W poniedziałek, 3 kwietnia w metrze w Petersburgu doszło do zamachu terrorystycznego, w wyniku którego śmierć poniosło kilkanaście osób, a kolejnych kilkadziesiąt zostało rannych. Jak się później okazało, zamachu miał dokonać pochodzący z Kirgistanu obywatel Federacji Rosyjskiej Akabarżon Dżaliłow. Według pojawiających się w mediach informacji, dysponował on improwizowanym ładunkiem wybuchowym, który miał znajdować się w jego plecaku. Doniesienia wskazywały na domową konstrukcję, zawierającą ok. 200-300 gram trotylu. Do samej detonacji doszło na jednej z węzłowych stacji petersburskiego metra, Siennaja Płoszczadi. Kolejny, najprawdopodobniej zdecydowanie większy pod względem siły rażenia oraz wypełniony specjalnie przygotowanymi odłamkami, ładunek został odnaleziony na innej stacji petersburskiego metra. Na razie trudno jednoznacznie ocenić, czy Dżaliłow działał jako tzw. "samotny wilk", czy w ramach większej komórki terrorystów.
Sam zamach zbiegł się w czasie z wizytą prezydenta Federacji Rosyjskiej Władimira Putina w Petersburgu, gdzie gościł prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenkę. Koincydencja zdarzeń tym mocniej podkreśla znaczenie tego wydarzenia w wymiarze wewnątrzrosyjskim, regionalnym czy też nawet globalnym. Dlatego nie może zaskakiwać, że większość światowych mediów przez kilkanaście godzin relacjonowała w poniedziałek na bieżąco sytuację w Petersburgu oczekując zapewne wystąpienia pewnej, znanej - szczególnie w warunkach rosyjskich - sekwencji zdarzeń politycznych: szybkiego nakreślenia winnych i wskazania konkretnych celów do późniejszego uderzenia. Co więcej, istniały i istnieją podejrzenia, że w przypadku rosyjskich akcji nie zawsze cele państwa pokrywają się z odpowiedzią na konkretne akty terroru.
Dlatego też, w pierwszych chwilach po wybuchu bomby w petersburskim metrze, zewnętrzni obserwatorzy zastanawiali się przede wszystkim kto może stać za tego rodzaju zamachem. Spekulowano nad taktyką działań terrorysty/ów, rodzajem wykorzystanego ładunku czy też motywami. Przy czym, w przypadku Federacji Rosyjskiej rozważania obejmowały już na wstępie spory zakres możliwych scenariuszy. Począwszy od, jakby się mogło wydawać najmniej prawdopodobnego, przejawu terroru kryminalnego (porachunki zorganizowanej przestępczości), aż po szerszą - i być może zakładającą działania sekwencyjne - operację przygotowaną przez jedną ze światowych organizacji terrorystycznych.
Szczególnie, że Federacja Rosyjska była i nadal jest aktywnym graczem lub stroną w szeregu zróżnicowanych konfliktów. Na liście znajdziemy m.in. najbardziej symboliczną współcześnie dla terroryzmu islamistycznego Syrię (z jej organizacjami terrorystycznymi, obejmującymi nie tylko samozwańczy kalifat, ale też inne organizacje np. podporządkowane Al-Kaidzie), skomplikowany pod względem politycznym, religijnym i społecznym Kaukaz, czy też targaną turbulencjami - również pod względem bezpieczeństwa - Azję Centralną.
Dość szybko zwrócono uwagę na przekazy propagandowe dżihadystów, w których bezpośrednio grozili oni Federacji Rosyjskiej, częstokroć formułując swoje wystąpienia w języku rosyjskim - ze szczególnym uwzględnieniem tzw. Państwa Islamskiego. Warto przypomnieć tutaj materiał wideo z 2015 roku, na którym terroryści poinformowali, że zamierzają odbić Kaukaz, zająć Ural oraz - co najważniejsze - przejąć kontrolę nad Kremlem. Kolejnym celem ich działań miał być Tatarstan, gdzie planują zaprowadzić rządy szariatu. W materiale, sygnowanym logiem centrum medialnego „Al Hayat” (odpowiadającego za szerzenie propagandy ISIS), mówiono o atakach w różnych miastach Rosji.
Natomiast latem 2016 roku na kanałach wykorzystywanych przez islamistów ponowiono wezwania do prowadzenia "świętej wojny" przeciwko Federacji Rosyjskiej. Groźby skierowane były przede wszystkim w stronę prezydenta Władimira Putina, oraz samą Moskwę czy centrum władzy na Kremlu. W dniach poprzedzających wydarzenia z 3 kwietnia br. pojawił się również plakat ukazujący terrorystę trzymającego granat w dłoni i patrzącego na Kreml. Umieszczono na nim dwa tzw. hashtagi: #Rosja oraz #spalimyRosję.
Hipotezę roboczą, o możliwości powiązania tzw. Państwa Islamskiego z zamachem w metrze w Petersburgu, wzmacniają wcześniejsze doniesienia o operacjach wymierzonych w islamistów przez Federalną Służbę Bezpieczeństwa (FSB). Przykładowo, w listopadzie ubiegłego roku pojawiła się informacja o zatrzymaniu przez rosyjskie służby grupy osób pochodzących z regionu Azji Centralnej (mieli to być obywatele Tadżykistanu, Uzbekistanu i Kirgistanu). Obszarem działań dziesięcioosobowej grupy miały być Petersburg i Moskwa. Strona rosyjska informowała o możliwości przygotowywania sekwencyjnych uderzeń za pomocą ładunków wybuchowych oraz broni palnej (zapewne taktyka „aktywnego strzelca”). Parę miesięcy wcześniej, we wrześniu, FSB miała natomiast dokonać większych, pod względem liczby, zatrzymań rozpracowanych radykałów, podejrzewanych o aktywność terrorystyczną.
Co więcej, wśród terrorystów walczących w rejonie Syrii oraz Iraku znaleźli się obywatele zarówno samej Federacji Rosyjskiej, jak i państw Azji Centralnej oraz Kaukazu - zwiększając tym samym poziom zagrożenia. Istnieje więc możliwość wykorzystania „weteranów” działań samozwańczego kalifatu do samego przeprowadzenia ataków, planowania i organizacji zamachów per procura, werbowanych już na terytorium samej Federacji Rosyjskiej lub inspirowania na odległość grup radykałów. 22-letni Akabarżon Dżaliłow, najprawdopodobniej odpowiedzialny za zamach, mógł należeć do jednej z tych grup.
Poszukiwania sprawcy lub sprawców ma jednak w przypadku Federacji Rosyjskiej pewien kluczowy mankament, bazujący na charakterze tamtejszego systemu politycznego. Obserwujemy tam bowiem swego rodzaju symbiozę aparatu państwa oraz jego służb, zajmujących się szeroko pojmowanym bezpieczeństwem. Co więcej, polityka antyterrorystyczna jest jednym z narzędzi politycznych władz w Moskwie i jest wykorzystywana raz po raz w sposób nader pragmatyczny - umożliwiając tym samym aparatowi państwa gwałtowne rozszerzanie własnych działań w tym represyjnych, obejmujących niejednokrotnie sfery znacznie oddalone od klasycznych zagrożeń terrorystycznych.
Z tego też względu potrzebne było zachowanie zupełnie innych standardów w zakresie ustosunkowywania się do śledztwa Rosjan. Należy bowiem uznać, że wszelkie działania służb prowadzone w warunkach rosyjskich oraz chociażby zachodnioeuropejskich - nawet jeśli na pierwszy rzut oka kryzysy wydają się być analogiczne - prowadzone są zgodnie z zupełnie innymi standardami.
Można więc uznać, że - niezależnie od tego, komu zostanie przypisana odpowiedzialność za zamach w Petersburgu - rosyjskie władze będą próbowały stworzyć odpowiedni kontekst dla prowadzenia własnej polityki antyterrorystycznej. Jak ocenia autor, będzie on zakładał zapewne pozycjonowanie się Federacji Rosyjskiej jako ofiary terroryzmu - w ramach tzw. scenariusza minimum. Zapewne pojawi się także krytyka postawy państw europejskich oraz Stanów Zjednoczonych, które oskarżone zostaną o niewystarczające wspieranie społeczeństwa rosyjskiego w chwili kryzysu. Pierwsze sygnały realizacji tego scenariusza przez Rosjan można było dostrzec w pytaniach rosyjskich mediów, które zastanawiały się nad brakiem symbolicznego uczczenia ofiar zamachu w wielu kluczowych stolicach europejskich państw - tak jak miało to miejsce np. po zamachach w Paryżu czy też Brukseli.
Trzeba, przynajmniej na płaszczyźnie ocen analitycznych, zakładać, że władze rosyjskie mogą także stworzyć inne modułowe scenariusze reakcji, aż do użycia kinetycznego sił zbrojnych czy też formacji specjalnych, wobec konkretnego rejonu - jak to miało miejsce w przypadku drugiej wojny w Czeczenii. Szczególnie, że - nie tylko w przypadku Federacji Rosyjskiej - głośne zamachy terrorystyczne stanowią we współczesnym świecie idealny casus belli, a więc powód do rozpoczęcia jakieś formy działań zbrojnych.
Możliwa lub nawet wysoce prawdopodobna jest zmiana profilu działań antyterrorystycznych (po zamachu w Petersburgu), w taki sposób, aby je jak najskuteczniej wykorzystywać w polityce wewnętrznej. Warto odnieść się w tym kontekście do zorganizowanych niedawno wystąpień opozycji anty-putinowskiej, których skala była uznawana przez niezależnych obserwatorów za godną odnotowania w warunkach rosyjskich. Stąd możliwość objęcia działaniami operacyjnymi opozycji, na podstawie mandatu prowadzenia działań antyterrorystycznych - a nawet wprowadzania pewnych działań dezintegrujących przyszłe spotkania, manifestacje etc., w oparciu o pojawienie się „realnego zagrożenia zamachem terrorystycznym”.
Należy brać również pod uwagę możliwość narzędziowego wykorzystania zamachu w Petersburgu do przeprowadzenia przetasowań i walki frakcji w obrębie samej władzy. Może to dotyczyć zarówno wymiaru lokalnego, a więc samego Petersburga, ale również kluczowych pozycji w aparacie bezpieczeństwa całego państwa.
Wobec tych wszystkich nakładających się na siebie czynników zewnętrznych oraz wewnętrznych, trudno przypuszczać, że w krótkiej perspektywie uda się uzyskać czytelną odpowiedź na temat zamachu w Petersburgu. Rodzą się raczej pytania o to, jak sam atak zostanie wykorzystany w najbliższych miesiącach przez rosyjskie władze. Nie należy zapominać, że prezydent Putin nie tylko miał znajdować się tego dnia w Petersburgu, ale ma także z tym miastem "więzy sentymentalne".
Na pewno łatwiej, biorąc pod uwagę również ostatni zamach w Petersburgu, wysunąć wnioski na temat praktycznej strony działań prowadzonych przez współczesnych terrorystów. Duże aglomeracje miejskie, niezależnie od ich lokalizacji, są nadal najłatwiejszym celem do przeprowadzenia uderzenia. Gwarantują wysoki stopień anonimowości, szczególnie przy ich wewnętrznej zróżnicowanej etnicznie strukturze (zarówno podczas organizowania zamachu, tworzenia zaplecza, jak również prowadzenia rozpoznania potencjalnych celów). Co więcej, miasta niebędące stolicami nie mają równie wyśrubowanych standardów bezpieczeństwa, które stosowane są raczej w przypadków ważnych centrów decyzyjnych - politycznych czy wojskowych. Przykład niedawnego zamachu w Londynie pokazuje jednak, że nawet w przypadku tak ważnych ośrodków miejskich trudno zapobiec zamachom.
Zaskoczeniem nie jest także wybór na cel ataku metra i całej infrastruktury z nim powiązanej. Komunikacja miejska, pomimo wzmacniania systemów np. obserwacji wizyjnej, pozostaje swego rodzaju gwarantem skuteczności uderzenia i wywołania zaplanowanych przez terrorystów skutków. Obejmują one np. wywołanie paniki oraz dezorganizacji na co najmniej kilkanaście godzin. Zamach prowadzi również, co oczywiste, do obniżenia poczucia bezpieczeństwa wśród obywateli oraz obniżenia ich zaufania do służb bezpieczeństwa.
Przeprowadzenie ataku w metrze wymaga również zastosowania mniejszej ilości materiałów wybuchowych, co zmniejsza zagrożenie dekonspiracją prowadzonych przez terrorystów przygotowań. W zamkniętych przestrzeniach oraz przy sporym, codziennym "ścisku" w komunikacji miejskiej dużych miast, nawet najprostsze i domowej roboty improwizowane ładunki wybuchowe mogą razić wiele celów żywych, powodując znacznie większe zniszczenia i obrażenia niż na otwartej przestrzeni. Co więcej, każdy kolejny udany zamach terrorystyczny na komunikację miejską wymusza wprowadzanie dodatkowych systemów bezpieczeństwa, przez co zwiększają się koszty utrzymania efektywnego transportu w dużych miastach. Nie wspominając o możliwych utrudnieniach w praktycznym funkcjonowaniu obywatela w przestrzeni miejskiej. W kontekście Rosji trzeba wskazać, że wcześniejsze ataki terrorystyczne obejmowały także transport kołowy – autobusy oraz trolejbusy.
Podsumowując, atak terrorystyczny w Petersburgu będzie miał reperkusje na dwóch płaszczyznach. Pierwsza z nich obejmuje kwestie polityczne, zarówno w wymiarze wewnątrzrosyjskim, jak i zapewne w stosunkach tego państwa z innymi podmiotami międzynarodowymi. Druga płaszczyzna, to uniwersalne podejście do standardów bezpieczeństwa stosowanych w komunikacji miejskiej, niezależnie czy mówimy o Federacji Rosyjskiej czy innym państwie. Szczególnie, że obecnie żaden kraj nie jest w stanie stwierdzić, że dysponuje w stuprocentowo skutecznym i w pełni szczelnym systemem bezpieczeństwa, gwarantującym wychwycenie wszelkich zagrożeń.
