Reklama

Geopolityka

Rosyjska agresja na Ukrainę: czarny scenariusz [OPINIA]

Atak na Ukrainę może być wyprowadzony z różnych kierunków, w tym z Białorusi.
Atak na Ukrainę może być wyprowadzony z różnych kierunków, w tym z Białorusi.
Autor. Artur Rosiński/NewsMap.pl, Defence24.pl

Rosja może zdecydować się na podjęcie przeciwko Ukrainie agresji na bardzo dużą skalę, obejmującej większość, jeśli nie całość terytorium kraju. W takim konflikcie Moskwa wykorzystałaby nie tylko duży, zgromadzony potencjał lądowy, ale też swoje największe przewagi, w tym artylerię rakietową dalekiego zasięgu, systemy pocisków balistycznych oraz manewrujących i lotnictwo.

Reklama

Kryzys ukraiński - raport specjalny Defence24.pl

Reklama

Po uznaniu przez Rosję niepodległości tzw. „separatystycznych republik" – ługańskiej i donieckiej i wprowadzeniu przez Moskwę swoich wojsk na te terytoria nadal istnieje zagrożenie dalszą eskalacją rosyjskiej agresji. „Każdy wskaźnik świadczy, że Rosja kontynuuje planowanie do pełnoskalowego ataku na Ukrainę" – powiedział już po decyzji Putina sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg. Władze Ukrainy zdecydowały się na mobilizację (na razie częściową, do rezerwy operacyjnej) i wprowadzenie stanu wyjątkowego. O ryzyku eskalacji świadczy też fakt, że USA nie mówią już o szczycie między Bidenem a Putinem, a planowane na czwartek 24 lutego spotkanie szefów dyplomacji USA i Rosji w Genewie zostało odwołane.

Czytaj też

Wszystko to każe się zastanowić nad odpowiedzią na pytania: czy Rosja może dążyć do agresji wobec Ukrainy na pełną skalę i jeśli tak, jak taka agresja może wyglądać oraz jakie mogą być jej konsekwencje.

Reklama

Czy pełnoskalowa agresja jest możliwa?

Odpowiedź na takie pytanie wydaje się niestety być twierdząca. O ryzyku eskalacji świadczą komunikaty przekazywane przez stronę rosyjską. I jest ich co najmniej kilka. Prezydent Władimir Putin stwierdził bowiem, że Rosja uznała „separatystyczne" republiki w „konstytucyjnych" granicach, obejmujących w dużej części tereny kontrolowane dziś przez legalne władze w Kijowie. Powiedział też, że w zakresie granic władze Ukrainy powinny dążyć do porozumienia z „republikami ludowymi. To może zostać odczytane jako groźba, czy element ultimatum.

To właśnie fakt, że Ukraina nie chciała bezpośrednio rozmawiać z tzw. „separatystami" był jedną z przyczyn zerwania przez Rosję porozumień mińskich i wprowadzenia wojsk. Gdyby więc na takie rozmowy Kijów zdecydował się teraz, oznaczałoby to - w pewnym stopniu - ustępstwo, jeśli nie poddanie się żądaniom Moskwy. Tym bardziej, że Putin oczekuje też częściowej „demilitaryzacji" Ukrainy.

Tego rodzaju żądanie oznacza, że rosyjski prezydent chce mieć kontrolę nad polityką (jeśli nie terenem) całej Ukrainy. Demilitaryzacja oznaczałaby bowiem, że Ukraina miałaby mniejsze możliwości reagowania na agresję Rosji, niż teraz. Ponadto, takich warunków „nie do spełnienia" i gróźb jest więcej.

Uragan-1M. Fot. mil.ru
Uragan-1M. Fot. mil.ru

Rosyjski prezydent mówi więc o rzekomym zagrożeniu ze strony taktycznej broni jądrowej, którą rzekomo miałaby zbudować Ukraina (co jest totalnym absurdem, bo jakiekolwiek podjęcie prac nad takim uzbrojeniem spowodowałoby od razu odcięcie wszelkiej międzynarodowej pomocy dla Ukrainy – nie tylko wojskowej, ale też gospodarczej). Domaga się też tego, iż Ukraina powinna wyrzec się wstąpienia do NATO (pomimo, że Putin dobrze wie, że nie ma szans, by w przewidywalnej przyszłości tak się stało, o czym mówili mu mniej lub bardziej wprost europejscy przywódcy, a nawet Biden).

