Reklama

Geopolityka

Jaka będzie Syria w 2025 roku? Demokracja lub nowa wojna

Stanowisko zestawu Pancyr-S na falochronie w czasie ognia.
Stanowisko zestawu Pancyr-S na falochronie w czasie ognia.
Autor. MO Rosji

Choć powszechne jest przekonanie, że doświadczenia Bliskiego Wschodu z ostatnich 20 lat to dowód, że demokracja nie jest ustrojem pasującym do tej części świata, to jest dokładnie odwrotnie. Jedyna szansa dla Syrii to właśnie demokracja i wolne wybory. W przeciwnym razie kraj pogrąży się w wojnie domowej lub w nowej opresji.

Przewidywanie przyszłości Syrii jest jak wróżenie z fusów, gdyż jest zbyt wiele zmiennych. Co prawda są eksperci, którzy uważają, iż wszystko jest jasne, ale przeważnie cechuje ich to, że Syrię widzieli tylko na mapie lub ekranie, a Bliski Wschód z perspektywy luksusowego hotelu i konwoju z superochroną. Można jednak wyodrębnić możliwe scenariusze na podstawie kilku kluczowych zmiennych. Dotychczasowe działania nowego syryjskiego przywódcy Ahmeda al-Szaraa, dawniej Abu Muhammada al-Dżulaniego, budzą optymizm, niemniej powinien on być raczej umiarkowany, gdyż wciąż brak jest kluczowych decyzji. Chodzi w szczególności o przyszły ustrój oraz o Kurdów.

Reklama

Twierdzenia, że doświadczenia z Iraku i Afganistanu oraz Arabskiej Wiosny skompromitowały ideę demokracji na Bliskim Wschodzie, są całkowitym nieporozumieniem. Aram I, cylicyjski katolikos ormiański, a zarazem autor wielu książek poświęconych stosunkom społeczno-politycznym, w tym międzyreligijnym, na Bliskim Wschodzie, podkreśla w wielu swoich esejach, że to opresja jest źródłem niestabilności i wojny. Ormiański przywódca duchowy stwierdza m.in., że „bezpieczeństwo i długotrwały pokój nie mogą być narzucone siłą, lecz muszą wynikać ze sprawiedliwości i poszanowania podstawowych praw człowieka”. Aram I podkreśla jednak również, że „wszelka forma demokracji, którą region w przyszłości może przyjąć, musi uwzględniać lokalne warunki, potrzeby i oczekiwania”. Niemniej stwierdza wyraźnie, że „demokracja jest pilną potrzebą dla przyszłości Bliskiego Wschodu”. Dokładna analiza sytuacji w Syrii wskazuje, że jest to jedyna droga, która pozwoli uniknąć chaosu, nowej wojny lub nowego terroru.

Demokracja, podział czy dyktatura

Teoretycznie istnieje pięć możliwych scenariuszy: demokratyczna Syria; podział Syrii; turecki protektorat; wojna domowa; religijny totalitaryzm. Świecka dyktatura -niesłusznie uznawana  czasem za najbardziej sprzyjającą stabilizacji - jest wykluczona, gdyż dyktator musi dojść do władzy siłą. Nikt w Syrii nie dysponuje taką siłą, która by mu na to pozwoliła bez wywoływania wojny domowej. W historii Syrii było kilka przewrotów wojskowych i żaden z nich nie przyniósł temu krajowi nic dobrego, a ostatni z nich wyniósł do władzy rodzinę Assadów. Dziś jednak armii syryjskiej po prostu nie ma, a al-Szaraa chce budować nowe siły zbrojne w oparciu o dotychczasowe ugrupowania rebelianckie, z których większość raczej marzy o ustroju islamskim, a nie o świeckiej dyktaturze. Problem w tym, że nie wszyscy chcą rządów religijnych. W szczególności nie chcą tego mniejszości religijne ani Kurdowie, a te grupy  stanowią ponad jedną trzecią syryjskiej populacji. Ponadto Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF) liczą ok. 100 tys. osób i nie godzą się na religijną dyktaturę.

