Geopolityka
Iran może mieć materiał na broń atomową w pół roku?
Minister energii Izraela Juwal Steinitz ocenił we wtorek, że wzbogacenie wystarczającej ilości uranu, tak aby skonstruować bombę atomową może zająć Iranowi sześć miesięcy. To dwa razy dłużej niż wynika z szacunków nowego szefa dyplomacji USA Antony’ego Blinkena. Jednocześnie, strona irańska mówi wprost, że nie zamierza negocjować żadnych nowych układów w sferze energetyki atomowej i wymaga, aby to USA wróciły do realizacji postanowień z 2015 r.
Jak powiedział izraelski minister Steinitz. w wywiadzie dla radia publicznego, Iran obecnie potrzebuje "około pół roku", by wzbogacić posiadany uran do poziomu wystarczającego do budowy ładunku atomowego. Całkowite skonstruowanie broni nuklearnej to jego zdaniem kwestia 1-2 lat. Jak dodał, działania podjęte przez USA za prezydentury Donalda Trumpa "poważnie zaszkodziły projektowi jądrowemu Iranu". Przypomnieć należy, że Amerykanie zastosowali mocną presję w kwestiach ekonomicznych względem strony irańskiej. Chociaż, samej administracji Donalda Trumpa nie udało się przekonać Rady Bezpieczeństwa ONZ w zakresie nowego, kompleksowego systemu sankcji względem Teheranu.
Zauważa się, że ocena izraelskiego ministra stoi w sprzeczności z diagnozą postawioną przez nowego sekretarza stanu USA Antony'ego Blinkena. który stwierdził, że czas potrzebny do uzyskania wysoko wzbogaconego uranu przez Iran skrócił się za kadencji Trumpa od ponad roku do 3-4 miesięcy. Według Blinkena była to konsekwencja wyjścia USA z porozumienia nuklearnego z Iranem, które nakładało ograniczenia na program atomowy tego kraju. Izrael był jednym z największych krytyków porozumienia i wspierał politykę administracji Trumpa.
Według ostatnich szacunków Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, od czasu wyjścia USA z umowy Iran ponad 10-krotnie zwiększył ilość posiadanego wzbogaconego uranu i ma go obecnie 2,4 tony. Teheran zwiększył też poziom wzbogacenia materiału, z 4,5 proc. do 20 proc. Do konstrukcji broni jądrowej potrzebny jest uran wzbogacony do poziomu 90 proc.
Spiker irańskiego parlamentu Mohammad Baqer Qalibaf wyraził dezaprobatę względem sugestii Amerykanów, że to Irańczycy muszą wypełnić warunki wstępne nim USA wrócą do wcześniejszych zapisów JCPOA. Sam Qalibaf miał przy tym wyrazić zadowolenie z obserwacji postępów w zakresie wzbogacania uranu w elektrowni atomowej w Fordow. Teheran podkreśla, że należy respektować wszelkie postanowienia umowy sięgającej okresu rządów Baracka Obamy.
Zaś to USA powinny zacząć przestrzegać jej zapisów z 2015 r., nie próbując narzucić żadnych dodatkowych działań na Iran (takie dodatkowe warunki pojawiły się chociażby w stwierdzeniach nowego prezydenta Joe Bidena). Co więcej, rzecznik irańskiego resortu spraw zagranicznych Saeed Khatibzadeh miał wskazać, że władze irańskie nie zamierzają bezpośrednio prowadzić negocjacji z Amerykanami, a za poprawny uważają format międzynarodowy leżący u podstaw wynegocjowania JCPOA. Dający im większą swobodę względem Waszyngtonu, mając na uwadze odmienne niż amerykańska postawy Niemiec, Francji, a przede wszystkim Chin i Rosji.
Jednocześnie, problem irańskiego programu atomowego staje się już kwestią o wiele bardziej zróżnicowaną pod względem interesów innych państw regionu. Izrael wprost niedawno mówił o nowych planach operacyjnych, przygotowywanych na wypadek wzrostu zagrożenia ze strony rozwoju irańskiego programu zbrojeń atomowych. Obecnie jednak chociażby prezydent Francji zauważa, że do rozmów należy włączyć chociażby Królestwo Arabii Saudyjskiej. Emmanuel Macron ma obawiać się bowiem powtórzenia błędu wykluczenia z tak ważnych rozmów o bezpieczeństwie na Bliskim Wschodzie innych państw. Jednakże, można śmiało zakładać, że włączanie do rozmów państw arabskich jest zabiegiem Paryża względem własnych interesów biznesowych w regionie, zaś Teheran nie zgodziłby się na takie formy nowych relacji wokół własnego programu atomowego.
PAP/JR