Reklama
  • Analiza
  • Komentarz
  • Opinia
  • Wiadomości

Zamach w Łucku: Dlaczego Rosja skutecznie psuje relacje polsko-ukraińskie? [3 CZYNNIKI]

Zamach terrorystyczny na Konsulat RP w Łucku jest kolejnym wydarzeniem wpisującym się w tendencje relacji polsko-ukraińskich. Liczne i dość twarde poszlaki wskazują na inspirowanie wzrostu napięcia między Polską i Ukrainą przez stronę trzecią, czyli Rosję. Dalsze bagatelizowanie i zwlekanie z udaremnianiem kolejnych prowokacji będzie generowało coraz większe trudności obu państwom. Skąd bierze się narastająca spirala napięć w stosunkach polsko-ukraińskich i jak powstrzymać ich dalszą degradację? 

  • Fot. president.gov.ua
    Fot. president.gov.ua

Polsko-ukraińska spirala napięć i Rosja

Analiza incydentów w relacjach polsko-ukraińskich z ostatnich kilku lat daje mocne podstawy do stwierdzenia o sztucznie nakręcającej się spirali wzrostu napięcia między obydwoma krajami. Po pierwsze, rekonstrukcję zdarzeń warto zacząć od sławetnej wizyty w polskim sejmie latem 2013 roku Wadyma Kołesniczenki – wówczas deputowanego Rady Najwyższej Ukrainy z ramienia Partii Regionów. Niebezpodstawnie był uważany już wtedy za rosyjskiego agenta wpływów na Ukrainie (rozwój wydarzeń na Krymie całkowicie potwierdził te poglądy – Kołesniczenko obecnie przewodniczy oddziałowi ksenofobicznej partii rosyjskiej „Rodina” w okupowanym Sewastopolu). Wizyta była oficjalnie związana z obchodami 60. rocznicy rzezi wołyńskiej, a wspomniany deputowany reprezentował stanowisko ukraińskiego parlamentu. Czy ktokolwiek usłyszał jednak słowa skruchy ze strony współorganizujących tę wizytę polskich posłów, którzy de facto stali się elementem rosyjskiej gry?

Po drugie, także latem 2013 roku na Ukrainie miał miejsce szereg wydarzeń poświęconych rocznicy rzezi na Wołyniu. Uwadze obserwatorów często umyka fakt, że z ukraińskiej strony ich organizatorami były tak skrajnie prorosyjskie ugrupowania jak np. finansowany z FR ruch „Rosyjskojęzyczna Ukraina”, którego działaczami byli m.in. inni przedstawiciele rosyjskiej V kolumny nad Dnieprem: Ołeh Cariow, Wołodymyr Korniłow czy też Serhij Cekow. Oczywiście sam fakt organizowania podobnych wydarzeń nie powinien być traktowany negatywnie. Ale w tym przypadku istotnym był fakt finansowania i sprzyjania ich przeprowadzeniu przez Rosjan, nierzadko w zupełnie otwarty i oficjalny sposób.

Po trzecie, innym niedocenianym w Polsce aspektem polsko-ukraińskich relacji jest seria zniszczeń ukraińskich pomników (w tym tych nielegalnych) na terytorium graniczącym z Ukrainą w latach 2014–2016 dokonana przez „nieznanych sprawców”. Co niezwykle ciekawe, kilkakrotnie pierwszymi źródłami wspominającymi o „niszczeniu ukraińskich pomników w Polsce” były media tzw. Noworosji. Wymienione incydenty do złudzenia przypominają szeroko omawiane w ostatnich tygodniach  wydarzenia na Ukrainie – np. w Hucie Pieniackiej czy też w Bykowni, czyli dewastacji miejsc upamiętniających Polaków i Ukraińców.

Po czwarte, w ciągu ostatnich miesięcy miała miejsce cała seria niebezpiecznych incydentów podczas masowych imprez w Polsce z udziałem mniejszości ukraińskiej oraz polskich organizacji skrajnie prawicowych. Dokładnie były one opisane przez grupę funkcjonującą na Facebook „Rosyjska V Kolumna w Polsce”. Z jednej strony polskie władze nie zareagowały na nie w odpowiedni sposób. Z drugiej zaś ukraińskie media, zwłaszcza te uważane za prorosyjskie, poświęciły im bardzo wiele miejsca.   

Po piąte, najświeższym incydentom towarzyszyła organizacja na terytorium graniczącym z Polską co najmniej dwóch fake’owych akcji protestu przez osoby podające się za Polaków, a w rzeczywistości będących zarabiającymi w ten sposób Ukraińcami. To kolejna poszlaka jednoznacznie mówiąca o sztucznym wzniecaniu konfliktu przez stronę trzecią. 

Last but not least, po szóste, zamach terrorystyczny na polski konsulat w Łucku wpisuje się w ciąg wydarzeń na froncie hybrydowej wojny Rosji przeciwko Ukrainie. Wołodymyr Kopczak – wicedyrektor kijowskiego Centrum Badań nad Armią, Konwersją i Rozbrojeniem zwraca uwagę, że ostatni miesiąc przyniósł m.in. taki łańcuch zjawisk nad Dnieprem: tzw. blokada Donieckiej  i Ługańskiej Republiki Ludowej, „nacjonalizacja” przedsiębiorstw na okupowanym terytorium Donbasu, prowokacja z wyborem rosyjskiej uczestniczki konkursu Eurowizja, wybuchy na składach amunicji w Bałakliji i zabójstwo b. rosyjskiego deputowanego Denisa Woronenkowa, a także aktywizacja rozmów o konieczności przeprowadzenia przedterminowych wyborów parlamentarnych. Wszystko to w ciągu zaledwie ostatniego miesiąca. Obecnie jasnym jest, że Moskwa dąży do destabilizacji sytuacji wewnętrznej na Ukrainie i wprowadzenia w możliwie największym stopniu chaosu do życia politycznego, ekonomicznego i społecznego nad Dnieprem. Przy czym eskalacja napięć polsko-ukraińskich jest jednym ze sposobów w realizacji celów Kremla wobec Ukrainy.

Jest więc oczywistym, że mamy do czynienia z intensyfikacją zabiegów Rosji w zakresie skonfliktowania Warszawy z Kijowem, które są silnie skorelowane z przebiegiem wojny rosyjsko-ukraińskiej. Dlaczego jednak rosyjskie prowokacje z taką łatwością uzyskują efekty? O tym poniżej

Przyczyny skuteczności działań Moskwy

Przyczyn stosunkowo udanych wysiłków Rosji jest co najmniej kilka. Za najważniejszą z nich należy uznać brak jasnej wizji wzajemnych stosunków po obu stronach granicy. Nieprecyzyjne definiowanie priorytetów wobec sąsiada w Warszawie i Kijowie stwarza przestrzeń do niewłaściwej interpretacji kontekstu tych relacji oraz manipulowania faktami. W polskiej polityce wobec Ukrainy, jedną z dominujących w ostatnich miesiącach jest narracja historyczna, której dodatkowo towarzyszy wyolbrzymianie rzekomego zjawiska „banderyzacji” czy też wzrostu nastrojów nacjonalistycznych na Ukrainie. Dodatkowo, sprawy historyczne są obiektem wewnętrznej walki politycznej nad Wisłą. Z drugiej strony Ukraina słabo dostrzega wrażliwość Polski wobec pamięci historycznej, a także nie potrafi precyzyjnie sformułować swych oczekiwań wobec Polski. Ponadto Ukraina ociąga się z przeprowadzeniem reform wewnętrznych, które są jednym z absolutnie kluczowych mierników sukcesu stosunków Warszawy i Kijowa. O tym ostatnim aspekcie nazbyt często się przy tym pamięta.  

Drugą przyczynę należy upatrywać w tendencjach występujących w przestrzeni medialnej w obu krajach. Chodzi przede wszystkim o daleko niezadowalający poziom rzetelności większości środków masowego przekazu, co skutkuje rozprzestrzenianiu się informacji mającym niewiele wspólnego z prawdą. Pogoń za sensacją i statusem źródła pierwotnego powodują, że weryfikowanie doniesień, a o analizie kontekstu nie wspominając, nie jest mocną stroną dzisiejszych mediów. W przypadku Ukrainy dochodzi jeszcze problem szerokich wpływów mediów uważanych za prorosyjskie, których działalność bez najmniejszych wątpliwości wpisuje się (inna sprawa – świadomie czy nie) w kontekst polityki Moskwy wobec Ukrainy. Wszystko to stwarza dobry klimat do prowokacji.

Kolejny powód łatwości, z jaką Kremlowi udaje się wzniecać zamęt w relacjach polsko-ukraińskich jest słabość organów ścigania w obu krajach. Dotyczy to w większym stopniu Ukrainy. Polskie służby po wspomnianych incydentach nie podjęły skutecznych działań, które mogłyby ostudzić zapał najbardziej agresywnych środowisk w naszym kraju, tym samym wysyłając sygnał o tolerowaniu podobnych zachowań. Z kolei skuteczność ukraińskich służb w wyjaśnianiu prowokacji jest bliska zeru, nie wspominając o działaniach lokalizujących zagrożenie i ich udaremnianiu w zarodku. Do tego dochodzi problem rosyjskiej agentury w resortach siłowych Ukrainy. Według czołowego ukraińskiego eksperta do spraw bezpieczeństwa Mychajło Samusia, największy problem z rosyjską agenturą w szeregach ukraińskich formacji siłowych był przed wojną w SBU i strukturach MSW. Czynnik ten stwarza odpowiednim organom rosyjskim szerokie pole do popisu. Przypomnę, że problem ten znalazł potwierdzenie przy okazji zabójstwa Denisa Woronenkowa w Kijowie przed tygodniem. Fakt, że zabójca odbywał wcześniej służbę w podporządkowanej MSW Gwardii Narodowej dowodzi, że nie jest to wymysł ekspertów. Gwardię Narodową kompletowano w bardzo dużym pośpiechu wkrótce po Majdanie i bez dotrzymania stosownych procedur bezpieczeństwa. Dość wątpliwe, by moskiewscy stratedzy nie wykorzystali takiej okazji do infiltracji ukraińskich organów siłowych. A przecież były jeszcze przez długi czas nie do końca kontrolowane przez władze bataliony ochotnicze, które zapewne także były obiektem pracy Rosjan. 

Tych trzech przyczyn jest wystarczająco, by zrozumieć źródła stosunkowo wysokiej skuteczności zabiegów Kremla. Wszystkie one mają co najmniej jedną wspólną cechę, którą jest ich charakter strukturalny. Oznacza to, że ich pokonanie nie jest sprawą łatwą i wymaga czasu oraz wysiłku. Niestety jest to także gwarancja kontynuacji prowokacji, które najprawdopodobniej będą przybierały coraz bardziej bulwersujące formy.            

Co na nas czeka dalej?

Nie ulega wątpliwości, że w ostatnich tygodniach Moskwa poczuła, że jej starania w zakresie nakręcania spirali napięcia w relacjach polsko-ukraińskich przynoszą namacalne rezultaty. Logicznym zatem jest, że przed nami kolejne próby wzniecenia zamętu. Biorąc pod uwagę dynamikę ostatnich wydarzeń należy ich oczekiwać w stosunkowo krótkim czasie.

Można się także pokusić o próbę modelowania tych prowokacji. Przede wszystkim dojdzie do intensyfikacji walki na polu informacyjnym. Nie ma wątpliwości, że incydenty na cmentarzach będą się powtarzały. Nowym elementem mogą być dotkliwe pobicia lub nawet zabójstwa obywateli Polski na Ukrainie i odwrotnie. W szczególnej grupie zagrożenia są dyplomaci, eksperci oraz osoby aktywne w dialogu polsko-ukraińskim. Dotyczy to zarówno osób reprezentujących umiarkowane jak i skrajne poglądy. Dla inicjatorów prowokacji „większą wartość” mają osoby znane, co zapewni szeroki rozgłos medialny i zwiększy polaryzację społeczeństw.

Jak uniknąć osiągnięcia kolejnego szczebla napięć? Oprócz wspomnianych trzech aspektów o charakterze fundamentalnym jest jeszcze szereg doraźnych działań, które Polska i Ukraina mogą i powinny podejmować. Absolutnie niezbędnymi są częstsze, wspólne lub co najmniej ściśle zsynchronizowane komunikaty przedstawicieli obu rządów. Ich celem powinno być uprzedzanie o planowanych prowokacjach, co teoretycznie może minimalizować ich implikacje. Władze państwowe muszą natychmiast reagować na ewentualne prowokacje – w świetle wspomnianych tendencji w mediach, jakakolwiek zwłoka jest niedopuszczalna. Dlatego szczególnej wagi nabiera natychmiastowa komunikacja ze środkami masowego przekazu, najlepiej wspólnie uzgodniona. Nie da się także oprzeć wrażeniu, że przynajmniej część niedociągnięć organów ścigania nie wynika z problemów o charakterze systemowym, a jest efektem zwyczajnej niedbałości i braku wystarczającej uwagi dla tego coraz bardziej palącego problemu. Dlatego resorty siłowe w Polsce i na Ukrainie muszą być w pełni świadome powagi sytuacji oraz zdecydowanie wytężyć wspólne działania.    

Paweł Kost

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama