Powstanie azjatyckie NATO? Indo-Pacyfik boi się Chin

Rosnąca potęga Chin zmusza kraje Indo-Pacyfiku do redefinicji strategii bezpieczeństwa. Proponowany Pakt Obrony Pacyfiku, łączący USA, Australię, Japonię i Filipiny, ma szansę stać się odpowiedzią na ambicje Pekinu, wzmacniając kolektywną obronę i stabilność regionu. Czy w obliczu chińskiego zagrożenia Azja stworzy sojusz na miarę NATO?
Współczesna dynamika geopolityczna w regionie Indo-Pacyfiku zmienia się w szybkim tempie, a rosnąca asertywność Chin staje się kluczowym wyzwaniem dla stabilności regionu. Jak wskazano w artykule opublikowanym w Foreign Affairs, nadszedł czas, aby Stany Zjednoczone, wraz z kluczowymi sojusznikami utworzyły formalny pakt obronny. Taki sojusz, który miały nosić roboczą nazwę Pakt Obrony Pacyfiku, choć niegdyś uznawany za niewykonalny, dziś jest zarówno możliwy, jak i konieczny w obliczu ambicji Pekinu dotyczących regionalnej dominacji oraz potencjalnych zagrożeń militarnych, w tym możliwej inwazji na Tajwan do 2027 roku, jak zauważył dyrektor CIA William Burns.
Geopolityczne ambicje Chin
Chiny, dążąc do realizacji wizji „wielkiego odrodzenia narodu chińskiego”, konsekwentnie wzmacniają swoje siły zbrojne, dążąc do przejęcia kontroli nad Tajwanem, dominacji na Morzu Południowochińskim i osłabienia sojuszy USA w regionie. Sukces tych planów mógłby zepchnąć Stany Zjednoczone na pozycję drugorzędnej potęgi w tym obszarze, ograniczyć ich dostęp do kluczowych rynków i technologii czy surowców oraz podważyć ich globalne przywództwo. W odpowiedzi na te wyzwania Stany Zjednoczone już podjęły kroki w celu modernizacji swoich sił zbrojnych, rozmieszczenia bardziej mobilnych jednostek w strategicznych lokalizacjach Azji oraz przebudowy regionalnych partnerstw na bardziej sieciowe i wielostronne. Jednak te działania, choć istotne, pozostają niewystarczające w obliczu rosnącej potęgi militarnej Chin.
Czytaj też
Przy chińskich ambicjach należy również uwzględnić działania Korei Północnej, która regularnie grozi Korei Południowej. Nie można zapominać również o Federacji Rosyjskiej. Zacieśniające się od 2022 roku relacje Pjongjangu z Moskwą, udział północnokoreańskich żołnierzy w wojnie na Ukrainie potwierdzają, że Rosja jest silnie związana ze wschodnioazjatyckimi reżimami. Szczególnie widoczne jest to na przykładzie Chin, gdzie Federacji Rosyjskiej coraz bliżej jest do wasala Pekinu, niż równorzędnego partnera.

Autor. The Presidential Press and Information Office/Wikimedia Commons/CC4.0
Czytaj też
Rosja jest obecnie w znacznym stopniu zależna od Chin, szczególnie w kontekście gospodarczym, handlowym i technologicznym, co wynika głównie z izolacji Moskwy na arenie międzynarodowej po inwazji na Ukrainę w 2022 roku. Sankcje zachodnie odcięły Rosję od zaawansowanych technologii, co zmusiło ją do polegania na chińskich dostawach, w tym komponentów do przemysłu zbrojeniowego, maszyn czy elektroniki. Na przykład, chińska firma Wison New Energies dostarczała technologię do projektów LNG, choć w 2024 roku wstrzymała współpracę z powodu obaw przed sankcjami wtórnymi. To tylko jeden z przykładów, ale pokazuje charakterystyczną tendencję. I jest ona obecna niemal w każdej sferze, włącznie z giełdą rosyjską. Obecnie to Rosja potrzebuje Chin znacznie bardziej niż Chiny Rosji, co prowadzi do stopniowej wasalizacji Moskwy. To może sprawić, że w przypadku potencjalnej eskalacji na Pacyfiku rosyjskie zasoby i siły w Azji zostaną włączone w potencjalne działania wojenne w ramach strategicznego partnerstwa chińsko-rosyjskiego.
