Reklama

Geopolityka

Atak na Tajwan? Ekspert z Tajpej: Chiny miałyby problemy z inwazją [WYWIAD]

Autor. Dmitriy Pichugin/Wikimedia/GFDL 1.2

Zdolność Pekinu do przeprowadzenia ofensywnej operacji jest bez wątpienia większa niż w przeszłości, ale osobiście uważam, że Chiny miałyby problemy z realizacją pełnoskalowej inwazji. Co więcej, nie będą miały odpowiedniego potencjału jeszcze przez kilka lat - podkreśla w rozmowie z Robertę Czuldą dr Jyh-shyang Sheu – ekspert Instytutu Obrony Narodowej i Badań nad Bezpieczeństwem (INDSR) w Tajpej (Tajwan).

Reklama

Kryzys ukraiński - raport specjalny Defence24.pl

Reklama

Z perspektywy zewnętrznego obserwatora, co podkreśla też wiele mediów, sytuacja Tajwanu staje się krytyczna, a Chiny szykują się do bezpośredniej inwazji. Czy z Tajpej sytuacja wygląda tak samo?

Komunistyczne Chiny szykują się do inwazji na nas od dobrych siedemdziesięciu lat. Kluczową kwestią nie jest więc ich chęć, ale posiadane zdolności. Oddziela nas Cieśnina Tajwańska, która ma 150-200 kilometrów szerokości. Nasza koncepcja obronna opiera się głównie na jej wykorzystaniu. Pekin rozwija swoje zdolności na morzu, czego przejawem są, chociażby lotniskowce, czy też okręty desantowe. Zdolność Pekinu do przeprowadzenia ofensywnej operacji jest bez wątpienia większa niż w przeszłości, ale osobiście uważam, że Chiny miałyby problemy z realizacją pełnoskalowej inwazji. Co więcej, nie będą miały odpowiedniego potencjału jeszcze przez kilka lat. Choć oczywiście nie oznacza to, że ryzyko bezpośredniego ataku na Tajwan nie istnieje.

Reklama

Uderzenie na wyspę Tajwan to jedno, ale przecież pod kontrolą władz w Tajpej jest szereg innych wysp, z których wiele położonych jest blisko kontynentalnych Chin. To chociażby archipelagi Matsu i Penghu, a także Kinmen. Ten ostatni Chińczycy wielokrotnie atakowali – w 1949 roku dokonali na niej nieudanego desantu, a w 1958 roku przeprowadzili kilkutygodniowy ostrzał artyleryjski, czym wówczas doprowadzili do aktywnej reakcji Stanów Zjednoczonych.

To prawda, Tajwan ma wiele wysp, w tym na Morzu Południowochińskim. Przykładem jest archipelag Pratas, znany jako Dongsha Qundao, wokół którego również utrzymuje się napięcie. To właśnie wyspy mogą stać się zarzewiem czynnego konfliktu zbrojnego – ryzyko jest dużo większe niż bezpośrednia inwazja na Tajwan. Niemniej jednak to, że taki obraz wynika z naszej oceny nie oznacza, że Pekin myśli podobnie. Nie brak w historii przykładów autorytarnych reżimów, dokonujących błędnych kalkulacji.

Czytaj też

Czy zasadniczym problemem Tajwanu nie jest fakt, że z roku na rok systematycznie wzrasta nierównowaga sił? Chińskie siły zbrojne zwiększają potęgę, podczas gdy tajwańskie mają ograniczone zdolności rozwoju. Pewnych rzeczy, jak chociażby niewielkiego rozmiaru państwa czy małej populacji, nie przeskoczycie.

To prawda – podjęcie wyścigu zbrojeń z Chinami jest bardzo trudne, tym bardziej, jeśli weźmie się pod uwagę ich wzrost gospodarczy. Dlatego też tajwańskie władze i nasze siły zbrojne zdecydowały się pójść w stronę obrony asymetrycznej. Jednym z filarów takiego podejścia jest zwiększanie liczby rakiet przeciwokrętowych. Są one traktowane jako klucz do neutralizacji chińskiej floty i zmniejszenia rozmiaru sił inwazyjnych. To również systemy obrony przestrzeni powietrznej oraz małe, szybkie i dobrze uzbrojone łodzie. W odniesieniu do działań przeciwinwazyjnych to miny lądowe. Mieszkał Pan na Tajwanie, a więc dobrze Pan wie, że zachodnia część Tajwanu jest zurbanizowana. To tam znajdują się duże miasta, a ich zajęcie dla sił inwazyjnych to zawsze duże wyzwanie. Oczywiście chcielibyśmy uniknąć ciężkich walk w miastach – stąd nasza wielowarstwowa obrona i próba zatrzymania nieprzyjaciela na brzegu.

