Reklama

Wojna na Ukrainie

Hostomel pamiętam tylko ja [WYWIAD]

Autor. Michał Lipski

Jak wyglądała wojna na Ukrainie w pierwszych dramatycznych miesiącach, kiedy był czas nadziei i jak wygląda to teraz? Szczera rozmowa bez upiększeń z Michałem Lipskim „Liptonem”, uczestnikiem wojny w Ukrainie, którego szlak rozpoczął się w lutym 2022 roku w batalionie specjalnym OPFOR (tzw. specnaz szturmowy) i trwał do wiosny tego roku.

Maciej Szopa: W jakich okolicznościach znalazłeś się na Ukrainie i dlaczego zdecydowałeś się tam pojechać?

Michał Lipski: Całe życie byłem w wojsku. Zaczęła się wojna. Gdzie jest miejsce żołnierza? Tak „po instrukcji” - jest na wojnie. Zawsze była we mnie ta chęć sprawdzenia siebie, tego wszystkiego na co straciło się najlepsze lata życia. To jednak tylko jedna przyczyna.

Druga jest bardziej, nazwijmy to, górnolotna. Chodzi o zrozumienie geopolitycznej sytuacji. Jak to najprościej wyjaśnić… my jesteśmy następni w łańcuchu pokarmowym. Skończą z Ukrainą, przyjdą do nas. No może nie bezpośrednio, ale przyjdą do Bałtów. A my będziemy na tyle głupi, że pierwsi pobiegniemy tam z pomocą. A NATO nie wiadomo – to tylko przyszłość zweryfikuje… Więc lepiej walczyć tutaj, źle to zabrzmi, ale cudzymi rękami - niż u siebie swoimi.

Reklama

To też motywacja wielu innych osób, z którymi rozmawiałem. A w jakiej specjalizacji w Wojsku Polskim służyłeś?

W Polsce służyłem wcześniej w 6. batalionie powietrzno-desantowym w Gliwicach, byłem tam dowódcą kompanii.

Jak dostałeś się na Ukrainę i do jakiej jednostki?

Było mi trochę prościej niż innym. Jeszcze w 2021 roku z jednostki pojechaliśmy na misję szkoleniową na poligon jaworowski na Ukrainę. I ja tam pracowałem z tymi ludźmi, nawiązałem kontakty. Kiedy zaczęła się wojna, oni zbierali się do wyjazdu na Kijów. A, że znałem ich dowódców kompanii, sztab batalionu, dowódcę batalionu – dogadałem się, że jadę z nimi.

Autor. Michał Lipski
Autor. Michał Lipski

Czyli była to jednostka liniowa, to nie był jakiś batalion ochotniczy?

To batalion specjalny, specjalnego przeznaczenia. (214. Samodzielny batalion specjalny OPFOR, jednostka utworzona w 2016 roku z uczestników ATO - red.).

Ukraińska armia jest podobna do rosyjskiej pod tym względem, że te jednostki specjalnego przeznaczenia – specnazu – są różnych specjalizacji. O jakiej jednostce specjalnego przeznaczenia mówimy w tym przypadku?

Tak. Nasza jednostka jest szturmowa, a jednostki szturmowe to tutaj jednostki ciężkie. Są też takie, jak typowi komandosi, wyposażone lekko. Ale większość jednostek szturmowych to jest piechota zmechanizowana, piechota ciężka.

Autor. Michał Lipski

Dlaczego nie zdecydowałeś się iść do jednostek międzynarodowych?

Zaczęli formować ten legion, ale ja tam nie do końca chciałem trafić.

Dlaczego?

W armii już długo współpracowaliśmy z Amerykanami, z Brytyjczykami. I to nie są goście, z którymi można pojechać na pełnoskalową wojnę. Można z nimi pojechać na „safari” w Afganistanie czy Iraku. Tam ty masz wszystko a przeciwnik nie ma niczego. To są ludzie bardzo twardo trzymający się książki. Bez żadnej elastyczności. Nie moja bajka. Ja zawsze wolałem coś sam wymyślić, zaimprowizować. Książka ma tobie pomóc, ale to nie jest tak, że masz robić wszystko po szablonie. Kiedy robisz po szablonie, wtedy przeciwnik jest na to przygotowany. Anglosasi tego nie umieją, u nich w armii to jest zabijane.

Poza tym, gdzieś na początku przed wyjazdem na Kijów, 24 albo 25 lutego, spotkałem Amerykanów i jakichś innych ochotników z zagranicy. Pokazałem im, że nic nie potrafią. Był tam gość „trzy lata w Marines”. Chciał czegoś nauczać, jechać walczyć. Stoimy w 2-3 piętrowym bloku mieszkalnym i gadamy. Zapytałem go: „a jakbyś wszedł przez te drzwi?”. W momencie, gdy pokazał, odpowiedziałem mu: „gościu, ty nie przeżyjesz. Ty nie potrafisz niczego”. Iść z takimi ludźmi, ignorantami, którzy myślą, że potrafią… słaby pomysł.

Reklama

Czyli Anglosasi są przyzwyczajeni, że mają dobrą logistykę, wsparcie, i wszystko regulaminowo?

Tak. W Afganistanie było tak, że jechała kompania, wspierała ją bateria artylerii, lotnictwo, śmigłowce i w gotowości stała ewakuacja medyczna. Śmigłowce pojawiały się pięć minut od momentu poranienia. Tutaj może to pracuje w drugą stronę – to przeciwnik ma artylerię, my nie zawsze itd.

Czy to oznacza, że wy w Wojsku Polskim mieliście przyzwyczajenia podobne bardziej do tych ukraińskich, że tej komfortowej sytuacji nie ma?

Spadochroniarz zabiera ze sobą dom na plecach. Raz: ogranicza cię objętość plecaka. Dwa: jego waga. Jak jedziesz nawet na poligon, to podejmujesz decyzję co weźmiesz, a co nie. Możesz np. wziąć karimatę i śpiwór, ale zostaje ci 20 proc. objętości plecaka. Nie możesz wziąć wszystkiego. Jak weźmiesz wszystko to masz 50-kilogramowy plecak. No nie chcesz tego. Tutaj zawsze pracowaliśmy na kompromisie, więc byliśmy przyzwyczajeni do tych gorszych warunków.

Czyli to raczej kwestia wojsk powietrzno-desantowych?

Tak. Świetnym przykładem było, kiedy wyjechaliśmy pod Charków na szturm. Na dwa dni. Mieliśmy odbić wioskę, umocnić się tam i na następny dzień przekazać pozycję komuś, kto za nami idzie. Jedną wioskę zajęliśmy, zmienili nas i „naprzód” następna. I tak 12 dni. Doszliśmy do takiego momentu, że około dziewiątego, dziesiątego dnia zatrzymaliśmy czołg własny (ukraiński) i zrywaliśmy z niego wodę, bo nie było co pić.

Zrywaliście wodę z czołgu? Jak to?

Na czołgach wożą wodę jako jeszcze jedną warstwę pancerza, czasem gasi to przy trafieniu jakieś małe pożary. Pocisk kumulacyjny przebija te butelki, czy jakieś odłamki przebijają i nawet jak coś się zapali to trochę ta woda tłumi. Zrywaliśmy to z czołgu, kiedy przejeżdżał koło nas, bo już nie było co pić.

Wiedzieliśmy, że jak na dwa dni nas wysyłają to nie będzie nas tydzień i na to się przygotowaliśmy. Ale nawet ten tydzień przeszedł, a tu naprzód, naprzód, naprzód. Nie było wody ani innych możliwości jej pozyskania. Żadnych studni, cieków wodnych. Miejscowi mówili, że żeby się dokopać do wody to potrzebna jest studnia o głębokości sześćdziesięciu metrów, więc nikt studni nie miał. A wyzwalaliśmy tereny okupowane od trzech miesięcy, więc woda, która była w beczka była zielona. Nie nadawała się do picia.

Reklama

A filtrów nie mieliście (np. słomkowych)?

Głównie polegaliśmy na wodzie z butelek. Na początku wojny było wiele problemów z zaopatrzeniem w sprzęt. Do dzisiaj nazbieraliśmy sobie o wiele więcej wyposażenia niż mieliśmy wtedy. Na początku były problemy z termowizorami, noktowizji nie było za dużo. Pojawiały się też inne problemy. Z czasem udawało się je rozwiązywać. Ktoś miał jakieś kontakty itp. I tak stopniowo po roku doszliśmy do jakiegoś sensownego poziomu. Dokompletowywaliśmy sprzęt do końca 2022 roku.

I to mimo, że byliście jednostką specjalnego przeznaczenia?

Ta wojna pokazała pewne błędy w rozumowaniu. Bo masz tą etatową technikę – masz BMP, jakieś tam BTR-y. A one wszystkich problemów nie rozwiązują. Ciężarówką też nie wszędzie chcesz pojechać. I tak zaczęła się „moda” na pickupy – mniejsze, cichszy, bardziej elastyczne. Można coś zawieźć, przywieźć, przewieźć ludzi i nie jest to dla przeciwnika tak ważny cel, jak technika wojskowa.

Autor. Michał Lipski

Wtapia się w tło cywilne?

Nie o to chodzi. Pickup jest cichy. Z jakiej odległości usłyszysz auto? 200-300 metrów. Przy technice mówimy o kilometrach. Więc skrycie można podjechać.

Gdzie trafiłeś po przybyciu na Ukrainę i tych rozmowach z Amerykanami?

Od razu do jednostki do Jaworowa, czyli tak jak od razu się umawiałem.

Do tej jednostki, która wcześniej ćwiczyła z NATO?

Tak.

I od razu rzucili was na front? Jaki?

Po kolei na wszystkie. Pierwszy był Kijów, bo trzeba stolicę chronić. Tam Hostomel, potem Petriwki, czyli północno-zachodnie okolice Kijowa.

Jaka była tam wasza rola?

Pierwszy był Hostomel, z wiadomych przyczyn. Kiedy już w Kijowie uspokoiło się, to przerzucili nas na kontratak, bardziej od strony Żytomierza na zachód od Kijowa. Odbijaliśmy tam żytomierską trasę i szliśmy - powiedzmy - w kierunku na Czarnobyl. Po odbiciu dwóch, trzech wsi za żytomierską trasą, cofnęli nas. Ktoś tam dalej nacierał na Czarnobyl, a my przegrupowaliśmy się i dostaliśmy nowe zadanie: odbijać Hostomel.

Znów w to samo miejsce?

Teren był już nam znany, więc miało sens wysłać nas tam znowu.

Czytaj też

Ten wasz pierwszy kontakt z Hostomelem to był już w pierwszych dniach tej wojny? Walczyliście z tą słynną już awangardą WDW?

Tak.

To kluczowa bitwa w tej wojnie.

Kluczowa, nie kluczowa. Tak się po prostu okazało. Trafiła kosa na kamień i posypało się od tego momentu Rosjanom. Jechali na defiladę, a tu ktoś po nich strzela.

Z tego co dzisiaj wiadomo, to lądowała tam elita WDW. Nacięła się najpierw na obronę terytorialną, a potem przyszły ukraińskie jednostki specjalne i zaczęły ich wypierać.

No

To byliście wy?

Tak

Co możemy więcej powiedzieć o tym starciu? Ta awangarda WDW to rzeczywiście taka elitarna była?

Wiesz, oni byli tak samo elitarni jak, powiedzmy i my jesteśmy elitarni w Polsce. Na czas pokoju. Nieostrzelani, bez doświadczenia. Nie do końca rozumieli, gdzie jadą, zachowywali się jak na poligonie. A nagle: tu strzelają, tam granatnik RPG…

I u nas i u nich nikt nie miał bojowego doświadczenia. Tyle, że u nas były przynajmniej te okopy i obsadzone budynki. A oni główną ulicą na tych BMDszkach (transporterach rodziny BMD) jadą jak na paradę, jak na poligonie. I zaczyna im się piekło, ciała zaczynają spadać z tych transporterów. W nich nie było jeszcze zrozumienia, gdzie pojechali i co mają robić. Że to prawdziwa wojna. Wtedy jeszcze się nie ogarnęli, jeszcze było wcześnie. Teraz jest całkiem inaczej…

Autor. Michał Lipski

Co działo się po Hostomelu?

Odbiliśmy Hostomel, dwa tygodnie przesiedzieliśmy w Kijowie i przerzucili nas na Charków. Tam ta sama procedura: z początku aklimatyzacja, rozpoznanie, no i naprzód. Na wschód od Charkowa – wioski Cyrkuny, Ruśki Tyszky, Czerkaśki Tyszky, jeszcze na wschód Stary Sałtów i aż do granicy z Rosją. To był maj…

Później ktoś pomyślał, że w sumie walczymy na entuzjazmie, ale cały czas na strukturze czasu P (pokoju-red.) Tak nas rzucili do Kijowa w lutym. Cofnęli więc nas do Kijowa na dokompletowanie.

Czyli walczyliście w te pierwsze miesiące częściowo skadrowani?

Tak. Po dokompletowaniu rzucili nas dalej. Na Jaworowie byliśmy batalionem dwukompanijnym, w czerwcu już jako jeden organizm wysłano nas na Donbas. Trafiliśmy na zachodni obwód doniecki, do Bachmutu. Wtedy to było jeszcze 100 km od linii frontu - nie był jeszcze taki modny.

Braliście udział w operacji charkowskiej?

Gdzieś po miesiącu walki w rejonie Bachmutu przerzucili nas na północ, trochę nas dokompletowali i poszliśmy na Balakliję. Z Balakliji dosłownie na tydzień na Kozaczą Łopań, na północ od Charkowa na granicę. Tam byliśmy w obronie, w sumie nic ciekawego. Później znów wróciliśmy na Bachmut, fabryki szampana, a potem rzucili nas na szturm na Jampil koło Łymania. Później znowu okolice Bachmutu i Sołedar pod koniec 2022 roku. Z 93. Brygadą… Potem przerzucili nas na Kliszczyiwkę, gdzie staliśmy półtora miesiąca. W tym czasie „wspaniała” 47. Brygada straciła Sołedar. W Kliszczyjiwce zmienili nas potem Azowcy z „3. Nie szturmowej”, Tik-tok wojska…

Tik-tok armia? To nie tylko na Kadyrowców tak się mówi?

Przejęli od nas pozycję, nasi przewoźnicy ich zaprowadzili, pokazali, nasza piechota wyszła… Ale jak wyjeżdżaliśmy, to auta Azowa nas wyprzedzały. Oddali w jeden dzień wieś, którą utrzymywaliśmy 1,5 miesiąca. Z Czeczenów śmieją się, ale ci są nie lepsi. U nich jest wszystko, bo mają swój brand. Reklama dźwignią handlu. Wszyscy umieją wszystko, a roboty nie robią. Uciekli z Kliszczyjiwki, a nas dowództwo zawróciło. Ale było już za późno. Straciliśmy tylko trzech, czterech ludzi zabitych i do dziesięciu rannych. Nie zachodziliśmy w okop, tylko musieliśmy robić rozpoznanie walką.

Czytaj też

Broniliście też Bachmutu?

Tak. i jeszcze do końca Bachmutu byliśmy… przynajmniej we własnym pojęciu elitarni. Teraz nie widzę tej elitarności – skończyło się to.

Z powodu strat?

Tak, z powodu strat. I jakby… niekompetencji wyższego dowództwa. Wykorzystania w wielu momentach nie do końca zgodnie z przeznaczeniem. Prigożyn 20 czy 21 maja ogłosił, że zajęli Bachmut, a my wychodziliśmy stamtąd jeden dzień później. Tam gdzie był pomnik samolotu, była nasza ostatnia pozycja. Bachmut pokazał brak elastyczności wyższego dowództwa, które żądało obrony za wszelką cenę.

Tak mówią, że oddziały elitarne były tam wykorzystywane jak zwykła piechota…

Bronić tego nie było aż tak źle. Deszcz ci na głowie nie kapie, bo siedzisz pod betonem. Ale najgorsze jest to, że przygotowali większość tych dziewięciopiętrowych bloków do wysadzenia. Założyli w każdy blok po 100-150 min przeciwczołgowych. Wiesz, ile wysadzili? Jeden. Tylko, żeby sprawdzić czy tyle min wystarczy.

