Reklama

Cel Izraela: wciągnąć USA do wojny z Iranem [OPINIA]

Prezydent USA Donald Trump oraz premier Izraela Binjamin Netanjahu.
Prezydent USA Donald Trump oraz premier Izraela Binjamin Netanjahu.
Autor. Prime Minister of Israel/X

Celem Izraela jest storpedowanie negocjacji amerykańsko – irańskich i wciągnięcie USA do wojny z Iranem. Bez wsparcia USA Izrael nie jest bowiem zdolny do zniszczenia irańskiego programu nuklearnego. Dlatego groźba eskalacji jest bardzo duża, choć istnieje też niewielka szansa, że negocjacje będą kontynuowane.

Izrael z całą pewnością może mówić o dużym sukcesie, jeżeli chodzi o przeprowadzony atak na Iran, ale jego długofalowe skutki mogą okazać się niekorzystne dla tego państwa. Jeżeli dojdzie do eskalacji, to będą one jednak przede wszystkim fatalne dla USA, Europy i państw regionu Bliskiego Wschodu. Oczywiście również dla Iranu. Korzyści odniesie natomiast Rosja.

Reklama

Porozumienie z USA - korzystne, ale mało prawdopodobne

Zabicie szeregu kluczowych dowódców irańskich, w szczególności szefa sztabu gen. Mohammada Bagheriego, naczelnego dowódcy Sepah gen. Hosejna Salamiego, dowódcy Sił Quds gen. Esmaila Qaaniego (prawdopodobnie – brak potwierdzenia ze strony irańskiej), a także kluczowego doradcy Chameneia ds. bezpieczeństwa adm. Alego Szamchaniego, to przede wszystkim ogromny sukces wywiadowczy i obnażenie słabości irańskiego kontrwywiadu. Nie jest to przy tym pierwszy raz i słabość Iranu w zakresie zdolności ochrony swoich elit jest szokująca. Oczywiście jest to też presja psychologiczna mająca na celu zasianie strachu wśród irańskich elit politycznych i wojskowych. Jednakże trzeba też mieć świadomość, że Iran nie będzie miał większych trudności z zastąpieniem tych osób. Natomiast uderzenie na instalacje nuklearne w Natanz nie wpłyną znacząco na zdolność dalszego rozwoju irańskiego programu nuklearnego, a w szczególności na możliwość wyprodukowania przez Iran bomby atomowej w ciągu kilku – kilkunastu tygodni. By pozbawić Iran takiej zdolności Izrael potrzebuje pomocy USA, a i tak możliwość przeprowadzenia takiego ataku budzi wątpliwości choćby ze względu na potencjalne skażenie radioaktywne (w tym dotyczące wód Zatoki Perskiej co uderzy w zasoby wody pitnej państw Półwyspu Arabskiego).

Czytaj też

Można się spodziewać, że Izrael będzie kontynuował operację „Wschodzący Lew” i w najbliższych dniach dokona kolejnych ataków na Iran bez względu na to czy Iran odpowie, czy nie. Wysłanie 100 dronów, które nie wyrządziły Izraelowi praktycznie żadnych szkód, oczywiście taką odpowiedzią nie jest. Teoretycznie najlepszym rozwiązaniem dla Iranu w takiej sytuacji byłoby kontynuowanie negocjacji z USA i szybkie zawarcie porozumienia. W takiej sytuacji można by było się spodziewać, że USA zmusiłyby Izrael do zaprzestania ataków. Iran znacznie bardziej skorzystałby bowiem na zniesieniu sankcji i inwestycjach USA i cena w postaci rezygnacji z program nuklearnego nie byłaby, teoretycznie, wygórowana. Niemniej należy rozróżnić interes Iranu i Islamskiej Republiki, a ta druga postrzega okazywanie słabości jako zagrożenie egzystencjalne. Dlatego najbardziej racjonalne działanie, jakim byłoby dążenie do szybkiego porozumienia, jest mało prawdopodobne (choć nie jest wykluczone).

Reklama

W co gra Izrael?