Wiele wskazuje na to, że Putin (być może) dąży do usprawiedliwienia przed własną (i w mniejszym stopniu) światową opinią publiczną agresji, która pozwoli mu spełnić założenie kontroli nad Ukrainą. A to oznacza nie tylko zajęcie obwodów ługańskiego i donieckiego, ale też – niestety – wiele więcej. Gdyby było inaczej, po wprowadzeniu do „republik ludowych" swoich wojsk, Putin ogłosiłby zwycięstwo i wyszedł do państw zachodnich z „gałązką oliwną", w postaci kolejnych kontraktów na surowce.

Czytaj też

O możliwości rosyjskiej agresji na szeroką skalę świadczą też liczne doniesienia medialne na bazie raportów zachodnich służb wywiadowczych, pokazujące scenariusze agresji, ale też oficjalne oświadczenia wspomnianego Jensa Stoltenberga, czy sekretarza stanu USA Anthony'ego Blinkena, który wprost mówi że zagrożony jest Kijów, a Rosja chce wykonywać ataki przeciwko grupom Ukraińców. Skoro tak, to musi kontrolować teren, na którym takie ataki (zamachy, aresztowania) są prowadzone. Taki scenariusz doprowadziłby do katastrofy dla ludności Ukrainy oraz zniszczenia tego państwa i należy podejmować wszystkie wysiłki by tego uniknąć. Nie oznacza to jednak, by można go było wykluczać i trzeba zastanowić się, jak taka agresja mogłaby wyglądać.

Jak może wyglądać rosyjska agresja na szeroką skalę?

Od 2014 roku Rosjanie prowadzili wobec Ukrainy działania ograniczone, stąd wielu obserwatorów uważa, że tylko (lub głównie) takie są możliwe. Jednakże, o ile w wypadku błyskawicznego i zaskakującego zajęcia Krymu Rosja osiągnęła swoje cele, to trudno zakładać, by było tak w wypadku Donbasu. W obwodach ługańskim i donieckim ukraińska armia stawiła opór, a następnie częściowo odzyskała kontrolowane przez tzw. „separatystów" tereny (Kramatorsk, Słowiańsk itd.). Dopiero po „nieoficjalnym" wprowadzeniu regularnych sił zbrojnych i wsparciu „separatystów" artylerią w latach 2014-2015 Rosji udało się wywalczyć obszary, jakie kontroluje dziś i doprowadzić do zawarcia porozumień mińskich. „Ceną" były jednak zachodnie sankcje (mimo wszystko bardziej dotkliwe niż te nałożone po aneksji Krymu), wzmocnienie wschodniej flanki NATO, ale też (a może przede wszystkim), jednoznaczna, pro-zachodnia reorientacja Ukrainy wraz ze skokowym (w porównaniu do 2014 roku) wzmocnieniem jej sił zbrojnych.

Czytaj też

Stąd pytanie, czy na przykład zajęcie całych terenów obwodów ługańskiego i donieckiego spełni cele Rosji? Wiele wskazuje na to, że nie, chyba że Moskwie uda się na tyle zdestabilizować sytuację wewnętrzną na Ukrainie, że do głosu dojdą siły prorosyjskie (wspierane przez Moskwę). W praktyce jednak jest to mało prawdopodobne, bo Ukraińcy są zdeterminowani, by bronić suwerenności własnego państwa.

Kierownictwo Rosji może więc zdecydować się na szeroki atak na Ukrainę, jeśli uzna że tylko tak będzie mogło ją podporządkować. Trzeba też pamiętać, że pomimo bezprecedensowego rozwoju zdolności obronnych Rosja ma nadal dużą przewagę militarną nad Ukrainą. Jest to widoczne szczególnie teraz, gdy przy jej granicach (także tych z Białorusią) zgromadzone są jednostki z wszystkich rejonów Rosji.