A potem wszystkie pozostałe bloki oddali nienaruszone. Czemu? Bo mieliśmy bronić się do ostatniego. Nie można było zrobić planowego odejścia z kwartału. W nocy podjechałyby auta, zabrały 50-70 procent składu osobowego. Saperzy sprawdziliby, czy przewody działają. Jeśli tak, samochody zabrałyby resztę ludzi i bum! A my już czekalibyśmy na następnych pozycjach.

Ale nie: trzeba było walczyć do ostatniego. Najlepiej żebyśmy się jeszcze wysadzili razem z budynkami. Coś, co było przygotowane do planowego odwrotu nie zostało w ogóle wykorzystane. Tam nasza elitarność obumarła, a później dobiła ją 17. Brygada Pancerna, do której nas przydzielili potem. Przez cztery miesiące bez rotacji trzymaliśmy naprzeciwko Bachmutu ostatnie wzgórze przed Iwaniwskim.

Autor. Michał Lipski

Czyli kolejna walka na wyczerpanie.

To wzgórze miało wysokość czwartego, piątego piętra. A te niewysadzone 9-piętrowe bloki po prostu nad nami górowały. Przez cztery miesiące mieliśmy problem ze snajperami. Wzgórze łatwo był też ostrzeliwać z czołgów i artylerii. A ta 17. Brygada, jak to się śmialiśmy była „beztankowa”. Bo czołgi ona ma, tyle że nikt z nas ich nie widział, a nas wykorzystywała jako zwykłą piechotę do utrzymywania odcinka.

Przez te cztery miesiące nas dokompletowywali i tych nowych ludzi po dwóch-trzech dniach szkolenia od razu rzucali na pozycje. Mieliśmy bardzo dużo rannych, zabitych. Skład kompanii zmienił się dwa-trzy razy. O jakiej elitarności można jeszcze mówić? Ze starych ludzi jacy pamiętali jeszcze Kliszczyiwkę zostało do dzisiaj… trzech w kompanii. I powiedzmy ja czwarty plus jeden oficer. No pięciu nas zostało.

Ale Hostomel, pierwszą bitwę, ilu pamięta?

Ja.

A Bałakliję nas pamięta dwóch… Wymęczyliśmy te cztery miesiące z 17. „bezczołgową” i nas przerzucili bliżej Bogdaniwki. Do 42. Brygady. Tam powtórka z rozrywki, ale chociaż trochę lepsze pozycje. Nie jesteśmy aż tak pod ogniem snajperów.

Czyli też osłaniacie pozycje jakiejś jednostki?

Teraz już nie, bo już nas prawie nie ma. Na dany moment mam 19 ludzi w szpitalu, wakatów powiedzmy podobnie i 17 przypadków samowolnego opuszczenia jednostki, gdzie piechoty mam 60 osób w kompanii.

Czy to jednak nie za duże ryzyko?

Nie pcham się już teraz pod kule jak wcześniej. Pracuję bardziej jako instruktor. Ta wojna jest już inna… Jak kiedyś było i z kim i po co, to teraz bardziej liczy się na szczęście niż na umiejętności.

Artyleria, drony…

Artyleria zawsze była, problem głównie jest z dronami FPV. Pamiętam w sierpniu 2023 roku siedzieliśmy naprzeciwko Bachmutu ze snajperką, 600 metrów od Bachmutu. Wleciał dron, jednego z naszych trochę zaczepiło. Miał ranne ręce od odłamków, ale mógł chodzić. Stwierdziliśmy: gościu dawaj sam, dasz radę. Miał do przejścia 600 metrów lasu. Taki pas lasu o szerokości kilku drzew, ciągnący się na 600 metrów, na Ukrainie to się nazywa posadka i ciągnie się wzdłuż pola. Gość idzie, dopada go drugi dron – on w posadkę wbiega. Dron zaczepił o drzewo – ok. Idzie dalej a tu następny dron. Znowu wbiegł w posadkę, dron uderzył w drzewo – ok. I za posadką trzeba było jeszcze przejść 1,5 km polem. Tam już nie miał gdzie się schować. Zabił go czwarty dron. Cztery drony na jednego gościa…  nie wiem jak to nawet nazwać.

Nie miał szans i po prostu jak mają czym to będą ciebie gonić, choćbyś był jeden. Zawsze próbujemy nauczać, żeby ludzie nie chodzili w grupach, szli w dużych odstępach od siebie. To zmniejsza ryzyko, minimalizuje straty. Dla normalnej artylerii będą celem nieciekawym. Ale Rosjanie nie zważają na zasoby. Może iść np. tych dwóch gości w odległości 50 metrów od siebie a i tak zaczną ostrzeliwać ich z moździerza. Bo tak.

Można wypuścić dwa FPV na jednego żołnierza. To dla nich nie jest problemem. Zasoby są dla nich wystarczające, żeby sobie na to pozwolić. My próbujemy zminimalizować nasze straty, ale one i tak będą uderzać. Chodzi o to, że Rosjanie robią coś, co nie ma sensu. A ty nie możesz zaplanować działania przeciw czemuś co nie ma sensu.

Ale na dostępnych nagraniach widać, że strona ukraińska też nie szczędzi tych FPV i też atakuje pojedynczych żołnierzy rosyjskich przy ich pomocy…

Tylko to jest trochę inna sytuacja. Bo w momencie, kiedy drona z ładunkiem już wypuścimy, to jego nikt nie chce przyjmować z powrotem. Jego ładunek jest niestabilny, przy lądowaniu może wybuchnąć. Więc jak już ten dron poleciał to i tak jest stracony i tego jednego żołnierza można nawet ganiać wokół wraku. Dogonisz albo nie dogonisz.

Ale dla nas prawdziwym celem jest technika – czołgi, transportery. A Rosjanie celowo walą po piechocie. Były sytuacje, że nad skrzyżowaniem jednej drogi na Bachmut unosiły się ich drony FPV przez cały czas. Dron latał i jeśli nic w tym czasie nie przejechało to walnął w drogę i wybuchał. Przylatywał drugi – i znów wisi i krąży. Bez dronu rozpoznawczego, tego tzw. „mavica”, tylko od razu ten uderzeniowy. Mieli taką liczbę dronów, że przez cały czas mogli kontrolować to skrzyżowanie. Wreszcie będzie jechał jakiś samochód, to go zniszczą. A przez ten czas będą tracili trzy drony, byle mieć tam kontrolę.

Czyli potencjał mają duży, a mówi się, że to Ukraina ma przewagę w dronach…

Rosjanie jak zawsze: zaczynają wojnę słabi, głupi, a potem uczą się i rozwijają. Mieli rezerwy pocisków, mieli sprzętowe i rozkręcili moce produkcyjne. Produkują pociski i drony. I to etatowe drony, rosyjska armia zamawia je w ich przemyśle. A u nas tak jak był huraoptymizm, tak na tym huraoptymizmie jedziemy. Bo wolontariusze „mawiki” kupią, zrobią uderzeniowe drony, a Zachód da pociski. Państwo jakby nie bierze udziału w wojnie. Niech otworzy fabryki, nawet za granicą - w Polsce, Rumuni, Hiszpanii. Nie ma tam Ukraińców, którzy mogliby robić te drony i przysyłać kontenerami? Są. Tylko na to trzeba pieniędzy.

To absurd, że nie ma w ogóle pocisków artyleryjskich, a Ukraina od sierpnia nie kupiła ani jednego pocisku, bo czekają aż ktoś da za darmo. Ludzi tracą, tempo strat rośnie, bo nie ma wsparcia artylerii. Doszliśmy do sytuacji, że - jak się śmiejemy - mała radziecka armia walczy z wielką radziecką armią. Bo u nas też wszystko robi się teraz ludźmi.

Czyli teraz służysz już bardziej jako instruktor niż dowódca na froncie?

Cały czas zajmowałem się szkoleniem, bo mam w tym doświadczenie i jakąś smykałkę. I metodykę wyniesioną jeszcze z Polski. Jeszcze w Kijowie uczyłem ludzi, przed naszym szturmem na Hostomel. Szkolenie „na szybko”, np. jak szturmować budynki – po tych korytarzach, pomieszczeniach. Żeby ich nauczyć, albo przypomnieć. Potem w czasie dokompletowań, kiedy nowi ludzie do nas przychodzili, to też wpadali mi w ręce. Teraz ja ich tu głównie przygotowuję. Wcześniej godziłem to równolegle z działaniami bojowymi. Kiedy jednostka jest w boju to nie przychodzi dokompletowanie, więc nie ma tych nowych, których trzeba uczyć. A jak jednostkę wyciągną z boju wtedy są nowi i robota druga. Teraz raczej szkolę, ale tu też są nowe problemy…

Autor. Michał Lipski

Jakie?

