Okręt rakietowy Iwanowiec projektu 12411 został zatopiony przez drony nawodne, ponieważ był: źle zaprojektowany, nie w pełni sprawny i posiadał nieprzygotowaną do walki załogę. I Ukraińcy to bezlitośnie wykorzystali.
Od dawna większość specjalistów uważało małe okręty rakietowe projektu 1241 typu Mołnia (według NATO typy Tarantul) oraz ich nowsze wersje (w tym projektu 12411) za źle przygotowane na odparcie ataku z powietrza. Sami Rosjanie zresztą temu nie zaprzeczali tym bardziej, że zadaniem tych jednostek miał być atak na wrogie okręty, a nie obrona.
I to właśnie dlatego stworzono na Mołniach, aż trzystrefowy system zwalczania obcych jednostek pływających. Pierwszą strefę stanowiły rakiety woda-woda, najważniejsze uzbrojenie tych okrętów, dla których przenoszenia one w ogóle powstały. Początkowo były to poddźwiękowe pociski P-21 i P-22 o zasięgu 80 km (takie były stosowane na polskich jednostkach projektu 1241). W kolejnych wersjach Mołni to jednak zmieniano i Iwanowiec, a więc okręt projektu 12411, otrzymał rakiety P-270 Moskit. W odróżnieniu od swoich poprzedniczek leciały one już z prędkością 2-3 Mach i na odległość podobno nawet do 240 km.
Drugą warstwę obrony miała zabezpieczać dziobowa armata Ak-176 kalibru 76 mm, o zasięgu efektywnego strzelania 10 km i szybkostrzelności 120 strzałów na minutę. Ostatnią strefę obrony stanowią dwie sześciolufowe armaty AK-630 kalibru 30 mm o zasięgu skutecznym w odniesieniu do celów nawodnych 5 km i szybkostrzelności (przy użyciu obu zestawów) około 8-10 tysięcy strzałów na minutę
Jest to więc potężna siła ognia, która powinna wystarczyć nawet do zatrzymania większych okrętów, a już na pewno niewielkich dronów nawodnych. Jak się okazało na Iwanowcu, takie założenie było błędne i to z kilku powodów.
Czytaj też
Brak rozpoznania
Każdy dowódca okrętu powinien działać w oparciu o rozpoznany obraz sytuacji taktycznej. W autonomicznym tworzeniu takiego obrazu pomagają mu systemy obserwacji technicznej, a więc radary i głowice optoelektroniczne. Teoretycznie „Iwanowiec” miał aż trzy stacje radiolokacyjne. Jedna z nich, Pieczora, powinna być włączona przez cały czas, ponieważ jest to radar nawigacyjny, zapewniający bezpieczeństwo pływania. Jego wadą jest to, że jest to „rosyjski radar nawigacyjny”. O problemach z tym związanych przekonali się marynarze polskiej Marynarki Wojennej, gdy otrzymali te stacje radiolokacyjne razem z okrętami projektu 1241. Na ORP Górnik i ORP Hutnik były to radary typu Kiwacz, a na okrętach ORP Metalowiec i ORP Rolnik były to radary typu Pieczora – takie same jakie zastosowano na Iwanowcu.
Ich zobrazowanie i możliwości były tak słabe, że szybko je wymieniono na radary zachodnie BridgeMaster (Racal-Decca), które nie tylko zapewniały lepsze wykrywanie – szczególnie celów małych, ale „umieszczały” całe zobrazowanie na pokładzie mapy elektronicznej i pozwalały na realizację zadań taktycznych – w tym alarmując o kursie kolizyjnym. Rosjanie takiej wymiany na Iwanowcu nie zrobili, godząc się na obraz na ekranie mniej przyjazny dla operatora.
Teoretycznie nie powinno to sprawiać problemu, ponieważ na okręcie w czasie wojny podstawą działania powinny być radary bojowe, a nie nawigacyjne. Iwanowiec miał dwie takie stacje: obserwacyjną Monolit (z anteną pod kopułą zainstalowaną nad mostkiem) i kierowania uzbrojeniem artyleryjskim MR-123 (zainstalowaną na maszcie). Zadaniem pierwszego kompleksu miało być wykrywanie celów powietrznych i nawodnych, a więc to on powinien odpowiadać za „zauważenie” w odpowiednim czasie ukraińskich dronów.