Myśliwiec Su-35S podczas startu
Myśliwiec Su-35S podczas startu
Autor. mil.ru

To nie tylko nowocześniejsze czołgi czy wozy bojowe (choć nie wolno ich lekceważyć), ale też a może przede wszystkim skokowa przewaga Moskwy w lotnictwie i systemach uderzeniowych dalekiego zasięgu. Rosja może bowiem wykorzystać pociski manewrujące Kalibr, odpalane m.in. z Morza Czarnego czy rakiety Iskander o zasięgu ponad 500 km. Moskwa może też liczyć lotnictwo: myśliwce (w tym najnowsze Su-35S i Su-30SM), bombowce taktyczne (w tym Su-34) i strategiczne, oraz setki nowoczesnych śmigłowców w rodzaju Ka-52, Mi-35M czy Mi-28 i coraz większą liczbę uzbrojonych bezzałogowców.

W tym zakresie ma wielokrotną przewagę nad Ukrainą, ilościową i jakościową. A Ukraina dysponuje jedynie ograniczonym potencjałem, jeśli chodzi o własną, naziemną obronę powietrzną, bo bazuje ona na systemach posowieckich. Oczywiście, są bardzo często to systemy nowocześniejsze niż np. w Polsce, w rodzaju Buk-M1, S-300PS czy Tungusek, ale nadal prezentują standard końca lat 80. XX wieku. A Rosja w ostatniej dekadzie zmodernizowała swoje lotnictwo, czyniąc je bardziej zdolnym do operowania nawet w warunkach przeciwdziałania. Wreszcie, w przeciwieństwie do broni przeciwpancernej, która była dostarczana w dużych ilościach, w zakresie obrony powietrznej sojusznicy mogli wspomóc Ukrainę jedynie w ograniczonym stopniu.

Czytaj też

Jeśli uwzględnimy modernizację rosyjskich sił zbrojnych w ostatnich latach i wprowadzenie takich systemów jak Uragan-1M i Tornado-S, to Moskwa ma też dużą przewagę w artylerii rakietowej o dalekiej donośności (ponad 50 km). Nawet, jeśli Ukraina dysponuje pewną liczbą (ok. 80) własnych systemów Smiercz/Wilcha. Podobne wnioski można wysnuć co do artylerii lufowej (szczególnie samobieżnej). Mówiąc w skrócie, Rosja ma możliwość wykorzystania swojej przewagi do walki z wojskami ukraińskimi „na dystans". Zarówno jeszcze zanim dojdzie do bezpośredniego starcia, jak i już w jego trakcie (np. bliskie wsparcie powietrzne, doskonalone przez Rosjan w ostatnich latach w Syrii).

Oczywiście nie oznacza to, że Rosja nie zdecyduje się na wprowadzenie wojsk lądowych. W bezpośredniej z rosyjskimi wojskami lądowymi walce atutami Ukrainy byłyby jednak działanie na własnym terenie, często przygotowanym inżynieryjnie, wsparcie ludności i obrony terytorialnej, wreszcie – dysponowanie dużą liczbą nowoczesnych systemów obrony przeciwpancernej, w tym nie tylko dostarczanych przez sojuszników NLAW czy Javelin, ale też własnych Stugna i Korsar. Jednakże, Rosja może dążyć do znaczącego osłabienia sił ukraińskich i wykorzystania na szeroką skalę wsparcia powietrznego oraz artylerii, by w części zniwelować atuty jakie ma Ukraina.

Czytaj też

Innym atutem strony rosyjskiej jest fakt, że jej wojska rozmieszczone są w sposób, który zagraża Ukrainie równocześnie z kilku kierunków (północ – Białoruś, północny wschód, wschód i południowy wschód – Rosja, południe – Krym i Morze Czarne). To w pewien sposób wymusza na stronie ukraińskiej niekorzystne rozmieszczenie sił. I nawet jeśli prowadzeniu lądowych działań ofensywnych na części kierunków nie sprzyja teren, to – znów – nie dotyczy to uderzeń rakietowych, lotniczych czy nawet desantów śmigłowcowych, które po wysadzeniu można wspierać własnym lotnictwem.

