Reklama
  • Wiadomości

Palestyńska pułapka. Czy Izrael geopolitycznie przegrywa wojnę? [KOMENTARZ]

Choć pierwsze godziny ofensywy Hamasu poza Strefą Gazy nadwątliły renomę służb specjalnych i formacji mundurowych Izraela to nie ulega wątpliwości, iż militarnie Tel-Awiw ma ogromną przewagę. Wygląda to na szykujący się odwrócony pojedynek Dawida z Goliatem. Problem w tym, że geopolityczny, gospodarczy i demograficzny koszt takiej kampanii wojennej już na obecnym etapie jest bardzo wysoki. Hamas zachował się jak tzw. Państwo Islamskie, ale Zachód ma większy kłopot niż operacja Sił Obronnych Izraela.

Autor. Izraelskie Siły Obronne, IDF, licencja CC BY-NC 2.0
Reklama

„New York Times” twierdzi, że inwazja na Strefę Gazy może być zabójcza przede wszystkim dla Izraela. Dawno w Ziemi Świętej nie było wojny, która zyskałaby takie społeczne poparcie wśród obywateli Izraela. Na Bliskim Wschodzie więzy krwi są wszystkim, a masakra zorganizowana przez Hamas, pomimo politycznych gorących sporów zjednoczyła kraj. Pomijając odosobnione głosy, jak Ehuda Baraka, byłego izraelskiego premiera, który uważa, że Hamasu nie da się pokonać – Izrael jest zjednoczony jak nigdy. Państwa Zachodnie także zadeklarowały poparcie dla Izraela, zwłaszcza gdy okazało się, że Hamas zachowuje się jak ISIS. Wbrew pozorom nie jest to dobra informacja dla izraelskiej władzy. Middle East Monitor opublikował wyniki sondażu z którego wynika, że obywatele Izraela są wściekli na swój rząd. 94 proc. respondentów obwinia rząd za klęskę militarną na południu kraju, a 56 proc. badanych uważa, iż po wojnie do dymisji musi się podać obecny premier Benjamin Netanjahu.

Reklama
Reklama

Atak czy czekanie?

Reklama

U bram Strefy Gazy przygotowane do ataku są jednostki Izraelskich Sił Obronnych (IDF). Prawdopodobnie główną osią natarcia będzie północ enklawy bo IDF wydał ultimatum do Palestyńczyków, że mają się wycofywać na południe. Hamas zabronił tego cywilom, więc w tej patowej sytuacji ludzie schronili się w szpitalu Al-Ahli w Gazie. W obiektach koło szpitalu zgromadziło się ok. 4 tys. Palestyńczyków. W teorii szpital jest bezpieczniejszym obiektem. To prawdopodobnie dlatego feralna eksplozja wyrządziła tak wysokie straty. Palestyńczycy twierdzą, że zabito ok. 500 osób. Z dostępnych materiałów wideo oraz fotografii wynika, że główna eksplozja miała miejsce poza budynkiem i nie możemy wykluczyć – jak twierdzi IDF – że winny jest tzw. friendly fire ze strony Islamskiego Dżihadu.

W infosferze pojawiło się nagranie rakiety, która wznosi się nad Strefę Gazy, wybucha i spada. Z filmu może wynikać, że została ona wystrzelona z palestyńskiej enklawy. Z materiałów zdjęciowych wyciągamy następujące wnioski: rakieta – lub jej resztki – spadła na parking przed budynkiem a nie sam obiekt. Nie zmienia to wszelako faktu, że takie uderzenie może spowodować zamianę okolicznych obiektów w szrapnele, co potęguje straty. Tragedia szpitala od razu została zamieniona w geopolityczny konflikt. Nie można, więc wykluczyć że była to prowokacja, która przyniosła wymierne skutki.

