Reklama
  • Ważne
  • Wiadomości
  • Komentarz

Przyszłość zrewoltowanych najemników. Co dalej z Grupą Wagnera? [KOMENTARZ]

Przetransportowanie zwartego oddziału wagnerowców na Białoruś może być szalenie niebezpieczne dla Litwy, Łotwy oraz Polski. Zrewoltowani najemnicy są nieobliczalni i z pewnością znaleźli się w epicentrum wewnętrznych walk politycznych w Rosji. Czy rozpoczęła się „gra o tron” na Kremlu? Trwa spekulacja do jakiej operacji w przyszłości zostaną użyte resztki wagnerowskiej najemnej formacji. Czy wagnerowcy ponownie uderzą na Ukrainę, Rosję, a może na państwa NATO?

Autor. YouTube
Reklama

Wojna na Ukrainie - raport specjalny Defence24.pl

Reklama

Z informacji niezależnego portalu Wiorstka wynika, że w obwodzie mohylewskim na Białorusi powstaje garnizon dla najemników Grupy Wagnera. Obóz ma pomieścić 8 tys. najemników, co w liczbach potwierdza estymacje brytyjskiego wywiadu, iż Prigożyn wkroczył do Rosji z 7 tys. najwierniejszych ludzi. Zanim przejdziemy do analizy tego w jakim celu powstaje ten obóz wróćmy do wydarzeń z weekendu.

Zobacz też

Sobotni wieczór w Rostowie nad Donem był dowodem na to, że Jewgienij Prigożyn zebrał owoce wieloletnich inwestycji w rosyjskie mediach pokroju Telegramu i serwisów informacyjnych. Trafił także na podatny grunt niezadowolenia względem klęsk tzw. Specjalnej Operacji Wojskowej. Reakcja mieszkańców tego rosyjskiego miasta na zapleczu frontu musiała przerazić Władimira Putina. Prigożyna traktowano niemal jak celebrytę, odjeżdżał z opuszczoną szybą, a ludzie przybiegali by podać mu rękę. Podobnie reagowano na wagnerowskie oddziały, które szykowały wymarsz z Rostowa zapełniając ciężarówki, samochody terenowe i ładowali na lawety ciężkie pojazdy. Symbolem stały się kwiaty wtykane w lufy armat. Chichotem historii okazał się fakt, że były złodziej mieszkaniowy stał się w rosyjskiej opinii publicznej autorytetem w sprawach walki z korupcją, a za tzw. Marsz Sprawiedliwości (tak nazwano bunt) odpowiadała formacja, której główną siłę frontową stanowili „zekowie" – czyli amnestionowani kryminaliści wyciągani z kolonii karnych i więzień. Jewgienij Prigożyn, odrobił lekcję z historii Rosji – zwłaszcza czasów radzieckich – i wie ile na rosyjskiej ulicy znaczy leninowskie hasło „grab nagrabliennoje". Z resztą sam Prigożyn jest wręcz archetypicznym bolszewikiem: przeszłość zbira, agresywny język, niejasne powiązania nad którymi głowią się analitycy, posiadający kadrowy oddział żołnierzy gotowy wykonywać jego najbardziej szalone rozkazy. Jak w przypadku jego poprzedników nie można mu wszelako odmówić tej magnetycznej groźnej charyzmy, która mobilizuje Rosjan. Jest tak przerażający, że fascynuje Rosję. Pojawia się zatem pytanie czy jednodniowy pucz, bunt wagnerowców, był ostatnim akordem koncertu tej formacji, czy to dopiero początek kariery Prigożyna?

