Reklama

Siły zbrojne

Balony radarowe JLENS powrócą do służby

fot. Raytheon
fot. Raytheon

Amerykańskie siły zbrojne planują ponownie rozpocząć próby balonowego systemu wykrywania ataku rakiet manewrujących JLENS (Joint Land Attack Cruise Missile Defense Elevated Netted Sensor System). Został on uziemiony po wypadku jaki miał miejsce w październiku 2015 r. Jeden z dwóch wykorzystywanych wtedy balonów urwał się z uwięzi i przeleciał niekontrolowany ponad 250 km nad zamieszkałymi rejonami Pensylwanii.

Amerykański sekretarz obrony Ashton B. Carter podpisał plan powrotu do służby balonów z podwieszonym radarem, które mają być ponownie wykorzystywane w ośrodku wojskowym Aberdeen Proving Ground.

Sprawa jest bardzo pilna, ponieważ system JLENS jest wprowadzany przez Dowództwo Obrony Północnoamerykańskiej Przestrzeni Powietrznej i Kosmicznej NORAD (North American Aerospace Defense Command North American Aerospace Defense Command North American Aerospace Defense Command) do wypełnienia bardzo ważnej misji – wykrywania niskolecących rakiet manewrujących lecących w kierunku Waszyngtonu. W tym celu pod dwa balony podwieszono gondole z z radarami obserwacyjnymi i kierowania ogniem.

Ich powrót do służby stał się możliwy, ponieważ zakończono dochodzenie mające wyjaśnić przyczyny zerwania się jednego z balonów pod koniec ubiegłego roku. Okazało się, że wypadek spowodowała seria błędów popełnionych na ziemi przez obsługę, jak również sama konstrukcja systemu (chociaż firma produkująca go twierdziła, że szansa zerwania się kabloliny jest mniejsza niż jeden na milion).

Cały raport powypadkowy nie został ujawniony, ale przekazano najważniejsze wnioski, jakie w nim zawarto. Wyjaśniono przede wszystkim, że przyczyną wypadku był silny wiatr, który zwiększył ciśnienie wewnątrz balonu. System alarmujący o tym fakcie nie zadziałał, co spowodowało utratę ciśnienia w płetwach stabilizujących i rozerwanie ogona (po owinięciu się wokół niego przewodu piorunochronu). Balon stał się w ten sposób niestabilny i podmuchy silnego wiatru ostatecznie zerwały kablolinę.

Pomimo wcześniejszych zapewnień ze strony wojska, że wszystko jest pod kontrolą uwolniony balon przeleciał nad Pensylwanią ponad 250 km w kierunku Zatoki Chesapeake. W międzyczasie rozpoczęła się kosztowna i skomplikowana operacja ratownicza. Przede wszystkim wojsko wysłało dwa samoloty F-16 do odszukania i eskortowania „uciekiniera” kiedy jeszcze leciał na wysokości około 5000 m. Później balon obniżył lot koło miejscowości Bloomsburg – 180 km od Aberdeen.

Ludność została ostrzeżona o niebezpieczeństwie, ponieważ balon leciał bez kontroli ze średnią prędkością ponad 70 km/h wlokąc za sobą kablolinę o długości około 2000 m. Zrywały one przewody energetyczne i telekomunikacyjne oraz powodowały różne uszkodzenia na ziemi (dotąd do amerykańskich wojsk lądowych zgłoszono uszkodzenia za sumę 300 000 dolarów). W sumie prądu brakowało w około 20000 domach. Ostatecznie nieplanowany lot zakończył się na terenach wiejskich koło Anthony Township, gdzie balon zaplątał się w drzewa.

NORAD chciałby teraz ponownie rozpocząć testy systemu JLENS, które miałyby trwać trzy lata. Jak się jednak okazuje wymagałoby to zgody Kongresu, dodatkowych pieniędzy i zbudowania nowego balonu. Tymczasem kongresmeni zmniejszyli fundusze o trzy czwarte w reakcji na opóźnienia w testach.

Reklama

Rok dronów, po co Apache, Ukraina i Syria - Defence24Week 104

Komentarze (4)

  1. Zeppelin

    Powiesić dodatkowo do niego laser 120kW i mamy tarcze laserowa jak z bajki.

    1. fantasta

      A dodatkowo powiesić małą elektrownię najlepiej atomową, żeby nie musiał lądować i w ogóle będzie autonomiczny i niezniszczalny i w ogóle naj...

  2. WojtekMat

    "wlokąc za sobą kablolinę" Sporo to mówi o poziomie projektantów. No bo jaki to problem przewidzieć możliwość zerwania się balonu z uwięzi i zainstalować instalację zdalnego awaryjnego odpinania tejże liny ?

  3. Tomasz

    Może takie rozwiązanie przydałoby się naszym NDR-om w celu wychylenia się ponad obecny horyzont radiolokacyjny?

  4. "z netu" przestań kłamać

    Niestety ale rosyjskie podejście (sieć tanich radarków bistatycznych systemu Struna) do wykrywania celów niskolecących (z wysokolecącymi na tradycyjnych radarach nie ma problemu) jest sensowniejsze: zapewnia pewniejsze wykrycie, w tym "niewidzialnych" celów, jest redundantne, trudniejsze do zniszczenia, łatwe do naprawy i odporne na warunki atmosferyczne. Era balonów już minęła. USA uważa, że przy wiatrach powyżej 60km (wtedy balony JLENS są ściągane) przeciwnik nie będzie atakował? Na tym forum jest mnóstwo miłośników laserów. Taki JLENS "aż się prosi" by go przysmażyć laserem z satelity i na balon to mocnego lasera nie potrzeba. Uważam, że ta koncepcja radarów na balonach jest mocno chybiona. Wojna Secesyjna się skończyła prawie 100 lat temu i balony to nie miejsce na systemy obserwacji.

Reklama