Reklama

To pierwszy z symptomów, iż Izrael w sferze geopolitycznej przegrywa wojnę. Krucjata przeciwko nowemu Państwu Islamskiemu w postaci Hamasu zyskała tylko chwilową aprobatę. W Jordanii zostały zaplanowane ważne rozmowy. W Ammanie spotkać się mieli: amerykański prezydent Joe Biden, prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas, król Jordanii Abdullah II, prezydent Egiptu Abdel Fattah as-Sisi. W teorii układ sił na Bliskim Wschodzie jest korzystny dla Zachodu, a zatem powinien być także dla Izraela. Prezydent Sisi jest wrogiem Bractwa Muzułmańskiego, z którego wywodzi się Hamas, król Jordanii Abdullah II ma ogromny autorytet wśród muzułmanów (jest uważany za potomka z rodziny Mahometa), a zarazem jest sojusznikiem Zachodu, a Abbas ma napięte osobiste relacje z Ismailem Haniją, przywódcą Hamasu. Abbas w jednej z ostatnich przemów odciął się od Hamasu. Na horyzoncie rysowała się, więc koalicja w regionie, która miałaby pewną siłę nacisku na Hamas, by ten siadał do tajnych rozmów o zawieszeniu ognia. Do szczytu w Jordanii nie doszło, z powodu reakcji świata muzułmańskiego na eksplozję w szpitalu w Gazie. I tutaj dochodzimy do rozdźwięku pomiędzy jordańską, palestyńską oraz egipską ulicą a racjonalną polityką wspomnianych liderów.

Zobacz też

Dostrzegli oni, że hekatomba Strefy Gazy może być pierwszą kostką domina, która wywoła wielką wojnę na Bliskim Wschodzie. Doświadczenia tzw. Wiosny Arabskiej w roku 2011 były dotkliwe dla bliskowschodnich dyktatur, gdy wersja wiosenno-arabskiej demokracji skończyła się dojściem do głosu dżihadystów, a następnie ulicznymi walkami. Wspomniane władze, w obawie przed eskalacją protestów na ulicy, które mają pro-palestyński charakter, musiały odejść od stołu negocjacji. Widzimy zatem, że dylemat tych władz jest dramatyczny: uniknąć wielkiej wojny na Bliskim Wschodzie (co miały zapewnić rozmowy w Jordanii), czy uniknąć wojny domowej we własnym kraju – z dwojga złego król Abdullah II, prezydent Sisi, czy prezydent Abbas wybierają gaszenie tego drugiego pożaru. Abbas może nienawidzić Haniji, potępiać Hamas, ale zrobi wszystko, by nie być uznanym przez Palestyńczyków za zdrajcę i izraelskiego kolaboranta. Co z resztą palestyńscy dżihadyści sprytnie rozgrywają i dlatego cieszą się większym poparciem palestyńskiej ulicy niż umiarkowany Fatah. Izrael, więc wśród państw najbliższego regionu będzie geopolitycznie izolowany do momentu kiedy na Strefę Gazy jest skierowane ostrze IDF.

Reklama

Zobacz też

Reklama

Relacje USA-Izrael

Reklama

Choć Izrael jest strategicznym sojusznikiem USA to dla Joe Bidena wspierającego Ukrainę obecna wojna o Gazę to nie lada kłopot. Donald Trump, od rana do wieczora, oskarża Bidena o zdradę narodową i porzucenie Izraela na rzecz Kijowa, który w USA nie cieszy się wielkim poparciem. Sam Biden jest sędziwym mężczyzną, który ma coraz większe kłopoty by występować publicznie, a na karku dwie wielkie i trudne wojny. Myślę, że od Abbasa, króla Abdullaha II i prezydent Sisiego usłyszał dokładnie to samo. „Panie Prezydencie, my nie chcemy wojny i opłaca nam się sojusz z Wami, ale jesteśmy muzułmanami, nasi obywatele są muzułmanami, nie możemy Was poprzeć, sam Pan to rozumie” – to mogło brzmieć mniej więcej tak. Biden w samym USA musi wiele się nagimnastykować by przeforsować w Kongresie USA pakiety pomocy wojskowej dla Ukrainy. Jest to zatem niewygodna wojna nie tylko dla sąsiadów Izraela, ale także dla głównego militarnego sojusznika Tel-Awiwu. Jest to wojna będąca osobistą polityczną zmorą Bidena. Sojusznikowi Izraela i sąsiadom tego kraju zależy, więc na tym aby to skończyło się najszybciej, najlepiej bez lądowej ofensywy na Strefę Gazy. Dodajmy do tego presję państw regionu takich jak Turcja oraz Arabia Saudyjska – Ankara jest w NATO, a dom Saudów jest sojusznikiem Ameryki, z którymi Waszyngton będzie się liczył. W imię szybkiego zakończenia tej wojny pielgrzymują do Bidena, z pewnością, przedstawiciele władz zachodniej Europy, gdzie wzrasta temperatura ulicznych manifestacji poparcia dla Palestyny. Diaspory muzułmańskie jawnie wspierają Hamas. Izrael pod względem przesłania broni może liczyć na Waszyngton, bo Biden zostałby politycznie zniszczony przez Republikanów, gdyby tego nie zrobił. Geopolitycznie wszelako Izrael w tej wojnie jest już osamotniony. Przedłużająca się wojna będzie wzmacniała to osamotnienie.

Zobacz też

Jest też druga strona monety, która dotyczy bliskowschodniej kultury, w której honorowa zemsta jest naczelną zasadą. Wycofanie się IDF spod bram Strefy Gazy oznaczałby okazanie słabości, która może skutkować inflacją pozycji Izraela na Bliskim Wschodzie. Z pewnością Zachód także nie życzy sobie by islamiści rośli w siłę i wygrywali. Izrael miał opinię współczesnej Sparty, która zawsze wygrywa na polu walki, ma skuteczne służby specjalne, bitną armię i wyprzedzającą ruchy przeciwnika dyplomację. Pierwsze godziny ofensywy Hamasu były ciosem dla tego wizerunku, wyobraźmy sobie co stanie się gdyby zawieszono operację „Żelazne Miecze”. Wyobraźmy sobie narady dowództwa IDF, które działanie Hamasu potraktowało jako casus belli, pretekst, by zlikwidować Strefę Gazy i zadać dotkliwy cios tej organizacji. Cała ich wojskowa kariera opiera się o walkę z palestyńskimi ugrupowaniami lub ich sojusznikami. Nie znają innego okresu niż wojna, nie znają innego wroga niż palestyński bojownik.

Reklama

Zobacz też

Reklama

Barbarzyńskie ataki Hamasu poza Strefą Gazy zrównało to ugrupowanie z tzw. Państwem Islamskim. W teorii, więc Izrael może liczyć na poparcie Zachodu w swej krucjacie przeciwko Hamasowi, ale każdy rząd drży przed wewnętrzną destabilizacją, paradoksalnie to łączy obecnie kraje Zachodu oraz Bliskiego Wschodu. Przenalizowałem koszt geopolityczny, a teraz zastanówmy się nad kosztem ekonomicznym i militarnym uderzenia lądowego na Strefę Gazy. Opinia publiczna na Zachodzie nie zaakceptuje długofalowej akcji pacyfikacyjnej wobec Gazy, nawet w kontekście sympatii do Izraela.