Czytaj też

By pojąć dylematy związane z ewentualną demokratyczną przyszłością Syrii, trzeba zrozumieć, na czym polega błąd w rozumowaniu, że demokracja w tym regionie prowadzi do wojny i destabilizacji. Przede wszystkim odwoływanie się do Afganistanu jako przykładu jest całkowitym nieporozumieniem, gdyż kraj ten nie leży na Bliskim Wschodzie, ma zupełnie inne uwarunkowania kulturowe (co podkreślił zresztą również al-Szaraa), a poza tym Amerykanie tak naprawdę nigdy nie wprowadzali w Afganistanie demokracji, bo wybory były ustawiane. W Iraku było zupełnie inaczej i problemem nie jest w tym kraju to, że wprowadzono w nim demokrację, ale to, że skutki były sprzeczne z założeniami amerykańskich teoretyków, a same USA od samego początku nie były konsekwentne w szanowaniu demokratycznego wyboru Irakijczyków. Z kolei katastrofa Arabskiej Wiosny była zasługą ingerencji niedemokratycznych państw regionu, które zaczęły wspierać ugrupowania dżihadystyczne. Ponadto Amerykanie udzielili wówczas pełnego zaufania Bractwu Muzułmańskiemu, którego celem nigdy nie było wprowadzanie demokracji, tylko ustanowienie państwa islamskiego. W kontekście Iraku warto jednak zadać sobie pytanie, kto i w jakim trybie miałby zostać tam dyktatorem po obaleniu Saddama. Każda taka próba wywołałaby sprzeciw innych grup i w konsekwencji wojnę domową. To zresztą nie są rozważania teoretyczne, gdyż to właśnie próba skonsolidowania władzy w swoich rękach przez Nuriego Malikiego, premiera Iraku w latach 2006–2014, doprowadziła do destabilizacji kraju, którą wykorzystało Państwo Islamskie. A co by było, gdyby szyici postanowili wprowadzić szyicką teokrację na wzór irański? Wojna byłaby nieunikniona.

Reklama

Świecką dyktaturę - przynajmniej w najbliższej przyszłości Syrii - można zatem wykluczyć, a próba wprowadzenia dyktatury religijnej doprowadziłaby do wojny domowej lub terroru. Oczywiście wykluczone jest budowanie państwa na wzór „kalifatu” ISIS, a al-Szaraa deklaruje, że nie będzie również ono wzorowane na „zreformowanych” Talibach i ich Islamskim Emiracie Afganistanu. Jak na razie wiele kroków nowych władz zdaje się to potwierdzać: chrześcijanom zapewniono bezproblemowe obchody Bożego Narodzenia (co prawda w jednym z miast doszło do podpalenia choinki, ale nowe władze zapowiedziały, że sprawcy zostaną ukarani), padły deklaracje, że dziewczynki będą miały pełny dostęp do edukacji, i nie zakazano sprzedaży alkoholu. Tyle, że w Islamskiej Republice Iranu funkcjonują podobne zasady (poza alkoholem, który jest nielegalny). Szaraa i Hayat Tahrir asz-Szam wywodzą się z salafickiego nurtu islamu, całkowicie odrzucającego świeckie państwo, ale jednocześnie widać spory pragmatyzm nowego przywództwa. Oczywiście może to być jedynie zabieg taktyczny, służący uśpieniu czujności, konsolidacji władzy poprzez rozbrojenie konkurencji, a następnie wprowadzenie docelowych zasad tj. religijnego totalitaryzmu (znacznie bardziej opresyjnego niż w Iranie) ale możliwe jest też przejście na pozycje „demokracji islamskiej” wg modelu Bractwa Muzułmańskiego. Tyle, że oznaczałoby to ustrój podobny do tego, jaki panuje w Iranie, tyle, że w wersji sunnickiej.

Czytaj też

Na uwagę zasługuje to, że Szaraa dotychczas nie ogłosił, czy zostaną przeprowadzone wybory, nie zadeklarował też, czy zamierza zostać prezydentem Syrii, czy też będzie faktycznym emirem bez nazywania Syrii emiratem. To znacznie ważniejsze niż symboliczne gesty, takie jak założenie garnituru i zawiązanie krawata. Szaraa dąży za to do rozbrojenia różnych frakcji i scalenia ich w nową armię syryjską. Jeżeliby mu się to udało, to nie byłoby już w Syrii wewnętrznej siły, która mogłaby podważyć dalszy kurs ustrojowy, w tym ewentualne narzucenie ustrojowej konstrukcji państwa islamskiego (wg modelu Kutba). Pozostałyby jednak czynniki zewnętrzne.