Celem Izraela nie jest obalenie Republiki Islamskiej, a słowa izraelskiego premiera Benjamina Netanjahu o wyzwalaniu Irańczyków spod ucisku islamistycznego reżimu to tylko element walki psychologicznej obliczonej na dalsze wewnętrzne osłabianie reżimu irańskiego i inspirowanie grup opozycyjnych do aktów dywersji. Dzięki temu Izrael wykorzystuje niektóre z tych grup w swoich działaniach wywiadowczych. Celem jest przede wszystkim zniszczenie, jakimkolwiek kosztem – nawet katastrofalnego skażenia radioaktywnego, irańskiego programu nuklearnego. Do tego potrzebuje jednak USA, które wcale nie są chętne do takiego zaangażowania, a Trump naciska na Iran by nie odchodził od stołu negocjacyjnego.

Reklama

Działania Izraela oparte są na założeniu, że jeśli Iran zdobędzie broń nuklearną to zaatakuje nią Izrael oraz że żadne porozumienie z Iranem nie jest wiarygodne i dlatego należy je storpedować. Dlatego też Izrael oponował przeciwko zawarciu w 2015 r. JCPOA i poparł wycofanie USA z tego porozumienia przez Trumpa w 2018 r. Paradoksem jest jednak to, że gdyby JCPOA zostało utrzymane to Iran najprawdopodobniej nie byłby obecnie państwem progowym. Nie było bowiem żadnych dowodów na znaczące naruszanie przez Iran tego porozumienia i zmieniło się to dopiero po 2018 r. Nie jest też prawdą, że winę za to ponosi administracja Joe Bidena, która jakoby złagodziła presję na Iran.

Czytaj też

Presja ta, choć doprowadziła irańską gospodarkę do ruiny to jednak nie była skuteczna w osiągnięciu swojego zasadniczego celu. Iran nie skapitulował, a protesty społeczne w Iranie nie przekształciły się w rewolucję i nic nie wskazywało na to by mogło dojść do obalenia w tym kraju systemu Islamskiej Republiki. Izrael był zatem również niezadowolony z przyjętej przez Trumpa polityki po rozpoczęciu drugiej kadencji tj. rozpoczęcia negocjacji z Iranem i dążenia do osiągnięcia dealu w praktyce przypominającego JCPOA. Dlatego też Izrael od samego początku szukał sojuszników w administracji Trumpa by storpedować te negocjacje i to była główna przyczyna dymisji Mike’a Waltza ze stanowiska Doradcy ds. Bezpieczeństwa Narodowego. Obecne uderzenie ma zatem na celu niedopuszczenie do kolejnej rundy negocjacji w Omanie. Izrael wiedział też, że samo fiasko negocjacji nie będzie wystarczające, gdyż Trump w takiej sytuacji planował po prostu zaostrzenie polityki maksymalnej presji, a jej skuteczność byłaby wątpliwa. Nawet jeśli miałaby przynieść efekt to w perspektywie lat, czyli znacznie dłużej niż horyzont czasowy potencjalnej weponizacji przez Iran jego programu nuklearnego.

Warto przy tym podkreślić, że założenie Izraela, że Iran chce dokonać nuklearnego ataku na Izrael jest błędne. Dla Islamskiej Republiki, gdyby posiadała ona kilkanaście ładunków nuklearnych, byłoby to samobójstwo, gdyż odwet w postaci międzynarodowej koalicji mającej na celu obalenie reżimu byłby oczywisty i nie spotkałby się z oporem ze strony żadnego państwa, łącznie z Rosją czy Chinami. Tymczasem rzeczywistość pokazuje, że Islamska Republika wykazuje się daleko idącym instynktem samozachowawczym, na którym przez długi czas oparta była taktyka tzw. „strategicznej cierpliwości”. Pokazuje to więc, że działania Izraela są irracjonalne z punktu widzenia jego własnego bezpieczeństwa. Torpedowanie porozumienia nuklearnego doprowadziło do tego, że Iran jest państwem progowym, a dążenie do konfrontacji militarnej z Iranem prowadzi do antagonizowania arabskich państw regionu i utraty sojuszników, a także narażania swoich obiektów na całym świecie na potencjalne działania asymetryczne ze strony Iranu. Ponadto zwiększa ona, a nie zmniejsza, prawdopodobieństwo podjęcia przez Iran decyzji o weponizacji programu nuklearnego tj. przejścia do fazy uzyskania bomb nuklearnych (Chamenei może wobec nowych okoliczności zmienić swoją fatwę uznającą broń masowego rażenia za haram, czyli zakazaną przez islam).

