Reklama

Ujawniona 24 sierpnia br. przez australijskie czasopismo „The Australian” informacja o wycieku dokumentów technicznych dotyczących Scorpènów i sprzedanych indyjskiej marynarce wojennej przez koncern DCNS, wywołała początkowo burzę przede wszystkim we Francji i Indiach. Całej sprawie przyglądali się jednak uważnie Australijczycy, którzy wybrali dla swoich sił morskich konwencjonalną wersję okrętów podwodnych typu Barracuda, oraz te państwa, które są zainteresowane zakupem i budową francuskich OP – w tym Polska, Holandia i Norwegia.

Nagle okazało się, że 22 400 stron dokumentów, w tym część z napisem „Restricted Scorpène India” można partiami „wygooglować” w Internecie i nie trzeba za to płacić ogromnych pieniędzy. Sprawę pogarszały pierwsze przekazy medialne wskazujące, że ujawnione informacje mogą wpłynąć na bezpieczeństwo Indii, ponieważ dostęp do nich mógł uzyskać również potencjalny przeciwnik.

Okręty podwodne Scorpène należące do Chile. Fot. DCNS

Mało kto zastanawiał się wtedy, dlaczego właśnie teraz dokumenty zostały ujawnione, pomimo że wykradziono je prawdopodobnie w 2011 r. i dlaczego informacja o tym fakcie ukazała się konkretnie w Australii, a nie np. w Norwegii, czy Holandii. Automatycznie można to powiązać z faktem, że 26 kwietnia 2016 r., francuski koncern stoczniowy DCSN wygrał jeden z największych kontraktów zbrojeniowych na świecie - określany jako „podwodny kontrakt stulecia”. W ramach 25-letniej umowy o wartości około 36 miliardów euro (z czego 8 miliardów euro miał otrzymać DCNS) miano bowiem zbudować aż dwanaście nowych, oceanicznych okrętów podwodnych o napędzie klasycznym.

Największy w historii przetarg na budowę konwencjonalnych OP przegrały wtedy: japońskie konsorcjum stoczniowego Mitsubishi Heavy Industries Ltd. i Kawasaki Heavy Industries Ltd. (z okrętem podwodnym rozwiniętym z typu Soryu) oraz niemiecki koncern Thyssenkrupp AG (z okrętem podwodnym rozwiniętym z typów 212A i 214).

Oba te podmioty nie są jeszcze na całkowicie przegranej pozycji, ponieważ finalne negocjacje strony francuskiej z australijską odnośnie szczegółów umowy jeszcze trwają. Teoretycznie można więc te rozmowy przerwać. I to może właśnie dlatego nikt od razu nie analizował rzeczywistych wartości wykradzionych informacji, ale zajęto się przede wszystkim tym, że one wyciekły. Tymczasem, po takiej analizie mogłoby się okazać, że tak naprawdę problem jest tylko w nieszczelności indyjskiego lub francuskiego systemu ochrony - a na pewno nie w tym, co mógłby otrzymać ewentualny przeciwnik.

Komu więc tak naprawdę zależało na postawieniu w złym świetle Francuzów?

Malezyjski okręt podwodny Scorpène. Fot. DCNS

Co wyciekło z sejfów do mediów?

Po chwilowym zamieszaniu media francuskie zaczęły wynajmować niezależnych ekspertów, którzy od razu określili, że pod względem militarnym dokumenty, które wyciekły, mają niewielką wartość. Przy czym wydając taką opinię opierano się początkowo na tym, co ujawnił „The Australian”.

Wiadomo więc było, że wykradziono dokumenty o objętości 22400 stron. By uwiarygodnić swoje rewelacje, australijskie czasopismo przedstawiło streszczenie całości, spis treści ze stronicowaniem oraz opublikowało kilkanaście stron, na których pewne konkretne dane zostały z inicjatywy dziennikarzy wygumkowane.