Sytuacja militarna w Syrii na poranek 8 grudnia 2024 r.
Sytuacja militarna w Syrii na poranek 8 grudnia 2024 r.
Autor. Opracowanie własne

Co zrobi Turcja

Obecnie kluczowym czynnikiem zewnętrznym jest Turcja, dla której ani wprowadzenie ustroju opartego na wzorcach Bractwa Muzułmańskiego, ani nawet radykalniejszej wersji teokracji salafickiej nie byłoby problemem, zwłaszcza jeśli Szaraa w zamian zapewni, że będzie współdziałał z Turcją w likwidacji SDF oraz Autonomicznej Administracji Syrii Północno-Wschodniej i że nie zgodzi się na powstanie żadnego regionu kurdyjskiego w Syrii (wg modelu irackiego). W tym kontekście na uwagę zasługuje to, że Szaraa wciąż nie spotkał się z liderami SDF, a w sprawie Kurdów deklaruje jedynie, że są oni takimi samymi obywatelami Syrii jak wszyscy inni. Te enigmatyczne stwierdzenia niczego w zasadzie nie przesądzają. Trudno się zatem dziwić, że SDF, choć nie wykluczyły unifikacji z nową armią syryjską, to najpierw chcą jasności co do ustrojowych planów nowych władz Syrii.

Abstrahując od SDF, unifikacja pozostałych ugrupowań zbrojnych też nie jest łatwą kwestią, a przykład Haszed Szaabi w Iraku pokazuje, że formalne przeprowadzenie takiego procesu nie gwarantuje faktycznego rozwiązania się poszczególnych ugrupowań. Zwłaszcza, że liderzy poszczególnych bojówek będą chcieli mieć udział we władzy. Rozwiązaniem, z perspektywy al-Szaraa, byłoby tureckie wsparcie w konsolidacji przez niego władzy w zamian za uczynienie z Syrii quasi protektoratu tureckiego. Oczywiście kluczowe znaczenie miałaby siłowa rozprawa z AANES i SDF, a to oznaczałoby ponowny rozlew krwi, zbrodnie i początek nowej opresji. Turcja jednak starałaby się przekonać świat, że stanowi gwarancję stabilizacji, zapewnienia podstawowych wolności mniejszościom religijnym i braku zaangażowania nowej Syrii w działalność terrorystyczną.

Ten scenariusz jest niestety bardzo prawdopodobny, ale ma pewne luki. W grze są bowiem jeszcze inne podmioty zewnętrzne: USA, państwa arabskie i Izrael. Główni przegrani, tj. Iran i Rosja, póki co wypadli z gry, ale liczą na to, że nowy chaos pozwoli im do niej wrócić. Europa dotychczas pokazywała, że nie jest w stanie prowadzić spójnej i skutecznej polityki bliskowschodniej, ale poszczególne państwa, zwłaszcza Francja, Wielka Brytania i Niemcy, mogą również odgrywać pewną rolę.

Jak dotąd Amerykanie zablokowali atak na SDF i AANES ale Turcja liczy, że Trump poświęci Kurdów w imię relacji z Turcją. To możliwe, ale wcale nie oczywiste, gdyż wiele zależy też od stanowiska Izraela. Deklaruje on, że będzie wspierał Kurdów i naciskał na USA, by nie opuszczały SDF. Jeśli te deklaracje są szczere, to Trump może zrobić przykrą niespodziankę Turcji. Przemawiałoby za tym również to, że Kurdowie mogliby być ważnym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych i Izraela w regionie, a islamistyczna Syria nim nie będzie. Z drugiej jednak strony Kurdowie są bardzo podzieleni, a deklarowane wsparcie ze strony Izraela może być jedynie próbą wywarcia presji na Turcji (otwarte jest jednak pytanie, czego USA i Izrael mogą od niej chcieć i co Turcja może im dać). Kwestia kurdyjska to największa zmienna, która może zdecydować o przyszłości Syrii. Jeśli Turcja otrzyma zielone światło do ataku na Kurdów, to zwiększy się prawdopodobieństwo scenariusza religijnej dyktatury. Mniejszości religijne nie muszą być w takim państwie mordowane, a w rozumieniu islamistów sprowadzenie ich do podobnego statusu jaki mają w Iranie nie będzie prześladowaniem. Ale w praktyce będzie to oznaczać ich exodus.

Reklama

Państwa arabskie, w szczególności takie jak Zjednoczone Emiraty Arabskie czy Arabia Saudyjska, jak na razie zajmują ostrożną postawę wobec nowej rzeczywistości w Syrii, obawiając się zarówno tego, iż stanie się ona gniazdem dżihadystycznego terroryzmu, jak i tego, że wprowadzenie „demokracji islamskiej” znów zachęci Bractwo Muzułmańskie do prób obalenia monarchii i dyktatur w regionie. Deklaracje al-Szaraa, że Syria nie będzie ingerować w żadne wewnętrzne sprawy innych państw regionu, są przez te kraje przyjmowane z dużym sceptycyzmem, a wiara w szczerość przemiany al-Szaraa i HTS jest wciąż niewielka. Problem w tym, że wsparcie Turcji i Kataru, przy akceptacji USA i Zachodu, może spowodować, że inne państwa nie będą miały już zbyt wiele do gadania.

Stworzenie republiki islamskiej w miejsce świeckiej dyktatury nie będzie z całą pewnością opcją optymalną dla wszystkich Syryjczyków. Trudno będzie też zrozumieć krytykę opresyjności Islamskiej Republiki Iranu przy jednoczesnych pochwałach sunnickiego islamizmu w Syrii, zwłaszcza, że modele „państwa islamskiego” Kutba i szyickiej „republiki islamskiej” są podobne. Jeżeli chodzi o inne opcje, to zarówno utrwalenie podziału Syrii na różne strefy wpływów, jak i scenariusz wojny domowej wciąż są możliwe. Jeśli chodzi o to pierwsze rozwiązanie, to byłoby ono optymalne dla Izraela i do pewnego stopnia również dla sunnickich monarchii arabskich (mimo ich zapewnień, że są za zjednoczoną Syrią). Scenariusz ten jest jednak mniej prawdopodobny niż konsolidacja władzy przez islamistów przy wsparciu tureckim. Jeżeli chodzi o wojnę domową, to - jeśli porozumienie al-Szaraa z Turcją zostanie dotrzymane - walki mogą się toczyć wyłącznie między SDF a siłami nowej Syrii, wspieranymi przez Turcję. Mogą one być jednak bardzo krwawe i niszczycielskie, a ponadto spowodować mogą falę migracji do Europy i wzrost aktywności ISIS. Związane jest to m.in. z problemem obozu w Al-Hawl, w którym od wielu lat przebywają fanatyczne rodziny terrorystów ISIS.

Demokracja jedynym wyjściem

Jedyną drogą, by tego uniknąć, jest właśnie demokracja. Tyle, ze nie chodzi o model opracowywany w gabinetach w USA, lecz taki, o którym pisał Aram I. Paradoksalnie to, że Trump nie jest zbytnio zainteresowany implementacją demokracji, może sprzyjać demokratyzacji Syrii – taka demokratyzacja może się okazać procesem naturalnym, zachodzącym od wewnątrz, a nie od zewnątrz. Kluczowe będzie jednak skłonienie al-Szaraa, by zorganizował wybory po okresie przejściowym, zagwarantował, że opozycja odrzucająca islamistyczny ustrój  nie będzie represjonowana, a procesu tego nie wypaczy zewnętrzny wpływ niedemokratycznych państw regionu (które oczywiście również boją się demokracji i wolnych wyborów).