Konflikt na dużą skalę wcale nie musi oznaczać zajęcia całego terytorium Ukrainy. Pokazywane przez „Bild" w ubiegłym roku scenariusze mówią o kontrolowaniu przez Rosjan około 2/3 terytorium Ukrainy, włącznie ze stolicą, i wszystkimi terenami na wschód od Dniepru. W praktyce oznaczałoby to jej odcięcie od morza, przejęcie większości ludności zaplecza przemysłowego i przemysłu zbrojeniowego (lwia część jego potencjału znajduje się albo w miastach leżących na brzegach Dniepru, albo na wschód od tej rzeki) i spełnienie postulatu „demilitaryzacji".

Stugna-P. Fot. Адміністрація Президента України/Wikimedia Commons, CC BY 4.0
Stugna-P. Fot. Адміністрація Президента України/Wikimedia Commons, CC BY 4.0

A jednocześnie okupacja (czy kontrola przez „własny" rząd Ukrainy) takiego terytorium byłaby łatwiejsza, bo część obywateli nastawionych negatywnie do Rosji zdecydowałaby się je opuścić, zamiast ryzykować brutalne represje. W czasie wojen w Syrii Moskwa zgadzała się na ewakuacje rebeliantów z Aleppo czy Al-Ghuty, po to by zmniejszyć potencjał oporu kontrolowanych przez siebie lub sojuszników terenów. W wypadku pełnoskalowej wojny na Ukrainie taki scenariusz mógłby się powtórzyć, a równocześnie Rosja zapewne tworzyłaby narrację, zachęcającą nacjonalistów w Polsce czy na Węgrzech do zaboru obszarów, na których okupację nie zdecydowała się Moskwa. I o ile scenariusz takiego „rozbioru" z udziałem innych państw niż Państwo Związkowe Białorusi i Rosji jest praktycznie niemożliwy do realizacji, to same jego suflowanie przez rosyjską narrację mogłoby destabilizować państwa NATO w Europie Środkowo-Wschodniej. A to jest w interesie Rosji.

Nawet zresztą, gdyby taka destabilizacja się nie udała, poza kontrolą Rosji pozostałby jedynie niewielki fragment Ukrainy, w dodatku obciążony przyjęciem uchodźców, a być może także zniszczeniami wojennymi, stanowiący „strefę buforową" między Rosją i „rosyjską" Ukrainą a należącymi do NATO Polską, Rumunią, Węgrami i Słowacją. Być może nawet, w dłuższej perspektywie, z obecnością sił ONZ, jeśli taką zatwierdziłaby – po rosyjskiej „deeskalacji" i „odprężeniu" – Rada Bezpieczeństwa.

Rosyjska armia: rok 2022 a 2014

Warto też powiedzieć kilka słów o strukturze, jaką ma dzisiejsza armia rosyjska. Po pierwsze, jest ona w znacznie większym stopniu przygotowana do działań o dużej intensywności, niż jeszcze na przykład w 2014 roku. Choć w trakcie reform ministra obrony Anatolija Serdiukowa przed końcem pierwszej dekady obecnego wieku w wojskach lądowych Rosji rozformowano wszystkie dywizje (poza jedną na Dalekim Wschodzie), to w ostatnich dziesięciu latach, decyzjami ministra Siergieja Szojgu odtworzono ich co najmniej dwanaście. Dywizje są znacznie lepiej przygotowane do działań o dużej intensywności, także takich w których strona atakująca (rosyjska) zmaga się z silnym oddziaływaniem przeciwnika i ponosi straty.

Czytaj też

Rosja rozbudowała też struktury wojsk powietrzno-desantowych, formacji artyleryjskich czy wsparcia. I dziś widać je przy granicach z Ukrainą – także jednostki inżynieryjne, czy logistyczne. Zwiększono też (i to nie tylko deklarowaną, ale realną) liczebność sił zbrojnych, bo w 2011 roku szwedzka agencja badań obronnych FOI szacowała ją na 700-800 tys. żołnierzy, w 2019 roku ten sam ośrodek mówił o „około 900 tys.", a od tego czasu Moskwa cały czas dążyła do przyjmowania do służby dużej liczby żołnierzy zawodowych i kontraktowych. Tylko tych ostatnich jest już, jak mówił w grudniu 2021 roku minister obrony Siergiej Szojgu, 2 razy więcej niż poborowych.

