Geopolityka
Górski Karabach: zbliżenie Rosji i Turcji nas niepokoi! [KORESPONDENCJA ZE STREFY WALK]
W Armenii, a w szczególności Arcachu (Górskim Karabachu), narasta nieufność wobec Rosji i niezadowolenie ze zbliżenia turecko-rosyjskiego. Ormianie nie zgodzili się na wprowadzenie rosyjskich „sił pokojowych” do Arcachu i z niezadowoleniem przyjęli nieproporcjonalność reakcji Turcji i Rosji wobec starć między Azerbejdżanem i Armenią, które wybuchły 12 lipca tego roku.
„Gdy Turcja jednoznacznie poparła Azerbejdżan po ostatnich starciach, wielu Ormian zaczęło pytać gdzie jest Rosja, dlaczego nie udziela nam tak samo wyraźnego poparcia?” – powiedział mi jeden z pracowników administracji rządowej Arcachu. Relacje pogorszyły się jeszcze za poprzedniego prezydenta Serża Sarkisjana, po tym jak w 2016 r. Azerbejdżan zaatakował Górski Karabach i zajął ponad 1000 hektarów ziemi. Na Ormian spadały wówczas rosyjskie rakiety zakupione przez Azerów. „Niedługo potem Sarkisjan był z wizytą w Niemczech i zapytano go tam o to kto jest najbliższym sojusznikiem Armenii. Sarkisjan odpowiedział, że Armenia ma tylko jednego sojusznika i wszyscy myśleli, że chodzi mu o Rosję, a on stwierdził, że tym jedynym sojusznikiem jest 18-letni żołnierz strzegący granic” – opowiada mi jeden z byłych oficerów armeńskiej armii.
O ile jednak poprzedni prezydenci Robert Koczarian i Serż Sarkisjan prowadzili politykę wyraźnie prorosyjską (a nawet jak twierdzą niektórzy „rosyjską”) to obecny premier Nikol Paszynian, który doszedł do władzy w wyniku antykorupcyjnej rewolucji 2018 r., postanowił zrównoważyć te relacje. „Obecna polityka Armenii nie jest ani prorosyjska ani prozachodnia, jest po prostu armeńska” – powiedział mi mój rozmówca z administracji Arcachu. Dodając, że budzi to niezadowolenie Rosji i ataki ze strony rosyjskiej propagandy.
Status Republiki Arcachu (od 2017 r. oficjalna nazwa Górskiego Karabachu) jest dość specyficzny. Republika jest oczywiście nie uznawana przez żadne państwo (w tym Armenię), ale nie oznacza to, że nie ma żadnych relacji międzynarodowych. Aż 9 stanów USA, w tym Kalifornia, uznały Arcach. Podobnie postąpiły niektóre podmioty federalne w Europie, np. Kraj Basków. Funkcjonuje też partnerstwo miast, a także współpraca na szczeblu edukacyjnym i kulturalnym.
I choć nikt nie ma wątpliwości, że nie ma odrębnego narodu Arcachu i jego niezależność od Armenii jest w pewnym stopniu fikcją determinowaną międzynarodową koniecznością, to na szczeblu formalnym odrębność ta jest dość ściśle przestrzegana. Ormianie z Arcachu mają wprawdzie paszporty armeńskie, ale nie mogą uczestniczyć w armeńskich wyborach. Szczególnym dowodem na tę odrębność jest to, że oba kraje mają różne reżimy związane z pandemią koronawirusa i każda osoba wjeżdżająca z Armenii do Arcachu musi przejść test PCR na COVID-19. Spowodowane jest to zresztą również tym, że Arcach jest uznawany za strefę zmilitaryzowaną i nie może sobie pozwolić na rozprzestrzenienie się wirusa wśród żołnierzy. Efekty zresztą są, bo choć w Armenii pandemia szaleje, to w Karabachu zachorowalność jest na wyjątkowo niskim poziomie i nie odnotowano żadnych zgonów.