Demograficzna przewaga

Przewaga militarna i technologiczna pozwala IDF zdusić Strefę Gazy i sektor po sektorze podbić to terytorium. Walki miejskie, do których przygotował się Hamas mogą być ciężkie, ale ostatecznie dysproporcja sił to przewaga Izraela. Porównanie militarnych proporcji jest wszelako tylko fragmentarycznym obrazem rzeczywistości. W Strefie Gazy żyje ponad 2 miliony Palestyńczyków, z czego połowa jest poniżej 18 roku życia. Na Zachodnim Brzegu Palestyńczyków jest więcej nawet o pół miliona. To nie wszystko, łącznie na Bliskim Wschodzie liczbę Palestyńczyków szacuje się na 6 mln. Poza Strefą Gazy i Zachodnim Brzegiem są oni w Libanie, Syrii, Jordanii oraz Egipcie – gdy mówimy o regionie. Obywateli państwa Izrael szacuje się na ponad 9 milionów, z czego Żydów jest w tej grupie ponad 70 proc. czyli ok. 7 mln. Pamiętajmy, że Bliski Wschód jest tyglem etniczno-religijnym, gdzie mamy także Druzów, Arabów, Beduinów czy arabskich chrześcijan (w przypadku Izraela). Palestyńczyków na Bliskim Wschodzie szacuje się na ponad 6 mln. I możemy spokojnie założyć, że jest to liczba niedoszacowana, ponieważ poza swoimi enklawami w Ziemi Świętej żyją oni głównie w warunkach koszarowo-obozowych. Młodzieży z takich miejsc nie wiele potrzeba by chwycić za broń.

Reklama

Zobacz też

Reklama

Jako reporter byłem w palestyńskiej dzielnicy Bejrutu Sabra-Szatila. Co ciekawe znajduje się tam polski cmentarz wojenny, gdzie spoczywają polscy żołnierze, podkomendni gen. Władysława Andersa. Przez polski cmentarz dwukrotnie przetaczały się walki zbrojne – podczas libańskiej wojny domowej w 1975 roku i podczas inwazji Izraela w 2006 roku. Szatila stała się w rzeczywistości dzielnicą miasta, ale pierwotnie był to obóz dla palestyńskich uchodźców. Notabene pobliska ulica wyznaczała zazwyczaj linię frontu w walkach zbrojnych w Bejrucie. Jeżeli porównamy etnosy – Palestyńczyków w regionie niekoniecznie jest mniej. Porównajmy potencjały religijne w regionie. W tym aspekcie Izrael tonie w muzułmańskich żywiole. Sąsiedzi Izraela to: Liban (55 proc. muzułmanów – 3,5 mln), Syria (87 proc. islam – ok. 16 mln), Jordania (94 proc. muzułmanie – 9,6 mln), Egipt (90 proc. muzułmanie – ok. 75 mln). Przybliżony podział w islamie to 85 proc. sunnitów oraz 15 proc. szyitów (reszta to inne odłamy mahometanizmu). Ten odwieczny podział w łonie islamu nie jest wszelako pocieszeniem dla polityki Izraela, ponieważ współpraca szyickiego Iranu oraz Hezbollahu z sunnickim Hamasem wskazuje na „sojusz ponad podziałami”. Ostatecznie może Hezbollah do wojny się nie włączy, a walki na północy Izraela będą ograniczone, ale finalnie Izrael nie może liczyć swój sojusz z szyitami. Wcześniejsze walki w Libanie i Syrii wskazały, że Izrael nie może liczyć także na sojusz z mniejszościami etniczno-religijnymi. Sojusz IDF z libańskimi chrześcijańskimi Falangami przeciwko Palestyńczykom to przeszłość. Izrael jest skłócony z alawitami, którzy rządzą w Syrii, a chrześcijańskie partie w Libanie takie jak Ruch Wolnych Patriotów siłą rzeczy musi się dogadywać z Hezbollahem, bo jest to zbyt liczna siła w tym kraju by toczyć z nią wojnę.