Reklama

Polityka Netanjahu

Inną kwestią, którą również należy brać pod uwagę, jest jednak korzyść osobista Netanjahu z tego ataku. Na tym etapie decyzja ta powoduje przekierowanie uwagi izraelskiej opinii publicznej. Rosnące niezadowolenie z rządów Netanjahu i sposobu prowadzenia przez niego wojny w Gazie zostanie stłumione przez jednoczące wsparcie dla działań wymierzonych w Iran. Jeśli dojdzie do eskalacji to, póki trwać będzie wojna z Iranem to Netanjahu nie będą też groziły nowe wybory. A choć Izrael deklaruje, że operacja Wschodzący Lew ma potrwać 2 tygodnie, to warto pamiętać, że również wojna w Libanie miała być krótka. W najbardziej pesymistycznym scenariuszu może ona przekształcić się w konflikt regionalny, który mógłby stać się pretekstem dla nieprzeprowadzenia wyborów w 2026 r. Izraelski premier liczy też na poprawę swoich fatalnych notowań. Ale również i tu może się przeliczyć.

Czytaj też

Po pierwsze, jeśli Iran zdecyduje się na mocną odpowiedź i Izrael poniesie również straty w postaci zniszczeń i ofiar (zapewne znacznie mniejszych niż ponosić będzie Iran, ale wciąż dotkliwych) to poparcie dla wojny z Iranem może zacząć szybko spadać. Po drugie w dłuższej perspektywie, jeśli zamiast zniszczenia irańskiego programu nuklearnego dojdzie do uzyskania przez ten kraj broni nuklearnej to będzie to kolejny strzał w stopę Netanjahu. Podobnie przeciwskuteczne może się okazać jego rozniecanie chaosu w regionie, gdyż prowadzi to tylko do pozbywania się sojuszników. Już obecnie „sukcesem” Netanjahu jest pogrzebanie szans na rozszerzenie Porozumień Abrahamowych o Arabię Saudyjską. Państwa arabskie, jeszcze kilka lat temu potajemnie układające się z Izraelem w kwestii przeciwstawiania się Iranowi, teraz jednoznacznie potępiły atak na Iran. Jeśli natomiast wojna z Iranem doprowadzi do obalenia monarchii haszymidzkiej w Jordanii to będzie to długofalowa katastrofa dla bezpieczeństwa Izraela.

Reklama

Co może zrobić Iran?

Iran ma obecnie kilka opcji. Poza wspomnianym wcześniej najbardziej racjonalnym, ale niestety mało prawdopodobnym utrzymaniem negocjacji i szybkim doprowadzeniem do porozumienia z USA, jest to przede wszystkim zmasowane kinetyczne uderzenie na Izrael. Chodzi o atak na znacznie większą skalę niż w kwietniu czy październiku 2024 r. Niestety, poglądy, że nieskuteczność tamtych ataków jest dowodem na brak zdolności Iranu to przejaw nadmiernego optymizmu. Wówczas Iran nie był zainteresowany eskalacją, a obecnie może poczuć się do niej zmuszony. Atak Izraela to bowiem wypowiedzenie wojny, a brak odpowiedzi nie powstrzyma dalszych ataków tylko zrobi z Iranu bokserski worek treningowy. Obecnie największym problemem Iranu nie jest brak zdolności uderzenia w Izrael, ale brak zdolności obrony przeciwko uderzeniom izraelskim. I jest to zasługa Rosji, która mimo nalegań Iranu nie sprzedała mu systemu S-400. Teoretycznie opcją jest też powtórka z października 2024, czyli odpowiednio skalibrowane uderzenie dające szansę na deeskalację. Tyle, że nikt tego nie kupi, a deeskalacji i tak nie będzie, bo Izrael jej nie chce i nie spodziewa się by USA go do tego zmusiły.

Reklama

Iran wprawdzie wskazał na USA jako współodpowiedzialne za atak, ale nie oznacza to, że na tym etapie uderzy (samodzielnie lub przez proxy) w cele amerykańskie. Byłby to ogromny błąd ze strony Iranu, gdyż na to właśnie liczy Netanjahu. Warto przy tym pamiętać, że sieć proxy Iranu jest bardzo osłabiona. Hezbollah jest zdziesiątkowany, Assad obalony, a Huti mogą nie mieć ochoty wchodzić w działania wymierzone w USA, gdyż dopiero co zawarli deal z Trumpem, że w zamian za zakończenie nalotów nie będą atakować celów amerykańskich (co innego ich gotowość do uderzeń na Izrael). Zostaje w zasadzie Irak i tamtejsza muqawama, ale ta formacja też może nie być aż tak chętna do zaangażowania się, bo nie spotka się to ze wsparciem irackiej opinii publicznej, a jesienią będą wybory parlamentarne i siły te mogą na tym bardzo dużo stracić.

