Reklama

Geopolityka

"Azjatyckie NATO" - Nierealny pomysł czy odpowiedź na potrzeby?

Autor. Japońskie Morskie Siły Samoobrony/Twitter

Nowy premier Japonii poruszył niedawno temat „azjatyckiego NATO”. To natychmiast wywołało reakcję Chin, które skrytykowały próby dyskusji o takim przedsięwzięciu. Odebrały to jako kolejny element agresywnej polityki USA i ich sojuszników na Pacyfiku.

Nowy premier, nowa koncepcja

Nowy premier Japonii, Shigeru Ishiba, zastąpił na tym stanowisku Fumio Kishidę. To właśnie za kadencji poprzedniego szefa rządu japońskie wydatki na obronność zostały znacząco podniesione. Jeszcze w 2020 roku wynosiły one nieco ponad 1% PKB. Jednak w związku z wojną na Ukrainie, agresywną polityką Rosji, Korei Północnej oraz pretensjami Chin do Tajwanu zapowiedział on wzrost nakładów na siły zbrojne (a w zasadzie Siły Samoobrony) do 2% PKB w 2027 roku. Najprawdopodobniej budżet obronny na rok fiskalny 2024 wzrośnie do 8,9 biliona jenów, co będzie stanowić około 1,6% PKB, co i tak jest już rekordowym wynikiem w historii powojennej Japonii.

Reklama

Shigeru Ishiba wydaje się być kontynuatorem tej misji, wręcz można powiedzieć, że uchodzi za człowieka, dla którego bezpieczeństwo i obronność mają pierwszorzędne znaczenie. Jeśli chodzi o samą wizję polityki międzynarodowej i bezpieczeństwa Japonii Ishiby, to możemy się z nią zapoznać za pośrednictwem Instytutu Hudsona, który przetłumaczył treść najważniejszych założeń nowego premiera.

Czytaj też

Przede wszystkim zwraca on uwagę na to, że tym, co zmieniło sytuację geopolityczną na świecie, jest wojna na Ukrainie. To ona wyznacza nowy etap w rozmowach o bezpieczeństwie nie tylko w Europie, ale i na świecie. Stawia pod znakiem zapytania, ale też podnosi wagę bezpieczeństwa zbiorowego, którego to wzorcem jest Pakt Północnoatlantycki. Ukazując, że same regulacje ONZ i założenia Karty Narodów Zjednoczonych są niewystarczające w tej materii. W tym kontekście pada też stwierdzenie, że „Ukraina dzisiaj, to Azja jutro. Zastąpienie Rosji Chinami, a Ukrainy Tajwanem, brak zbiorowego systemu samoobrony, takiego jak NATO w Azji, oznacza, że wojny prawdopodobnie wybuchną, ponieważ nie ma obowiązku wzajemnej obrony.”

To chyba najważniejsze stwierdzenie połączone z porównaniem, które zaczęło się pojawiać bardzo często, czyli Ukraina była i jest dla Rosji tym, czym Tajwan jest dla Chin - „zbuntowaną” prowincją, która odwróciła się od imperium i musi zostać przyłączona. Dlatego właśnie, zdaniem Ishiby, kluczowym jest zbudowanie w Azji systemu bezpieczeństwa kolektywnego, pod którego podwaliny zrobili już wcześniej premierzy Abe i Kishida.

Sieć sojuszy wymaga ulepszenia

Aktualnie na Indo-Pacyfiku kluczowymi dla Japonii są takie układy jak QUAD (USA, Japonia, Australia, Indie), AUKUS (Australia, Wielka Brytania, USA), który angażuje inne mocarstwa w Azji oraz bliska współpraca bilateralna ze Stanami Zjednoczonymi i Koreą Południową. To właśnie w tym formacie w planach byłoby utworzenie bardziej ścisłego sojuszu trójstronnego, wokół którego byłaby budowana szersza koalicja. W szczególności z państwami, gdzie Japonia również posiada bardzo bliskie relacje, czyli z Kanadą, Australią Filipinami, Indiami, Francją i Wielką Brytanią. Zwłaszcza w dobie nieformalnego konstruowania się osi Pekin-Moskwa-Pjongjang kluczowym jest zbudowanie odpowiedniej siły odstraszania. Jak zostało dodane, „jeśli te sojusze zostaną ulepszone (…), którego rdzeniem będzie sojusz Japonia-USA, w przyszłości będzie można rozwinąć sojusz w azjatycką wersję NATO”.

Czytaj też

Reklama

„Moją misją jest podniesienie sojuszu Japonia-USA do poziomu sojuszu USA-Wielka Brytania. Aby to osiągnąć, Japonia musi mieć własną strategię militarną i stać się niezależną pod względem bezpieczeństwa, dopóki nie będzie gotowa dzielić się własną strategią i taktyką na równych prawach z USA” - czytamy dalej w założeniach. To dosyć ważne stwierdzenie, bo pokazuje, jak Ishiba chciałby rozłożyć punkty ciężkości na Indo-Pacyfiku, gdzie centralnym punktem dla Stanów Zjednoczonych byłyby właśnie Wyspy Japońskie.

