- Analiza
Bitwa w Himalajach – chiński punkt widzenia [ANALIZA]
Walka na kije i kamienie do jakiej doszło w czerwcu pomiędzy chińskimi i indyjskimi żołnierzami do dzisiaj budzi emocje. To i koncentracja sił obydwu państw jaka następowała przed a szczególnie po tym wydarzeniu wydaje się z wielu powodów niekorzystna dla Chińskiej Republiki Ludowej. Szczególnie, że w tej sprawie na świecie słychać wyłącznie media indyjskie i zachodnie. Te ostatnie wydają się popierać – prawdopodobną zresztą – wersję wydarzeń promowaną przez New Delhi – że to żołnierze chińscy przygotowali „zasadzkę” na indyjską piechotę górską. Pytanie nasuwa się samo: po co Chinom w tak trudnej chwili dodatkowy kłopot?

Chińska Republika Ludowa jest dzisiaj trudnym położeniu. W to, że epidemia Covid-19 wyszła z jej terytorium nikt dzisiaj nie wątpi. Koszty polityczne tego faktu są dla Pekinu olbrzymie. Na jaw wyszły informacje o tym, że partia i jej przywódca Xi Jinping zdecydowali w pewnym momencie o zaniechaniu informowania świata na temat zagrożenia powodowanego przez wirusa. Nagle znów głośno zaczęto mówić o tym, że w Pekinie panuje „komunistyczny reżim” mimo, że przez dziesięciolecia w imię zysku przymykano na ten fakt oczy. Co więcej spowolnienie gospodarcze – wzmocnione jeszcze przez przegrywaną przez Chiny wojnę gospodarczą wytoczoną im przez prezydenta USA Donalda Trumpa – po wirusowej aferze stało się jeszcze większym problemem.
Wiele państw, które do tej pory czuło się zagrożonych przez ChRL, ale nie miało odwagi, albo zdawało sobie sprawę, iż nie znajdą międzynarodowego poparcia ws. ekspansywnej polityki azjatyckiego mocarstwa, teraz zbroi się i przyjmuje agresywną retorykę. Wśród nich należy wymienić chociażby Australię i dalekowschodnie „tygrysy” w tym w szczególności „zbuntowaną prowincję” Tajwan, która coraz bardziej opowiada się za proklamowaniem niepodległości. Do tego dochodzi zaogniająca się sytuacja w Hong Kongu.
Czytaj też: Chińskie "gry powietrzne" koło Tajwanu
Chiny mające obecnie zimną wojnę ze Stanami Zjednoczonymi zawsze bały się konfliktu na dwa fronty: z USA i Indiami jednocześnie. Teraz wygląda na to, że zbliżyły się do tego scenariusza bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Dlaczego i jak wygląda to z punktu widzenia Pekinu?

Z punktu widzenia Chin wybuch epidemii koronawirusa sprawił, że ich prestiż i sympatie innych państw wobec nich spadły, a Komunistyczna Partia Chin może mieć poczucie bycia oblężoną twierdzą. Poczucie to jest z wielu względów uzasadnione. Po co w takim razie antagonizować jeszcze Indie, otwierając „dodatkowy front” polityczny choć (jeszcze?) nie militarny.
Sporne tereny
Kwestia trzech spornych terytoriów - zachodniego (gdzie doszło do walk, czyli właśnie część regionu Ladakh licząca sobie 30 tys. km2), centralnego (obok Nepalu) i wschodniego (90 000 km2 należące teoretycznie do indyjskiego stanu Arunachal) – jest obecna od końca lat 40. ubiegłego wieku. Obydwa państwa nigdy nie porozumiały się względem ustanowienia granic w tych rejonach i de facto istnieją tam dwie linie rozgraniczenia pomiędzy nimi, tzw. line of actual control (LAC) o łącznej długości 3488 km. Pierwsza linia została ustalona w roku 1959 i ją właśnie uznają Chińczycy.

Drugą, bardziej korzystną dla Indii ustalono we wrześniu 1962 roku, co wywołało miesięczną wojnę, którą Indie przegrały. Mimo to New Delhi nadal uznaje właśnie tą granicę. We wszystkich trzech miejscach nie ma zgody co do rozgraniczenia terytoriów, jednak w rejonie wschodnim i centralnym, gdzie pobudowane zostały posterunki i obie strony utrzymują stałą obecność istnieje swego rodzaju ciche porozumienie uznające istniejące status quo. Co innego w rejonie zachodnim czyli właśnie w Ladakh, gdzie linie rozgraniczenia wyznaczone zostały w niedostępnych rejonach wysokogórskich. Żadna ze stron nie zdołała tam stworzyć stałych posterunków, które byłyby trudne do utrzymania, szczególnie zimą. Stąd pole do różnych interpretacji co do tego gdzie przebiega LOC.
W ostatnich latach obydwie strony zaczęły w tym rejonie i jego pobliżu budowę infrastruktury - najpierw Chiny a w ostatnim czasie właśnie Indie. W związku z inwestycjami tych ostatnich indyjscy żołnierze zaczęli zapuszczać się w rejon należący – zdaniem Indii – do Indii, a zdaniem ChRL – do Chin.
Znacznie dla Chin
Dla Chin kluczowe są szczególnie dwa sporne terytoria: wschodnie i zachodnie. Na wschodnim urodził się w XVII wieku sławny 6. Dalajlama, przez co posiadanie go warunkuje posiadanie Tybetu. W oparciu o nie Indie mogłyby któregoś dnia dokonać oderwania tej prowincji od Chin, ponieważ implikowałoby to że Dalajlama jest obywatelem Indii. Z kolei sporne terytorium zachodnie czyli Ladakh ma znaczenie nie tyle polityczne co geograficzne. Tędy przechodzi bowiem chińska droga G 219 – jedyne połączenie lądowe pomiędzy Tybetem a Regionem Autonomicznym Sinciang-Ujgur. Droga ta jest strategicznie ważna, ponieważ gdyby przypadku buntu w jednej z tych prowincji doszło do powstania narodowego, wówczas będzie można do niej łatwo dosyłać posiłki i zaopatrzenie z drugiej. Przecięcie tego połączenia byłoby więc z punktu widzenia Chin ryzykowne.
Połączenie w górskiej prowincji jest także ważne dla budowy chińskiej sieci drogowej, która obecnie jest prowadzona nie wewnątrz kraju (tam już ją rozbudowano) ale w rejonach przygranicznych i idących „na zewnątrz”. W ramach budowy lądowych szlaków handlowych w Euroazji, dzięki którym Chińczycy nie będą się już musieli się bać odcięcia od morskich szlaków handlowych i surowców. Te komunikacyjne wyjścia „na zewnątrz” są prowadzone w pięciu kierunkach, na: Koreę Północną, Mjanmę (Birmę), Rosję, Mongolię i właśnie Indie.
Budowa tych połączeń może być odbierana jako ekspansja. Nieprzypadkowo program budowy dróg handlowych „na zewnątrz” rozpoczął się w 2016 roku, a w 2017 doszło do pierwszych incydentów z żołnierzami indyjskimi. Budowa zaplecza nieopodal niedostępnych spornych terenów budziła w Indiach podejrzenia o chęci ustanowienia dzięki temu prymatu nad spornym terytorium i wywołała reakcję.
Czytaj też: Chiński okręt wziął na cel jednostkę z Filipin?
Obecnie trwa wyścig obydwu stron w rozbudowie infrastruktury po obydwu stronach umownej granicy. Właśnie z jego powodu dochodzi do starć na terytorium uważanym przez obydwie strony za własne.
Punkt widzenia ChRL
Z punktu widzenia Chin (nie ma przy tym znaczenia czy słusznego czy nie) to nie one są agresorem ale właśnie Indie, które próbują wykorzystać obecną słabość Pekinu. Tak właśnie odczytano budowę wiosną br. indyjskiej infrastruktury na spornym terytorium i zapuszczanie się w obręb „niewłaściwej” strefy kontroli żołnierzy indyjskich. Dlatego Chińczycy postanowili zdecydowanie przeciwdziałać. Tak, aby nie okazać słabości.
Straty wizerunkowe (doszło do brutalnej walki, zginęli indyjscy żołnierze) w sytuacji i tak walącej się reputacji państwa uznano za akceptowalne. Za do przyjęcia uznano też najwyraźniej zantagonizowanie Indii, które i tak dryfowały od lat w stronę sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi. Od pewnego czasu Waszyngton sprzedaje New Delhi nowoczesne uzbrojenie w tym samoloty patrolowe morskie P-8 Poseidon, śmigłowce AH-64E Apache Guardian, oferuje też specjalnie przygotowaną w tym celu wersję myśliwca F-16, tzw. F-21 (F/A-18 zresztą też) proponując przeniesienie do Indii ich produkcji. Jednocześnie pogarszają się stosunki amerykańskie z największym wrogiem Indii – Pakistanem, pozostającym w bliskich stosunkach z Pekinem.
Podobną twardą postawę przyjęła ChRL w stosunkach z innymi sąsiadami, m.in. Wietnamem, Filipinami, Tajlandią, Japonią i oczywiście Tajwanem. Konflikt z Indiami, które w chińskiej percepcji próbowały wbić Chinom „nóż w plecy” w chwili, gdy te są coraz bardziej skonfliktowane z USA, może być też próbą skompromitowania Indii. Pokazania im ich słabości i miejsca na świecie – nie jako konkurencyjnego mocarstwa ale biedniejszego sąsiada, który może być co najwyżej biorcą chińskiego eksportu. Międzynarodowe poniżenie Indii miałoby też negatywnie wpłynąć na ich rozwój jako konkurencyjnego mocarstwa w regionie. Jak na razie trudno jednak mówić o tego typu skutkach bitwy w Himalajach i można mówić raczej o mobilizacji indyjskiego społeczeństwa, wzroście i przyspieszeniu inwestycji w obronność.

Tak naprawdę jednak incydent może być dopiero wstępem do prawdziwego konfliktu, w którym ChRL może chcieć „szybko i sprawnie” pokonać Indie, udowodnić światu swoją absolutną przewagę nad sąsiadem i złamać podstawy do jego dalszego rozwoju. Bo w czasach kiedy chińska gospodarka się chwieje, a pensje pracowników stoją w miejscu i załamał się rozwój demograficzny, to właśnie ludna, rozwijająca się i nie tak słaba technicznie i militarnie „największa demokracja świata” ma szansę przejąć rolę Chin w światowej gospodarce.
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]