Czytaj też

Zatem Iran musiałby prawdopodobnie samemu się zaangażować w takie uderzenia, a to oznacza spełnienie marzeń Netanjahu o wciągnięciu USA do wojny. Iran ma też inne możliwości asymetryczne, w szczególności doprowadzenie do blokady cieśniny Hormuz oraz Bab al-Mandab (z pomocą Hutich), a także rozwiniecie działań o charakterze terrorystycznym przeciwko obiektom izraelskim na całym świecie. Nie wydaje się jednak by na tym etapie Iran chciał te opcje uruchomić. Będzie to jednak prawdopodobne, jeśli USA włączą się do wojny i Islamska Republika uzna, że nie ma nic do stracenia, bo do lądowej inwazji i tak nie dojdzie, a nic więcej przeciwnicy Iranu zrobić nie będą mogli.

Reklama

Atak na Iran uderza również w Trumpa

Atak Izraela był ciosem dla USA i Trumpa osobiście. Przede wszystkim był kolejnym aktem „machania psem przez ogon”. Netanjahu nieustannie robił to za Bidena, ale wówczas wykorzystywał to, że trwała kampania wyborcza i mógł liczyć na wsparcie Republikanów. Teraz nie może liczyć na analogiczne wsparcie Demokratów przeciwko Trumpowi i dlatego amerykański prezydent, teoretycznie, ma wszystkie karty. Izrael nie jest bowiem w stanie prowadzić swoich wojen bez wsparcia USA, a głowa Netanjahu mogłaby łatwo spaść pod naciskiem Trumpa. Tymczasem Netanjahu zdecydował się na storpedowanie planów Trumpa wobec Izraela i postawienie USA przed faktami dokonanymi. To również cios wizerunkowy, który Trump postanowił złagodzić twierdząc, że został uprzedzony o ataku. Tyle, że stoi to w sprzeczności z deklaracjami, że USA nie mają nic wspólnego z atakiem i chcą dalej negocjować. Można oczywiście spekulować, że jest to gra w „dobrego i złego policjanta” ale byłoby to prawdopodobne, gdyby izraelskie uderzenie było jednorazowe i nastąpiłaby po nim gotowość do eskalacji. A jest inaczej. Trump liczy przy tym na ziszczenie się racjonalnego scenariusza tj., że Iran zmiękczy swoje stanowisko i szybko zawrze porozumienie by uniknąć kolejnych ciosów i rozkwitnąć gospodarczo. Niestety jest to mało prawdopodobne.

Reklama

Warto też wskazać, że ten rozwój sytuacji pokazuje absurdalność kalkulacji Trumpa, że Rosja skłoni Iran do uległości. Z drugiej strony jest to też dowód na prawdziwe intencje Rosji wobec Iranu. Gdyby bowiem Rosja chciała Iranowi pomóc to dawno zgodziłaby się na sprzedaż Iranowi S-400 i SU-35 o co Iran od lat zabiega. Wówczas Iran nie znalazłby się w takiej sytuacji jak dziś i miałby znacznie większe zdolności obrony powietrznej. To jasno pokazuje też, że Rosja jest beneficjentką eskalacji. Po pierwsze wyłączenie Iranu z rynku węglowodorów i wzrost cen ropy służy zdolnościom Rosji do odbudowy własnego potencjału niezbędnego do wojny w Ukrainie. Po drugie, ewentualna wojna regionalna całkowicie odciągnie uwagę USA od Ukrainy i flanki wschodniej. Niewielką stratą dla Rosji będzie w tym kontekście kwestia dostaw dronów z Iranu, gdyż uzyskała ona własne zdolności ich produkcji. Zresztą, gdyby się Rosja o to martwiła to by dała Iranowi S400.

Czytaj też

Eskalacja może łatwo zdestabilizować kraje arabskie znajdujące się między Iranem i Izraelem, w szczególności Jordanię i Irak (co do Syrii to można się spodziewać niewłączania się w jakiekolwiek działania i nie zestrzeliwania przelatujących nad nią pocisków i dronów, mając przy tym wytłumaczenie, że nie ma takich zdolności). Irak znajdzie się pod presją by starać się strącać przelatujące nad nim drony i pociski izraelskie, choć zdolność tego państwa do takich działań też jest wątpliwa z uwagi na słabość systemu przeciwlotniczego.

Nie można jednak również wykluczyć przerzucenia przez Iran do Iraku części rakiet i dronów by skrócić dystans ataku, a to oznaczać będzie, że Irak stanie się celem ataków Izraela. Jeszcze bardziej delikatna jest sytuacja Jordanii, która uczestniczyła w strącaniu pocisków i dronów Iranu w poprzednich atakach. Teraz jednak może się to spotkać z odwetem Iranu, a warto pamiętać, że kilka miesięcy temu jordańskie służby udaremniły plan ataku rakietowego grup proirańskich, który miał być przeprowadzony z Libanu i doprowadzić do upadku monarchii. Presja USA na przyjęcie Palestyńczyków z Gazy dodatkowo osłabiła monarchię, a jej upadek miałby katastrofalne skutki geopolityczne dla USA, jak również dla bezpieczeństwa Izraela.

Jeżeli chodzi o inne państwa arabskie to chcą one trzymać się z daleka tej konfrontacji by nie narazić się na odwet Iranu. Ale jakakolwiek destabilizacja regionalna i tak będzie dla nich niekorzystna i może też zagrozić dealom zawartym przez Trumpa w czasie jego wizyty w Arabii Saudyjskiej, Katarze i ZEA. Z całą pewnością Izrael nie może tez liczyć na wsparcie Turcji, z którą ma już teraz fatalne relacje i która tez potępiła atak na Iran. Turcja zajmie przy tym postawę wyczekującą i w miarę rozwoju sytuacji będzie się starać wykorzystać ją do wzmocnienia swojej pozycji (w przypadku porażki Izraela – zwiększając swoje wpływy w Syrii, a w przypadku klęski Iranu – aktywnością w Iraku i na Kaukazie Płd.). W tym sensie działania Izraela mogą zrobić z całego Bliskiego Wschodu znacznie mniej bezpieczne miejsce, a długofalowo obrócić się przeciwko Izraelowi.

Reklama
WIDEO: Defence24 Days 2024 - Podsumowanie największego forum o bezpieczeństwie
Reklama

Komentarze (5)

  1. Zam Bruder

    Nie wiem czy mogę przypomnieć moje wcześniejsze sugestie co do roli jaką odgrywa izraelski wywiad i wpływy Tel Awiwu - już co najmniej od czasów zainicjowania pierwszej wojny irackiej? Podobnie - w mojej ocenie odegrał on rolę np. w obaleniu rządu Mursiego i bractwa muzułmańskiego w Egipcie przywracając tam władzę generałów a z jakim skutkiem, widzimy na własne oczy ; Egipt ze śmiertelnego wroga Izraela stał się miejscem z którego przeciwko Izraelowi nie wyjdzie już żadna wojna. Tego losu - ubezwłasnowolnionego państwa bez własnego zdania, że tak określę - nie podzieliła Turcja w której Erdogan doskonale to zagrożenie rozpoznał i dlatego od tej pory ma na pieńku ze swoim dawnym przymusowym sojusznikiem.

    1. Davien3

      @Zam Pustynna Burza była bezposrednim następstwem agresji Iraku na Kuwejt więc jaka rola Izraela w tym? Co nakłonili Saddama do tego szaleńczego kroku? Własnie od wojen z Irakiem Izrael trzymał się na tak duza odległośc jak tylko mógł a to Irak chciał go w nie wciągnąć ostrzeliwując masowo Scudami. Egipt zawarł pokój z Izraelem po wielu kleskach odniesionych w wojnach w których był strona atakującą izrael Rząd Mursiego upadł bo był w kontrze do wojskowych a ci zwyczajnie go obalili nawet za cenę sankcji z USA i wstrzymanie dostaw broni. I jeszcze jedno, Egipt pdpisał pokój z izraelem jeszcze przed Arabską Wiosna która obaliła poprzedniego dyktatora Egiptu. Wiec te twoje teorie spiskowe sa nic nie warte.

    2. Rusmongol

      Tylko nie wiem co lepsze dla Turcji i dla nas. Turcja świecka szukająca kontaktu i współpracy czy radykalizująca się i szukająca zaczepki? He?

  2. Starszy Nadszyszkownik Sztabowy

    Wsparcie Iranu i utrzymania starcia jak nadłużej, to może być gratka dla Chin. Nawet jeśli USA wprost nie zaangażują się po stronie Izraela, to nieformalnie broniąc go ich siły morskie i powietrzne będą uwiązane, więc nie będą mogły szachować Chin. W tym samym czasie chińskie okretry zaczną pływac koło Tajwanu, Australii i Japonii i USA będą mieć niezły zgryz. Chiny mogą dostarczyć Iranowi drony lotnicze, czy choćby części do ich produkcji. Tak samo myśliwce i rakiety powietrze-powietrze oraz radary w paśmie metrowym, by przekonać się co w starciu z F-35 są w stanie zrobić.

    1. Davien3

      Ale niby jak Chiny mają pomóc Iranowi? Wyslą tam swoje wojsko? A co do zaangażowania sie USA to Chin pilnuja zupełnie inne siły niż Zatoki Perskiej I chciałbym zobaczyć te chińskie okręty pływające koło japonii czy przekraczajace granicę wód terytorialnych tajwanu. Długo by tak nie popływały Natomiast co do chińskich radarów metrowych to jeden ich najnowocześniejszy radar antystealth Jy-27 o obecnosci f-35 dowpiedział się dopiero kiedy pod Damaszkiem trafiły w niego bomby GBU z tegoz Adira

    2. Rusmongol

      F35 i tak wykonują tam misje z podwieszanymi zbiornikami paliwa.

  3. Eee tam

    Trumpa ? Do wojny ? Przecież on się nawet Hutich wystraszył po tygodniu

    1. Czytelnik D24

      Przecież Huti spełnili amerykańskie żądania więc Amerykanie zaprzestali ataków.

  4. Czytelnik D24

    Z deklaracji Iranu wynika jasno że to Iran będzie próbował wciągnąć USA do wojny atakując amerykańskie bazy.

  5. panemeryt

    Nie jestem miłośnikiem tego narodu więcej sympatii mam do Irańczyków. U nas dużo się mówi o wojnie hybrydowej jaką prowadzi Rosja z UE. To zabawy przedszkolaków w porównaniu z tym jaką wojnę hybrydową prowadzi Iran z Izraelem. Co do ocieplenia kontaktów USA-Iran to beneficjentem byłby przecież też Izrael. Po co miałby to torpedować? Do Rewolucji USA, Izrael i Iran byli sojusznikami. USA dostarczał broń do Iranu ale to Izrael im to serwisował i budował logistykę militarną. Także podczas wojny Iran-Irak USA po cichu dostarczało części i uzbrojenie a Izrael techników. Patrząc na to z tej strony można zrozumieć dlaczego Izrael im nie ufa. To nie narody są wrogie ale aktualni przywódcy Iranu są wrogami Izraela.

    1. Rusmongol

      Tak jak to Putin jest wrogiem Ukrainy a Rosjanie tylko tłumnie wstępują sami do wojska i z lubością atakują Ukrainę i mordują ukraińskie dzieci.

    2. panemeryt

      Iran, kiedyś Persja, to kraj z własną cywilizacją. Zoroastryzm jest starszy od judaizmu. Jego wpływ widać w judaizmie, chrześcijaństwie, islamie. Jeśli dziś mówimy o tzw. kulturze zachodu to jest to kultura której ideę stworzono w starożytnej Persji. Rzymianie i Grecy na nich się wzorowali. Z tego powodu Irańczycy doskonale odnajdują się dziś w UE a tacy Turkowie nie bardzo... Za czasów Aleksandra Wielkiego czy wcześniej w czasach mocarstw babilońskich Persja była częścią ogromnych imperiów. Funkcjonujących doskonale bo opartych na wymianie handlowej, raczej tolerancyjnych religijnie, dość sprawnie funkcjonujących. Z Persji zaczerpnięto np. ideę poczty czy budowy sieci dróg co pomagało sprawnie zażądać. Obecnie jak każdy cywilizowany człowiek w sporze izraelsko-palestyńskim trzymają stronę Palestyńczyków. Ale podobnie jak np. protestujący Europejczycy nie mają zamiaru zabijać Żydów. Wywiad Izraela jakoś nie ma problemów ze sprawnym działaniem na terenie Iranu. Pomyśl dlaczego?

Reklama