Dokument przedstawiał m.in. ogólny opis okrętu Scorpène, jego systemów łączności, obserwacji i nawigacji. Przy czym pięćset stron dotyczyło wyłącznie systemu torpedowego (dostarczonego przez włoską firmę WASS), na 4457 był opisany system sonarowy, na 4209 stron przedstawiono system obserwacji powierzchniowej (radary, peryskopy, systemy rozpoznania radioelektronicznego), 4301 dotyczyło okrętowego systemu walki, 6841 zawierało opis systemu łączności, natomiast na 2138 stronach opisano system nawigacyjny.

Wyciekł do pracy m.in. opis peryskopów i radarów indyjskich okrętów Scorpène. Fot. DCNS

Prawdziwa wartość wykradzionych dokumentów Scorpène

Ocena tego, co ujawnili Australijczycy była jednoznaczna: jest to bardziej szczegółowa instrukcja obsługi oraz prezentacja generalna, niż tajne lub poufne dokumenty ujawniające słabe i dobre strony okrętów podwodnych Scorpène. Tej wagi dokumentacja nie jest i nie powinna być publikowana dla ogółu, ale często się ją przekazuje podczas negocjacji i nawet w częściach udostępnia dziennikarzom, bez prawa do publikacji - by im wyjaśnić szczegóły opisywanych przez nich rozwiązań.

Krąży ona również pomiędzy licznymi osobami mającymi styk z opisywanymi w niej okrętami: członkami załóg, pracownikami stoczniowymi i specjalistami z biur konstrukcyjnych. I to właśnie tam doszło do kradzieży. Obecnie przypuszcza się, że za wyciekiem stoi były pracownik koncernu DCNS, który przed zwolnieniem zajmował się w Indiach szkoleniem miejscowego personelu technicznego. Świadczy o tym chociażby fakt, że dokumenty wykradziono prawdopodobnie w 2011 r. oraz że nie dotyczą one problemów operacyjnego wykorzystania okrętów podwodnych.

To właśnie m.in. dlatego specjaliści uznali, że „dokument, który został opublikowany nie wydaje się być szczególnie wrażliwy”. Oczywiście pokazane są w nim pewne szczegóły, które bardzo rzadko lub wcale nie są publikowane – w tym np. rysunek sonaru dziobowego. Trzeba jednak pamiętać, że na podstawie samego tylko rysunku nie można określić dokładnych możliwości taktyczno-technicznych stacji hydroakustycznych. Tym bardziej, że na okrętach typu Scorpène nie mówi się o jednym sonarze, ale o zintegrowanym kompleksie hydroakustycznym. W jego skład wchodzi dodatkowo sonar obserwacji bocznej i sonar z linearną anteną holowaną. I tak naprawdę ważne jest jak działa całość, a nie poszczególne komponenty.

Fot. DCNS

Specjaliści wskazują również, że „to co zostało ujawnione, nie zawiera nic, co byłoby rzeczywiście chronione, a na pewno nic, co nie byłoby znane ludziom, którzy posiadają pewną wiedzę na temat okrętów podwodnych”. Tak było np. z opisem systemu wyrzutni torpedowych oraz opisem wykorzystania peryskopów (których rodzaj zależy w rzeczywistości od woli państwa zamawiającego).

Specjaliści zignorowali nawet wykres hałasu, jaki jest generowany przez okręt Scorpène, ponieważ nie przedstawiał on niczego, co byłoby rzeczywiście tajne. Tak samo za nieistotne w procesie wykrywania okrętów podwodnych uznano ujawniony opis charakterystyki elektromagnetycznej, magnetycznej i termicznej okrętu. Prawdziwe i szczegółowe oceny pól fizycznych, przydatne w procesie zwalczania okrętów podwodnych są bowiem dostępne tylko bardzo wąskiej grupie osób i one nie wyciekły. Nie ujawniono również taktyki działania wykorzystującej wszystkie zalety konstrukcji Scorpènów.