Dotychczas wyglądało to tak, jak stara się przekazać nowy premier, że USA były zobowiązane do „obrony” Japonii, a Japonia zobowiązana do „zapewnienia baz” USA. Tokio chciałoby teraz również aktywnie uczestniczyć w działaniach obronnych poprzez stacjonowanie Sił Samoobrony na amerykańskich wyspach. To miałoby z jednej strony odciążyć siły Stanów Zjednoczonych w tym teatrze działań, a z drugiej ukazać Japonię jako równorzędnego partnera w polityce bezpieczeństwa. To też pokazuje, jak chce od zwiększyć podmiotowość Tokio względem Waszyngtonu.

Czytaj też

Reklama

Jednoznaczne "nie" Pekinu

Nie ma się co dziwić, że reakcja władz w Pekinie była niemal natychmiastowa. Zarówno głosy z Chin, jak i z mediów podlegającym chińskim wpływom określiły budowanie „azjatyckiego NATO” jako element nieprawdopodobny, który grozi zwiększeniem napięcia w regionie. ChRL jest świadoma tego, że po rozpoczęciu wojny na Ukrainie przez Rosję doszło do konsolidacji świata zachodniego i tyczy się to zarówno Europy, jak i Azji.

putin Xî rosja chiny
Władimir Putin i Xî Jinping
Autor. The Presidential Press and Information Office/Wikimedia Commons/CC4.0

Pekin już wcześniej krytykował wszelkie przejawy działania Stanów Zjednoczonych w obszarze Indo-Pacyfiku. Negatywnie odnosił się do funkcjonowania QUAD, AUKUS, a także dziesiątek innych umów bilateralnych Waszyngtonu z państwami azjatyckimi, które, gdyby zaznaczyć je na mapie, formowałyby kordon sanitarny wokół Chin, jednocześnie zajmując kluczowe pozycje na morzach i oceanach. Same władze chińskie jednak nie pomagają swoimi działaniami, a wręcz przeciwnie. Pomimo zachowywania względnej neutralności (warto byłoby to nazwać „życzliwą neutralnością”) względem Rosji są dla niej najważniejszą podporą. Odrębnym tematem jest stopniowa wasalizacja Moskwy względem Pekinu, gdzie wpływy Xi Jinpinga i jego administracji sięgają już daleko poza tradycyjne obszary polityki w Rosji, a stopniowo dotykają kluczowych elementów gospodarki.

Jednak tym, co najbardziej niepokoi i zarazem skłania partnerów USA i Japonii do współpracy, to jest niezmiennie kwestia Tajwanu. Od dłuższego czasu dają się we znaki regularne prowokacje chińskiej armii, która manewrami wokół wyspy przypomina, że celem strategicznym jest podporządkowanie sobie Tajpej. Tylko w tym miesiącu miały miejsce duże ćwiczenia chińskiej armii tuż u wybrzeży Tajwanu.

Czytaj też

Realizm czy słowa na wiatr?

W tym wszystkim należy się zastanowić, na ile założenia utworzenia „azjatyckiego NATO” są realne, a na ile jest to jedynie hasło rzucone w eter. Bo czy obawy Tokio są uzasadnione? Wydaje się, że tak. Nie można zaprzeczyć, że zarówno Korea Północna, jak i Chiny stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa regionu, a rola Federacji Rosyjskiej w tym obszarze też jest szczególnie istotna ze względu na rosnące wzajemne zależności na lini Pjongjang-Moskwa oraz na coraz większe uzależnienie Rosji od Pekinu. To sprawia, że najbardziej zagrożonymi punktami stają się Korea Południowa oraz Tajwan. Japonia, będąc pośrodku tego wszystkiego, zachowałaby się lekkomyślnie nie reagując na tego typu zachowania reżimów niedemokratycznych.

Zatem plany tego typu mieszczą się w zasięgu zrozumienia potrzeb Tokio, jednak rodzi się pytanie o realność takich założeń. Z tym może być znacznie trudniej. O ile wynegocjowanie innej formy partnerstwa z Waszyngtonem i polepszenie relacji z Seulem (pomimo zaszłości historycznych) można sobie jakoś wyobrazić, o tyle zaangażowanie do takiego sojuszu obronnego Indii zdaje się czymś abstrakcyjnym (choć przy dynamizmie zmieniających się stosunków międzynarodowych nie niemożliwym). O ile w przypadku Australii, Filipin, czy innych partnerów USA w regionie można jeszcze snuć takie koncepcje (także przy kooperacji Kanady, Francji i Wielkiej Brytanii), to Indie wydają się być tutaj poza zasięgiem takich rozważań. Głównie ze względu na bardzo niezależny sposób prowadzenia własnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa.

Czytaj też

Niemniej wydaje się, że premier Shigeru Ishiba będzie starał się jak najmocniej inwestować w bezpieczeństwo samej Japonii, co wielokrotnie podkreślał i zdaje się być to motyw przewodni. Być może nastąpią jakieś zmiany w stosunkach dwustronnych Waszyngton-Tokio na większą samodzielność tego drugiego, ale na utworzenie takiego sojuszu nie ma co liczyć. Możliwe, że forma QUAD doczeka się jakiegoś rozwinięcia, ale trzeba by wtedy stawić pod znakiem zapytania rolę Indii, które raczej będą starały się unikać konfrontacji z Chinami.