Czytaj też
Było to konieczne, ponieważ radar MR-123 nie służy do wykrywania, ale naprowadzania armat, na wcześniej wskazany cel. Z filmu opublikowanego przez Ukraińców widać jednak wyraźnie, że antena tej stacji radiolokacyjnej była nieruchoma. W takim przypadku naprowadzanie armat mogło się odbywać tylko w trybie zapasowym, z wykorzystaniem celownika optycznego Kołonka (wyniesionego tuż za masztem), a to nie zapewnia odpowiedniej celności.
Jest więc bardzo prawdopodobne, że Rosjanie „beztrosko” pływali sobie koło Krymu nie włączając radarów bojowych, a jedynie korzystając z bardzo prymitywnego radaru nawigacyjnego Pieczora. Kiedy więc już zorientowano się, że drony atakują, nie było czasu na włączenie stacji bojowych. Co więcej najprawdopodobniej nie były włączone również systemy artyleryjskie, a operator Kołonki nie znajdował się na swoim stanowisku.
Co strzelało do ukraińskich dronów?
Rosjanie należą do tych nacji, które wartość okrętów oceniają po ilości luf i rakiet, jakie znajdują się na ich pokładzie. „Iwanowiec” był więc klasyfikowany jako jednostka bardzo niebezpieczna dla przeciwnika i atak dronów nawodnych nie powinien być dla niego żadnym problemem. Tym bardziej, że jednostka ta w odniesieniu do zagrożeń nawodnych wcale nie musiała używać uzbrojenia.
Należy bowiem pamiętać, że kutry projektu 12411 są wyposażone w układ napędowy CODAG (COmbined Diesel And Gas), z dwiema turbinami gazowymi M-70 (o mocy 12 000 KM każda) i dwoma silnikami wysokoprężnymi M510 (o mocy 4000 KM każdy). Pozwala to na poruszanie się z prędkością maksymalną przekraczającą nawet deklarowane 42 węzły (co niejednokrotnie udowodniły polskie okręty projektu 1241). Ukraińskie drony typu MAGURA V5 według oficjalnych danych mają podobną prędkość maksymalną, stąd ostrzeżona Tarantula powinna bez problemu uciec z miejsca ataku po prostu przyśpieszając.
Problem polega na tym, że Iwanowiec najprawdopodobniej nie został „ostrzeżony” przez radary, a ponadto Ukraińcy zorganizowali uderzenie z wielu kierunków, osaczając rosyjski okręt. Oczywiście obraz w podczerwieni z dronów pokazywał nagrzane otwory wylotowe z turbin, co oznacza że zostały one uruchomione, jednak pochylenie przy manewrach wskazuje, że Rosjanie nie zdążyli osiągnąć prędkości maksymalnej. Tym bardziej, że chwilę później jeden z dronów uderzył w rufę, prawdopodobnie unieruchamiając okręt.
Pozostawała więc obrona aktywna z wykorzystaniem artylerii, jednak zatonięcie okrętu świadczy, że była ona nieskuteczna. Przede wszystkim nie korzystano z armaty AK-176. Tymczasem w momencie zagrożenia okręt powinien strzelać ze wszystkiego, co jest dostępne. Nie było to spowodowane nie obsadzeniem Kołonki, ponieważ w wieżyczce armaty AK-176 znajduje własny celownik. I on pozwala na samodzielne prowadzenie ognia.
Zdjęcie z piątego drona, który uderzył w lewą burtę już nieruchomego okrętu pokazuje jednak wyraźnie, że lufa nieruchomej armaty AK-176 jest skierowana do dziobu. Atak był prowadzony od rufy i burt, tak więc nawet po wyłączeniu zasilania, wieża powinna być odwrócona. Nie była, co oznacza, że Rosjanie w ogóle nie użyli swojej „głównej artylerii”.
Nieskutecznie wykorzystywano również armaty AK-630. Jest to system artyleryjski, który w strefie rufowej, przy użyciu obu działek, jest w stanie strzelać z szybkostrzelnością do 10 tysięcy strzałów na minutę. Było to możliwe, ponieważ stanowisko operatora Kołonki znajdowało się za masztem, a więc z pełną obserwacją strefy rufowej. Nieliczne rozbryzgi wody od pocisków pokazują, że armaty AK-630 były wykorzystywane nie w pełnym zakresie i nie od razu.