Dr Jacek Raubo
Wojtas
Za jakiś czas okaże się, że ten zamach zainicjowany był działaniami rosyjskich sił specjalnych. Nie po raz pierwszy. Wystarczy znać choć trochę historię oraz wyciągać wnioski z wydarzeń na świecie. Kremlowska władza to najwięksi terroryści, a usprawiedliwianie putinowskich decyzji świadczy o braku rozeznania oraz nieumiejętności powiązywania faktów.
mi6
Rosja to jest ciekawy kraj. Tam nawet jak zamach ktos zrobi to nie wiadomo kto i po co bombę podłożył. Tajemnica na całego.
QDark
Jeszcze ciekawsze jest to, iż nigdy nie wiadomo czy mocodawca nie był z kremla.
m
Po prostu terroryści w Rosji to zawodowcy i dżentelmeni: nie chcą narzucać się opinii publicznej, skupiają się na dokonaniu zamachu i tyle. Bandyci są w tym kraju u władzy, więc ci autentyczni terroryści to przy nich cienkie bolki.
m
FSB walczy z terroryzmem, FSB kreuje terroryzm - wszystko jasne :)
Harry
Szanowni eksperci-jeśli prowokacja-to czy tym razem Rosja zamierza zaatakować Kirgistan? A może zleceniodawców szukać w jednej z 4 stolic ( w tym 2 europejskich a 1 bliskowschodniej)...
m.h.
To że autor nie rozważa tzw. "inside job", czyli zorganizowania wszystkiego przez służby rosyjskie dyskwalifikuje tę analizę w 100%. Terror w Rosji był, jest i będzie, a jego częścią są zamachy na zamówienie, na które można odpowiedzieć w taki sposób jaki aktualnie jest potrzebny i które władza może wykorzystać do swoich celów.
dimitris
Obszerny przegląd, liczne szczegóły, ale nie pada słowo "demografia". Otóż F.R. może stać się państwem islamskim znacznie szybciej, niż państwa zachodnie (choć te też za niewiele pokoleń). I nie liczyłbym na konwergencję kulturową, wystarczy spojrzeć na Czeczenię. Plus wniosek, ŻE starcia wygrane, czy przegrane, przy takiej nie innej demografii, wszystkie konflikty wewnętrzne w F.R. prowadzą tylko do przyspieszenia dominacji islamu.
b
Rosja uzyla BH, udalo im sie zablokowac RB ONZ ale to juz nic nie zmieni. Skonczylo sie latanie.
Sailor
Bombę najprawdopodobniej podłożyła i zdetonowała FSB, a dlaczego to wyjdzie w praniu.
dw
Terror nigdzie nie wraca ponieważ już dawno tam jest, w osobie Władimira Putina. Przebieg wypadków nie pasuje do żadnych wcześniejszych ataków islamistów. Najprawdopodobniej to FSB na zlecenie "cara" zdetonowało bombę, gdy tylko napatoczył się Azjata z plecaczkiem. Kirgiz islamistą... to się naprawdę rzadko zdarza. Podobnie jak wysadzenie bloków, akcja w metrze da pretekst do zaostrzenia polityki bezpieczeństwa oraz podejmowania innych działań.
underdog
Postawię odwrotną tezę - to pierwszy akt terrorystyczny w ważnym miejscu (Rosja to Moskwa i Sankt P. reszta ma małe znaczenie) o ktorym FSB wcześniej nie wiedziało.
Piotr
Zamachy terrorystyczne w 1999 r. na budynki mieszkalne w Moskwie i Wołgodońsku były przygotowane i przeprowadzone przez agentów FSB w celu zrzucenia odpowiedzialności na Czeczenów i uzyskania tym samym casus belli wznowienia wojny czeczeńskiej. Opisał to ze szczegółami b. agent KGB/FSB Aleksandr Walterowicz Litwinienko w książce "wysadzić Rosję" (polecam - lektura obowiązkowa). Jak można się było spodziewać został potraktowany jak zdrajce i ukarany przez b. towarzyszy. Sytuacja w St. Petersburgu jest analogiczna. Zbliżają się wybory, spada poparcie dla władzy - trzeba znaleźć i ukarać wrogów (zewnętrznych lub wewnętrznych). Wobec "zagrożenia" terrorystycznego jakiekolwiek działania opozycji będą niedopuszczalne, a ci co nie zgadzają się z "linią partii" będą traktowani jak zdrajcy i poplecznicy terrorystów.
Luc
Trzeba rozważać też możliwość zorganizowania tych zamachów przez slużby specjalne Rosji np. w celu odwrócenia uwagi od niedawnych masowych protestów i użycia tego do represji względem opozycji.