Jest wielki problem z jakością szkolenia i jakością ludzi jacy przychodzą. To bazowe szkolenie, które jest na poligonach jest tak niskiego poziomu, że ludzie przychodzą do nas po miesiącu od powołania. Czasem nie wiedzą, że mają celownik na karabinie. Była taka sytuacja np., że ja gościa kładę, żeby przestrzelał sobie automat i na 25 metrów nie trafia w ogóle w cel. Mówię do niego: strzel znowu. Znów strzela i nic. W kartkę A4 z 25 metrów!

Wziąłem jego karabin i strzeliłem, trochę nisko bierze. Mówię mu to, każę strzelać jeszcze raz – nic. Co się okazało? Strzelał celując muszką, ale bez użycia szczerbinki – i kule 1-2 metry nad celem. Nikt mu nie powiedział, jak działa celownik na karabinie. W centrum szkolenia przez miesiąc nikt mu nie powiedział!

A jaka jest motywacja tych nowych?

Nie ma motywacji. Zmotywowani leżą już po cmentarzach.

Czyli przychodzą ci co ich zmusili po prostu?

To wygląda pomału jak rosyjska branka z czasów powstań z XIX wieku. Gdzieś łapią ludzi na ulicy i przywożą tu, na front. To nie jest planowa mobilizacja, bo wszyscy boją się tego słowa, tylko jest taka łapanka.

Czyli jak u ruskich?

Gorzej. Kiedyś śmiali się, z rosyjskich poborowych, że to „mobiki, ćmobiki”, itd. Ok – od końcówki 2022 do początków 2023 roku tak rzeczywiście było. Rosjanom nie wystarczało ludzi i część tych mobików wysłali od razu bez szkolenia. Ale dzisiaj rosyjski „mobik- ćmobik” ma w najgorszym wariancie 96 dni szkolenia gdzieś na rosyjskich poligonach plus 1-2 tygodnie już tu w zonie, w przyfrontowym ośrodków szkolenia.

Większość ich brygad, batalionów ma swoje pola, gdzie strzelają, biegają i można pewne zachowania wypracować z tymi ludźmi, przystosować ich pod swoje standardy. Więc ten mobik ma łącznie powiedzmy 100-110 dni przygotowania zanim pójdzie do walki. I to jest wariant dla niego gorszy.

Autor. Michał Lipski

Wariant lepszy jest taki, że po tych pierwszych 96 dniach trafia do jednostki uzupełnianej po wycofaniu z frontu. Bo Rosjanie rotują całą armię. Jeśli mobik trafi do dywizji jaka wyjechała na pół roku na dokompletowanie, szkolenie, zgrywanie, to on ma do tego jeszcze pół roku dodatkowo. I wtedy łącznie przechodzi dziewięć miesięcy szkolenia w wariancie najlepszym.

Podsumowując, mobik ma teraz od trzech i pół do dziewięciu miesięcy przygotowania. A u nas poborowy ma miesiąc i jak ma szczęście to trzy tygodnie w strefie przyfrontowej. Czyli dwa miesiące powiedzmy. A w najgorszym przypadku były sytuacje, że przyjeżdżali goście po podstawowym szkoleniu, przyjeżdżaliśmy z nimi na poligon, przystrzelaliśmy im karabiny i od razy z tego poligonu ich zabierali. „Bo nie ma kim”.

Więc „mobik-ćmobik” może mieć dziewięć miesięcy szkolenia, a nasz 35 dni i nie wie, że ma celownik na karabinie.

Czyli wychodzi na to, że Rosjanie uzyskują przewagę jakościową…

Oczywiście, że tak jest. Zawsze była przewaga - także artyleryjska. Ona się wahała. Na początku było 17:1, w szczycie pomocy NATO było około 3-4 do 1, a teraz znowu poszło do ponad 10 do 1. W dronach zaczynają mieć przewagę. Dlaczego?  Bo te drony robi im państwo, fabryka jest państwowa i nikt się z kosztami nie liczy. A u nas trzeba na tego drona zbierać pieniądze, więc jest problem. Szczególnie, że już nie ma takiego entuzjazmu, jak w pierwszym roku wojny. Kiedyś było tak, że na pięć pickupów można było uzbierać w dwa tygodnie. A teraz na tego „mavica” trzeba czekać miesiąc a potem zaraz możesz to stracić…

Ale przecież dużo się produkuje dronów FPV, na Ukrainie i w innych krajach…

Tak ale to wszystko jest entuzjazm, wolontariat. To nie idzie odgórnie. Ukraińskie drony operacyjno-strategiczne, które atakują rafinerie w głębi Rosji itp. – to rzeczywiście jest produkcja państwowa. Ale te drony samobójcy na froncie – to jest entuzjazm. Są w związku z tym problemy. Każdy dron jest inny, każdy ma swoje niuanse, bo spod innej ręki wyszedł. Problemem jest też przygotowanie amunicji dla tego drona. Jest na Ukrainie fabryka produkująca pociski do RPG. Nie mogą przestawić trochę produkcji, żeby robić pociski RPG w wersji specjalnie pod drony. I żołnierz za każdym razem musi brać kombinerki, młotek, śrubokręt i przerabiać. Rozbierać, dłubać, tracić czas i ryzykować zdrowie. I nie ma gwarancji, że będzie pracowało, bo żołnierz może się pomylić. Minął rok od czasu, kiedy są używane drony FPV i etatowych głowic bojowych nie ma. Lepiej, żeby żołnierz siedział, oglądał YouTube o tym jak to zrobić i próbował tą głowicę rozbierać.

Autor. Michał Lipski

Co jeszcze można powiedzieć o Rosjanach? Jaki to jest przeciwnik i jak to się zmieniało?

Zależy na kogo trafisz. Jak trafialiśmy na ługańskich to oni nie są zmotywowani. Bardziej próbują uciec. A donieccy czy zeki (więźniowie), w większości są pod substancjami. Pracują czy nie pracują… nie wiem jak to nazwać. Oni ich tak motywują, chyba że dają gościowi jakiś preparat i on nawet nie wie gdzie idzie. Ale idzie.

Istnieją gorzej i lepiej przygotowane jednostki. Tam, gdzie Rosjanom zależy, tam wykorzystują mieszankę. Gorzej przygotowane jednostki - albo te powiedzmy „zbędne” - są wykorzystywane na początku, żeby nas wyczerpać, zużyć nasze zapasy. Potem przychodzą jednostki właściwe.

Co to są jednostki zbędne?

Milicje okupowanych terenów – ługańska i doniecka. Tam już prawie nie ma mężczyzn z tego co mówi nasze rozpoznanie. Są tam też ci z tych wszystkich republik wchodzących w skład Rosji – Buriaci itp. Wszyscy, którzy mogą potencjalnie zagrozić władzy. Bo ci ludzie jak wrócą, wyszkoleni i z bojowym doświadczeniem, to może broń przemycą i zaczną gdzieś u siebie powstanie. Rosjanom tego nie trzeba. Wolą ich wytracić.

Z czołgami jest podobnie. Jeszcze w 2023 roku wysyłali na wytracenie T-80, T-90, a teraz T-62 i T-55. Te nowe czołgi idą do rezerwy a nie od razu na front. Mam wrażenie, że Rosjanie upieką trzy pieczenie na jednym ogniu. Pierwsza rzecz: z tego co widzę spokojnie mogliby przerwać front już z obecnymi zasobami, ale z jakiegoś powodu tego nie robią. Wolą ciężkie walki na wyniszczenie. Oni doszli do tego, że nie chcą tylko zająć terenu, ale chcą zniszczyć ukraińską armię i populację. To takie ludobójstwo żołnierzy ukraińskich na froncie. Kim to się odbywa? Tymi z republik, tymi „niepotrzebnymi”. To druga pieczeń. Młodzi, silni ludzie z republik, którzy mogliby być niebezpieczni, rzucani są do maszynki do mielenia mięsa.