Ile dronów uderzyło w „Iwanowca”?
Pierwszy dron (Nr 1) który uderzył w „Iwanowca” nie był prawdopodobnie w ogóle ostrzeliwany, a Rosjanie bronili się przed nim tylko zmieniając prędkość oraz kurs. Było to jednak nieskuteczne i ostatecznie nastąpiło uderzenie w rufę. Później Rosjanie już się kompletnie pogubili. Widać to na filmie opublikowanym przez Ukraińców. Składał się on z nagrań zarejestrowanych z pięciu dronów. Pierwsze było z bezzałogowca Nr 1, który nieostrzeliwany, jako pierwszy dogonił „Iwanowca” i uderzył w wylot prawej turbiny na pawęży (film oczywiście się urwał).
⚡️🇺🇦Ukrainian naval kamikaze drone destroyed/damaged 🇷🇺Russian missile boat "Ivanovets". pic.twitter.com/Mh2PZgKTB7
— 🇺🇦Ukrainian Front (@front_ukrainian) February 1, 2024
Drugie nagranie pochodziło z drona Nr 3, który atakował okręt od lewej burty od strefy rufowej. Zarejestrował on wybuch pierwszego bezzałogowca (Nr 1), a później drugiego (Nr 2), którego nagrania Ukraińcy nie udostępnili. Dron Nr 2 mógł więc uderzyć w prawą burtę „Iwanowca”, albo też eksplodować trafiony przez Rosjan (nie ma nagrań prawej burty okrętu po tej eksplozji). Ten drugi przypadek jest jednak mało prawdopodobny, ponieważ dokładnie w tym samym czasie ostrzeliwany był również bezzałogowiec nagrywający całą sekwencję (Nr 3).
Taki wniosek wynika z faktu, że armata AK-176 byłą „niema”, a dwie armaty AK-630 kierowane z jednej Kołonki nie mogą ostrzeliwać jednocześnie dwóch celów w różnych sektorach. Ukraińcy doskonale o tym wiedzieli i tak poprowadzili atak, by jeden z dronów (Nr 2) doszedł do okrętu, kiedy inny był ostrzeliwany (Nr 3). Chwilę po wybuchu ostrzał ten zresztą się skończył i dron nagrywający całą scenę (Nr 3) doszedł do „Iwanowca” uderzając tym razem w lewy wylot turbiny gazowej.
Otwór ten był już jednak chłodniejszy i znajdował się wyżej, co oznacza, że turbiny już nie działały, a okręt zwolnił lub nawet się zatrzymał (przy dużej prędkości na turbinach, rufa na Mołniach głęboko się zanurza, co było widać przy pierwszym ataku). Czwarte uderzenie (Nr 4) w lewą burtę nie zostało zarejestrowane, ale wiadomo że ono nastąpiło. Film z piątego drona pokazywał bowiem wyraźnie duży otwór tuż pod lewoburtowymi wyrzutniami rakietowymi.
Czytaj też
I tu widać po raz kolejny, że atak Ukraińców był dokładnie przemyślany. Najpierw więc uderzyli w napęd, by zastopować Iwanowca (Nr 1 i Nr 3), a później trafiali w burtę (Nr 2, 4, 5 i 6) w takim miejscu, by wywołać eksplozję rakiet „Moskit” w wyrzutniach. Jak się jednak okazało, ani pierwsze uderzenie w prawą burtę (Nr 2), ani pierwsze w lewą (Nr 4) nie wywołał pożądanej eksplozji. Sprawę załatwił więc szósty dron, który jednak tak został pokierowany, by uderzyć w wyrwę wywołaną czwartym (i być może piątym) dronem.
„Szósty”, ponieważ z końcówki filmu wynika wyraźnie, że Ukraińcy próbowali atakować już uszkodzoną, lewą burtę okrętu piątą łodzią (Nr 5) – idącą od strony dziobu, która jeszcze była ostrzeliwana przez Rosjan. Być może ona również wybuchła doprowadzając ostatecznie do wyłączenia systemów uzbrojenia na Iwanowcu. W ten sposób szósty dron już bez problemu podpłynął do okrętu.