Na ile trudnością jest to, o czym pisze także tajwańska prasa, a więc niewystarczająca liczba chętnych do służby wojskowej po zniesieniu poboru powszechnego?

Tajwan w praktyce wcale nie zrezygnował z poboru – młodzi Tajwańczycy nadal muszą odsłużyć około czterech miesięcy. To zapewne niewystarczający czas, by stworzyć zawodowca, ale Ministerstwo Obrony Narodowej pracuje nad tym, by zwiększyć efektywność szkolenia. Problem braku wystarczającej liczby chętnych dotyka nie tylko Tajwan, ale przecież także państwa europejskie czy Stany Zjednoczone. Wynika to, chociażby z niskiej również u nas dzietności, co jest bolączką chyba wszystkich demokracji na świecie.

Na Tajwanie prowadzona jest debata, czy nie należałoby przywrócić rocznej służby zasadniczej. Takie głosy pojawiają się w obu partiach. Armia w stu procentach ochotnicza jest w naszym przypadku niemożliwa. Niemniej jednak to politycznie trudna decyzja. Chociaż młodzi ludzie w badaniach sondażowych zapewniają o gotowości obrony Tajwanu, to taki pomysł nie cieszy się popularnością.

Czytaj też

Jakie jeszcze dostrzega Pan wyzwania?

Wyzwaniem dla nas jest budżet. Podobnie jak państwa europejskie wydajemy duże sumy na kwestie społeczne, a pandemia jeszcze bardziej utrudniła sytuację. Trzeba też pamiętać, że metody asymetryczne mogą być skuteczne w sytuacji otwartej wojny z Chinami, ale w czasach pokoju takie siły nie mają większego zastosowania. Mam tu na myśli działania Pekinu, które sprowadzają się do nękania nas swoimi samolotami. Nie użyjemy przecież rakiet ziemia-powietrze, by je strącić. Do takiego scenariusza potrzeba konwencjonalnych środków, czyli samolotów odrzutowych, które należy wysłać celem przechwycenia intruza.

Innymi słowy, bardzo ważne jest zbalansowanie sił konwencjonalnych i tych, które nazywam asymetrycznymi. Bez tych pierwszych Tajwan nie może działać nie tylko w czasach pokoju, ale przegrałby również wojnę na wyczerpanie.

Czy udało się wyznaczyć proporcje?

Ciągle staramy się znaleźć stosowne proporcje, co nie jest łatwe. W naszej marynarce wojennej niektórzy oficerowie są zwolennikami większej koncentracji na małych okrętach z rakietami, podczas gdy inni uważają, że Tajwan potrzebuje dużych jednostek – fregat, a nawet niszczycieli. W praktyce potrzebujemy obu typów – tradycyjnych okrętów do neutralizacji działań nękających na zachodzie od Tajwanu, ale również do działań na jego wschodzie. Jeśli nie udałoby się nam zatrzymać inwazji, to wówczas mogłaby pojawić się konieczność sprowadzania na Tajwan zaopatrzenia – ropy naftowej, broni lub amunicji. Wówczas tradycyjne okręty wojenne byłyby niezbędne do ochrony linii tranzytowych. Jednocześnie nie byłyby one przydatne na wodach Cieśniny Tajwańskiej, która jest na nie za mała. W razie wojny byłoby tam dla nich zbyt duże ryzyko.

Czytaj też

W tym momencie nie mogę nie zapytać o tajwański program okrętów podwodnych. Tajwan ma na stanie cztery okręty – dwa pozyskane w latach siedemdziesiątych od Amerykanów i dwa nabyte dekadę później od Holandii. Te pierwsze budowano na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych, podczas gdy te drugie pochodzą z lat osiemdziesiątych.

Czytelnikom przypomnijmy, że Tajpej stara się pozyskać nowe jednostki od przeszło dwóch dekad, ale sam nie posiada odpowiedniej technologii i zdolności. Potencjalni partnerzy są odstraszani przez Chiny, a jedyny możliwy partner, to jest Stany Zjednoczone, nie buduje okrętów konwencjonalnych. Dopiero w ostatnich latach udało się osiągnąć przełom. Według mediów prototyp ma zostać zwodowany w 2023 roku i wejść do służby dwa lata później. Budowa rozpoczęła się w listopadzie 2020 roku.