Zwrócił na to uwagę osobiści indyjski minister obrony, który już 24 sierpnia br. poinformował o dochodzeniu prowadzonym przez dowódcę sił morskich Indii, które ma na celu zbadanie autentyczności i aktualności wykradzionych dokumentów. Wszystko bowiem wskazuje na to, że nie zawierają one tego, co dołożono do francuskiej konstrukcji podczas produkcji w indyjskich stoczniach, a więc nie oddaje rzeczywistych możliwości tej wersji Scorpènów.

W ten sam sposób wypowiadał się dowódca sił morskich Indii admirał Sunil Lamba, który zaznaczył, że sprawa wycieku dokumentów będzie traktowana bardzo poważnie, ale „nie jest to rzecz wywołująca większy niepokój”. Sprawa ta ma być jednak wykorzystana do uszczelnienia systemu obiegu dokumentów, które prawdopodobnie zostały wykradzione na terenie Indii. Szczegółowy raport na temat całej afery ma zostać opracowany w indyjskich siłach morskich do 20 września br.

Kto nie jest zainteresowany znalezieniem sprawcy?

Problem wycieku dokumentów wbrew pozorom nie dotyczy tylko ich właściciela – koncernu stoczniowego DCNS. Niedostępne dla ogółu informacje dotyczyły bowiem również wielu poddostawców systemów okrętowych – w tym przede wszystkim koncernu Thales. To właśnie ta firma dostarczała najbardziej „wrażliwe” elementu okrętu, czyli hydroakustyczny system obserwacji.

Dotknięty został również koncern MBDA, ponieważ w wykradzionych dokumentach były niepublikowalne informacje dotyczące rakiet przeciwokrętowych typu Exocet SM-39. Ujawniono np. liczbę celów jakie można wczytać do systemu przed strzelaniem, liczbę celów jakie może przerabiać system naprowadzania samej rakiety oraz procedurę przedstartową. Natomiast najprawdopodobniej nie wyciekły kody źródłowe systemu rakietowego i samego pocisku.

Wyciek dokumentów dotknął również koncernu MBDA, ponieważ ujawniono niektóre dane rakiety przeciwokrętowej Exocet SM-39. Fot. MBDA

Teraz nad wyjaśnieniem całej sprawy intensywnie pracują służby wywiadowcze – i to nie tylko Francji. Francuzi mogą na pewno liczyć na pomoc Chile i Malezji, które już wykorzystują po dwa okręty podwodne typu Scorpène oraz Indii, które są najbardziej zainteresowane znalezieniem sprawcy całego wycieku i odzyskaniem twarzy.

Paradoksalnie cała afera najmniej dotknęła Australii. Premier tego państwa Malcolm Turnbull od razu zaznaczył, że wyciek dokumentów jest „niepokojący”, ale nie ma ewentualnego wpływu na australijskie siły morskie. „Okręt podwodny, który budujemy, a właściwie, który będziemy budować z Francuzami, nazywa się Barracuda i jest całkowicie różny od Scorpène zaprojektowanego dla indyjskiej marynarki wojennej. Mamy bardzo wyrafinowane środki do ochrony informacji związanych z naszym bezpieczeństwem, a także tych które otrzymamy w ramach wymiany od innych państw”. I jest w tym dużo racji, ponieważ najbardziej „wrażliwy” na ujawnienie system walki na dwunastu australijskich okrętach podwodnych Shortfin Barracudas będzie dostarczony przez Stany Zjednoczone.

Okręty podwodne Barracuda różnią się od indyjskich Scorpène. Fot. DCNS

Postępowanie wyjaśniające wyciek danych może być o tyle ułatwione, że cała afera nie jest prawdopodobnie efektem działania obcych służb wywiadowczych. Nikt by się przecież nie chwalił sukcesem tego rodzaju. Nie chodziło też prawdopodobnie o wywiad gospodarczy, ponieważ sama dokumentacja nie jest jednoznaczna z uzyskaniem konkretnych technologii. Niestety może jednak pomóc państwom, które za nic mają prawa licencyjne i autorskie – a więc przede wszystkim: Chinom, Iranowi i Korei Północnej.

Francuzi zrobią teraz wszystko, by wyjaśnić, co się stało. Tym bardziej, że wyciek nie dotyka tylko rynku okrętów podwodnych, ale również innych jednostek pływających, które są oferowane przez koncern DCNS i zaczynają zdobywać klientów: okrętów śmigłowcowych doków typu Mistral, fregat wielozadaniowych FREMM oraz korwet i okrętów patrolowych typu Gowind. Najlepiej sprawę opisał „Le point” oceniając, że takie wycieki „w walce o kontrakty na uzbrojenie, to działanie zwyczajne. Nowością jest udział na taką skalę w tym prasy”.

Dlatego prawdopodobnie już niedługo dowiemy się, kto osobiści za stoi wyciekiem i dla kogo rzeczywiście go wykonano.

Reklama

Komentarze (7)

  1. s

    no tak ale założyć że wyciekło tylko to co opublikowano byłoby głupotą i naiwnością niestety TRZEBA założyć że to tylko próbka tych materiałów..

    1. witte

      Z "cruise'ami" jest jednak problem który nabiera wagi jeśli chcemy aby OP przenosił więcej niż jedna salwę. Otóż Tomahawki TTL mają procedurę strzału polegającą na odpaleniu jej pojemnika w wyrzutni, a potem na ponownym strzale samym pojemnikiem aby zrobić miejsce dla kolejnego pocisku. To w praktyce uniemożliwia oddanie 3 salw (po 4) w rozsądnym czasie. Dlatego też amerykanie stosują wersje VLS odpalaną z wyrzutni ukośnych/pionowych a produkcję wariantu TTL (torpedo Tube Launched) tylko dla UK prawdopodobnie zamierzają zakończyć. (Ich Seawolfy nie maja żadnych Tomahawków z racji braku wyrzutni im dedykowanych). Jeśli chcemy prawdziwie rakietowego OP z realnymi (a nie propagandowymi ) możliwościami rakietowymi to właściwie skazani jesteśmy na Scorpene, ewentualnie specjalnie dostosowany wariant 214. Pakistan nie ma Scorpene. Integracja Atlasa w miejsce Kongsberga wynika z zakończenia offsetu za Ule i promowania własnych rozwiązań z których niemieccy podwodniacy nie do końca śa zadowoleni.

  2. zLoad

    Tym sie koncy wspolpraca krajow przy produkcji, wyciekiem projektow, przez co , istotnosc danego urzadzenia na polu walki spada drastycznie. Bo znane sa parametry. A koszy zostaly poniesione.

  3. fajludo

    scorpene odpadaja z miejsca. jesli to byla walka biznesowa to im sie udalo. polska juz nie kupi.

    1. Qba

      Kupi tylko zmodyfikowane

    2. sdf

      Takim sposobem to można uwalić i Niemieckie okręty i kobeny, a wiadomy kraj będzie wypisywał bzdety, o rezygnacji Polski z zakupu. Jak dla mnie to nagonka trolli ze wschodu na scorpeny, jest sygnałem, że ruscy obawiają się tych okrętów, i nie chcieli by ich u nas widzieć. A to jest powód, żeby taką jednostkę zakupić.

  4. anty_manipulant

    Tyle tekstu aby uwiarygodnić tezę bajkę że nic ważnego się nie wydostało.. bo "najprawdopodobniej kody źródłowe systemu rakietowego i pocisków.." nie wyciekły... jeszcze chyba tylko tego brakuje 22 tys. stron to jest ogrom informacji którego nie zdobędzie byle jaki wywiad - 22 tys stron to jest OGROM informacji przydatnych dla każdego wojska. Kiedyś wywiad zebrał kilkadziesiąt zewnętrznych zdjęć obiektów to specjaliści b. wiele z tego wywnioskowali teraz mają 22 tys stron po prostu oryginalnej dokumentacji technicznej :)

  5. df

    Najciekawsze jest dlaczego Australia płaci tyle ze klasyczne okręty, skoro Anglia sprzedałaby in atomowe za podobną tę sama cenę?

    1. Michal

      do df: Może chodzi o koszty eksploatacji czy ogólne koszty utrzymania, tym bardziej że Australia tak naprawdę zbroi się nie mając realnych wrogów. Do tego z tego co pamiętam to te Angielskie okręty podwodne mają tyle wad konstrukcyjnych że nie nadają się do walki, a większość ponoć nie nadaje się nawet do zanurzenia.

  6. beka

    Śmieszne są te tłumaczenia: nic się nie stało, każdy fachowiec zna te dane, nie jest to rzecz wywołująca większy niepokój itp. To po co sa utajniane? Puścić wszystko w chmurę i podlinkować w guglu. Mniej tłumaczenia będzie.

  7. Boczek

    Przemyślmy. 1. 22400 stron, przy założeniu że chodzi o A4 (z całą pewnością po części również A3 i inne), to 90 segregatorów. To by była (tak z biodra) cała dokumentacja - oprócz logistycznej. 2. Pierwotnie sądziłem, że chodziło głownie o część mechaniczną, ale jak tu w artykule opisane, chodzi o rzeczy bardziej esencjalne. 3. Przed kilkoma miesiącami, tu na D24 w wiadomościach była informacja o ostrzeżeniach ze strony przedstawicieli US Navy przed współpracą z Francuzami, ze względu na niefrasobliwe obchodzenie się z informacjami niejawnymi - et voilà. Przestrzegano Australijczyków przed ewentualnym nieudostępnieniem pewnych technologii ze strony USA w przypadku współpracy z Francuzami. W wiadomościach The Australian (ale też Reuters und The Hindu) przypomniano również o tym wątku. 4. Sugestie, czy i kto z konkurentów za tym stoi, są raczej mało smaczne w obliczu 5 prokuratur (najważniejsze to Francja, Szwajcaria i USA) na świecie wiszących mniej lub bardziej bezpośrednio na szyi DCNS, kilkuset milionowych sumach zwróconych Taiwanowi i aktualnej afery korupcyjnej w Malezji, które rzucają na DCNS (i inne francuskie firmy) mało pozytywne światło - szczególnie gdy chodzi o metody pozyskiwania kontraktów. 5. Pomimo, że dawałem Francuzom niewielkie szanse w pozyskaniu kontraktów na budowę pod- i nawodnych dla Polski i to w wyniku niemożności spełnienia niektórych wymagań, jest to dla naszych projektów - szczególnie ORKA - olbrzymia strata, ponieważ de facto, utraciliśmy wraz z Norwegami mechanizm pozwalający na korzystniejsza cenę niemieckich u-bootów. Szkoda, bardzo szkoda.

    1. franca

      Trochę umiaru. Oczywiście, że sprawa jest wizerunkowo zła. Ale 1 Jak napisano, jest to komercyjno-handlowa informacja dla ewentualnego klienta. Jako taka nie jest objęta żadną klauzulą tajności. Są to dokumenty przeznaczone do rozpowszechniania. 2 "Wyciek" nastąpił w 2011 roku i fakt ten był znany służbom i stąd wypowiedz Amerykanów. Sprawa została wtedy wyjaśniona na linii USA-Francja-Australia i Amerykanie już do tego niewracali. Dlatego też, ku zaskoczeniu wielu obserwatorów, reakcja Australii była tak spokojna. 3 Łapówki były stosowane i DCNS na to monopolu nie miał. Niemieckie firmy też udowodniły, że takie praktyki są im znane. 4 Podpisanie umowy z Niemcami o "wspólnej kontroli operacyjnej " naszych OP i tak dało im decydującą przewagę w przetargu. 5 Jak chcemy OP tylko na Bałtyk, to Ubot jest w sam raz. Zresztą dobrze żeby TKMS podpisał choć ten mini kontrakt, bo z ewentualnego partnera do fuzji z DCNS, może się przekształcić w coś bardzo mało wartościowego. Szkoda by było.

Reklama