Potrzeba zbiorowej obrony także w Azji
Czy obecna sytuacja na Indo-Pacyfiku wymaga zatem wymyślania koła na nowo w polityce bezpieczeństwa? I tak i nie. Jeśli chodzi o sam sposób funkcjonowania, to kolektywna obrona sprawdziła się poprawnie w Europie podczas zimnej wojny i podobny model można by zastosować także w Azji. Domyślnie fundamenty takiego układu miałyby tworzyć Australia, Japonia, Filipiny oraz właśnie Stany Zjednoczone. Choć można znaleźć jeszcze inne formaty, z których można czerpać wzorce. Chociażby SEATO (Organizacja Paktu Azji Południowo-Wschodniej działająca w latach 1954-1977), czyli dosyć egzotyczna struktura, której członkami byli Australia, Francja, Nowa Zelandia, Pakistan, Filipiny, Tajlandia, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone.
Dlaczego zatem za każdym razem projekty, które starano się realizować w XX wieku, nie okazały się takimi sukcesami jak właśnie NATO? Można wskazać tu kilka pewnych lub potencjalnych przyczyn. Brak poczucia wspólnego interesu, niski stopień zależności międzynarodowych w handlu, odmienność kulturowa, ciężar historii XIX wieku oraz słabość samych Chin, których realne zagrożenie dla amerykańskich interesów pojawiło się dopiero w XXI wieku.
Można tu jednak zastosować popularne w ostatnim czasie hasło „czasy się zmieniły”. Historyczne bariery, takie jak wzajemna nieufność między krajami azjatyckimi czy obawy przed wciągnięciem w konflikty mocarstw, ustępują miejsca wspólnemu poczuciu zagrożenia ze strony Chin. Japonia, Filipiny i Australia, ale też Tajwan, Korea Południowa, mało ufne Pekinowi Wietnam i Indie - każde z tych państw (nie tylko one) bacznie obserwują poczynania strony chińskiej ze szczególnym wskazaniem na wszelkie prowokacje.
Czytaj też
Nowe realia, nowe potrzeby
Od początku pełnoskalowej wojny na Ukrainie poszczególne państwa Azji Wschodniej wykazują coraz większą wolę modernizacji i rozbudowy własnych sił zbrojnych w odpowiedzi na zmiany geopolityczne. Dobrym przykładem jest tu Japonia, która nie tylko zbliżyła się w swoich relacjach z NATO, ale też zapowiedziała historyczny wzrost nakładów na obronność, a także rozwój własnych zdolności do obrony i potencjalnego ataku. Nieobce są jej również nierozwiązane spory terytorialne z Rosją oraz konflikt interesów wokół Wysp Senkaku z Chinami. Sam nowy premier Japonii Shigeru Ishiba stwierdził, że brak takiego systemu kolektywnej obrony w Azji może doprowadzić do wybuchu wojny na Pacyfiku.
Czytaj też
W podobnym zagrożeniu znajdują się Filipiny, będące obiektem regularnych prowokacji ze strony floty chińskiej, które od końca 2010 roku stopniowo modernizują swoje zdolności obronne. Przestawiają swoje siły zbrojne na obronę zewnętrzną, inwestując w nowe technologie i sprzęt. W bliźniaczy sposób obawy przed działaniami Pekinu definiuje Australia. Obecny premier kraju dosyć otwarcie mówi o wzroście nakładów na wojsko oraz rozwoju przemysłu zbrojeniowego, jak i zapasów amunicyjnych. To zagrożenie bezpośrednio tworzy fundamenty pod sformułowanie nowego, bardziej pragmatycznego modelu sojuszniczego.
Warto dodać, że mógłby od także działać wielodomenowo. W dobie rosnącej zależności od technologii, Chiny intensywnie rozwijają zdolności w zakresie wojny hybrydowej, co wymaga od potencjalnych członków paktu nie tylko militarnej, ale także technologicznej i wywiadowczej integracji. Współdzielenie danych wywiadowczych, wspólne ćwiczenia cybernetyczne oraz inwestycje w sztuczną inteligencję mogłyby znacząco zwiększyć skuteczność takiego partnerstwa. Doliczyć do tego również można wspólne działania w cyberprzestrzeni oraz ochronę infrastruktury krytycznej.