Takie, niezakłócone, mierzone uderzenie doprowadziło wreszcie do wybuchu Moskitów. Co ciekawe wielka eksplozja została zarejestrowana przez co najmniej dwa kolejne, ukraińskie drony Nr 7 i Nr 8 (które znajdowały się dwóch różnych odległościach). Oznacza to, że Ukraińcy do ataku na jeden rosyjski okręt wysłali rój dronów składający się co najmniej z ośmiu bezzałogowych łodzi.
Prawdopodobnie sześć z nich trafiło, co w końcu doprowadziło do zatonięcia okrętu. Ostatnia sekwencja ukraińskiego filmu pokazuje już tylko unoszący się wysoko nad wodą dziób Iwanowca, w którym prawdopodobnie zrobiła się poduszka powietrzna (pozostał on nietknięty w czasie ataku). Niestety jest bardzo prawdopodobne, że znajdowali się tam ludzie. W tamtym rejonie okrętu znajduje się bowiem pomieszczenie RTS-u, gdzie w alarmie bojowym pracują operatorzy obu radarów bojowych i systemu walki elektronicznej. Do pomieszczenia tego schodzi się przez właz w pokładzie, zamykany w czasie alarmu bojowego.
⚡️🇺🇦Ukraine struck the 🇷🇺Russian missile boat "Ivanovets" with MAGURA V5 drones.
— 🇺🇦Ukrainian Front (@front_ukrainian) February 2, 2024
The head of the Main Directorate of Intelligence of the Ministry of Defense of Ukraine Kyrylo Budanov told The War Zone about this.
During the destruction of the specified ship, six direct hits by… pic.twitter.com/UE3Viz5Iug
Ukraińcy przyznali się, że do ataku na rosyjski okręt użyli dronów MAGURA V5. Są to stosunkowo małe jednostki, o długości 5,5 m i wadze mniejszej niż 1000 kg. Z jednej strony utrudnia to ich wykrycie (tym bardziej, że w budowie kadłuba zastosowano technologie stealth), ale jednocześnie nie pozwalało na zabranie dużej ilości ładunku wybuchowego. Ładunek użyteczny na MAGURA-ch może mieć wagę do 320 kg, jednak trzeba również zabrać odpowiedni zapas paliwa.
Był on potrzebny, ponieważ pułapka zastawiona na Iwanowca została zorganizowana w okolicach jeziora Donuzław na zachodnim Krymie, czyli ponad 250 km od wybrzeża kontynentalnej Ukrainy. Ładunek wybuchowy musiał więc być mniejszy i to tłumaczy, dlaczego do zatopienia małego okrętu wyładowanego rakietami o wyporności zaledwie 440 ton, potrzeba było uderzeń aż sześciu dronów.
Dlaczego Iwanowiec się nie obronił?
Nagrania ujawnione przez Ukraińców nie tłumaczą wszystkiego, co doprowadziło do zatopienia Iwanowca. W oparciu jednak o wcześniejsze ataki ukraińskich dronów, można z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że:
- załogi rosyjskich okrętów lekceważą zagrożenie, są najprawdopodobniej zdemoralizowane i działają na morzu bez odpowiedniej gotowości do działań;
- radary zainstalowane na rosyjskich okrętach mają trudności z wykrywaniem niewielkich celów (zbudowanych w technologii stealth) – w tym obiektów nawodnych;
- rosyjskie systemy walki elektronicznej na okrętach są nieprzydatne w odniesieniu do współczesnych zagrożeń (system WRE na Iwanowcu nie był prawdopodobnie w ogóle użyty);
- rosyjskie okręty są generalnie jednorazowego użytku i po wykonaniu zadania (wystrzeleniu rakiet) w normalnym konflikcie zbrojnym mają małą szansę na powrót do bazy;
- baza morska w Sewastopolu przestała pełnić swoją rolę przy permanentnym zagrożeniu ze strony ukraińskich rakiet i dronów;
- Flota Czarnomorska nie ma obecnie znaczenia w toczącej się wojnie z Ukrainą ograniczając się do zadań transportowych i wystrzeliwania rakiet manewrujących – jeżeli zostaną dostarczone przez rosyjski przemysł.