Czytaj też

Reklama

Komentarze (8)

  1. Monkey

    Ciekawy pomysł, ale faktycznie raczej bez udziału Indii. Hindusi mają swoje ścieżki. Ale Korea Płd. Filipiny, Tajwan, może Wietnam są w zasięgu. Przede wszystkim jednak Japonia powinna rozbudowywać potencjał własny. Tym razem jej przemysł jest znacznie silniejszy niż w 1941. I oczywiście, położyć nacisk na większą podmiotowość w relacjach z USA.

    1. andys

      Raczej-przedmiotowość.

    2. Monkey

      @andys: Chyba trochę nie doceniasz potencjału Japonii. Z mniejszym wywołali wielką wojnę od Dalekiego Wschodu i Oceanu Indyjskiego aż po Kuryle i Hawaje w latach 1932-1945. Ze szczególnym nasileniem od 1937 i jeszcze większym od 1941. Powstrzymuje ich wspomnienie o traumie Hiroszimy i Nagasaki oraz pacyfistyczna konstytucja. Ale Chińczycy i Rosjanie tym razem mogą sobie połamać na nich zęby.

  2. andys

    To nie takie proste! Przykladowo,, trudno aby Korea zapomniała wyczyny Japonii w czasie wojny! Podobnie Wietnam i Filipiny. Przypomina to nasze stosunki z Ukrainą

  3. dsM

    NATO czy nie NATO im głębiej swoje (uzasadnione) historyczne resentymenty pogrzebią Japonia, Tajwan i Korea tym lepiej dla Zachodu i ogólnie dla nas. Pytaniem jest jak zaangażować Wietnam i Filipiny, żeby odnieść efekt zniechęcający dla Chin.

    1. bmc3i

      Wietnam trzeba angażować? Ten sam ktory przebiera nogami aby USA chroniły go przed Chinami, a najchęniej goscilby amerykanskie lotniskowce u siebie na stałe zamiast tylko od czasu do czasu.

  4. andys

    Nie wydaje mi sie, aby ktos w Azji chciał teraz wchodzić w sojusze militarne z USA. Kiedyś , gdy rządzili tam bezkonkurencyjnie Amerykanie, to owszem-bylo CENTO, SEATO i coś jeszcze -nie pamiętam. Teraz, moim zdaniem ,Azja jest zafascynowana chińska droga rozwoju i potrzebuje spokoju. Konfliktów między krajami azjatyckimi praktycznie nie ma. Ciekawe, ale i słusznie w artykule nie ma słów -Indie i BRICS.

    1. dsM

      O ten spokój szczególnie dbają Chiny atakując kutry sąsiadów na morzu Południowochińskim. Co do modelu rozwoju to Japończycy nie potrzebują, żadnych wzorców chińskich bo maja własny, lepszy.

    2. Rusmongol

      Konfliktów pomiędzy krajami azjatyckimi faktycznie nie ma? A Rosja nie napadła na UA..prawda?

    3. bmc3i

      ... i Wietnam też czuje się bezpiecznie z działaniami Chin, i Filipiny także. A najbezpieczniej czuja sie wysoy Spratla

  5. bmc3i

    Nie można nie zauważyć że Putin dal ostatnio Chinom bezpośredni dostęp do Morza Japońskiego, czego odmawiał im ZSRR przez cały okres powojenny, co stanowi bezpośrednie zagrożenie dla Japonii.

  6. Franek Dolas

    Chiny reagują identycznie jak Rosja gdy ich sąsiedzi podejmują działania mające poprawić ich bezpieczeństwo. Oba kraje jawnie deklarują i używają siły w realizacji własnych imperialnych interesów. Azjatycki odpowiednik NATO mógłby ostudzić zapędy Chińczyków. Ale my powinniśmy myśleć o zmianach w funkcjonowaniu naszego NATO w kierunku wprowadzania automatuzmu uruchamiania pomocy przez wszystkich jego członków w przypadku agresji na jednego z nich. Każdy członek sojuszu powinien być zobowiązany do "wystawienia" określonych ilościowo i jakościowo (uzbrojenia) jednostek wojskowych które w razie W przechodziłyby pod dowództwo NATO. Moim zdaniem ten tak "reklamowany" głównie przez Bajdena art. 5 niczego nie gwarantuje.

  7. Davien3

    A kto sie będzie pytał Chiny o zgode na taki sojusz?

  8. Rusmongol

    Bez wątpienia niezbędne są kolejne sojusze mające na celu przeciwstawienie się zakusom imperialnej Rosji i Chin. Coraz więcej państw musi posiadać też broń jądrową aby zminimalizować prawdopodobieństwo wybuchu 3 wojny światowej która chce wywołać os zła, Iran, Chiny, Rosja i Korea płn.

Reklama