Arcach dysponuje również własną armią, choć jest ona oczywiście ściśle związana z armią Armenii. Istotną różnicą jest jednak to, że Arcach, nie będąc oficjalnie częścią Armenii, nie jest objęty Układem o Bezpieczeństwie Zbiorowym, na podstawie którego Rosja zobowiązana jest do udzielenia pomocy militarnej Armenii, jeśli ten kraj zostanie zaatakowany i będzie zagrożona jego integralność terytorialna. Dlatego też na terytorium Armenii znajduje się baza rosyjska.
Tyle, że Arcach nie jest częścią Armenii, a zatem nie obejmują go sojusznicze zobowiązania Rosji wobec Armenii. Poza tym Arcach odrzucił rosyjską propozycję wprowadzenia na swoje terytorium wojsk rosyjskich, bo doświadczenia 2016 r. skłoniły go do nieufności wobec Rosji. „Mogliby dogadać się za naszymi plecami z Turcją i oddać Karabach Azerbejdżanowi” – powiedział mi jeden z weteranów wojny w Karabachu.
Ormianie twierdzą jednak, że choć azerska armia ma przewagę ilościową to Armenia i Arcach są w stanie odeprzeć jakikolwiek atak, o ile Azerbejdżan nie otrzyma bezpośredniego wsparcia Turcji. „Od przewagi ilościowej ważniejsze jest porównanie jakościowe, a jeśli weźmiemy pod uwagę skład osobowy, przygotowanie, dowództwo i topografię to przewaga jest po naszej stronie – powiedział mi płk Wiktor Arestemian, zastępca dowódcy Armii Obrony Arcachu.
Płk Arestemian dodał również, że choć izraelskie drony (które stanowiły główną broń Azerbejdżanu, wykorzystywaną w starciach rozpoczętych 12 lipca) są bardzo groźną bronią, to siły Armenii i Arcachiu pokazały wysoką skuteczność w walce z nimi i jego zdaniem podobnie byłoby w przypadku tureckich dronów Bayraktar.
Użycie izraelskich dronów przez Azerbejdżan to również emanacja złożoności stosunków izraelsko-armeńskich. Na niekorzyść tych relacji wpływają dwa czynniki, po pierwsze względnie dobre stosunki między Armenią i Iranem, a po drugie fakt, że Izrael kupuje azerską ropę i gaz.
Masis Majilian, szef arcachskiego MSZ, ocenił jednak w rozmowie ze mną dla Defence24, że w Izraelu jest coraz więcej głosów na rzecz poprawy relacji z Armenią i trwają przygotowania do otwarcia ambasady Armenii w Izraelu, a wielu izraelskich intelektualistów uważa, że Izrael powinien uznać tureckie ludobójstwo Ormian. Majilian dodał, że sprzedaż dronów atakujących obiekty cywilne przez państwo doświadczone Holocaustem jest niedopuszczalne, a fakt zestrzelenia 14 dronów izraelskich, w tym Hermes 900, przez siły Armenii to poważna antyreklama dla Izraela i ten czynnik też powinien wpłynąć na weryfikację przez Izrael jego współpracy z Azerbejdżanem.
Minister Majilian przyznał również, że część lobby izraelskiego działa przeciwko interesom Ormian, m.in. w USA. Podkreślił jednak, że są również środowiska żydowskie, które są przyjazne Ormianom. Ma to szczególne znaczenie w odniesieniu do USA. „Stany Zjednoczone są jedynym, oczywiście poza Armenią, krajem na świecie, który udziela bezpośredniej pomocy Republice Arcach” – podkreślił Majilian.
„Corocznie Kongres USA przeznacza dla Arcachu, w odrębnym punkcie programu pomocy zagranicznej, środki z których finansowanych jest wiele naszych projektów. Chodzi o projekty humanitarne, budowę dróg, a także rozminowywanie terenu. Ten ostatni projekt realizowany jest we współpracy z brytyjską organizacją pozarządową Hallo Trust, która szkoli naszych saperów” – wyjaśnił szef arcachskiego MSZ, wyrażając jednocześnie żal, że podobnej pomocy nie udziela Unia Europejska. Według niego kwestia braku uznania międzynarodowego nie powinna negatywnie wpływać na wsparcie humanitarne dla ludności cywilnej.
„Uznanie międzynarodowe Arcachu pozostaje priorytetem naszej polityki” – podkreślił jednak Majilian. Oprócz tego celem władz jest wzmocnienie ekonomiczne tej nieuznawanej republiki. Dzięki temu, według władz Arcachu, będzie ona mogła obronić się przed Azerbejdżanem opierając wyłącznie na siłach własnych i Armenii.
„Sytuacja będzie inna jeśli Turcja udzieli bezpośredniej pomocy zbrojnej Azerbejdżanowi” – ocenił w rozmowie ze mną emerytowany oficer sił zbrojnych Arcachu. „Jednak Rosja nie może do tego dopuścić, bo jeśli tak się stanie, to straci wszelkie wpływy na Kaukazie” – dodał. Według niego są dwie opcje bezpośredniego wmieszania się Turcji w ten konflikt. „Pierwsza opcja to atak z terytorium Nachiczewania i Turcji na Armenię. Turcy już rozlokowali w Nachiczewaniu swoje F-16.” – podkreślił. W takim wypadku Rosja byłaby jednak zobowiązana Układem o Bezpieczeństwie Zbiorowym do udzielenia pomocy.
„Jedynym powodem, dla którego utrzymujemy bazę rosyjską na terenie Armenii jest zobowiązanie Rosji do udzielenia nam pomocy przeciw Turcji” – podkreślił. „Jeśli taka pomoc nie zostałaby udzielona to Armenia wyrzuci Rosjan ze swojego terytorium, a to oznaczać będzie koniec rosyjskich wpływów na Kaukazie.” – dodał. Zwrócił również uwagę na to, że Armenia (a konkretnie region Zangezur, tj. południowa jej część oddzielająca Nachiczewań od Azerbejdżanu i łącząca Armenię z Iranem) to klin wbity w projekt budowy Wielkiej Turcji.
Na fakt ten zwrócił uwagę również minister Majilian, który stwierdził, że w Turcji popularne jest hasło „jeden naród, dwa państwa” (czyli Turcja i Azerbejdżan). „Połączenie Azerbejdżanu z Turcją dałoby jej nie tylko władztwo na Kaukazie i dostęp do Morza Kaspijskiego ale również połączenie z środkowoazjatyckim światem turańskim, obejmującym Turkmenistan, Uzbekistan, Kazachstan i ziemie Ujgurów w Chinach” – ocenił mój rozmówca, emerytowany oficer sił karabaskich.
„Druga opcja czyli wsparcie Azerbejdżanu w ataku tylko na Arcach jest mało prawdopodobna bo Turcja musiałaby jakoś przerzucić tam swoje siły. Iran nie zgodzi się na to, więc pozostaje Gruzja, a to oznaczałoby wojnę między Armenią i Gruzją, która skończyłaby się dla Gruzji katastrofą” – dodał.
„Zbliżenie Rosji i Turcji oczywiście bardzo nas niepokoi, ale historia pokazuje, że takie relacje tych dwóch państw nie mają charakteru naturalnego” – stwierdził Majilian. Przyznał jednak, że w latach 1920-1921, to właśnie układy między Ataturkiem a bolszewicką Rosją doprowadziły do oddania Karabachu pod władzę Azerbejdżanu. Majilian wykluczył możliwość rozstrzygnięcia kwestii konfliktu karabachskiego w oparciu o inny format niż Grupa Mińska OBWE, a w szczególności o format astański, tj. trójkąt Turcja-Rosja-Iran.
