Donald Trump znów nie jest faworytem sondaży. Te niedoszacowały jego szans już w 2016 r., a w noc wyborczą doszło do największej politycznej sensacji ostatnich lat. Jednak w tym roku na dwa tygodnie przed wyborami badania przedstawiają się dla niego jeszcze gorzej niż wtedy.
"Sondaże myliły się w 2016 roku" – to częsty argument padający na antenie konserwatywnej telewizji Fox News w kontekście szans na reelekcję prezydenta.
Czy w 2016 roku badania jednak rzeczywiście zawiodły? Te ogólnokrajowe według portalu RealClearPolitics w ostatnich przedwyborczych badaniach dawały ówczesnej kandydatce Demokratów Hillary Clinton średnio od 1,3 do 3,2 punktu procentowego przewagi. Nie pomyliły się więc – w głosowaniu powszechnym była szefowa amerykańskiej dyplomacji pokonała Trumpa o 2,1 pkt procentowego.
Cztery lata temu zawiodły natomiast sondaże na poziomie stanowym. W Michigan na ostatnie 14 dni przed wyborami przewaga Clinton wahała się od 3,6 proc. do 10 pkt proc., w Wisconsin od 5,4 do 6,5, a w Pensylwanii od 2,1 do 5,6. Na Florydzie większość badań – tak jak w tym roku - oscylowała wokół remisu. We wszystkich tych stanach zwyciężył nieznacznie Trump, w trzech pierwszych o mniej niż jeden punkt procentowy.
Dla Demokratów to utrata stanów na Środkowym Zachodzie była najbardziej szokująca. Wisconsin nie głosowało na Republikanina od 1984 roku, gdy wybrało Ronalda Reagana. Barack Obama wygrywał tu z przewagą ok. 14 i 7 pkt proc. Trump odbił jednak w 2016 roku Demokratom kilkadziesiąt hrabstw, głównie te z wysokim poziomem bezrobocia.
Republikanin miał mocny finisz. Po ogłoszeniu na 11 dni przed wyborami przez ówczesnego szefa FBI Jamesa Comeya wznowienia śledztwa ws. maili kandydatki Demokratów jej notowania spadały. Dziennikarka Megyn Kelly, związana w przeszłości z Fox News, twierdzi, że był to przełomowy moment kampanii.
Było to wydarzenie trudne do przewidzenia, mimo to ośrodki przeprowadzające sondaże poniosły klęskę ocenianą za największą w ich historii.
W 2017 roku na konferencji w Nowym Orleanie przedstawiciele środowiska próbowali znaleźć przyczyny błędu. Jak pisze "New York Times", wyciągnięto trzy główne wnioski. Po pierwsze, w ostatnich dniach rywalizacji niezdecydowani wyborcy przechylili się w nadspodziewanie masowej liczbie w kierunku Trumpa, co tłumaczyć można śledztwem FBI. Po drugie, frekwencja u Republikanów była wyższa niż oczekiwano. Po trzecie, sondaże zaniżały notowania Trumpa w niektórych stanach, gdyż w badanych grupach nie uwzględniano przekrojowo społeczeństwa pod kątem zróżnicowania w edukacji.
Ośrodki badania opinii wprowadziły do swoich systemów poprawki i w 2018 roku w większości dość poprawnie przewidziały wynik wyborów środka kadencji. Nie oznacza to jednak, że są teraz pewne, że w tym roku uwzględnią przed wyborami wszystkie możliwe znaczące czynniki.
Republikanie, których większość sondaży w tym roku nie oszczędza, szukają więc odpowiedzi na pytanie, dlaczego badania mogą się mylić.
Korzystne jest dla nich z pewnością to, że sympatycy Trumpa częściej ukrywają swoje prawdziwe preferencje w rozmowach z ankieterami, co potwierdzają badania. Przy masowym głosowaniu pocztowym, popularnym głównie wśród Demokratów, istnieje także ryzyko, że wiele głosów oddanych w ten sposób nie zostanie uznanych i wliczonych do ostatecznego wyniku. To zwiększy szanse prezydenta.
Republikanie wskazują też, że Trump osiąga dobre wyniki przy pytaniach Amerykanów o to, czy ich życie za jego prezydentury się polepszyło. W sondażu dla stacji NBC oraz dziennika "Wall Street Journal" 50 proc. obywateli USA przyznało, że żyje im się lepiej. Obama po drugiej kadencji miał znacznie niższy wskaźnik - 38 proc.
Gdy jednak porówna się ściśle wyborcze dane od ośrodków badań, to w większości na dwa tygodnie przed wyborami Biden jest większym faworytem niż Clinton w 2016 w tym samym okresie. Kandydat Demokratów w skali kraju ma na dwa tygodnie przed wyborami 8,9 pkt proc. przewagi, u Clinton było to 5,1. Biden szczególną nadzieję wiąże z odbiciem Wisconsin, Pensylwanii oraz Michigan.
Republikanie w prywatnych rozmowach przyznają, że obawiają się wyborczego rezultatu, a media niektóre październikowe wypowiedzi parlamentarzystów tej partii uznają za próby dystansowania się od prezydenta w przekonaniu o jego zbliżającym się politycznym końcu. Portal The Hill oceniał, że wiece Trumpa w stanach Georgia i Iowa, w których wygrał cztery lata temu, oznaczają, że gospodarz Białego Domu obrał defensywną taktykę.
W ostatnich tygodniach kampanii problemem dla Partii Republikańskiej (GOP) są też finanse. Ugrupowanie nie jest w stanie konkurować z Demokratami, którzy w sierpniu i wrześniu zebrali rekordowe w historii amerykańskiej polityki kwoty na kampanię.
Sztabowcy Demokratów przyznają mediom, że na tym etapie nie chcą w kampanii ryzykować i czują się faworytami. Biden na kilka dni przed ostatnią debatą nie ma zaplanowanych żadnych spotkań z wyborcami i przygotowuje się do telewizyjnego starcia.
Dyrektorka kampanii Demokraty Jen O’Malley Dillon w wewnętrznej notce przesłanej sympatykom kandydata ostrzegła jednak, że "w rzeczywistości wyścig jest znacznie bardziej wyrównany, niż sugerują niektórzy eksperci na Twitterze czy w telewizji". "Jeśli czegoś się nauczyliśmy w 2016 roku, to tego, że nie możemy nie doceniać zdolności Trumpa do powrotu do gry w ostatnich dniach kampanii" – dodała.
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie