Reklama

Geopolityka

Brahimi: Syria zgodziła się na zawieszenia broni [komentarz]

24 października br. Lachdar Brahimi, specjalny wysłannik ONZ i LPA do Syrii poinformował, iż rząd w Damaszku zgodził się na kilkudniowe zawieszenie broni z okazji z muzułmańskiego Święta Ofiarowania (Id al-Adha).



Jak przekazał specjalny wysłannik podczas konferencji prasowej w siedzibie Ligi Państw Arabskich w Kairze, rząd Syrii ma ogłosić swoją decyzję w najbliższych dniach. Co istotne, według Brahimiego, na przerwanie walk zgodziły się również zbrojne frakcje opozycyjne, z którymi udało mu się skontaktować.

Id al-Adha, rozpoczyna się w najbliższy piątek a jego obchody potrwają od 3 do 4 dni.

Komentarz:

Wiadomość o obustronnej zgodzie na przerwanie walk jest dość zaskakująca, zważywszy na fakt, iż sam Lachdar Brahimi jeszcze przed wizytą w Damaszku (zakończyła się ona 22 października) był sceptyczny co do możliwości osiągnięcia, choćby przejściowego pokoju w tym objętym wojną domowym kraju.

Należy jednak pamiętać, że sama deklaracja o zawieszeniu broni nie musi oznaczać rzeczywistego przerwania działań zbrojnych. Najlepszy tego przykład mieliśmy w kwietniu br. Wtedy to doszło do formalnego zawieszenia broni między stroną rządową i opozycyjną. Przez pewien czas poziom przemocy w kraju znacznie się obniżył, jednak rząd nie wycofał ciężkiego sprzętu z miast, ani nie umożliwił swobodnych demonstracji swoim oponentom. Aby nadzorować proces pokojowy, RB ONZ uchwaliła 14 kwietnia jednomyślnie rezolucję nr 2042 otwierającą drogę do wysłania obserwatorów międzynarodowych do Syrii.

Pierwsi wojskowi (ale nieuzbrojeni) obserwatorzy, pojawili się w Damaszku 16 kwietnia. Mimo porozumienia i obecności misji ONZ walki rozgorzały na nowo, a od czasu jej przybycia do Syrii do jej wycofania pod koniec sierpnia br., miała miejsce m.in. niesławna masakra w Houla, kilka zamachów bombowych wymierzonych w rząd i nieustanne, ciężkie bombardowania miast opanowanych przez siły opozycyjne.

Obecnie sytuacja przypomina tę z kwietnia, choć obie strony obarczone są teraz bagażem tragicznych doświadczeń i na pewno mają jeszcze mniej wzajemnego zaufania. Damaszek może sobie pozwolić na oficjalne deklaracje, czy nawet wycofanie swoich żołnierzy, gdyż dysponuje on siłą kilkudziesięciu tysięcy płatnych zbirów / wiernej milicji, formalnie niezwiązanych z rządem, którzy dokonują pacyfikacji przeciwników al-Asada od początku protestów w marcu 2011 r.

Nie można również do końca liczyć na podporządkowanie się postanowieniom rozejmu przez opozycję. Jest to związane, po pierwsze z faktem, iż mimo zapowiedzi, nie istnieje jednolite, podporządkowujące sobie wszystkich walczących, dowództwo. Po drugie, według szacunków, wśród ok. 30 tys. powstańców / rebeliantów znajduję się nawet 3 tys. islamskich ekstremistów, głównie pochodzenia zagranicznego, którzy z pewnością nie uznają zawieszenia broni.

Sytuacja przypomina również poprzednią ze względu na deklarację ONZ, która zapowiedziała wysłanie sił pokojowych do Syrii. 22 października br., Hervé Ladsous, podsekretarz generalny ONZ ds. Operacji Pokojowych powiedział nawet, że są w przygotowaniu konkretne plany takiej operacji, jeśli dojdzie do zawieszenia broni z okazji Id al-Adha. Jeśli wierzyć jego słowom, to miałaby być to misja wojskowa, a nie obserwacyjna jak poprzednio.

Pojawia się tu kilka problemów. ONZ ma bardzo niewiele czasu na zorganizowanie takiej misji, a nawet z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że jest to niewykonalne jeśli chciałaby zdążyć przerzucić te siły w czasie świąt.

Taka inicjatywa wymaga zgody, nie tylko Rady Bezpieczeństwa ONZ, ale zapewne i Damaszku, który stanowczo odrzucał jakiekolwiek propozycje wysłania na swoje terytorium uzbrojonych "niebieskich beretów".

Ponadto, ryzyko takiej operacji jest teraz dużo wyższe niż kilka miesięcy temu a więc trudno będzie znaleźć państwa oferujące wysłanie kontyngentu swoich żołnierzy.

Może się zatem okazać kolejne zawieszenie broni pozostanie tylko na papierze, a Damaszek podniesie swoje notowania w oczach części międzynarodowej opinii publicznej.

Marcin M. Toboła

 

 
Reklama
Reklama

Komentarze