To z kolei ma swoje implikacje dla przebiegu potencjalnej operacji. Po pierwsze, żołnierze kontraktowi (ochotnicy) z reguły będą lepiej wyszkoleni i zmotywowani do walki, niż poborowi. Po drugie, czego nie wolno lekceważyć, rosyjscy żołnierze kontraktowi i zawodowi są też dobrze opłacani, co przekłada się na sytuację materialną ich rodzin, ale też zobowiązuje ich bliskich do lojalności wobec państwa. Jakkolwiek to nie zabrzmi, powoduje to, że ewentualne protesty w wypadku ponoszenia strat i śmierci żołnierzy (tak jak było to w wypadku sowieckiej interwencji w Afganistanie, w której w dużej części brali udział poborowi) będą mniej prawdopodobne. Bo zawsze można zagrozić nie tylko konsekwencjami karnymi, ale też utratą sowitej renty dla rodziny czy żołnierza poszkodowanego w walce.

Autor. Минобороны России (@mod_russia)/Twitter

Wojna i jej konsekwencje

Nie ulega wątpliwości, że potencjalny konflikt na dużą skalę oznaczałby katastrofę humanitarną dla Ukrainy, bardzo daleko idące skutki dla całego systemu bezpieczeństwa na świecie, wreszcie – duże koszty i prawdopodobnie także straty ludzkie dla Rosji. Ukraina wzmocniła i zmodernizowała swoją armię w stopniu w jakim pozwalał jej na to własny przemysł, otrzymała też pewne wsparcie sprzętowe od sojuszników i jej potencjał jest nieporównanie wyższy niż w 2014 roku.

Od tego czasu Rosjanie jednak również zwiększali swój potencjał bojowy, w dużej mierze właśnie z myślą o konflikcie na dużą skalę i „walce na dystans". To powoduje, że ich potencjału bojowego nie wolno lekceważyć, oceniając przebieg potencjalnego konfliktu. Bo nawet jeśli dzisiejsza ukraińska armia byłaby w stanie powstrzymać rosyjską z 2014 roku, to od tego czasu Rosja przeprowadziła zakrojony na szeroką skalę proces modernizacji technicznej, organizacyjnej, bazując na podstawach (strukturalnych i technologicznych) wypracowanych jeszcze przed aneksją Krymu i uzupełnionych o wnioski z operacji na Ukrainie i w Syrii.

Czytaj też

Wreszcie, nawet gdyby Rosjanie „niedoszacowali" zdolności oporu Ukrainy i działania lądowe nie dałyby im zakładanego powodzenia, mogliby przejść do operacji niszczenia infrastruktury krytycznej, choćby elektrowni. Oczywiście za pomocą lotnictwa i rakiet balistycznych, czy manewrujących. To również miałoby katastrofalne skutki dla ludności i państwowości Ukrainy. I o ile ukraińska OPL może być w stanie zadać Rosjanom poważne straty, to jest mało prawdopodobne by była w stanie powstrzymać taką operację, zważywszy na to że Moskwa skoncentrowała przy granicach z Ukrainą potencjał z różnych regionów Rosji.

Swego rodzaju „modernizacji" podlegał też aparat represyjny państwa rosyjskiego, który dziś lepiej niż kiedykolwiek jest gotowy do stłumienia ewentualnych protestów. To m.in. Gwardia Narodowa, przed laty zreformowana i utworzona na bazie Wojsk Wewnętrznych właśnie z myślą o takich sytuacjach. Moskwa zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz stawia raczej na „twardą linię", niż na „odprężenie". Świadczą o tym nie tylko działania na arenie międzynarodowej, ale choćby wyrok sądu w sprawie likwidacji stowarzyszenia „Memoriał" (założonego jeszcze w ZSRR!) w grudniu ubiegłego roku.