Scenariusze po okupacji

Jeżeli siły operacji „Żelazne Miecze” wkroczą do Strefy Gazy to należy sobie zadać pytanie: co później? Załóżmy scenariusz, że IDF uda się pokonać Hamas w walkach miejskich i Strefa Gazy – częściowo obrócona w gruzy – jest w rękach oddziałów IDF. Zaczyna się okupacja, która jest dotkliwa wizerunkowo dla Izraela. Jeżeli zostały wydane rozkazy do likwidacji Strefy Gazy to mówimy o masowych przesiedleniach transmitowanych w telewizji i w Internecie – trudno sobie wyobrazić, że Izrael nie pozwoli mediom na pracę. Może to skutkować regionalnym „trzęsieniem ziemi”, otwartym pytaniem pozostaje czy władze Izraela są zdeterminowane do takiego działania i czy w ogóle są w stanie uruchomić machinę państwa do takiej operacji. Przypomnijmy, że to ewidentne łamanie prawa wojny (przesiedlenia są uznawane za zbrodnię ludobójstwa). Czy rozwiązanie siłowe zniszczy Hamas? Po tym co pokazało IDF w pierwszych godzinach ofensywy Hamasu jest to wątpliwe i tutaj Ehud Barak ma w pewnym sensie rację gdy mówi, że nie da się pokonać Hamasu bo „to ideologia”. Przywódcy Hamasu są poza Strefą Gazy, nawet chirurgiczne operacje likwidacji przeciwko kierownictwu ugrupowania nie zatrzymają następców, którzy przejmą sztafetę po zabitych. Co prawda udało się pokonać Al-Kaidę oraz ISIS, tak że pozostały po niej tylko nieliczne „franczyzy zła”, ale po odcięciu głowy hydrze z pewnością stworzą coś pogrobowcy Hamasu. Krucjata USA przeciwko bin Ladenowi była wspierana przez Zachód oraz inne państwa, amerykański potencjał wywiadowczy i wojskowy jest niepomiernie większy od izraelskiego, a i Waszyngtonowi w tej wojnie nie udało się uniknąć wpadek i społecznego zmęczenia wojną. Powyższa wojna nie miała także z perspektywy Amerykanów etnicznego charakteru.

Reklama

Zobacz też

Reklama

Scenariusz, który może się ziścić to próba publicznego odwetu na Strefie Gazy ze strony Izraela – co ma charakter honorowej zemsty i manifestacji siły, walka z Hamasem na ulicy oraz próba eliminacji jak największej liczby dowódców tej formacji. Pamiętajmy wszelako, że Hanija to nie bin Laden ukrywający się w jaskini będącej willą w Pakistanie, tylko lider partii politycznej wspieranej przez takie kraje jak Iran i Rosja, Izrael podejmie desperackie próby negocjacji z potencjalnymi sojusznikami wśród Palestyńczyków (których za wielu nie ma), finalnie pewnie planowana jest tymczasowa okupacja Strefy Gazy z próbą uniknięcia tej okupacji, co jest paradoksem. Hamas więc może zostać osłabiony, ale czy zostanie całkowicie rozbity? Zmobilizowanie ponad 300 tys. żołnierzy oznacza wyjęcie z izraelskiego rynku pracy mężczyzn i kobiet. Zamieszki na Zachodnim Brzegu oznaczają, że zakłady pracy nie funkcjonują. Długa wojna oznacza katastrofę gospodarczą, która bardziej dotkliwa będzie dla izraelskiej strony niż palestyńskiej zahartowanej kłopotami ekonomicznymi. Każdy z tych prawdopodobnych scenariuszy, w długofalowych skutkach może oznaczać geopolityczną przegraną Izraela w tej wojnie. Zaznaczam jednak, że rząd Izraela po tym co zrobił Hamas nie ma pola manewru i odwet zdaje się być czymś oczywistym. Paradoksalnie, gdyby do inwazji lądowej na Strefę Gazy nie doszło byłby to czytelny komunikat, że Tel-Awiw znalazł się pod taką wielką presją geopolityczną, że zaryzykował utratę „twarzy” na Bliskim Wschodzie. Dlatego od lat piszę, że obie strony wojny są zbyt silne by przegrać i zbyt słabe, by wygrać. Izrael ma przewagę militarną, ale świat muzułmański demograficzną.

Reklama
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]
Reklama
Reklama