Reklama

Zobacz też

Reklama

W mojej opinii w sobotę 24 czerwca 2023 roku Putin kupił sobie czas. Grupa Wagnera to formacja najemnicza, więc jak przystało na długą tradycję tego rodzaju oddziałów – od setek lat – aby złożyli broń należało im zapłacić. W grę wchodziła zapłata polityczna (dla kierownictwa puczu) i finansowa dla najemników. Ostatecznie gwarancji bezpieczeństwa Jewgienijowi Prigożynowi miał udzielić dyktator Białorusi Aleksandr Łukaszenka. W ostatniej przemowie Łukaszenki, w której opisywał rzekome kulisy buntu, stwierdził że z własnej inicjatywy zadzwonił na Kreml i do Rostowa, powstrzymując tym samym rosyjską wojnę domową, której chcieli zarówno Putin, jak i Prigożyn. To oczywiście typowa łukaszenkowska martyrologia. Miejscem „wewnętrznej" emigracji Prigożyna ma być, więc Mińsk. Gdy już opadł kurz buntu wagnerowców możemy przeanalizować działania i motywacje poszczególnych graczy tej rozgrywki. Być może w tej rozgrywce zobaczymy jaka przyszłość czeka Grupę Wagnera. Coraz głośniej mówi się o początku „gry o tron" na Kremlu.

Zobacz też

Zanim przejdziemy do wniosków z puczu, chciałbym na chwilę cofnąć się do nagrania Jewgienija Prigożyna – jak potem się okazało – zapowiadającego bunt. Choć świat skupił się na powstrzymanym marszu na Moskwę to wydarzenia te antydatowała wypowiedź przywódcy puczu. W długiej wypowiedzi właściciel Grupy Wagnera odbrązowił wszystkie mity tzw. Specjalnej Operacji Wojskowej wstawiając się wręcz za atakowaną Ukrainą. W pompowanej od propagandy infosferze Prigożyn stwierdził np, że Donieck nie był w zasadzie ostrzeliwany przez Ukraińców, a z prezydentem Zełeńskim można się było porozumieć. W oficjalnym rosyjskim dyskursie stwierdzenie tego to wręcz świętokradztwo. Oczywiście nie był to zwrot w poglądach Prigożyna, który postanowił dokonać ekspiacji, a wcześniej kazał młotami kowalskimi zabijać ludzi – był to taktyczny wybieg Grupy Wagnera wskazujący wyraźnie Kijowowi, iż w najbliższych dniach nie są ich przeciwnikiem i celny ogień HIMARS-ów mogą spokojnie kierować w innym kierunku. Notabene ciekawym i niewyjaśnionym aspektem szlaku bojowego wagnerowców na Ukrainie są rzekome kontakty ich przywódców z ukraińskim wywiadem wojskowym. Ma to wynikać z nieopublikowanego fragmentu wywiadu Wołydymyra Zełenskiego z redakcją „Washington Post". Dziennikarze w oparciu o tzw. wyciek tajnych dokumentów z Pentagonu chcieli uzyskać od Zełenskiego odpowiedź czy do takich kontaktów doszło. „To sprawa wywiadu wojskowego" – stwierdził przywódca Ukrainy. Następnie ten fragment mimo wszystko pojawił się w mediach. W ukraińskich tytułach spekulowano czy za wystawieniem czeczeńskich oficerów Siłom Zbrojny Ukrainy nie stał sam Prigożyn, który wówczas był z nimi skonfliktowany. O tym, że Prigożyn mógł się kontaktować z HUR-em, słyszymy od miesięcy, a ostatnio dowódca wywiadu gen. Kyrył Budanow przyznał Prigożynowi rację co do jego oceny wojny. „80 proc. tego co mówi to prawda" – zaznaczył Budanow.