Wszystko to nie oznacza, że potencjalny konflikt na dużą skalę, nawet gdyby na początku poszedł po myśli Rosji, nie będzie mieć negatywnych konsekwencji również dla niej i jej kierownictwa. Przeciwnie, okupacja Ukrainy może być dla Rosjan co najmniej równie trudna jak samo zajęcie tego państwa. Historia uczy, że konflikty rozpoczynane w celu imperialnej ekspansji często skutkują końcem „imperiów" lub ich osłabieniem. Jednakże, ich władze w momencie rozpoczęcia wojny z różnych przyczyn albo bagatelizują takie ryzyko, albo w ogóle nie biorą go pod uwagę (np. Francja Napoleona czy cesarska Japonia). A to, w jaki sposób kalkuluje Władimir Putin, wie chyba tylko on sam.

Reklama
Reklama

Komentarze (16)

  1. Sidematic

    Nie będzie żadnego ataku na Ukrainę. Chyba, że Biden się nie doczeka i wyśle amerykańskie jednostki terrorystyczne, które zrobią jakąś spektakularną prowokację co jest bardzo możliwe. Gdyby Putin chciał uderzyć na Ukrainę to już dawno by to zrobił. Czas gra na jego niekorzyść i każdy to widzi, kto nie ma bielma amerykańskiej propagandy na oczach. Amerykańskie media aż pieją coraz to podając nowe daty uderzenia, Polskie zależne od amerykanów media grzeją zagrożeniem rosyjskim jak wściekłe a Ukraińcy, w tym ich prezydent mówią, że nie ma bezpośredniego zagrożenia i pytają o co Amerykanom chodzi i dlaczego tak pchają wszystkich do wojny.

    1. Ivan nie pisz bzdur

      O 5 Rosja zaatakowała Ukrainę

    2. kukurydza

      Że też taka cuchnąca ruska onuca mogła publicznie śmierdzieć godziny przed inwazją... gdzie są moderatorzy? Jedyną sankcją która jest potrzebna, to całkowite odcięcie Rosji od internetu. IMPERIALIŚCI WYWOŁUJĄCY WOJNY WON!

    3. Lolek8000

      xD Myślałeś o tym żeby zostać jasnowidzem?

  2. Tani35

    Nie rosjanie a sepry armia ruska tylko wspiera seprow. To wojna wewnetrzna miedzy Rezunami a Seprami o stolki. Jesli sepry wygrają dla rezunów przyjdą bardzo ciezkie czasy. Seprom na pomoc przybyli ochotnicy Czeczenscy wyslani przez Kadyrowa. To już trzecia wojna prowadzona przez Putina cudzymi rekami. Pierwsza Osetyncami z Gruzją Druga Azerami z Armenia No i ta trzecia rekami Seprow z Rezunami On nie jest psychol on jest cwany. Wykiwal wszystkich ,mnie też. Ale że politycy się dali... to tylko o nich swiadczy. Jak na razie Rezuni wiecej niszczą jak Sepry

    1. były porucznik zmechu

      Upraszczasz Tani, i ostatnie dwa wnioski są raczej błędne..

  3. jantar

    Za agresję na Ukrainę trzeba wprowadzić dodatkowe sankcje na Rosję. Po pierwsze: lotnictwo - odciąć im możliwość swobodnego latania po Europie. Wprowadzić całkowity zakaz lotów do Rosji i z Rosji. Po drugie: odciąg obwód kaliningradzki od jakichkolwiek połączeń: drogowych, kolejowych, lotniczych i morskich. Wprowadzając zakaz przelotów nad państwami Unii Europejskiej odcinamy ich od połączeń z Kaliningradem. Rozebrać tory łączące obwód z Litwą. Na drogach ustawić szlabany i nikogo nie przepuszczać. W przypadku próby przedarcia się - zabić !!! Dokonać blokady morskiej portów w Kaliningradzie i Petersburgu przez siły sojusznicze. Konfiskata majątków oligarchów poza granicami Rosji, wyrzucenie ich dzieci ze szkół, dodatkowo liczne aresztowania za wspieranie reżimu Putina.

    1. Aranda

      Ach ta nasz wrodzona mądrość... Zlikwidować wszystko. Nic nie będzie. Chłopie gdyby głupota mogła latać to fruwał byś jak F-16.

  4. Ech

    Tylko trzeba pamitac ze dane wywiaowcze USa o Iraku i boni masowej okazly sie falszwane. Nie ufajcie tak kazdemu nusowi odrazu. Spawzajmy.

