższa, niż oczekiwano tego przed pełnoskalową agresją Moskwy w lutym.
Zobacz też
Warto jednak zastanowić się, jakie czynniki stoją za taką oceną Heritage. Szczegóły w tym zakresie zawiera raport, który obejmuje nie tylko cząstkowe oceny każdego z rodzajów sił zbrojnych, ale też czynników wywierających wpływ na środowisko działań sił USA: zagrożeń, otoczenia politycznego i możliwości zaangażowania sojuszników, finansowania itd.
Eksperci Heritage uważają, że amerykańskie siły zbrojne powinny być w stanie prowadzić dwie duże operacje regionalne (Major Regional Contingencies) równocześnie z zachowaniem szeregu innych zdolności. W ten sposób uniknięto by sytuacji, w której przeciwnicy Stanów Zjednoczonych koordynują swoje działania, zmuszając USA do rozproszenia sił i porażki na jednym lub obu teatrach. To wymagałoby jednak posiadania dużo liczniejszych sił zbrojnych, niż obecnie, na przykład 50 brygadowych zespołów bojowych (BCT) w czynnej U.S. Army, podczas gdy dziś jest ich 31.
W bieżącym roku obniżono ocenę z „marginalnej" na „słabą" z uwagi na kilka czynników, które wywierają dodatkowy wpływ na zdolności sił Stanów Zjednoczonych. Po pierwsze, zwrócono uwagę na wpływ inflacji na amerykański budżet obronny, jak i na fakt, że administracja Bidena dość niechętnie podnosiła wydatki obronne, i uwzględniając wzrost, w poszczególnych obszarach, na dotyczących wojsk lądowych amerykański budżet obronny de facto się zmniejsza.
Zobacz też
Po drugie, eksperci Heritage podkreślają problemy z rekrutacją, z jakimi borykają się amerykańskie siły zbrojne. To właśnie między innymi z tego powodu amerykańskie siły powietrzne (USAF) otrzymały całościową ocenę „very weak" (bardzo słabą), którą obniżono drugi raz z rzędu. Choć zdolności USAF, a także ich zakładaną liczebność oceniono na „marginalnym" (średnim) poziomie, to za „bardzo słaby" uznano stopień gotowości, między innymi z uwagi na braki pilotów w stosunku do stanów etatowych, a także z uwagi na to, że amerykańscy piloci latają zbyt mało w stosunku do potrzeb związanych ze szkoleniem do działania w środowisku, w którym występują znaczne zagrożenia. W raporcie podkreślono m.in., że od 2015 roku piloci myśliwscy USAF latają mniej niż 150 godzin rocznie i przeciętnie wykonują mniej niż dwa loty w tygodniu. A liczba wylatanych godzin w ostatnich latach spada z uwagi na cięcia i inflację, przez co gotowość USAF jest niższa od oczekiwanej. Nie musi to dotyczyć sił wydzielanych do działań na Pacyfiku czy w Europie, względnie utrzymywanych w wyższym stopniu gotowości, ale całości sił, bo w wypadku pełnoskalowego konfliktu niezbędne byłoby szerokie zaangażowanie USAF (i innych rodzajów sił zbrojnych). Krytykowane jest również zbyt wolne tempo pozyskiwania myśliwców V generacji F-35 (i nowych tankowców).
Tak ostra krytyka sił powietrznych USA może (a nawet powinna) wzbudzać kontrowersje, szczególnie jeśli zestawimy ją ze skutecznością (czy raczej jej brakiem) rosyjskiego lotnictwa nad Ukrainą. W raporcie wskazano jednak długoterminowe trendy, które pod pewnymi względami nie są korzystne dla amerykańskiego lotnictwa. Jako najgroźniejszego potencjalnego przeciwnika dla Stanów Zjednoczonych uznaje się jednak nie Rosję, ale Chiny, które są bardziej zaawansowane od Moskwy na przykład, jeśli chodzi o budowę myśliwców V generacji, ale też systemy bezzałogowe itd. A ich realne zdolności pozostają w dużym stopniu zagadką.

Autor. Jarosław Ciślak/Defence24.pl
Nisko oceniono również marynarkę wojenną USA i to również związane jest ze specyfiką potencjalnego zagrożenia ze strony Pekinu. O ile „zdolności" (poziom nowoczesności, skuteczności rozwiązań), oceniono jako marginalne/średnie, o tyle potencjał ilościowy uznano za „bardzo słaby", a stopień gotowości za „słaby". Amerykanie uważają bowiem, że liczebność ich marynarki wojennej jest zbyt niska biorąc pod uwagę zagrożenie ze strony Pekinu, a to niebezpieczeństwo będzie jeszcze rosło, jeśli uwzględnimy bardzo szybkie tempo, w jakim ChRL rozwija możliwości swojej marynarki wojennej. "Słabą" ocenę otrzymały też nowo sformowane Space Force, czyli siły kosmiczne. Zdaniem ekspertów Heritage, choć zdolności jakie USA posiadają w przestrzeni kosmicznej przyczyniają się do zwiększenia potencjału Amerykanów w czasie operacji, to Space Force są bardzo daleko od zdolności do ofensywnych i defensywnych działań w przestrzeni kosmicznych, jakich oczekiwał Kongres przy podejmowaniu decyzji o ich formowaniu.
Zobacz też
Warto też przyjrzeć się pozytywnym aspektom oceny. Autorzy jako bardzo wysoki uznali poziom gotowości amerykańskich wojsk lądowych (zupełnie inaczej niż w wypadku sił powietrznych), uznając tym samym wysiłki, jakie są podejmowane w celu uzyskania i utrzymania wysokiego stopnia gotowości w U.S. Army. Doceniono również percepcję zagrożeń armii amerykańskiej , zaznaczając jednocześnie że liczebność jest niewystarczająca (stąd „słaba" ocena potencjału ilościowego), a wysiłki modernizacyjne są spowalniane przez niewystarczający budżet oraz inflację. To złożyło się na średnią/marginalną ocenę potencjału wojsk lądowych USA mimo wysokiej gotowości.
Jako „silny" został oceniony amerykański Korpus Piechoty Morskiej. Choć potencjał ilościowy Marines uznano za „słaby", to dwa pozostałe elementy (zdolności oraz gotowość) otrzymały wysoką ocenę. Powodem jest prowadzony program restrukturyzacji i modernizacji, który ma na celu przygotowanie piechoty morskiej do walki w środowisku rozproszonym, przede wszystkim w obszarze Indo-Pacyfiku. Zdaniem ekspertów Heritage Marines mogą otrzymać wysoką ocenę, jako że uznają jeden obszar jako ścisły priorytet, stąd nie ma tu tak mocno artykułowanego wymogu posiadania potencjału ilościowego niezbędnego do prowadzenia dwóch operacji regionalnych.

Wreszcie, za „silny" uznano też amerykański system odstraszania nuklearnego, uznając iż „na dziś" jest on wystarczający. Jednocześnie jednak zaznaczono, że w perspektywie lat ta ocena może ulec pogorszeniu, gdyż Amerykanie będą musieli liczyć się nie z jednym, ale z dwoma przeciwnikami dysponującymi licznym i rozbudowanym potencjałem nuklearnym. Chodzi tutaj oczywiście o realizowaną przez ChRL rozbudowę swoich sił odstraszania strategicznego. O ile przez kilka dekad doktrynę Pekinu uznawano za raczej defensywną i zadowalał się on ograniczoną liczbą głowic i środków przenoszenia,o tyle teraz coraz częściej mówi się, że Chiny chcą zwielokrotniać posiadany arsenał odstraszania nuklearnego.
Zobacz też
Dziś, według SIPRI posiadają one 350 głowic, do 2027 roku może to być 700, a w 2030 roku 1000, zapewne z perspektywą dalszego wzrostu. Oznacza to, że amerykański system odstraszania nuklearnego stanie przed niespotykanym wcześniej wyzwaniem powstrzymywania dwóch mocarstw jądrowych o dużym potencjale. I nie wiadomo, jak mu sprosta, nawet biorąc pod uwagę planowaną, zakrojoną na szeroką skalę modernizację.
Ocena Heritage Foundation jest mocno krytyczna wobec amerykańskich sił zbrojnych i wskazuje na pewne strukturalne problemy, z którymi się borykają. Nie oznacza to oczywiście, że przeciwnicy Stanów Zjednoczonych nie mają takich (albo o wiele większych!) problemów, co pokazuje chociażby wspomniany wcześniej przebieg rosyjskiej agresji na Ukrainę. Bo skoro oceniono amerykańskie siły powietrzne jako „słabe", to co powiedzieć o rosyjskich, które nie potrafią skutecznie stosować środków precyzyjnego rażenia na polu walki, wobec ukraińskiej obrony przeciwlotniczej?
Zobacz też
Ale trzeba pamiętać jeszcze o jednym aspekcie. Stany Zjednoczone bardzo mocno polegają na systemie sojuszy. Komentując globalne środowisko operacyjne, analitycy Heritage uznali je za „korzystne" dla sił USA, pomimo wszystkich wyzwań. W odniesieniu do Europy zwrócono uwagę na wzrost znaczenia i zaangażowania NATO oraz poszczególnych państw w obronę kolektywną oraz zwiększoną współpracę ze Stanami Zjednoczonymi po rosyjskiej agresji na Ukrainę. Podobną ocenę przedstawiono w stosunku do Azji, a jedynie Bliski Wschód otrzymał „marginalną"/średnią ocenę. Dodajmy, że to właśnie z tego regionu Rosja otrzymuje broń niezbędną do kontynuowania kampanii przeciwko infrastrukturze krytycznej Ukrainy, a także... wsparcie polityczne, w tym od zdawałoby się tradycyjnego sojusznika USA jakim jest Arabia Saudyjska.
I zestawienie relatywnie niskiej oceny sił USA z korzystnym środowiskiem operacyjnym jest chyba najlepszym podsumowaniem raportu Heritage Foundation. Stany Zjednoczone pozostają zdolne do operacji regionalnych, jeśli mają oparcie w silnych państwach sojuszniczych, w łączących je wielonarodowych organizacjach takich jak NATO – najlepiej, gdy połączone są te oba elementy. W takiej sytuacji amerykański system projekcji siły skutecznie zapewnia bezpieczeństwo zarówno sojusznikom, jak i interesom USA.
Patrząc w przyszłość, istnieją ryzyka co najmniej dwojakiego rodzaju. Pierwszym są cięcia budżetowe i redukcje (czy stagnacja/"stagflacja") wydatków obronnych, które mogą zostać wymuszone na Amerykanach przez złą sytuację gospodarczą. To, czym jest ona spowodowana to temat na dłuższą dyskusję, a komentatorzy Heritage dość ostro punktują w tym zakresie obecną administrację. Nie ulega jednak wątpliwości, że administracja Bidena nieco przychylniej patrzyła na wydatki socjalne, niż na nakłady na obronę, z czym wiązało się m.in. zmniejszenie liczby godzin lotów pilotów amerykańskich sił powietrznych.
Ponadto, wielu ekspertów, w tym związanych z Heritage, zwraca uwagę na przykład na fakt, że Biden wprowadził przepisy utrudniające wydobycie ropy z USA licząc na ropę z Arabii Saudyjskiej i Iranu, by zmniejszyć zależność od Rosji, podczas gdy te dwa państwa... zwiększyły współpracę z Moskwą, choć są regionalnymi rywalami. Gospodarka USA stała się przez to mniej odporna na szoki, a przeciwnicy wsparcia Ukrainy, uznający je za zbyt kosztowne, otrzymali - nomen omen - paliwo dla swoich postulatów. Nie ulega wątpliwości, że polityka Bidena pod pewnymi względami osłabiła odpowiedź wobec Rosji, choć równocześnie obecnej administracji udało się zbudować i utrzymać silną koalicję w zakresie wsparcia Ukrainy. A ryzyka "polityczne" dotyczą w co najmniej takim samym stopniu Republikanów.
Drugim ryzykiem bowiem, jest erozja systemu sojuszy, i amerykańskiego zaangażowania. O ile państwa na Bliskim Wschodzie są coraz mniej zainteresowane ścisłą współpracą z USA, o tyle zarówno sojusznicy w Azji jak i w Europie chcą ze Stanami Zjednoczonymi współpracować szczególnie w zakresie bezpieczeństwa. Tyle, że w samych Stanach, szczególnie wśród Republikanów, pojawiają się tendencje izolacjonistyczne względnie wzywające do koncentracji wyłącznie na zagrożeniu ze strony Chin (choć, podkreślmy to, autorzy raportu jednoznacznie deklarują wsparcie dla NATO i współpracy z Europą). To w oczywisty sposób stanowi ryzyko dla systemu międzynarodowego, który USA wspierają. Na dziś jednak większość decydentów w USA po obu stronach sceny politycznej opowiada się za utrzymaniem systemu sojuszy.
Paradoksalnie te dwa ryzyka stosunkowo największe zagrożenie powodują, gdy wystąpią łącznie. Na przykład gdy przeciwnicy Stanów Zjednoczonych przekonani (słusznie lub nie, ta druga opcja jest nawet bardziej prawdopodobna) o słabości USA i systemu sojuszy dojdą do wniosku, że Amerykanie z sojusznikami nie zdołają zareagować skutecznie w więcej niż jednym obszarze. Ale Stany Zjednoczone pozostają bardzo silne militarnie i nadal mają w wielu obszarach niezrównane zdolności. Ich potencjał ilościowy może być jednak niewystarczający, by to USA brały na siebie główny ciężar obrony w wypadku zagrożenia na więcej niż jednym teatrze. Amerykanie są w stanie działać dobrze przygotowanymi siłami, ale niekoniecznie w tak dużej liczbie, by ponieść główny ciężar wojny. Pośrednio wynika to też ze szczegółów przytaczanych ocen czy to USAF czy U.S. Army.
Biorąc pod uwagę trendy takie jak wzrost potencjału Chin sojusznicy USA po prostu muszą ponosić coraz większą odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo, a wtedy możliwe będzie efektywne korzystanie z - wciąż potrzebnego i silnego - wsparcia Stanów Zjednoczonych. Państwom europejskim, jak i Polsce pozostaje więc... wzmacniać własny potencjał, i jednocześnie zacieśniać współpracę z USA, bo kolektywny system obronny, wsparty amerykańskimi zdolnościami obronnymi, w tym strategicznym odstraszaniem i projekcją siły, ale z dużym udziałem europejskich sojuszników, będzie najbardziej efektywny. A jednocześnie najbardziej odporny na zawirowania polityczne za oceanem czy w Azji.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS