- Analiza
- Opinia
Desperacja Putina: Rosja traci Ukrainę połykając Donbas [OPINIA]
Uznanie przez Rosję niepodległości tzw. Republik Ludowych Doniecka i Ługańska to ze strony Putina akt desperacji, poprzedzony kabaretową naradą i toporną prowokacją, wreszcie kuriozalnym orędziem. Towarzyszy temu histeryczna propaganda mówiąca o „krwawym przewrocie”, „ludobójstwie” i „zagrożeniu atomowym ze strony Ukrainy”. Wszystko dlatego, ze Moskwa zmienia granice, które sama wyrysowała. Nie ulega wątpliwości, że będzie to dla niej kosztowne.

Uznanie DNR i ŁNR przez Rosję nic jej nie da, a jedynie oznacza, że jest zmuszona zrzucić maskę i zrezygnować z udawania, że nie jest stroną w tym konflikcie. Jednocześnie będzie oznaczać utratę wpływów w pozostałej części Ukrainy, która zapewne zerwie stosunki dyplomatyczne z Rosją tak jak to zrobiła Gruzja po wojnie w 2008 r. Obecnie, mimo tego co wydarzyło się w 2014 r., w tym aneksji Krymu, Rosja utrzymała silne wpływy na Ukrainie i miała perspektywy je z czasem wzmacniać, korzystając z wewnętrznego konfliktu politycznego, korupcji, problemów gospodarczych itp. Teraz, jednym podpisem Putin pozbawił się tych narzędzi. Wcześniej zerwanie stosunków dyplomatycznych z Rosją przez Ukrainę uniemożliwiał fakt, że Rosja odgrywała mediatora, a nie stronę konfliktu w Donbasie. Teraz to już jest nieaktualne.
Zerwanie stosunków dyplomatycznych przez Ukrainę będzie jednak dla Rosji znacznie bardziej dotkliwym ciosem niż było to w przypadku znacznie mniejszej i nie związanej tak bardzo kulturowo, religijnie i historycznie Gruzji. Warto przy tym uświadomić sobie, że Putin nie bez powodu wymyślił w 2014 r. cały ten teatr z „zielonymi ludzikami". Nie była to zabawa ale wyrachowana gra, w której stawką był nie Donbas i Krym ale cała Ukraina. Pamiętam jak w 2020 r. w Arcachu usłyszałem nieco zbyt gadatliwego oficera rosyjskich „mirotworców", który chwaląc się, że zdobywał lotnisko w Doniecku, stwierdził jednocześnie, że „nie rozumie tej polityki bo on by wtedy poszedł na Charków". Putin zrezygnował ze stworzenia Noworosji nie dlatego, że nie był przygotowany do zajęcia większego terytorium ale dlatego, że nie chciał przegrać całej Ukrainy. Dziś to się stało.
Zobacz też
Dlatego wizja Ukrainy jaką przedstawił Putin w swoim orędziu była schizofreniczna, a samo wystąpienie chaotyczne i desperackie, z kuriozalnym wykładem pseudohistorycznym. Putin zaczął orędzie od podkreślenia braterskich więzów łączących Ukrainę i Rosję by następnie wylać na nią kubeł pomyj. Określenie „Ukraina im. Lenina" jest szokujące i tak naprawdę stanowi sugestię, że Ukraińcy nie byliby w ogóle narodem gdyby nie Lenin. Kuriozalne było również to, że choć Putin zastrzegł, że nie oskarża Lenina to de facto zarzucił mu, że ten stworzył podwaliny pod nacjonalizmy w państwie sowieckim, wymyślił konfederacyjny format ZSRR upodmiotowiając republiki związkowe, w tym w szczególności Ukrainę, a także podarował jej rdzenne ziemie rosyjskie. Oczywiście, ostatecznym winnym musiał być zewnętrzny wróg, który poprzez presję wywieraną na bolszewików zmusił ich do koncesji na rzecz narodów związkowych. To oczywiście czysty bełkot, a po takim przemówieniu „rosyjscy patrioci" powinni wyciągnąć zwłoki Lenina z mauzoleum na Placu Czerwonym, odbyć na Łobnym Miestie sąd nad nieboszczykiem, a następnie go powiesić, poćwiartować, spalić i wystrzelić prochy z armat tak jak to Moskwiczanie zrobili z carem Dymitrem w 1606 r. W końcu, w przeciwieństwie do Lenina, Dymitr żadnych rosyjskich ziem nikomu nie podarował.
Nowsza „historia Ukrainy według Putina" była jeszcze bardziej dla niej obraźliwa (zresztą wiele zarzutów nie odnosiło się tylko do Ukrainy ale całej „niewdzięcznej" przestrzeni poradzieckiej). Obecną swoją państwowość, według Putina, Ukraina zawdzięcza nie narodowym aspiracjom Ukraińców ale spiskowi w najwyższych kręgach przywództwa sowieckiego w końcu lat 80-tych. Później było już tylko coraz gorzej: oligarchowie, korupcja, wykorzystywanie rosyjskiej pomocy i okazywanie jej niewdzięczności, no i oczywiście szalejący nacjonaliści. Wreszcie nastąpił „krwawy przewrót" w 2014 r., który wyniósł do władzy „neonazistów", prześladujących Rosjan, nakręcających rusofobię. Nie ma co ukrywać, ze Ukraina nie jest państwem idealnym jeśli chodzi o stosunki polityczne czy gospodarcze, niemniej to samo można powiedzieć również o Rosji. Różnica jest taka, że w Rosji wybory są farsą, w której główny aktor od ponad 20 lat jest ten sam, a na Ukrainie mają one realne znaczenie. Obecne władze Ukrainy mają legitymację pochodzącą z wyborów ale o tym Putin oczywiście nie wspomniał. Za to podkreślał, że Ukraina jakoby nie jest suwerena, lecz idzie na pasku USA i innych państw zachodnich, które z premedytacją ją niszczą. A Rosja nad tym boleje.
Zobacz też
Taka narracja rodzi pytanie do kogo była ona skierowana. Raczej nie do Ukraińców, chyba, że Putin już całkowicie stracił kontakt z rzeczywistością. Faktem jest przy tym, że nie wyglądał w czasie tego przemówienia na zupełnie zrównoważonego, niemniej to nie oznacza, że jest całkiem szalony. O jego nienajlepszej kondycji świadczy również marna jakość scenariusza widowiska, którego zwieńczeniem było to orędzie i ceremonia. Rzekome wtargnięcie dwóch ukraińskich „grup dywersyjnych" na terytorium Rosji, choć okrzyknięte „aktem agresji" przez rosyjską propagandę, budziło zdziwienie nawet u kremlowskich propagandystów, a w świetle podawanych przez USA informacji o planowanych operacjach „fałszywej flagi" było jak zmoknięty kapiszon, a nie poważna eksplozja. Kabaretowy wymiar miała z kolei „narada", w której wyraźnie znudzony Putin wysłuchiwał „rad" kolejnych oficjeli zgodnie deklarujących, że należy uznać ŁNR i DNR. Ożywił się jedynie gdy szef Służby Wywiadu Zagranicznego Siergiej Naryszkin najwyraźniej miał problem z pojęciem swojej roli i najpierw zaczął mówić o dalszych negocjacjach, a później ofukany przez Putina całkowicie się pogubił i poparł „przyłączenie Doniecka i Ługańska do Rosji".
Po tym teatrze Putin ogłosił, ze musi to przemyśleć, co było już całkowitą farsą. Można jednak przypuszczać, że cały ten teatr, histeryczne orędzie, w trakcie którego rosyjski przywódca wzdychał, sapał i kasłał, a także równolegle nadawana w rosyjskich mediach kuriozalna propaganda, miały dwóch adresatów: zachodnich przywódców oraz rosyjskie społeczeństwo. Jeżeli chodzi o tych pierwszych to była to ostatnia, desperacka próba zastraszenia Zachodu i skłonienia go do ustępstw. Temu służyło oskarżanie Ukrainy o to, że zamierza ponownie dysponować bronią nuklearną, wywołać III wojnę światową (w domyśle nuklearną) i sprowadza islamskich terrorystów jako sojuszników (wątek zasygnalizowany i nie rozwinięty). Interesujące jest przy tym to, że w jednym orędziu Putin oskarżył Ukrainę o to, że próbuje wciągnąć Zachód do III wojny światowej i jednocześnie oskarżył Zachód o pchanie Ukrainy do wojny z Rosją, a nawet uderzenia atomowego Ukrainy na Rosję. Ten drugi przekaz był jednak już kierowany do rosyjskiej opinii publicznej. Do niej kierowana była również cała narracja zohydzająca Ukrainę oraz demonizująca NATO i rzekome plany Zachodu zniszczenia Rosji.
Zobacz też
Jeśli chodzi o Zachód to już wiadomo, że przekaz był nieskuteczny. Żadnych ustępstw nie będzie, a Zachód jednoznacznie pokazał, że się nie boi apokaliptycznych gróźb Putina i jest gotów na nie odpowiedzieć. Warto przy tym podkreślić, że to wciąż wcale nie musi nastąpić i nie zależy to w pierwszej kolejności od tego jak radykalne sankcje zostaną wprowadzone na tym etapie (Zachód nie może też pozbyć się od razu wszystkich swoich kart, bo wtedy Rosja będzie miała mniej do stracenia), lecz raczej od tego na ile Putin uzna, że ten akt, który się dziś dokonał pozwala mu wyjść z twarzą z sytuacji, w którą się sam wpędził mylnym przekonaniem o uległości Zachodu. W tej chwili Putin, nawet jeśli Ukraina zerwie stosunki dyplomatyczne z Rosją, może mieć nadzieją na to, że za kilka lub kilkanaście lat dojdzie do normalizacji, a Moskwa będzie powoli odbudowywać swoje wpływy na Ukrainie. Jeśli jednak dojdzie do regularnej wojny ukraińsko-rosyjskiej to taka perspektywa się oddali. Oczywiście wiele zależeć będzie od tego jaka skala byłaby takiej wojny tzn. czy byłaby ona ograniczona do niewielkiego terytorium czy też przeprowadzona na pełną skalę. Ta druga opcja byłaby ze strony Putina szaleństwem i bardzo prawdopodobne, że krokiem wręcz samobójczym. To jaki będzie ciąg dalszy zależy jednak również od Ukrainy, która nie ma (i od dawna nie miała) szans na odwojowanie Donbasu i Krymu. Ziemie te zresztą nie są oczywiście rdzennymi ziemiami ukraińskimi i nie o to tu chodzi, lecz o to, że Rosja narusza granice, które uznawała i sama ustaliła (i musi teraz sięgać po karkołomną argumentację historyczną by to uzasadnić). Przy czym nie robi tego po raz pierwszy (Abchazja i Osetia Płd.). Fakt, że w 2008 r. Putin nie występował z takim histerycznym orędziem też dużo mówi.
Zobacz też
Póki co sytuacja wygląda następująco: Rosja zajęła dwie kadłubowe, marionetkowe i od dawna de facto kontrolowane przez siebie republiki, pozbawiając się wpływu na resztę Ukrainy i odgrywanie roli mediatora (co wiązało się z możliwościami wywierania nacisku), przekreśliła porozumienia mińskie, które miały doprowadzić do niekorzystnych przemian ustrojowych w odniesieniu do całej Ukrainy, doprowadziła do znaczącego wzmocnienia flanki wschodniej, zamknięcia ust swoim sojusznikom na Zachodzie i zachęcenia kolejnych krajów do wstąpienia do NATO. To naprawdę oszałamiający „sukces".
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]