Reklama

Zobacz też

Reklama

Z przemowy Prigożyna Rosjanie mogli się dowiedzieć o wiele więcej niż dotychczas to zaznaczał w swoich agresywnych nagraniach. Oczywiście głównym celem ataku Prigożyna był Sergiej Szojgu (główny "szwarccharakter" w narracji wagnerowców) i resort obrony. Szef wagnerowców zaczął także opisywać jak rosyjscy żołnierze rabują Donbas, jak głupie politycznie pomysły miał Kreml – zdaniem Prigożyna to Wiktor Medwedczuk miał zastąpić Zełenskiego w razie wygranej (Prigożyn nazwał Medwedczuka „padliną") i jak źle zaplanowana została operacja. Dlatego Igor Girkin vel Striełkow, donbaski zbrodniarz i bloger, były szef quasi-resortu obrony tzw. Donieckiej Republiki Ludowej nazwał od razu wspomnianą przemowę wypowiedzeniem posłuszeństwa rosyjskiemu państwu. Zabawnie nawet brzmiały słowa Prigożyna, gdy samemu oligarchą będąc, zaczął atakować innych rosyjskich oligarchów twierdząc, że pomimo strat na wojnie poszerzają swoje domeny wewnątrz Rosji, że to oni obrabowali Donbas. Wyobraźmy, więc sobie że nawet jeżeli jakiś Rosjanin nie dotarł do tej przemowy przed feralnym weekendem, to w czasie puczu, gdy mówiło się tylko o tym, znalazł odezwę Prigożyna, która całkowicie dekonstruuje mit tzw. Specjalnej Operacji Wojskowej i oskarża rosyjską politykę o represje wobec ludności wschodniej Ukrainy – tej, o której rzekomo ochronę toczy się wojna. Dowiaduje się o brudnych wojennych interesach oligarchów, o tym że śmierć żołnierzy to cynizm rosyjskich elit.  

Zobacz też

Co prawda, korpus frontowy Grupy Wagnera, w okresie bitwy o Bachmut, w 2/3 składał się z kryminalistów wykorzystywanych jako jednorazowa piechota, ale bezsprzecznie zawodowcy, którzy się znaleźli w Grupie Wagnera (byli funkcjonariusze rosyjskich służb specjalnych, oficerowie specnazów etc.) stanowią od lat wysokiej jakości sztab Prigożyna. Jak sam podkreślał w swoich wypowiedziach w armii radzieckiej był zaledwie szeregowym, ale plany operacyjne, w czasie jednodniowego puczu pokazują, iż miał koło siebie ludzi, którzy bunt przygotowali z wojskową precyzją. Zajęcia przez Grupę Wagnera Rostowa nad Donem (główna, strategiczna baza na zapleczu frontu), następnie Woroneża oraz marsz na południe na Krasnodar, wskazują jaki byłby skutek, gdyby Prigożyn był bardziej zdeterminowany. Marsz na Moskwę możemy postrzegać w kategoriach politycznych. Nie uważam by był on bez szans, wystarczyłoby że awangarda wojsk rządowych broniących Moskwy przeszła by na stronę wagnerowców i reszta oddziałów mogłaby po prostu się biernie przyglądać wkroczeniu do stolicy, czekając na polityczny obrót wypadków. W mojej opinii to jednak oś Krasnodar-Rostów-Woroneż zadecydowała o desperackiej próbie Putina by zakulisowymi rozmowami zgasić bunt. Dlaczego? Zajęcie, pełna kontrola i obrona przez wagnerowców tych trzech miast oznaczałaby, że losy wojny leżałyby w gestii jednego człowieka – Jewgienija Prigożyna. Wszystkie wojenne rosyjskie szlaki zaopatrzenia i najważniejsze ośrodki zapasów byłyby w jego rękach.  Gdyby zdecydował się on na dalszą akcję zbrojną Ukraińcy szybko przełamaliby front, a Putin nawet jakby chciał nie byłby w stanie dalej prowadzić inwazji przeciwko Ukrainie.

Reklama

Dlatego też ilekroć jestem pytany o kulisy puczu Prigożyna odpowiadam, że w mojej opinii za właścicielem Grupy Wagnera stanęła jedna z frakcji na Kremlu, bardzo możliwe, iż związana z częścią GRU – wojskowego wywiadu. Wygląda to nie tylko na zorganizowaną akcję polityczną, ale także wojskową. Uprawdopodobnia to kilka czynników: oddziały wagnerowców weszły do Rosji niepokojone i poddało się im prawie 200 żołnierzy i funkcjonariuszy, jest skłócony z FSB (czyli przeciwieństwem GRU), kadrę oficerską wagnerowców stanowią byli funkcjonariusze wojskowych służb specjalnych lub żołnierze wojskowego specnazu, to wojsko na wojnie przygotowanej przez cywilów (Szojgu, FSB) ponosi największe straty. Ponadto przy Grupie Wagnera muszą istnieć oficerowie łącznikowi rosyjskich służb, a w samych szeregach najemników muszą być współpracownicy służb, zatem o akcji Prigożyna wiedzieli. Dla Ukraińców byłaby to wymarzona informacja, ponieważ oznaczałaby konflikt kierownictwa resortu obrony ze służbą wywiadowczą tego resortu. Pamiętajmy także, że Grupa Wagnera realizowała kontrakty bojowe w Syrii oraz Afryce – we współpracy z GRU, trenuje na obiektach GRU, a sam Prigożyn bez układów z GRU nie mógłby z resortem obrony handlować. Z resztą gen. Budanow stwierdził, iż według ich informacji Szojgu był w Rostowie, gdy Prigożyn podejmował swoją akcję.

Z perspektywy Putina wygaszenie buntu wagnerowców wcale nie musi znamionować, iż problem zniknął. Wręcz przeciwnie. Władimir Putin z całej awantury wychodzi osłabiony. W kategoriach azjatyckiego przywództwa (a skończmy z mierzeniem Rosji miarą europejską) Putin stracił twarz. Podniesiono bunt, którego nie pobito w polu, a przekupiono polityczno-finansowymi obietnicami. Dlatego też „emigracja" Prigożyna do Mińska wydaje się bardzo ryzykowna, ponieważ wszystko wskazuje na to, iż Putin spróbuje się zemścić. Nie musi to być wszelako takie proste, ponieważ każdy dzień życia Prigożyna to drwina z władzy na Kremlu. Pytanie czy faktycznie udał się na Białoruś i czy dołączą do niego jego ludzie? Być może Prigożyn na Białorusi nie zostanie, choć to mało efektywny tranzytowy szlak dla zbrodniarza wojennego jeśli chce podróżować dalej. Jeżeli nie Białoruś to cała sprawa musiałaby być „maskirowką" i Prigożyn do Mińska nigdy się nie wybierał. Dajmy jednak wiarę informacjom niezależnych dziennikarzy, iż Prigożyn już w Mińsku jest.

Reklama

Zatrzymajmy się na odwrocie Grupy Wagnera. Z dostępnych informacji wynika, iż buntowników objęła amnestia – mogą się oni wycofać z dowódcą, podpisać kontrakty z innymi oddziałami lub przejść do cywila. Bezpieczeństwo tych gwarancji zweryfikuje przyszłość. Uważam, że jak typowym najemnikom zapłacono im za odwrót, więc część która z Prigożynem wkroczyła do Rosji wybrała przejście na Białoruś. Pojawiła się informacja, że na Białorusi powstaje obóz polowy Grupy Wagnera. Co to oznacza? Pamiętajmy, że nie cała Grupa Wagnera wkroczyła do Rosji. Z danych brytyjskiego wywiadu wynika, że Prigożyn ruszył na czele 7 tys. najemników. Z pewnością do tej akcji wybrał najlojalniejszych ludzi. Obecną siłę korpusu frontowego Grupy Wagnera używanego na Ukrainie, po bitwie bachmuckiej, szacuje się na 25 tys. najemników. Ponadto są aktywa Grupy rozsiane po całym świecie – od Afryki po Syrię. Pojawiły się choćby doniesienia o aresztowaniu dowódcy polowego w Syrii. Grupa Wagnera miała także swoje centra i ośrodki wewnątrz Rosji. Z uwagi na to, iż z dniem 1 lipca 2023 roku miała być jedyną formacją najemną bez umowy zrzeszeniowej z resortem obrony, na ten dzień datowano rozwiązanie Grupy Wagnera z podobnym scenariuszem, czyli rozparcelowaniem oddziałów i aktywów po innych formacjach. W tym wypadku Prigożyn może udać się na Białoruś z niedobitkami, resztkami najemnej formacji szacowanej na kilka tysięcy ludzi. Reszta zostanie wchłonięta i rozmyje się po strukturach siłowych Federacji Rosyjskiej bądź konkurentów-oligarchów Prigożyna. Zadeklarowano, że do formacji będą mogli się zgłaszać także Białorusini, ale perspektywa kariery w rosyjskiej awanturniczej kompanii wygnanego oligarchy wydaje się mało lukratywna. Paradoksalnie, Prigożyn będzie z kadrową Grupą Wagnera, tak jak na początku zaczynała ona swoją działalność. Nie przestaje on być jednak niebezpieczny.