Macie poczucie, że Rosjanie ponoszą większe straty niż Wy?

Nie ma takiego poczucia. Strzeleckie boje są rzadkie. One podnoszą morale żołnierza. Oprócz tego, że siedzi w okopie i cierpi ostrzały artyleryjskie, drony to nagle ma poczucie sprawczości, że może z tym karabinem coś zrobić. Ma przeciwnika, może do niego strzelić. Przeciwnik upada albo ucieka. Widzisz przeciwnika, po nim strzelasz – minus 1, 2, 3. Jest efekt. Żołnierz jest zadowolony, że zrobił swoja robotę. A jeśli siedzisz miesiąc w okopie i tylko uważasz, żeby cię nie zabiły drony to morale jest niskie. Tu ranny kolega pada, tam zabity. Widać tylko nasze straty. Są wspaniałe filmy jak ganiamy tych Rosjan dronem, a my sami widzimy, jak Rosjanie zrzucają na naszych rannych granaty. Aż będą pewni, że gość umarł.

Autor. Michał Lipski

A co możemy powiedzieć o ludności cywilnej. Jakie tu są Twoje obserwacje?

W Kijowie na początku, ludzie byli nam bardzo przychylni. Nic tylko by pomagali. Kiedy jechaliśmy przez to miasto na bwp machali, wiwatowali, starsze osoby błogosławiły nam. W Charkowie to już nie było to. Gdzieś ktoś czasem podniósł rękę, pomachał. Na zasadzie: jadą to jadą, neutralni. A w Donbasie to mogą ci nawet „faka” pokazać

Pamiętam, kiedy wjeżdżaliśmy na Donbas, a w zasadzie na Bachmut. To była jeszcze bezpieczna strefa - lipiec 2022. Jechała nasza kolumna 10 bwp. Ja jechałem pierwszym, miałem na nim polską flagę i ukraińską, a za mną dziewięć wozów z flagami ukraińskimi. Przejeżdżamy przez wioskę, wjeżdżamy na górkę, a tam ludzie. Wyjeżdża to moje bmp i zaczynają podnosić ręce, żeby wiwatować. Ale wyjeżdża drugie bmp z ukraińską flagą, więc ręce opuścili. Okazuje się, że kiedy na moim wozie zobaczyli polską flagę – biało-czerwoną, to w pierwszej chwili myśleli, że to flaga rosyjska. Biały, czerwony… a gdzie niebieski?

Tak, do dzisiaj są tam ludzie, którzy siedzą pod ich ostrzałami i czekają, żeby ich wyzwolili Rosjanie. To głupota. W Sołedarze była taka rodzina: babcia, syn, żona i dwójka dzieci. Siedzieli, a za domem padały kasety z Grada. Kilometr od styku linii wojsk. Córkę poraniło, medycy brali, ojciec nie pozwolił wziąć jej do szpitala. Opatrzyli ją na miejscu i oni nadal tam czekali na wyzwolenie. Osobiście jestem ciekaw ilu takich zdunów siedzi u nas w Polsce, na socjalu.

Cała nasza rozmowa pokazuje ponury obraz sytuacji. Czy mimo wszystko można mieć jednak jakieś powody do optymizmu?

Optymizm był jeszcze przed tą ofensywą co miała być. Była wtedy pamięć niedawnych sukcesów, wyzwalania terytoriów tego, że normalnie można było walczyć. A co będzie teraz? W lepszym wariancie strefa ATO 2.0, a w gorszym nie wiadomo co.

Czyli w najlepszym wariancie udana obrona od wschodu?

Raczej zamrożenie konfliktu. Co może być lepsze, nie ma niczego. Nie ma granatów do moździerzy, nie ma pocisków artyleryjskich. Fakt, że nasze czołgi i bwp strzelają wynika tylko z tego, że gdzieś udało się samodzielnie zgromadzić rezerwy i nie zostały zużyte na hura. Nie zużywano jej bez rozkazu. A były inne jednostki, które wzorem sowieckim – strzelały nawet wtedy, jak nie trzeba było i nie było za bardzo do czego.

Jesteś dwa lata na wojnie, sytuacja jest jaka jest… Czy planujesz powrót?

Tak, pomału się zbieram. Po prostu nie bardzo widać sens tej roboty. Trzeba wracać i naszych ogarniać, żeby choć trochę byli gotowi…

Są jakieś perspektywy na to?

U nas generał na górze nie ma pełnego obrazu sytuacji. On ma obraz idący z dołu, który jest na wielu szczeblach zakłamywany. Na Ukrainie jest pod tym względem podobnie jak w Polsce. Mała armia radziecka. O problemach nie mówimy. Piszemy raport do przełożonego, że jest dobrze. Jeśli napiszemy, że coś jest źle, to już tam wyżej w sztabie wygładzą.

A więc tu też nie jestem optymistą, bo wiem jak wszystko u nas pracuje. W Polsce też jest mała radziecka armia, tyle że pod sztandarem NATO. Dowódcy nie chcą nic zmieniać, bo przecież im wszystko się udaje na ćwiczeniach. Np. Anakonda, kiedy tam coś się nie uda to jest winny organizator ćwiczenia a nie dowódcy.

To prawda, niestety tak te ćwiczenia wyglądają, a przynajmniej wyglądały do niedawna.

Na Anakondzie jest scenariusz, że z Kaliningradu naciera 10 rosyjskich dywizji. My bronimy się trzema przez dwa miesiące, zatrzymujemy ich i ostatnia nasza dywizja w dwa dni odbija te 100 km do granicy.

Pamiętam te polskie ćwiczenia. Obserwowaliśmy je jako dziennikarze i scenariusze były zastanawiające, delikatnie mówiąc…

Musimy się obudzić. Ale jak może być refleksja u ludzi, którzy na ćwiczeniach „są skazani na sukces”? Nie może jej być. Rozmawiam czasem z ludźmi z mojej dawnej jednostki w Polsce. Zrobili tam na szczeblu brygady pluton dronów, taki powiedzmy rozpoznawczy. Na szczeblu brygady! Pluton! A my tutaj na wojnie dochodzimy do wniosku, że na szczeblu batalionu powinna być kompania dronów.

Zostajemy nadal dwa kroki za tym co jest realnie. Jest przełom – i to jest ok - ale mamy tutaj na szczeblu brygady, mamy ich więcej – choć to jest realizowane nieetatowo. Bo tutaj jest w batalionie pluton dronów rozpoznawczych, ale jest też drugi pluton tylko nie rozpoznawczy, a już uderzeniowy.

Czego potrzeba jeszcze?

Plutony walki elektronicznej. Bez tego piechota nie przeżyje. Rozedrą nas na strzępy dronami. Taka walizeczka z zagłuszaczem do dronów to 10-12 tys. dolarów. My to mamy z wolontariatów, ale nie od armii.

Czyli jesteście samodzielnym batalionem i cały czas przydzielają was do brygad?

Tutaj np. przez ponad dwa miesiące trzymaliśmy pozycję. Bez rotacji. A brygada, która ma osiem batalionów trzymała dwa bataliony z przodu i sześć w rezerwie. Zmieniała sobie te bataliony, one rotowały. A my siedzieliśmy dwa miesiące…

Tutaj np. ponad dwa miesiące trzymaliśmy pozycje. Bez rotacji, bez niczego. Brygada, która ma 8 batalion otrzymała dwa bataliony z przodu i sześć w rezerwie. I zmieniała sobie te bataliony, rotowały. A my staliśmy dwa miesiące. Wreszcie Brygada robiła swoją zmianę, to nam nawet słowa nie powiedzieli. A na nas poszedł szturm i straciliśmy nasze pozycje. Później było dochodzenie w Kijowie – czemu straciliśmy pozycję. Brygada raportowała do tej pory, że dzielnie je trzyma. A trzymaliśmy je my. Ale jak pojawiło się niepowodzenie, to nagle: „dlaczego batalion oddał pozycje?”. Ale to, że z batalionu pozostało 15 procent siły i że się go nie zmienia, to było w porządku.