To prawda, to długa historia. Stworzenie względnie dużej floty okrętów podwodnych to długookresowe marzenie tajwańskiej marynarki wojennej. Mowa jest o ośmiu okrętach podwodnych, a może nawet i większej ich liczbie. Problemem mogą okazać się jednak pieniądze – trzeba przecież sfinansować także inne projekty.

Program objęty jest tajemnicą, dlatego nie znamy szczegółów. Tajwańskie Ministerstwo Obrony Narodowej nie podaje informacji, a wszystkie doniesienia na ten temat pochodzą z prasy. Z tego co wiem, to do 2024 roku być może będziemy mieć pierwszy okręt. Lokalne media pisały o licznych wizytach zagranicznych ekspertów technologicznych. Chiny starają się nie doprowadzić do realizacji tego projektu – chociażby poprzez wywieranie presji na Niemcy. To jeden z powodów, dla których Tajwan nie chce o nim mówić.

Okręty podwodne to reakcja na coraz agresywniejszą politykę Chin. Według tajwańskiego ministra spraw zagranicznych Josepha Wu „Chiny muszą teraz borykać się ze spowolnieniem gospodarczym i wojną handlową ze Stanami Zjednoczonymi, a Tajwan służy im jako kozioł ofiarny". Czy zgodziłby się Pan z takim rozumieniem chińskich intencji?

W ubiegłym roku Chińczycy wysłali ponad 900 samolotów w pobliże południowego Tajwanu. To trudna sytuacja. Powodów nie znamy i o nie należałoby pytać Chiny. Możemy tylko zgadywać. Powodem mogą być kwestie wewnętrzne, w tym walka o wpływy i władzę w ośrodkach decyzyjnych partii komunistycznej. Może to być również efekt wspomnianej sytuacji gospodarczej i próby odwrócenia uwagi niezadowolonych z sytuacji pandemicznej obywateli. Jako potencjalny powód wskazać można również rywalizację Chin ze Stanami Zjednoczonymi. Tworzenie presji wokół Tajwanu to dla Pekinu możliwość zaprezentowania swoich zdolności i pokazania, że to Chińczycy są rozgrywającymi i to oni kontrolują sytuację.

Chińskie działania są formą wojny hybrydowej – podobnej do tej, jaką Rosja prowadzi wobec Europy Wschodniej. Celem jest obniżenie morale i wywołanie strachu. Tak samo jest w przypadku ataku na nas – chcą nas przekonać, że nie warto się bronić, a także wzmocnić istniejące w naszym społeczeństwie podziały.

Czytaj też

Czy uznałby Pan atak na Tajwan za kluczowy cel Pekinu?

Inwazja na Tajwan nie jest wcale dla Chin priorytetem. Ważniejsze kwestie to rozwój gospodarczy, radzenie sobie z pandemią, czy też rywalizacja ze Stanami Zjednoczonymi.

Xi Jin-ping nie będzie rządził wiecznie. Czy po kolejnym chińskim przywódcy można spodziewać się kontynuacji polityki względem Tajwanu?

Tak zwane połączenie z Tajwanem to cel komunistów, choć tak jak powiedziałem, wcale nie priorytetowy. Zmiana przywództwa w Pekinie nie zmieniłaby kierunków polityki względem nas. Zapewne tylko jakaś wyjątkowa sytuacja, na przykład poważne problemy partii komunistycznej, mogłyby doprowadzić do bezpośredniego działania przeciwko Tajwanowi. W historii jest wiele przykładów autorytarnych reżimów, które działały w taki sposób.

A w przypadku Tajwanu? Na ile polityka obecnej prezydent Tsai Ing-Wen (Demokratyczna Partia Postępowa) różni się od poprzednika, a więc Ma Ying-jeou (2008-2016), który reprezentował Narodową Partię Chin (KMT)?

Prezydent Ma skoncentrował się na relacjach z Chinami. Jego celem było zacieśnienie stosunków dwustronnych, w czym widział drogę do zmniejszenia ryzyka konfliktu zbrojnego. W tym samym czasie Obama miał generalnie dobre relacje z Chinami. Ma nie miał więc zbyt dużego wyboru co do kierunków swojej polityki zagranicznej. Z kolei prezydent Tsai skoncentrowała się w większym stopniu na kwestiach bezpieczeństwa i próbie zbudowania samodzielnych zdolności obronnych. Składa się na to zarówno modernizacja techniczna jak i reformy organizacyjne. Ważnym elementem stało się zacieśnienie współpracy ze Stanami Zjednoczonymi, które również zmieniły wówczas swój stosunek do Chin. Być może Joe Bidenowi uda się znaleźć pola współpracy z Pekinem, chociażby w zakresie zielonej energii i zmian klimatycznych.

Czytaj też

W październiku ubiegłego roku prezydent Tsai publicznie przyznała w wywiadzie dla CNN, że na Tajwanie są amerykańscy żołnierze. Część mediów odebrała to jako przełomową wiadomość. Czy tak faktycznie należy te słowa traktować?

Nie. Przecież za każdym razem, gdy Tajwan kupuje broń ze Stanów Zjednoczonych, na Tajwan przybywają amerykańscy doradcy i niewielkie grupy, by wesprzeć wprowadzenie jej do służby. Na Tajwan co jakiś czas przybywają amerykańscy mundurowi, choć rozmiarowo nie da się tego porównać z siłami w Europie Wschodniej lub w Japonii. To zupełnie inna skala.

Zanim prezydent Tsai powiedziała o tym, bodaj w 2020 lub w 2019 roku na oficjalnym materiale wideo amerykańskich sił zbrojnych widać było wyraźnie amerykańskie siły specjalne, które ćwiczyły u boku śmigłowca Black Hawk – ten miał tajwańskie oznaczenia. Po prostu na ogół o tym nie informujemy publicznie. Skąd teraz decyzja, by o tym powiedzieć? Sądzę, że prezydent Tsai chciała w ten sposób podkreślić tajwańsko-amerykańskie partnerstwo.

W ostatnim czasie byliśmy świadkami dramatycznych obrazów z Hong Kongu, który został jeszcze ściślej podporządkowany władzom w Pekinie. Wówczas prezydent Tsai publicznie solidaryzowała się z protestującymi. Na ile wydarzenia z Hong Kongu wpłynęły na nastroje na Tajwanie?

Sytuacja polityczna Tajwanu jest zupełnie inna od Hong Kongu. My mamy własny rząd, jesteśmy oddzieleni od Chin Cieśniną Tajwańską. Niemniej jednak przykład Hong Kongu pozwala Tajwańczykom zobaczyć, ile znaczą chińskie obietnice. Pekin zapewniał, że status Hong Kongu nie zostanie zmieniony przez następne pięćdziesiąt lat, a przecież tak się nie stało. Ostatnie dwa, trzy lata to istotne zmiany. Pokazuje to, że chińskim obietnicom może nie warto ufać.

Czytaj też

Australijski premier Scott Morrison stwierdził jakiś czas temu, że Australia znajduje się obecnie w najtrudniejszej sytuacji geopolitycznej od czasów II wojny światowej. Czy taką ocenę odnieść można również do Tajwanu?

W podobnym tonie wypowiedział się nasz minister obrony Chiu Kuo-cheng – stwierdził on, że obecna sytuacja może być najtrudniejszą, z jaką przychodzi mu mierzyć się podczas jego wieloletniej służby. Chiu to emerytowany generał. W ostatnich dwóch, trzech dekadach faktycznie nie było gorzej niż teraz, aczkolwiek nie uważam, abyśmy doszli do napięcia z czasu kryzysu rakietowego lat 1995-1996. Tajwańskie społeczeństwo przywykło do życia w cieniu konfliktu – Chiny od siedmiu dekad próbują przejąć nad nami kontrolę.

Autor. Dr Jyh-shyang Sheu

Dr Jyh-shyang Sheu – ekspert Instytutu Obrony Narodowej i Badań nad Bezpieczeństwem (INDSR) w Tajpej (Tajwan). Zajmuje się tematyką chińskich sił zbrojnych i koncepcją prowadzenia walki, a także polityką Pekinu. Doktorat uzyskał na Uniwersytecie Eberharda Karola w Tybindze (Niemcy).

Reklama
Reklama

Komentarze (4)

  1. VIS

    "W ubiegłym roku Chińczycy wysłali ponad 900 samolotów" chyba powinno być napisane Chiny wykonały 900 samolotolotów lub Chiny wykonały 900 misji lotniczych.

