Reklama

Geopolityka

Afrykańskie siły antyterrorystyczne na celowniku Al-Kaidy. Fiasko misji w Somalii?

Fot. Wikimedia Commons
Fot. Wikimedia Commons

Terroryści z asz-Szabab przeprowadzili uderzenie na bazę w El-Adde, znajdującą się w somalijskim regionie Gedo. Śmierć żołnierzy odnowiła dyskusję na temat postępów w zakresie stabilizacji Somalii po usunięciu z Mogadiszu rządów należących do Unii Trybunałów Islamskich. Jednocześnie sama misja Unii Afrykańskiej AMISOM jest coraz częściej krytykowana za pasywność względem coraz aktywniejszych terrorystów, nie tylko tych afiliowanych przy Al-Kaidzie, ale również pojawiających się komórek Daesh - w analizie dla Defence24.pl pisze Jacek Raubo.

AMISOM w defensywie

Zaatakowana w piątek, 15 stycznia baza leży w rejonie wzmożonej aktywności terrorystów z asz-Szabab, w południowej części państwa, w pobliżu granicy z Kenią. Dotychczas korzystały z niej połączone siły wojsk kenijskich, działających w ramach mandatu AMISOM, oraz jednostek somalijskich, podległych władzom w stolicy Mogadiszu. To właśnie one odpowiadały za dotychczasowe działania pacyfikacyjne i antyterrorystyczne w kluczowym regionie przygranicznym, gdzie najbardziej znaną i niebezpieczną lokacją pozostawał niewątpliwie tzw. trójkąt Mandery.

Do połowy minionego roku wydawało się, że siły te zepchnęły terrorystów z asz-Szabab do głębokiej defensywy. W drugiej połowie 2015 r. dało się zauważyć gwałtowne wyhamowywanie dotychczasowego impetu w operacjach prowadzonych przez połączone wojsk AMISOM i Somalijskiej Armii Narodowej. Symbolem zwiększających się problemów koalicji antyterrorystycznej stał się przykład uderzenia islamistów somalijskich na burundyjskie wojska w rejonie Leego. Okazało się, że żołnierze kontyngentu AMISOM nie tylko ponieśli znaczne straty w ludziach i sprzęcie, ale również nie byli w stanie utrzymać swoich baz.

Doszło także do dość upokarzającego i fatalnego w zakresie propagandowym wycofania się z rejonu miast Dayniile, Tooratorow, Yaq Bari Weyne, Buufow, Ababay, Qoryooley, Awdheegle i Golweyne. Jednocześnie formacje asz-Szabab wykazały zdolność do przeprowadzenia działań zaczepnych na dużą skalę, a nie tylko do stosowania min pułapek, czy też zamachowców samobójców. Owocem nowej fali ataków terrorystów oraz swoistym ostrzeżeniem przed kolejnymi atakami na bazy AMISOM był przypadek Janale, gdzie w zeszłym roku zaatakowani zostali Ugandyjczycy.

Atak na bazę w El-Adde 

Obecne uderzenie jest jednak wyjątkowe, gdyż zaatakowana baza była obsadzona przez silne, jak na warunki Somalii, regularne formacje kenijskie. Należy przy tym zaznaczyć, że w przypadku regionu Gedo w dowodzenie działaniami AMISOM włączeni są również oficerowie z Etiopii. Kenijskie oraz ugandyjskie wojska są uznawane za zdecydowanie lepiej przygotowane, wyposażone, dowodzone oraz zorganizowane, niż ich partnerzy z Burundi, Dżibuti, a przede wszystkim sami Somalijczycy.

W El-Adde, w trakcie ataku terrorystów, miały znajdować się pododdziały należące do 9. Kenijskiej Kompanii (D) Strzelców. Szacuje się, że dowódca bazy miał do dyspozycji ok. 80-250 kenijskich żołnierzy. Asz-Szabab miał przy tym najprawdopodobniej wykorzystać fakt, że proces dyslokacji konkretnych żołnierzy z Kenii rozpoczął się zaledwie dwa dni przed samym atakiem. Mogło to wpłynąć chociażby na rozluźnienie w zakresie wszelkich standardów bezpieczeństwa stosowanych w bazie. Samo uderzenie miały rozpocząć pojazdy z ładunkami wybuchowymi (VBIED), prowadzone przez terrorystów-samobójców.

Następnie, analogicznie do dotychczasowych doświadczeń nie tylko z samej Somalii, ale również Afganistanu, do bazy mieli wedrzeć się terroryści wyposażeni w broń szturmową oraz ręczne granatniki przeciwpancerne. Pojawiły się nawet doniesienia, że terrorystom udało się symbolicznie wywiesić ich flagę na jednym z budynków należących do infrastruktury bazy.

Natychmiastowo, po pojawieniu się wstępnych informacji dotyczących ataku, w stan gotowości bojowej Kenia postawiła elitarny 50. Batalion Kawalerii Powietrznej. Do walki rzucono także samoloty należące do kenijskich sił powietrznych. Zgodnie z oficjalnym stanowiskiem kenijskich władz wojskowych, kontruderzenie zostało przeprowadzone jeszcze w trakcie wycofywania się terrorystów spod El-Adde, zadając napastnikom znaczne straty.

Jednocześnie, już nawet po zakończeniu samych walk, samoloty z Kenii miały przeprowadzić serię rajdów bombowych skierowanych przeciwko domniemanym bazom terrorystów z asz-Szabab. Władze w Nairobi nie podały ostatecznych szacunków w zakresie strat własnych, ale zakłada się, że przekroczyły one 60 wojskowych. Trudność stanowi określenie strat wojsk somalijskich, a także przedstawienie rzetelnych statystyk w zakresie strat zadanych terrorystom. Przy czym najprawdopodobniej kilku/kilkunastu żołnierzy kenijskich mogło trafić do niewoli. Sami islamiści twierdzą, że przetrzymują 12 członków Kenijskich Sił Obronnych.

Stąd też, oprócz działań w zakresie ewakuacji poszkodowanych (zabitych oraz rannych), siły AMISOM oraz wojska somalijskie cały czas kontynuują misję poszukiwawczo-ratowniczą. Dla Kenijskich Sił Obronnych (KDF) był to niewątpliwie najkrwawszy z dotychczasowych dni operacji wojskowej, jaką nieprzerwanie od 2011 r. prowadzą na somalijskim terytorium.

Zapomniany front walki z Al-Kaidą 

Współczesna Somalia Południowa jest, niewątpliwie, jednym z najważniejszych frontów walki z islamskim terroryzmem na kontynencie afrykańskim. W sposób najbardziej widoczny rozwój islamistów z asz-Szabab odczuła wcześniej Kenia. W 2013 r. doszło bowiem do jednego z najbardziej spektakularnych ataków terrorystycznych na budynek centrum handlowego Westgate, zlokalizowany w samej stolicy państwa. Następnie dochodziło do pomniejszych zamachów terrorystycznych na targ Gikomba w Nairobi, czy też uderzenia na miasto zamieszkiwane przez społeczność chrześcijańską w Mpeketoni.

Zaś w zeszłym roku islamiści przeprowadzili zaplanowaną masakrę wśród studentów szkoły wyższej w Garissa. Generalnie, samo natężenie aktywności terrorystycznej wzrastało w Somalii oraz w rejonach przygranicznych począwszy od czasu obalenia w 2007 r. władzy Unii Trybunałów Islamskich. Był to lokalny radykalny reżim, kontrolujący większość terytorium państwa (nie wliczając samodzielnego od lat 90. Somalilandu i quasi-autonomicznego Puntlandu) i opierający się na surowym prawie szariatu. Stworzony w warunkach ciągłej destabilizacji wewnętrznej i wzorujący się na dokonaniach m.in. afgańskich talibów, natychmiastowo stał się celem dla Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników, przede wszystkim Etiopii.

Ostatecznie Unia Trybunałów Islamskich została obalona przez międzynarodową interwencję, której ostrzem były właśnie wojska etiopskie wspierane, przynajmniej wywiadowczo, przez Amerykanów. Islamiści, po wycofaniu się z głównych miast w kierunku somalijskiego interioru, stworzyli w 2007 r. organizację terrorystyczną asz-Szabab (Harakat al-Shabaab al-Mujahidin). To właśnie ona nawiązała bardzo bliskie kontakty z Al-Kaidą, szczególnie przez współpracę z odłamem jemeńskim, stanowiąc do dziś jedną z najbardziej aktywnych części tej globalnej sieci dżihadystycznej.

Nierozwiązane problemy współczesnej Somalii

Chociaż w ostatnich latach dostrzegalne było polepszenie ogólnego poziomu bezpieczeństwa w Somalii, to jednak nie udało się rozwiązać głównych problemów tego państwa. Nadal bez odpowiedzi pozostaje, chociażby, sprawa uznania niepodległości Somalilandu, koncesji wydobywczych w Puntlandzie, czy też współpracy rządu w Mogadiszu z innymi lokalnymi strukturami państwowo-samorządowymi np. w Jubalandzie, i nie tylko. Wraz z ograniczeniem procederu piractwa na wodach Zatoki Adeńskiej, ewidentnie spadł poziom zainteresowania ze strony najważniejszych państw świata sytuacją w samej Somalii Południowej, przy czym trzeba nadmienić, iż bez rozgłosu  wzrasta w tym samym czasie natężenie rozgrywek międzynarodowych wokół Somalilandu.

Wracając do działań asz-Szabab, wskazują one, że również dowodzący AMISOM nie byli w stanie odpowiednio przełożyć dotychczasowych działań operacyjnych na długofalową strategię wobec terrorystów. Ci ostatni, wykorzystując tereny wiejskie jako rezerwuar rekrutów, korzystając z braku ścisłej kontroli nad granicami, co sprzyja napływowi nowych terrorystów, odbudowali ewidentnie znaczną część własnego potencjału, rozpoczynając działania nie tylko w obrębie własnych sanktuariów, ale infiltrując także stolicę w Mogadiszu, czy też nawet wspominaną Kenię.

Nie można pominąć faktu, że asz-Szabab został w ostatnim roku niejako również zmuszony do aktywizacji swoich działań przez pojawienie się realnej konkurencji ze strony Daesh. Chociaż terroryści pozostający wierni sojuszowi z Al-Kaidą w Rogu Afryki wprowadzili surowe kary, na czele z zabijaniem uciekinierów, dla każdego, kto chciałby przyrzec wierność Abu Bakrowi al-Baghdadiemu, to jednak Daesh udało się stworzyć niewielki przyczółek. Najważniejszym ośrodkiem rozwoju kolejnej prowincji samozwańczego kalifatu stał się znajdujący na północy Puntland.

Chociaż informacje o walkach pomiędzy dżihadystami pojawiały się już także w kontekście południa Somalii, gdzie jednak nadal dominuje asz-Szabab. Konkludując należy uznać, że obecne wydarzenia w El-Adde, analogicznie do Afganistanu, nie mogą być traktowane jako jednostkowe. Pomimo deklaracji płynących ze strony Kenii, trudno przypuszczać, że uda się szybko zdławić wzrastającą obecność terrorystów zarówno na południu jak i północy Somalii. Jednocześnie można spodziewać się kolejnych ataków na cele cywilne, rządowe jak i wojskowe, w tym też te w których dyslokowane są formacje zagraniczne i to nie tylko AMISOM. 

Reklama

Komentarze

    Reklama