W zasadzie jest to zgodne z zasadami sztuki wojennej: po to masz przydzielony element, żeby wykorzystywać go w pierwszej kolejności. Tak każe sztuka wojenna: u Ukraińców, Rosjan czy Amerykanów. Ale jest też okres przydatności do wykorzystania batalionu. Masz straty, a ludzie się męczą. Nie mogą siedzieć 24/7 na pozycji. Szczególnie jak jest mróz, zła pogoda. Trzeba ich zamieniać. Taki nieluzowany batalion musi i tak luzować swoich ludzi i dlatego obsadza pozycję połową sił, ponosi straty, nie ma kogo wysyłać. Czekamy na powroty ze szpitala, na pozycje idą goście z różnych kompani, z oddziałów tyłowych – przeciwlotnicy, moździerzyści, artylerzyści. To ludzie nie przeszkoleni jako piechota, ale nie ma kim. A brygada wymaga. Potem mamy straty wśród takich specjalistów.

Autor. Michał Lipski

Czyli jako jednostka przydzielana, bo jako samodzielna macie wyjątkowo ciężki los?

Tak. Ale to też jest problem wykorzystania nas niezgodnie z przeznaczeniem. Wykonujemy robotę umowną zwykłego batalionu zmechanizowanego, zmotoryzowanego czy piechoty. Takiego, co ma 3-5 kompanii piechoty, kompanię dowodzenia, łączności, rozpoznania i drony. Ewentualnie posiada moździerze, ale głownie to piechota, która ma być wspierana przez elementy zabezpieczenia brygady. To tak jak u nas w Polsce: na szczeblu brygady jest kompania przeciwlotnicza, artyleria itp., ale w zasadzie jej bataliony to w 80-90 proc piechota. Kiedy taki batalion ponosi straty, to ponosi je piechota właśnie. A u nas w naszym samodzielnym batalionie piechota stanowi może 30 proc. stanu. Reszta to pododdziały wyspecjalizowane. Kiedy u nas wytracisz piechotę, to na papierze ma jeszcze 70 proc. kompletacji. W teorii jest to nadal gotowy pododdział i może walczyć. Ale to nieprawda – bo wtedy już walczą przeciwlotnicy, przeciwpancerniacy, artylerzyści, saperzy. To jest straszne marnotrawstwo zasobów ludzkich i potencjału. I to jest główny problem z wyższym dowództwem. Nikt nie zagłębia się w szczegóły, nie szanuje tego, nie rozumie.

Kolejna sprawa: czy gość od moździerza jest przygotowany jako piechota? Nie, nie są zgrywani jako piechota i ja ich nie szkolę. Ja szkolę tylko piechotę a specjaliści w moje ręce nie trafiają. I potem oni giną. Brakuje specjalistów i np. nie ma kto celnie strzelać z moździerzy. Do trafienia w cel ci nowi muszą najpierw wystrzelać 20 pocisków.

Miałem zapytać o jakieś anegdotyczne sytuacje, ale biorąc pod uwagę kontekst byłoby to chyba nie na miejscu…

Wypaczone poczucie humoru u nas jest… z tymi stratami to nie ma mowy o jakiś ludzkich odruchach. Znieczulica, jesteśmy zezwierzęceni już, nie zwracamy uwagi na śmierć. Dochodzi do samobójstw. Czasem ktoś dochodzi do wniosku, że już więcej nie chce i strzela do siebie.

Problemy takie jak PTSD też na pewno są…

Oczywiście że tak. Wiesz, mnie śmieszy to amerykańskie PTSD z Afganistanu. Jeździli na safari, a teraz mają PTSD. Tutaj by raz wyszedł na pozycje i by miał większe PTSD. W jednym dniu zobaczyłby i doświadczył o wiele więcej, niż w ciągu dziewięciomiesięcznej zmiany w Afganistanie. Każdy chciał być żołnierzem czasu pokoju, tą mentalność trzeba zmienić…

W ostatnich dwóch latach była widoczna pewna fala odejść w Wojsku Polskim. To mogli być ci żołnierze czasu pokoju…

Bo już śmierdzi palonym mięsem. Zaczyna śmierdzieć. U Rosjan było to samo, dopóki nie przejechali granicy ukraińskiej. Wtedy się zorientowali, że nie jest już tak pięknie, jak im się wydawało. Że technika niesprawna, że amunicji nie ma, że wszystko co mogło to zostało przygotowane źle.

Dziękuję za rozmowę.

Reklama

Abramsy i K2 w Polsce, ofensywa w Syrii - Defence24Week 101

Komentarze (29)

  1. Czytelnik D24

    W ukraińskich warunkach gdzie wszystkiego brakuje amerykańska armia się nie nadaje i nic w tym odkrywczego. Tyle tylko że amerykańska armia walczy zawsze przygotowana i w ewentualne wojnie NATO Rosja to NATO będzie dyktowało warunki.

  2. młodygrzyb

    Czekam teraz aż davieny rusmongoly i gb wyjaśnią kombatantowi że się nie zna , opowiada bajki i uświadomią go że wszystko co powiedział to jego wymysł. A "bohaterzy" z azowa toż żadne tik toki tylko pogromy onuc, co można zobaczyć wszak na ich filmach.

    1. Pegaz

      MłodyGrzyb - oni mają swoją historię i nikt ICh nie przekona.

    2. panemeryt

      Dostawał słabo wyszkolonych ludzi. Ale to reguła w Ukrainie czy po prostu tych niewyszkolonych do jego batalionu dawali bo nikt ich nie chciał? Za mało ich rotowali? Kurka to dowódca jest odpowiedzialny za swoich ludzi! Może górę za słabo cisnął albo nie miał znajomości w sztabie... Bo innych rotowali, prawda? Oddali wioskę tik-toki? A może sztab planował ją oddać? To postanowili oddział co ją zażarcie bronił 1,5 m-ca zluzować by ludziom morale nie opadło... Następnej by już tak twardo nie bronili...

    3. Czytelnik D24

      Co z tego że się zna skoro ten konflikt w niczym nie pasuje do wojny Rosja NATO.

  3. Sorien

    Podobne treści o nieprzyjemnej sytuacji realnej tu pisałem to rusofil .... - czemu tego żołnierze nie obrażacie od rusofilow ? Na obronę Ukrainy warto wspomnieć że ten żołnierz był 2 lata ma wojnie stracił mnóstwo braci krwi stąd może wynikać jego bardzo pesymistyczna ocena - ja oczywiście dalej uważam że UA bez bezpośredniego zaangażowania NATO przegra ta wojnę ale nie uważam że sytuacja jest tak zła obecnie jak ja ten pań przedstawia . UA przegra przez amerykańska demokrację dołączy do Korei , Wietnamu, Iraku i Afganistanu oraz zapaść demograficzna + katastrofalna sytuację gospodarczą już przed wojną

    1. Sorien

      P.S - Ruskich stać do przebicia frontu ale nie stać ich do skutecznego przebicia frontu . Samobójczo mogą wjechać gdzieś na 100km ale te siły zostały by zdziesiatkowane w zasadzkach a nie mają tyle sil by iść jak walec . Wiec stąd taktyka na wyczerpanie . Co do fali odejść z wojska to święte słowa, zaczęło pachnieć wojna to zaczęli uciekać.... tacy ludzie hańbią mundur i niegdy nie powinni być żołnierzami Wojska Polskiego

  4. DanielZakupowy

    Wspaniały wywiad. Nie da się napisać złego słowa - dosłownie :)

  5. Al.S.

    Wywiad ciekawy, z logicznymi wnioskami, dającymi gotowe odpowiedzi co do kierunku zmian w WP. Np. zaniedbany jest aspekt WRE na niskim szczeblu, tymczasem jest to najlepsza odpowiedź na drony. Zaszumiając sygnał na częstotliwości nośnej zawsze spowodujemy spadek jakości transmisji, nawet jeśli stosowane są anteny kierunkowe, zaś mocne zakłócenia zerwą ją całkowicie. Neutralizacja komunikacji dronów FPV powinna być w armii standardem. Zakłócenie GPS nie jest trudne, a skuteczne urządzenia do lokalnego zakłócania są małe i tamie. Większe odpowiedniki są odpowiedzią na drony autonomiczne, które mimo posiadania nawigacji bezwładnościowej, muszą ją korygować GPS. Żyroskopy laserowe są drogie i spore, więc używają mniej dokładnych chipów piezoelektrycznych Do tego maskowanie- cała technika i żołnierze muszą mieć kamuflaże. Taka jest odpowiedź tu i teraz na zagrożenie dronami i pozwoli zneutralizować dość niskim kosztem tą rosyjską linię uzbrojenia, w którą inwestują oni duże środki.

  6. Andrzej ze Szczecina

    Nie wiem, czy się śmiać czy płakać, jak czytam o tych minach. Niestety jak się błędy ukrywa, to się błędy powiela. Ukraińcy muszą więcej minować i wycofywać się na kolejne pozycje, bo inaczej przewaga w artylerii zrobi swoje, a każdy odskok, to gorsze rozpoznanie dla Rosjan (od nowa) i konieczność przemieszczenia artylerii bliżej, stworzenia nowych składów, a betonowe schrony się nie robią szybko. Jeżeli przewagę dają tylko okopy, to trzeba je wykorzystać, a Rosjan z nich wyprowadzić. Miny, fugasy, pułapki improwizowane. Ja bym nie chciał nadepnąć na stalowy pręt w błocie.

  7. Andrzej ze Szczecina

    W przyjętej narracji, że straty rosyjskie są 10 razy większe od ukraińskich, nie da się obronić tezy o wyniszczeniu wojsk ukraińskich. Nie jesteśmy Amerykanami walczącymi z olbrzymią przewagą technologiczną, gdzie tylko straty przeciwnika są wielkie, dlatego nie rozumiem przyjętej narracji "amerykańskiej". Straty w obliczu przewagi wroga nie przynoszą ujmy, tylko honor. Jednak w naszej narracji honor zastąpiono legendą o "przewagach technologicznych", które są jednostkowe, a w ogólnym obrazie Ukraina ich nie ma. Wątpię, bym tej zmiany doczekał przed końcem tej wojny.

  8. bezreklam

    "17 przypadków samowolnego opuszczenia jednostki, gdzie piechoty mam 60 osób w kompanii." - czyli sporo dezercji. Zaczlem cytac z niechecia ale super artykol choc chya troche pan zbyt pesymistczny ale napewno realy nie tez. no i ta wzmianka o tym ze ludzie czekali na Rosjan by ich powitac jako wywolicieli - szczere....

  9. szczebelek

    Prawda jest taka, że nie ma gotowych żołnierzy na wojnę co najwyżej mogą mieć mniejsze lub większe przygotowanie, które może się nie sprawdzić... Misje w Iraku i Afganistanie to była walka z partyzantami, nie było linii frontu i ciężkiego sprzętu... Porównywanie konfliktu asymetrycznego gdzie jedna ze stron ma himarsa, a druga moździerze jako artylerię z konfliktem będącym wojną jest bez sensu.

    1. Sorien

      Można być świetnym żołnierzem w czasach pokoju a po dniu walki zostać tylko obciążeniem dla armi , bezwładnym ciałem upośledzonym własną słaba psychika a można być też gościem którego nawet na pobór nie chciano wziąć a na froncie stać jak skala . Nieważna kondycja fizyczna , zdrowie , celne strzelanie itp najważniejsza psychika . Więcej pożytku na prawdziwej wojnie będzie z gościa który psychicznie sobie z nią radzi a jego zdolności są słabsze od przeciętnych niż z mistrza atletyki biegu i strzelania skoro psychicznie sobi3 ni3 radzi i staje się ważywem

    2. Dudley

      Może konflikty w Iraku i Afganistanie nie przypominają wojny w Ukrainie, ale reakcja na stres związany z zagrożeniem życia ma podstawowe znaczenie. Prawidłowe wyszkolenie, to też podstawa. Gdy głowa nie nadąża, ciało ma reagować tak jak je trenowano tysiące razy. Tam wrzuca się do młyna ludzi nie tylko nie przeszkolonych ale mentalnie nie przygotowanych. To przyczynek by utworzyć w naszym kraju centra szkoleniowe podobne do tych które szkolą uczestników misji.

  10. M.M

    Ukraina przegrywa wojnę, widać to coraz wyraźniej. Sądzę że ją przegra, bo nawet gdyby otworzyłby się, co jest mało prawdopodobne, worek z Zachodnim sprzętem, to zwyczajnie nie będzie ludzi, aby nim walczyć. Rosja zmieli Ukrainę, choć może to jeszcze potrwać.

  11. KrzysiekS

    MON powinien zapłacić niezłe pieniądze dla takich ludzi w zamian za szkolenie. Innym przykładem jest Damian Duda jeżeli chodzi o szkolenie medyczne i doświadczenie. Myślę że takich ludzi z Polski którzy maja doświadczenie bojowe można znaleźć również z obsługi dronów czy innych specjalności. Takie szkolenie powinni przejść przede wszystkim przyszli oficerowie WP.

  12. Anty 50 C-cali

    ...co do "beztankowych" brygad. O jakich latach "Anakond" się prawi? Bo na ostatnim Borsuku wszem i wobec trąbiono o skoncentrowanej obecności 88 czołgów, ( w tym o dziwo i Hiszpanów i Francuzów!") Raczej nie koncentrowanych na kierunku Kaliningradu. Ta 15-ta , z której zabrano swego czasu nawet ppk-i jedyne sensowne, dostaje rotacyjnie kompanię? Mimo wrzasku, jak to przenosi się "rozsypane brygady, z daleka od znanych dobrze poligonów" (i dobrze znanych "kasyn"). Bo "to" co miała przez lata 21-sza, czytaj T-ciaki 72M, to hm...nawet o dopancerzeniu "WODĄ"---przez lata nikt nie myślał

  13. Buczacza

    To jednak w Gliwicach jest 6 Pomorska? Bo przecież całe grono pedagogiczne przekonywało mnie, że to nie prawda... A wracając do tematu.. Jeszcze raz (oroganoleptycznie) czy komuś się podoba czy nie. Powoli dochodzimy do 26 miesiąca 3 dniowej szpec operacji specjalnej troski. Już pierwszej konarmii 3 świata. A ta Ukraina którą tak gardzicie jak stała okoniem w gardle mosskowi. Tak dalej stoi... To , że onuce mają przewagę ilościową. Wynika z historii przecież od czasów socjopaty i.groźnego zawsze było ich więcej.W przeciwieństwie do nas nigdy też w historii nie wygrali niczego. Zawsze tez ponosili większe straty od przeciwnika. Nihil novi...

    1. Buczacza

      Mea culpa oczywiście, że nigdy w historii wojskowości nie wygrali niczego bez przewagi min 3 do 1.... Dodam jeszcze w temacie. Po blisko 26 miesiącach spektakularnej akcji. Podobnie czy komuś się podoba czy nie. To onuce ani nie są w stanie podbić Ukrainy. Tym bardziej złamać Ukraińców. A nawet podbić Donbas. A przecież przed 24.02.2022. kontrolowali 30% Donbasu... O czym to świadczy?

    2. rrzepp

      Gdyby nie wsparcie Zachodu Ukrainy dawno by nie było i nie było by idiotycznych wpisów o pierwszej armii trzeciego świata... To co może sama Ukraina doskonale pokazał rok 2014, kiedy bez wystrzału oddali Krym a ukraińską zabawę w wojne w Donbasie pod iłowajskiem zakończyło kilka rosyjskich jednostek doprowadzając do ogromnej ukraińskiej katastrofy na froncie... Gdyby nie NATO, wsparcie militarne, wywiadowcze i szkoleniowe to w 2022 roku wojna wyglądałaby dokładnie tak samo...

    3. Krzysztof33

      W punkt!

  14. Buczacza

    Dodam jeszcze, że wnioski są wyciągane na bieżąco. To , że wyższa kadra WP jest taka jaka jest. I obraca się wokół dogmatów z PRL to jedno. Dlatego od marca 2022. Nie słucham i nie patrzę na wystąpienia emerytowanych oficerów starszych WP. Bo kolokwialnie mówiąc lansują i przekazują publicznie głupoty. Przez tych samych fachowców po kilku latach zawiesiłem mundur na haku.Na każdym szkoleniu w którym uczestniczę wszystko jest analizowane. A wnioski są wyciągane na bieżąco...

    1. Dudley

      To raczej takie przypadki są jednostkowe. Jak widzę fotki czy filmiki na FB różnych jednostek, to mnie krew zalewa. Podoficerowie niczego się nie uczą, nic tylko wysłać ich na pół roku do Ukrainy, a tych którzy wrócą dać ludzi do szkolenia.