O ile trudno przewidzieć, czy za rok Syria będzie państwem islamskim opartym na religijnej opresji i patronacie Turcji, a Kurdowie zostaną zmasakrowani, czy też będzie przygotowywać się do wyborów w atmosferze pluralizmu, to z dużą dozą pewności można uznać, że nie będzie stanowić zagrożenia dla innych państw regionu (w dłuższej perspektywie może to jednak ulec zmianie, jeśli Syria nie będzie demokratyczna). Jeżeli chodzi o Turcję, to każdy scenariusz daje jej możliwość odgrywania ważnej roli i utrzymywania dobrych relacji. SDF de facto nie zagraża bowiem Turcji, zwłaszcza w scenariuszu demokratycznej Syrii. Przy czym mało prawdopodobne, by AANES został przekształcony formalnie w podobny byt, jakim jest Region Kurdystanu w Iraku. Jeżeli chodzi o arabskie monarchie i dyktatury regionu, to Syria jako taka nie będzie im zagrażać, ale zarówno demokracja, jak i „demokracja islamska” są dla nich zagrożeniem ideologicznym. Jeżeli chodzi o demokrację, to należy pamiętać, że pluralistyczne wybory (mimo różnych niedociągnięć) odbywają się tez w Libanie i Iraku, i państwa te mogą stanowić dla siebie wzajemne wsparcie w procesie demokratyzacji. Jeżeli chodzi o Irak, to mało prawdopodobne jest, by doszło do jakichś konfrontacji militarnych między obydwoma państwami i można się spodziewać, że w najbliższych miesiącach relacje będą co prawda chłodne, ale stosunki dyplomatyczne zostaną utrzymane. Nowa Syria nie podejmie też żadnych działań (przynajmniej w najbliższych miesiącach) przeciwko Izraelowi (chyba, że dojdzie do chaosu i wojny domowej – wtedy mogą pojawić się działania „na własną rękę” różnych grup zbrojnych) ani nie będzie dążyć do podporządkowania sobie Libanu (choć jeśli stanie się de facto protektoratem tureckim, to Turcja może usiłować rozszerzyć swoje wpływy również na Liban, ale nie wydaje się to zbyt prawdopodobne).

Czytaj też

Rosja ma szanse utrzymania swoich baz w Syrii, ale jeśli dojdzie do demokratyzacji Syrii, na dłuższą metę będzie to niemożliwe. W przypadku religijnego reżimu pod patronatem Turcji możliwe jest jednak podejście transakcyjne. Jeżeli chodzi o Iran, to mało prawdopodobne jest utrzymanie stosunków dyplomatycznych, a nawet jeśli do tego dojdzie, będą one bardzo chłodne. Iran nie będzie miał jednak narzędzi, by odgrywać w Syrii istotną rolę. Demokratyczna Syria będzie też ciosem dla pozycji Hezbollahu w Libanie, będzie także stwarzać szansę na wyjście Libanu z kryzysu politycznego i ekonomicznego.

Reklama

WIDEO: Rok dronów, po co Apache, Ukraina i Syria - Defence24Week 104

Komentarze (3)

  1. Roshedo

    Najlepiej byłby dla Syrii e obecnej sytuacji zrobić podział wg grup etnicznych ( i grup wpływu nie oszukujmy się) jak w Jugosławii. Inaczej będzie tam dalszą wojna ( będzie tym razem masakra Alawitów i chrześcijan na wybrzeżu M. Śródziemnego).

  2. PiterNZ

    Demokracja i wolne wybory to gwarancja pogrążenia się Syrii w chaosie wojny. Dlaczego? Wg Islamu sam udział w wyborach jest sprzeczny z wiarą. Jakim cudem Alawici mieliby uznać wybory w, których z góry wiadomo, że przegrają? Co z Kurdami i Chrześcijanami? Od kiedy w państwie sztucznie stworzonym i zamieszkałym przez odrębne narody i ludzi różnych wiar sprawdza się demokracja. Ostatnie przykłady Afganista, Iran i Syria gdzie USA próbowały wdrażać demokrację temu przeczą. Państwa kolonialne specjalnie narysowały sztuczne granice, żeby podzielić narody, religie i wywoływać konflikty. Bez podziału na państwa narodowe i zgodne religijnie tam będzie chaos i wojna.

  3. Milutki

    W AANES czyli "Kurdowie" większość mieszkańców jest Arabami, twór ten jest niezdolny do istnienia bez Amerykanów, demokratyzacja Syrii oznaczałaby jego koniec. SDF mimo dużego wsparcia Amerykanów i rzekomo liczebności stu tysięcy bojowników, pezegrywa wszystkie możliwe bitwy ze wszystkimi, w razie konfrontacji z Dżulanim znów przegrają. Jedyne bitwy którym SDF przypisuje się zwycięstwo to te w których bezpośrednio walczyli Amerykanie. Partie powiązane z Bractwem Muzułmańskim wygrywały wszystkie wybory powszechne po Arabskiej Wiośnie, organizacja ta jest kwintesencją demokracji w świecie arabskim. Bractwo Muzułmańskie nie obaliło żadnej władzy, jeżeli ktoś uważa inaczej to niech wskaże którą.

Reklama