- WIADOMOŚCI
- ANALIZA
USA rezygnują z roli „światowego policjanta”
Nowa Narodowa Strategia Bezpieczeństwa USA informuje o tym, co było wiadome już od dobrych kilkunastu miesięcy. Warto na spokojnie przyjrzeć się temu, co jest w niej napisane.
W czwartek 4 grudnia 2025 r. Biały Dom opublikował nową Narodową Strategię Bezpieczeństwa. Dokument przygotowany przez administrację Donalda Trumpa, a szczególnie podsekretarza stanu ds. polityki w Pentagonie Elbridge’a Colby’ego, można uznać za oficjalne potwierdzenie zakończenia amerykańskiej polityki zagranicznej prowadzonej przez ten kraj od początku lat 90. XX w.
Koniec "światowego policjanta"
Amerykanie rezygnują z roli „światowego policjanta”, a jako priorytet wyznaczają obronę swojej hemisfery. W pewnym sensie powracają tym samym do jednej ze swoich pierwszych doktryn polityki zagranicznej, czyli Doktryny Monroe’a, w której skupiali się na zachodniej półkuli, rezygnując z mocniejszego ingerowania w inne części świata, w tym Europę (przeciw której de facto ta doktryna była wymierzona, ponieważ mówiła jasno o braku zgody USA na obecność państw europejskich w amerykańskiej „sferze wpływów” – red.).
Ten ruch jest pewną niespodzianką, ale nie jest całkowitym zaskoczeniem. Niecałe dwa tygodnie przed publikacją dokumentu Białego Domu, prof. Andrew Michta w rozmowie z Defence24 zwracał uwagę na to, że scenariusz skupienia się USA na zachodniej hemisferze jest prawdopodobny. „Ciekawe, że nadal nie opublikowano nowej strategii bezpieczeństwa. Możliwe, że wszyscy mówią o tym, iż nastąpi przesunięcie na Indo-Pacyfik, ale w mojej ocenie potencjalnie może dojść do drugiej opcji — sytuacji, w której Stany Zjednoczone mogą optować za obronnością hemisferyczną. Stąd mówienie o Grenlandii czy Kanadzie. To byłoby logiczne. Jeśli Stany Zjednoczone miałyby ograniczyć swoje rozmieszczenie wojsk zarówno na Atlantyku, jak i na Pacyfiku, muszą skupić się na hemisferze. Zresztą prezydent Trump próbuje pozbywać się wpływów rosyjskich i chińskich w naszej hemisferze (wojna z narkogangami w Wenezueli i Kolumbii)” - powiedział 25 listopada politolog.
Zobacz też

W uzupełnieniu powyższych słów warto zacytować geopolityka Krzysztofa Wojczala, który zaobserwował, że Amerykanom zależy w głównej mierze na zbudowaniu „bardziej jednolitego i lojalnego bloku do powstrzymywania rywali, minimalizowania kosztów, maksymalizowania zysków, przeniesienia większej odpowiedzialności za bezpieczeństwo na sojuszników”.
Z kolei Ośrodek Studiów Wschodnich we wstępie swojej analizy dotyczącej amerykańskiego dokumentu stwierdził, że Narodowa Strategia Bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych pokazuje „rezygnację z dążenia do globalnej dominacji i utrzymywania liberalnego porządku międzynarodowego na rzecz przejścia do asymetrycznie wielobiegunowego świata oraz utrzymywania równowagi sił w wymiarze globalnym i regionalnym”. Jak czytamy dalej jest to też dokument bardziej krytycznie odnoszący się do roli organizacji międzynarodowych – i tak jak wspomniano powyżej – bardziej instrumentalnie podchodzący do amerykańskich partnerów.
Co z Europą?
Europa zdecydowanie nie znalazła się w gronie rejonów świata uznawanych przez Stany Zjednoczone za najważniejsze w ich koncepcji strategicznej. Jak słusznie zauważa to OSW, Stary Kontynent plasuje się na trzecim miejscu podium, oddając miejsca zachodniej hemisferze oraz Indo-Pacyfikowi.
Dla części europejskich komentatorów taki stan rzeczy (plus stwierdzenia Amerykanów o złej polityce migracyjnej w wielu krajach Europy czy o zapaści gospodarczej na Starym Kontynencie) został odebrany jako atak. Odmiennego zdania jest wspomniany już Krzysztof Wojczal, który uważa, że amerykańskiego dokumentu nie powinno traktować się jako „uderzenia” w Stary Kontynent. Wypunktowanie słabości Unii Europejskiej czy mocniejsze zaakcentowania roli państw Europy Środkowo-Wschodniej (w tym Polski) nie jest jego zdaniem „celowym rozbijaniem Wspólnoty”.
„Trump i USA nie rozbijają Unii Europejskiej ani jej jedności, bo tego nie da się zrobić z zewnątrz. To brak spójności wewnętrznej Unii jest dla niej niszczący. (…) Proponuję nie utożsamiać interesów Paryża i Berlina z interesami Polski. Bo nie są tożsame” - napisał geopolityk.
Dyskusja strategii bezp. USA przerodziła się w jeden paniczny lament pełen fałszu, niezrozumienia i manipulacji. Chyba to właśnie przeważyło by nagrać o NSS materiał, bo potrzeba nam uczciwej i rzetelnej debaty, a nie polityczno-biznesowej nagonki. Tak naprawdę zaskakują tylko… pic.twitter.com/1XhlXGpKI4
— Krzysztof Wojczal (@KWojczal) December 7, 2025
Krytyka
W analizie Wojczala znalazł się też głos krytyczny w stosunku do jednego z elementów Narodowej Strategii Bezpieczeństwa USA. Mowa tu o błędnym postulowaniu przez Biały Dom zadeklarowania braku dalszej chęci powiększania Sojuszu Północnoatlantyckiego. Jego zdaniem jest to błąd w komunikacji strategicznej. Podobnego zdania jest Robert Pszczel, dyplomata, wieloletni pracownik Kwatery Głównej NATO w Brukseli, były szef Biura Informacyjnego NATO w Moskwie, analityk OSW, stwierdził, że takie postawienie sprawy przez Stany Zjednoczone jest de facto zaprzeczeniem Art. 10 Traktatu Północnoatlantyckiego, który mówi o tym, że „Strony mogą, za jednomyślną zgodą, zaprosić do przystąpienia do niniejszego traktatu każde inne państwo europejskie, które jest w stanie realizować zasady niniejszego traktatu i wnosić wkład do bezpieczeństwa obszaru północnoatlantyckiego (…)”.
„Fragment mówiący o tym, że NATO nie może się ciągle rozwijać, jest językiem Rosji. Jest zaprzeczeniem Art. 10 mówiącego o tym, że każdy europejski kraj, który ma te same cele, ma prawo aplikować do Sojuszu” - powiedział Robert Pszczel na antenie TVP World, sam dokument Narodowej Strategii Bezpieczeństwa USA nazywając „niedobrym, niespójnym i ideologicznie nacechowanym”.

WIDEO: Stado Borsuków w WP | AW149 z polskiej linii | Defence24Week #140