„To jest wyraźnie uregulowane w porozumieniu o zawieszeniu broni z 1994 r.” - stwierdził i przypomniał, że Arcach jest jedną ze stron tego porozumienia, niezależnie od Armenii, choć Azerbejdżan obecnie blokuje udział Arcachu w negocjacjach. „Konieczna jest zmiana tego podejścia zgodnie z porozumieniem z 1994 r. uznającym Arcach za niezależną stronę tego konfliktu” – podkreślił. Nikol Paszynian również uznał że Arcach powinien uczestniczyć w negocjacjach niezależnie od Armenii. Majilian ocenił przy tym pozytywnie prace Grupy Mińskiej OBWE, w tym pracę polskiego dyplomaty Andrzeja Kasprzyka.
„Grupa Mińska nie ponosi odpowiedzialności za to, że nie doszło dotąd do pokojowego rozwiązania tego konfliktu” – podkreślił minister. „To wina destrukcyjnej postawy Azerbejdżanu. Ten konflikt to zderzenie dwóch systemów wartości. Z jednej strony to prawowite dążenie narodu Arcacha do wolności i niepodległości. Z drugiej strony to dążenie Azerbejdżanu by za wszelką cenę rozciągnąć swoją suwerenność na terytorium Republiki Arcach, w tym siłowymi metodami.” – ocenił. Dodał też, że Turcja choć formalnie jest jednym z krajów odpowiedzialnych za mediację (obok Rosji, Francji i USA) to faktycznie zachowuje się jak strona konfliktu otwarcie wspierając Azerbejdżan.
Majilian dodał też, że polityka zagraniczna Turcji przysporzyła temu krajowi wielu wrogów. „Były minister spraw zagranicznych Turcji Ahmet Davutoglu ogłosił kiedyś politykę ‘zero wrogów wśród sąsiadów’ a teraz ma ona samych wrogów” – ocenił. „To powoduje, że rozwija się też współpraca w trójkącie Armenia – Cypr – Grecja” – dodał. Majilian wyraził też nadzieję na rozwój relacji z Iranem i podkreślił, że kwestia ta nie powoduje komplikacji w relacjach z USA.
„Amerykanie rozumieją nasze położenie geograficzne i to, że nie możemy pozwolić sobie na przestrzeganie sankcji USA wobec Iranu” – powiedział, dodając że ma nadzieję na otwarcie przejścia granicznego między Iranem a Arcachem. „Obecnie handel miedzy nami prowadzony jest przez terytorium Armenii” – stwierdził. Warto dodać, że jeszcze za kadencji Serża Sarkisjana Armenia wybudowała gazociąg, którym chciała sprowadzać gaz z Iranu do Armenii i Arcachu. Gazociąg jednak nie pracuje, gdyż zawarcie kontraktu zablokowała Rosja.
W Arcachu mieszka obecnie około 150 tys. mieszkańców, z czego połowa w jego stolicy Stepanakercie, mieście czystym i bardzo szybko rozwijającym się. Arcach, podobnie jak Armenia, stawia też na rozwój czystych energii i dlatego wszędzie można zobaczyć panele słoneczne produkowane zresztą w Armenii. Gospodarka oparta jest na rolnictwie i przemyśle przetwórczym. W ostatnich latach wybudowano też drugą, nową drogę łączącą Arcach z Armenią, a w budowie jest trzecia. Odremontowano też lotnisko w Stepanakercie, które jest dostosowane do połączeń międzynarodowych ale mimo to jest nieczynne, gdyż Azerbejdżan zagroził zestrzeliwaniem samolotów cywilnych startujących i lądujących na nim.
W przygranicznych wioskach, takich jak Nur Maragha, położona tuż przy strefie buforowej panuje obecnie stan niepewności. Arcach i Armenia ogłosiły stan podwyższonej gotowości bojowej w związku z lipcowymi starciami oraz manewrami turecko-azerskimi w Azerbejdżanie.