    1. Aranda

      Każda strona posługuje się propagandą. Tak ze trudno jest oddzielać ziarno od plew.

  5. Švejk

    75 proc. polskiego importu węgla pochodzi z Rosji, 55 proc. importu gazu plus gaz z Niemiec, który w części także jest rosyjski, z reeksportu. Z Rosji Polska ma ciągle 65 proc. importu ropy. A emir Kataru właśnie powiedział, że nikt nie jest w stanie zastąpić w 100 % rosyjskiego gazu. Co z tego wynika ? Że to Polska i reszta Europy z Niemcami na czele zbroi rosyjską armię za petrodolary..

    1. pawsss18

      racja, a Niemcy w szczegolnosci, jesli ktos mysli, że Niemcy robią cokolwiek dla UE to jest id'iotą.

  6. Tani35

    Ruscy ida tradycyjnie chcą odetnac ukrow na Dnieprze podobnie zrobili z niemcami. Taką opinie znalazlem na militarnym web. Zobaczymy czy tak bedzie.

  7. Palmel

    pomyliłem się o jeden w sprawie rozpoczęcia działań i to że Rosjanie nie użyli jeszcze systemów WRE

  8. Ech

    Dobra analiza

  9. Wewo

    No to mamy odpowiednika Hitlera w XXI w.

  10. Valdore

    No i rosyjscy faszyści z zbrodniarze napadli na Ukraiinę

  11. Wania

    Dwie godziny temu Rosja zaatakowała Ukrainę. Putin stwierdził, że po jego stronie jest racja. To chory człowiek.

  12. Im dłużej obie strony (Rosja i Ukraina) będą się napinać i kłócić o to, kto ma większe przyrodzenie tym lepiej dla Polski. Te manewry to ogromne pieniądze, które są spalane na poligonach i jednostkach wojskowych zamiast inwestycji w szkolnictwo, budowę infrastruktury (np. dróg) lub służbę zdrowia. Długoterminowo wojenna masturbacja Putina zaszkodzi Rosji i Rosjanom dużo bardziej niż nieschodzący poniżej 4 promili Jelcyn.

  13. Andrzej B.

    To nie "czarny scenariusz", tylko najlepszy dla Polski i nie tylko. Rosja stale by się wykrwawiała, zarówno dosłownie jak i gospodarczo . Politycznie byłaby to porażka zarówno w polityce krajowej jak i międzynarodowej. Do tego blokada tranzytu przez Ukrainę towarów na jedwabnym szlaku i pobudka wszystkich członków NATO. Zasady mówią, że do wygrania wojny atakujący musi być 3 razy silniejszy, ale do prowadzenia okupacji potrzeba chyba 15 krotnej przewagi...

  14. Wojtek_3

    Ciekawe opracowanie, ale chyba autor za bardzo hołubi armię rosyjską a nie docenia determinacji i woli walki Ukraińców. Brakuje mi tutaj uwzględnienia pola walki, specyfiki terenu no i z artykułu wynika że Rosjanie dysponują wręcz nieskończoną ilością rakiet i to głównie dalekiego zasięgu, a ile ich mają naprawdę to tylko wie Putin. Osobiście uważam że ich zapasy nie są za duże, właśnie ściąganie jednostek rakietowych ze Wschodniego Okręgu mnie w tym upewnia, mając wyrzutnie na miejscu dowiuzłbym tylko rakiety z magazynu a nie ciągnął całe baterie. Atak na infrastrukturę spowoduje odwet, i o ile rakiet dalekiego zasięgu Ukraina nie ma to ma sporo swoich ludzi w Rosji. Lotnictwo też musiało by działać na wyższych pułapach. Rosjanie wjadą na jakieś 200 kilometrów w głąb i zaczną się duże schody. Mam nadzieję że to tylko teoria.

  15. Mir

    Putin pewnie tego nie czuje, ale zdaje się, że największym jego zagrożeniem staną się ludzie z otoczenia. Upokorzani i zagrożeni ryzykiem strat majątkowych. Doczekamy wiadomości o nagłym zgonie z powodu zawału spotęgowanego małą dziurką.

  16. Perun Shogun

    NATO obiecalo Ukrainie chronic niebo! Zobaczymy co na to Putin?