Zobacz też

Jeżeli Prigożyn przetrwa emigrację oznaczać to będzie, że frakcja na Kremlu, która go poparła jest silniejsza niż chęć zemsty ze strony Władimira Putina. Aleksandr Łukaszenka wchodząc w alians z Prigożynem (z przymusu lub z własnej inicjatywy) jest w bardzo trudnej sytuacji, ale być może to krok, którym chce się zabezpieczyć przed wpływami Władimira Putina. To, że niedobitki Grupy Wagnera będą politycznie rozsadzać Rosję nie powinno być aż tak wielkim zmartwieniem dla NATO, jak bliskość tej formacji polskich granic. Najemnicy, którzy mają ukraińską krew na rękach zasługują na miano „psów wojny", a takie oddziały zawsze są nieobliczalne. Mogą zostać wykorzystani do operacji hybrydowej reżimu Łukaszenki, jak na granicy polsko-białoruskiej w 2021 roku. Mogą też – w skrajnym przypadku – ogłosić formalną suwerenność (odetnie się od nich Aleksandr Łukaszenka) i dokonać łupieżczego rajdu na terytorium Litwy, Łotwy lub Polski. W przypadku państw bałtyckich może to być połączone z prowokacją dotyczącą mniejszości rosyjskiej, gdzie Grupa Wagnera określałaby się propagandowo jako niezależna formacja chroniąca Rosjan na Litwie i Łotwie.

Reklama
Reklama

Wpisywałoby się w to także w burzliwą tradycję formacji najemniczych, które nieopłacone łupią terytorium, które mają przed sobą. Mielibyśmy wówczas początek III wojny światowej, bez jej oficjalnego wypowiedzenia. Moskwa i Mińsk odcięłyby się oficjalnie od Grupy Wagnera, stwierdziłaby że to prywatna wyprawa wojenna, a de facto sprawdziłaby gotowość NATO do reakcji na akcję zaczepną. Grupa Wagnera w sile kilku tysięcy ludzi miałaby tylko charakter prowokacyjny i dezorganizujący, militarnie ostatecznie zostałaby zepchnięta. Litewskie wojsko liczy ok. 13 tys. żołnierzy, a łotewskie ok. 14 tys. Wraz z wsparciem NATO Grupa Wagnera zostałaby pokonana. Najemnicy uzbrojeni wszelako w ręczne wyrzutnie przeciwlotnicze i przeciwpancerne, wsparci bronią pancerną i zmechanizowaną zamieniliby region w pole gorzejącej walki. Nie można także wykluczyć, że Grupa Wagnera wróci na Ukrainę i przeprowadzi uderzenie maskujące od północy, z terytorium Białorusi, otwierając ponownie ten front. Bez szans na powodzenie, ale odciągając część ukraińskich sił. W ostateczności sami Białorusini nie mogą być pewni Grupy Wagnera, a sam Łukaszenka podjął wielkie ryzyko ściągając sobie na głowę nieobliczalnego Prigożyna. Celem Łukaszenki wydaje się wzmocnienie swojej frakcji w konstytuującym się organizmie państwowym Białorusi i Rosji. Uznał on Prigożyna za tak silnego, że pozwalającego na balansowaniu mu między Putinem, a innymi koteriami na Kremlu. Grupa Wagnera raz przeprowadziła rajd na Moskwę, więc w „grze o tron" na Kremlu, ma być dla Łukaszenki niewypowiedzianym argumentem w rozmowie z Putinem. Ponadto może ich traktować jako wynajętą prywatną kadrę szkoleniową dla swoich wojsk. Jednak kluczowym pytaniem jest nie jak widzi ich Łukaszenka, ale jakie cele ma sam Prigożyn, wagnerowcy i kremlowska frakcja, która za nimi stoi.

Reklama
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]
Reklama
Reklama