Czytaj też
Do tego należy dołożyć bardziej generalne wnioski:
- skuteczność systemów artyleryjskich nie zależy od ilości wystrzelonych pocisków, ale od skuteczności systemów rozpoznania i naprowadzania oraz tego czy amunicja jest programowalna;
- atak dronów w roju stał się standardem, dlatego jednostki z jednym kanałem kierowania ogniem (zwalczającym tylko jeden cel jednocześnie) nie mają dużych szans na skuteczną obronę;
- drony nawodne są bardzo niebezpiecznym środkiem walki, o ile są użyte w odpowiedni sposób i masowo. Na tego rodzaju ataki powinni być więc przygotowani nie tylko Rosjanie na Morzu Czarnym, ale również np. siły koalicyjne na Morzu Czerwonym (zagrożone ze strony Iranu) i polska Marynarka Wojenna na Bałtyku (zagrożenie ze strony Obwodu Królewieckiego).
kowalsky
Martwmy się "polską mentalnością" w naszych Siłach Zbrojnych. Co prawda góra się zmieniła ale śpiewka "nic się nie stało" czy to chodzi o zagubioną rakietę czy wyremontowaną krypę dalej jest numerem jeden na liście.
skition
Bo nic się nie stało. ORP Rolnik został zezłomowany w roku 2020 a więc okręty typu Mołnia u nas nie występują. Jako nośniki rakiet NSM wykorzystujemy ciężarówki typu Jelcz no i wystarczy. Gorzej jakby chodziło o okręty projektu 660 ,bo nie zostały jeszcze zezłomowane, ale ja osobiście opowiadam się za montowaniem rakiet RBS 15 także na platformie kołowej.
tomcio55
"Niestety jest bardzo prawdopodobne, że znajdowali się tam ludzie" Czemu niestety?
Pirat
Rosja nie może zniszczyć kilka dronów w swoim własnym basenie a Amerykanie zestrzeliwują bez problemów irańskie ponaddźwiękowe rakiety balistyczne i przeciwokrętowe w cieśninie daleko od własnych baz morskich.
radziomb
bo okrety rosyjskie do amerykanskich to jak porownanie T14 armata do Abrams A2 sep v.3 . niby to samo a jednak w praktyce działa (nie działa) inaczej.
Paweł P.
10/10. Brawo!
rosyjskaRuletkaTrwa
Sztandarowy pokaz mirowej bylejakości, dyletanctwa i poziomu wyszkolenia w ruskiej flocie prawdopodobnie poparty uszkodzeniami podzespołów i systemów. To samo w lotnictwie, artylerii, piechocie. Jedyne na co liczą teraz ruskie to zadeptanie tysiącami moskali całej obrony Ukrainy. Tymczasem sowiecka armia napadła Ukrainę metodami hordy, chaotycznego, dzikiego wejścia do ciemnego lasu tonącego we mgle licząc ze ktoś z tych tysięcy żołdaków gdzieś znajdzie jakieś wyjście.
ŚniętyMikołaj
Jal widać MW w klasycznym pojęciu czyli tak jak funkcjonuje nasza MW, nie ma racji bytu. Szczególnie na Bałtyku i takiej linii brzegowej jak nasza. Szkoda wydawac miliardy na okręty, jak do obrony można użyć malych i tanich dronów bojowych. Zresztą przed 2WŚ mieliśmy dobrą MW jak na tamte czasy i też nie odegrała praktycznie żadnej roli. Nie będziemy robić atakówni desantów z morza, nie będziemy strzelać z okrętów podwodnych rakietami manewrującym, bo jak wynika z artykułu okręt to 1-2 akcje bojowe, jeśli przeciwnik ma systwm rozpoznania, rakiety i drony.
Chyżwar
Jak widać stary ruski grat oberwał od kilku dronów. A oberwał bo po pierwsze to grat posiadający sensory z epoki króla ćwieczka. Po drugie jego uzbrojenie nie przystaje do obecnych czasów. Po trzecie załoga zachowywała się jak nowicjusze. Te same rzeczy dotyczyły Moskwy, ślepym bokserem zwanej, która jeszcze wcześniej poszła na dno. Poza tym zanim zaczniesz pisać o Drugiej Wojnie Światowej sprawdź sobie po co II RP była MW. Podpowiem, że za jej powstaniem optowali ludzie ubrani w zielone mundury, którym podczas wojny z sowietami groził brak broni i amunicji. Potem rzuć okiem na mapę, żeby uświadomić sobie, że podczas wojny z Niemcami MW straciła rację bytu. Potem kolejny raz rzuć okiem na mapę, żeby uświadomić sobie dlaczego niewielkie niemiecko-fińskie siły morskie zablokowały ruskie okręty w Kronsztadzie. Teraz wróć do sytuacji obecnej, w której przeciwko Niemcom nie zamierzamy wojować. .
Anty 50 C-cali
Co nie powiesz. Na takim M.Czerwonym i nawet dalej od linii brzegowej, na Zatoce Adeńskiej - to do obrony tankowców używa się "małych i tanich dronów"? Na pewno?! Przed 1939, czyli 70+ lat TEMU(!!!) nikt nie słyszał o fregatach - rakietowych, eh,( ropa i gaz nie była czymś strategicznym dla II Rzeczpospolitej. Jak możesz pisać bzdury "też nie odegrała praktycznie żadnej roli"...Gdy nie było satelit, kto naprowadził zagładę na rajdera "Bismarcka", jak na "Moskwę", pod Krymem. Dzisiaj pilnowaniem sojuszniczych akwenów zajmują się takie które zdolne są obronić nie tylko siebie, zdolne nawet "przyjąć na klatę" nie tylko wybuch głowicy 200 kilo+ (Exocet vs siostra naszych OHP), ale i wielokrotne trafiena z NSM, Gdy się wypiera z 10x tyle ton co Ruski( 400+) alias Rolnik
MAR
Bardzo słuszna analiza. Przed II wś budowalismy siły zbrojne na rózne scenariusze. Teraz też musimy zabezpieczac rózne kierunki i teraz tez warto budowac flotę i armie wyciagajac wnioski zwłaszcza z obecnej wojny na naszym teatrze ale tez pamietajac , że nastepna wojna moze być inna. Ruskie tez wyciagna predzej czy poxniej wnioski ze swoich błedów.
Zam Bruder
Jak to role szybko mogą się odwrócić...Kilka lat temu oglądałwm nagranie z pokładu jakiejś rosyjskiej jednostki biorącej udział w operacji przeciwko somalijskim piratom, gdzie rosyjski okręt do praktycznie bezbronnej łodzi otworzył ogień ze wszystkich luf jakie tylko miał na pokładzie a nawet matrosi strzelali z kałachów i tego co kto tam miał pod ręką ; a jaką mieli radochę z tej egzekucji....
Chyżwar
Też to oglądałem. Nie wiem czy oglądałeś testowe strzelanie z OSU-35K? Jeśli nie, to pooglądaj. Nie było problemów z trafieniem w cel. Później wróć do filmu, o którym piszesz. Celność ognia prowadzonego z AK-630 mimo dużej szybkostrzelności ruskiego gatlinga i małej odległości do ostrzeliwanej balii pozostawiała duużo do życzenia.
user_1050711
Moja wątpliwość. Jeśli potrzebnych było aż 6 dronów, każdy z ładunkiem wybuchowym 320 kg, to jaka jest skuteczność naszych rakiet NSM, z głowicą jedynie 125 kg ???
Zam Bruder
Stuprocentowa. Z programowalną głowicą i dokładnością trafienia celu....pół metra może wlecieć kukowi do mikrofalówki przez iluminator mesy ;))
Rykoszet
Cytat z artykułu: "Ładunek użyteczny na MAGURA-ch może mieć wagę do 320 kg, jednak trzeba również zabrać odpowiedni zapas paliwa." Żeby przepłynąć 250km z tak dużą prędkością taki drom potrzebuje ze 200kg paliwa lub więcej. Myślę, że sam ładunek wybuchowy ważył tutaj nie więcej niż 100kg. Poza tym zwróc uwagę, że najgroźniejszą bronią tutaj nie był sam ładunek wybuchowy, tylko świetnie skoordynowany atak z wielu kierunków, wycelowany w krytyczne punkty okrętu. Zamiast robić wielkiego i ciężkiego drona, lepiej jest wykonać mniejszego i zwinniejszego, który trafi w rakietę Moskit a dzieła zniszczenia dokona już potężny ładunek samej rakiety. Tak było w tym przypadku.
QVX
Na Moskwę wystarczyły 2 pociski (prawda, że nieco cięższe).