  2. Monkey

    Chiny są cierpliwe. Jak juz kiedys pisałem, jest to chyba jedyne mocarstwo które przetrwało jako mocarstwo od czasów starożytnych. takie rzeczy nie dzieja się bez przyczyny. Mieli wiele wzlotów i upadków, ale jednak w przeciwieństwie do np. starożytnego Rzymu nie zniknęli z mapy stając się tylko częścią historii. Egipt, Asyria, Persja - te mocarstwa zniknęły, a ich następcy nie są państwami, które mogłyby sie kreować na mocarstwa. Indie? Cóż, mają przyszłość. I to one mogą byc największym zagrożeniem dla Chin. Ale czy tak się stanie, tego nikt nie może przeiwdzieć (przypomnę, Indie również bywały mocarstwem i tak jak Chiny przeżyły wiele najazdów kończących się ich wzlotami i upadkami).

    1. Valdore

      Monkey, Chiny były takim "mocarstwem" że w XIX i na początku XX wieku każdy robił z nimi co chciał a żeby nie decyzja Nixona o otwarciu sie USa na Chiny to i dzisiaj nie byłoby o wiele lepiej.

    2. arokey

      Rebelianci komunistyczni obalili rząd. To Tajwan jest stolicą Chin na uchodźctwie. To Tajwan powinien dążyć do odzyskania kontynentalnych rebelianckich terytoriów

    3. TrollPutina

      No to niech sobie dąży, droga wolna, powodzenia. Arokey chętny na pierwszą linię osobiście poprowadzić szturm?

  3. PKK

    Z tego wynika, że Chiny mają czas i mogą po prostu poczekać, aż Tajwan "sam", zdecyduje się do nich dołączyć.

    1. arokey

      Rebelianci komunistyczni obalili rząd. To Tajwan jest stolicą Chin na uchodźctwie. To Tajwan powinien dążyć do odzyskania kontynentalnych rebelianckich terytoriów

    2. Ech

      Po co powtarzac brednie. Rebalianci z Tajwanu i Komustczni razem obabali prawowity rzad Chin. Cesarski. Rebelianci z Tajwanu przegrali wewnetrzna wojne po czym uciekli na Tawjani i przez 40 lat mieli tam dykatature. Demokracje zallzyli nie dawno. Blizej mysli Cesarskiej (orginalie Chinskiej) sa komunisci. Tajwanczycy zas sprzmierzyli sie z Zachodem - dawnym najezdza kolonialnym Chin. Wystrczy poczytac histrie zamiast szerzyc propagande. pozdrawiam,

    3. Valdore

      @Ech i znowu kłamiesz jak ostatni idiota:) No ale co się dziwić, w Olgino mysleć nie wolno:)

  4. Andrzej B.

    Plany rozwoju floty ChRL są dosyć wyraźnie opisane. Kluczowe jest to, że ChRL nie chce Tajwanu zniszczyć, tylko go przyłączyć i zintegrować z resztą kraju. Tajwan był na prostej drodze do przyłączenia do czasu problemów z Hong Kongiem. Możemy tu mówić nie o braku chęci Tajwanu do przyłączenia, ale o poziomie poparcia tej opcji. Ten poziom był wysoki, ale zmalał. Nie oznacza to, że nie wzrośnie. Jeżeli ChRL urośnie w siłę i stanie się niekwestionowanym mocarstwem, to zyska nowe narzędzia nacisku - np. pełną blokadę morską Tajwanu. ChRL może też wymusić na mieszkańcach Tajwanu np. przyjęcie obywatelstwa. Wystarczy zakaz prowadzenia działalności gospodarczej na kontynencie dla wyspiarzy lub ujęcie w systemie ocen tylko tych z kontynentu, a system ocen może kształtować np. procent opodatkowania...

    1. Valdore

      I znowu fantazje :)) Ale dla pana wiedzy przyłaczenia Tajwanu do Chin chciało mniej niz 1% mieszkańcó wioec jak to jest wysoki poziom to cos nie tak z pańska matematyka.. A juz z blokady nieźle się usmiałęm:) Robienie jej w zasieu setek pocisk pokr to dobry sposób na pozbycie się okretó chińskich.. System ocen działa wyłacznie dla obywateli Chin wiec takie zagranie oznaczałoby gosp[odarczą śmierć ChRL, dobry sposób na pozbycie się ale komunistów.

    2. arokey

      Rebelianci komunistyczni obalili rząd. To Tajwan jest stolicą Chin na uchodźctwie. To Tajwan powinien dążyć do odzyskania kontynentalnych rebelianckich terytoriów

    3. Ech

      Vadobre - zyjesz chyba w swiecie fantazji.., Wpisz w gogle "paparcie na Tajwanie dla Chin: i sprawdz swoj 1%