Wyzwania i możliwości
Sceptycy, wskazując na potencjalne napięcia w administracji USA czy różnice polityczne między sojusznikami, mogą kwestionować wykonalność takiego paktu. Jednak pomimo gospodarczych i dyplomatycznych tarć, współpraca militarna w regionie Indo-Pacyfiku pozostaje silna i można się spodziewać jej kontynuacji. Kluczowe będzie oddzielenie kwestii bezpieczeństwa od sporów handlowych, co pozwoli na dalsze budowanie zaufania między partnerami.
Źródłami do inspiracji staną się inicjatywy regionalne pokroju AUKUS (Australia, Wielka Brytania, USA) oraz QUAD (Australia, Indie, Japonia, USA) i choć są one bardziej luźnymi porozumieniami, to wyrażają zakorzenioną wspólnotę interesów, która może stać się podstawą do budowania bardziej spójnego porozumienia. Ponownie Tokio wydaje się być tu jednym z głównych motorów napędowych i stara się rozwijać kooperację na poziomie militarnym. Porozumienie z Australią o wzajemnych dostępie sił zbrojnych z 2023 roku, bliższe stosunki z Filipinami oraz częstsze w ostatnim czasie konsultacje z NATO pokazują, że wśród japońskich elit już wykiełkowała potrzeba stworzenia realnego sojuszu regionalnego.
Chiny z pewnością będą przeciwdziałać formowaniu się takiego sojuszu, sięgając po narzędzia dezinformacji i przymusu ekonomicznego. Dlatego Stany Zjednoczone i ich partnerzy muszą przygotować się na te wyzwania, oferując swoim społeczeństwom jasne korzyści płynące z paktu – od transferu technologii po wzmocnienie bezpieczeństwa narodowego. W dłuższej perspektywie pakt mógłby stać się filarem wolnego i otwartego Indo-Pacyfiku, wspierając nie tylko obronność, ale także regionalną współpracę gospodarczą i dyplomatyczną.
Inni potencjalni partnerzy
Poza trzonem takiej współpracy (Australia, Japonia, Filipiny USA) nie można również wykluczyć, że współpraca w przeciwdziałaniu wybuchu wojny na Pacyfiku obejmie w przyszłości inne państwa. Wcześniej wspomniana Korea Południowa, która czuje za swoimi plecami oddech Kim Dzong Una, z pewnością byłaby zainteresowana zwiększeniem współpracy w regionie na rzecz bezpieczeństwa zbiorowego. Podobnie sytuacja mogłaby wyglądać w przypadku Wietnamu, z którym Pekin toczy spory terytorialne na Morzu Południowochińskim. Wzmocnieniem strategicznym byłoby również członkostwo Nowej Zelandii.
Wielką niewiadomą byłyby tutaj Indie, od których ciężko oczekiwać większego zaangażowania, choć biorąc pod uwagę bliskie stosunki Pakistanu i Chin wiele w tej materii mogłoby się zmienić, gdyby sytuacja w sąsiedztwie jeszcze bardziej się pogorszyła, jak w przypadku niedawnej „wojny wodnej”. Ostatecznie Delhi mogłoby zachować w przypadku potencjalnej wojny życzliwą neutralność względem USA i ich partnerów.
Czytaj też
Jak podał dziś (tj. 29.05.2025) Reuters, Sekretarz obrony USA Pete Hegseth będzie próbował przekonać azjatyckich liderów obronnych, że Stany Zjednoczone są bardziej godnym zaufania partnerem dla regionu niż Chiny. To by oznaczało niejako próbę kontynuacji dotychczasowej polityki zbliżenia z partnerami w regionie, na przekór tezie o bardziej izolacjonistycznej polityce Stanów Zjednoczonych w dobie prezydentury Donalda Trumpa. Być może takie działania w dłuższej perspektywie doprowadzą do większej kooperacji w regionie.
Buczacza
Przecież według wybitnej niny tersznikowej z afgastanu. Chiny nikomu nie zagrażają.