  15. bc

    Szczery wywiad, bez upiększania rzeczywistości. Trzeba go jak najszybciej ściągnąć do Polski, niech organizuje ośrodek szkolenia.

    1. Korsarz

      Zgadza się. Jestem za tym aby wiecej polskich weteranów z Ukrainy zagospodarować. Tylko musi być zmiana, chęć słuchania i współpracy po stronie oficerów i przede wszystkim dowództwa. Pamietam, że nawet z weteranami z Afganistanu/Iraku był problem aby przydzielić im zadania.

  16. Zam Bruder

    W zasadzie ten wyjątkowy wywiad z tym wyjątkowym człowiekiem mógłby posłużyć za epilog wszystkich komentarzy o tej wojnie na Ukrainie, bo trudno już tu cokolwiek dodać od siebie - powiedziane zostało tutaj wszystko i wszystko jest już raczej jasne, co do dalszych losów tego konfliktu. Pozostała jeszcze jedyna niewiadoma ; kiedy i na jakich warunkach Kijów dogada się z Kremlem i jaką podległość będzie musiał zaakceptować? Oby kiedyś Bohater tego wywiadu nie musiał skierować swojej broni przeciwko niedawnym towarzyszom broni, bo tych którzy w porę nie uciekną na Zachód w ślad za dekownikami których przyjęliśmy wcześniej - bez cienia wątpliwości wykorzysta kiedyś Rosja przeciwko nam. Nie sądzę, aby specjalnie oponowali.

    1. Shin Kazama

      Do tego nie dojdzie. Po ruskich zbrodniach nigdy się nie dogadają przeciw Zachodowi. Większość zachodniej Ukrainy zachowa niepodległość.

    2. Zam Bruder

      re ; Shin Kazama. Też tak uważam, bo mimo wszystko iż jest im potrzebna cała Ukraina - to z tą zachodnią mieliby ogromny problem pacyfikacyjny. Tylko że utrzymanie (przynajmniej przez dekadę, może i dłużej) tego okrojonego i wcale nam przyjaznego narodu ukraińskiego spadnie właśnie na nasze barki. Może taki właśnie jest plan Kremla?

    3. Jerzy

      Niestety scenariusz taki nie jest wcale nierealny, popatrzmy na przykład Gruzji, której obecnie znacznie bliżej do Rosji niż zachodu, a w Ukrainie już teraz szereg osób bardziej identyfikuje się z Rosją niż zachodem. W przypadku gdyby Rosja wygrała część osób ucieknie do nas, ale wystarczy 15 lat pracy propagandowej żeby pozostali "niezdecydowani" stali się na powrót ludźmi radzieckimi. Spójrzmy na nasz przykład - wystarczyły 24 lata od Powstania Warszawskiego i już jechaliśmy pacyfikować Czechosłowację w 1968 - a w Ukrainie nie dzieli ich historia ani język.

  17. Lycantrophee

    Fajny, długi wywiad, z którego można wyciągnąć wnioski. Denerwują mnie dwie rzeczy- lekceważenie PTSD Amerykanów (okej, ma prawo, po tym co widzi, ale niech zdaje sobie sprawę, że to nieobiektywne), wiadomo, że warunki wojny inne i tego PTSD można dostać od czegoś zupełnie innego. Śmierć kolegów w wybuchu przydrożnej bomby to ""śmieszne amerykańskie PTDS z Afganistanu?". Druga kwestia jest taka, że NATO raczej na pewno miałoby przewagę w powietrzu, choćby w pewnym stopniu. Co do nasycenia dronami i stanu WP no to zgoda, dywidenda czasu pokoju nawet po 2 latach wojny. Co do osobistych przeżyć to są to straszliwe, ale i boleśnie realne opisy. Chyba najlepszy wywiad z tej wojny, jaki czytałem. Może i dla nas lepiej, że ktoś z takim doświadczeniem wraca?

    1. Ein

      Tylko żeby go wykorzystać sensownie, to powinien od razu pójść na instruktora i to w odpowiednio przygotowanym stanowisku tak, by jego doświadczenie maksymalnie wykorzystać. Czyli po pierwsze odpowiednie miejsce, po drugie jakiś instruktarz kolportowany cyfrowo szeroko, po trzecie z morałem - "jak robić dobrze, a jak nie robić, bo się płaci". Bo też jak 6 szturmowo-desantowa zyska weterana to fajnie by było, gdyby ten weteran i inni, którzy trafią po SZU do WP, mogli eksportować unikalną wiedzę i pomóc w przygotowaniu naszej armii do wojny. Ktoś z planowania, ze szkoleń to w ogóle czyta? Halo?

    2. Xx

      Ale on nie wraca na pewno do WP tylko na emeryture w bezpiecznym PL. Dla wojska to bylby goracy kartofel, bo narusza utary porzadek cieplych posadek, utartych schematow , ulozonych wplywow i interesikow.tacy ludzie sa dla skostjailych struktur takich jak w WP smiertelnie grozni bo naruszaja wypracowane ciepleko posad i nic nierobienia

  18. pawelv

    Co do Ukrainy jest gorzej niż myślałem , a ruscy się uczą , wyciągają wnioski i mają olbrzymi potencjał i przemysł który pracuje na potrzeby wojny , oraz dalej pozyskuje zachodnie technologie i komponenty a zachodnie firmy często same wymyślają sposoby jak ominąć sankcje. Samo społeczeństwo ukraińskie już jest przegrane. . Kopalnie , zakłady przemysłowe które pracują i będą pracować oraz znaczna część ziemi już są lub będą w rękach zachodnich i innych korporacji , które prawie całe zyski zagarną dla siebie nie zostawiając Ukrainie prawie nic , a Ukraińców traktując tylko jako tanią siłę roboczą . Nawet Soros ostatnio wykupił na Ukrainie media i utworzył tam jakąś fundację która jakoś nie bardzo pomaga Ukraińcom , Po prostu robi tam interesy tak jak robią to inni korzystając z trudnej sytuacji

    1. Shin Kazama

      Bzdura, jakby zachodnie korporacje chciały przemycić technologie do Rosji, to wywiady tych państw by to wykryły i byłby skandal. KAŻDY normalny obywatel zachodu chce jak najszybszej przegranej Rosji.

    2. pawelv

      Strategiczne wojskowe technologie są chronione to prawda ale cywilne już nie . Ruscy często podłapują technologie ,, cywilne " do zastosowań w wojsku ( np zoomy obiektywów japońskich aparatów fotograficznych w dronach , segmenty elektroniczne do pocisków manewrujących ) nie mówiąc o niemieckich obrabiarkach w ruskich zakładach lotniczych , , zakładach produkcji czołgów itp Bez tego ruski przemysł zbrojeniowy byłby kilka lat do tyłu . Społeczeństwo zachodu za przegraną Rosji tak ....ale prezesi koncernów ( jak np niemieccy lub francuscy ) szukają tylko zysków nawet handlując z ruskimi. Wiele firm zachodnich produkuje w Chinach mając tam fabryki , a Chiny korzystają z tego.bo w tych zakładach jest zachodnia technologia. a zachodnie koncerny w Chinach mają niewiele do powiedzenia względem polityki chińskiego rządu

  19. Olo75

    Ten tekst powinien być obowiązkowy w naszym MON od szeregowca po ministra. Wyciągnięte powinny być wnioski.

    1. bc

      Dokładnie, i nie tylko do ministra.

    2. pawelv

      To powinni przeczytać wszyscy urzędnicy w Polsce politycy ,prawnicy , sędziowie ......choć w większości niewiele by z tego zrozumieli i większość nie umiała by nawet wyciągnąć wniosków . A wnioski są takie że nasze społeczeństwo , instytucje i państwo winno się szybko przygotowywać do ciężkiej wojny. Państwo powinno budować nasz przemysł i infrastrukturę ( którą można by przestawić na potrzeby wojska ) potencjał militarny i nie pytać się Unii Europejskiej ( Niemców ) czy można ?? Oraz mądrze pozyskiwać pieniądze unijne rozgrywając Komisję Europejską , toć chyba nie jesteśmy malutkim państewkiem . No ale cóż......wojny u nas nie będzie a jak będzie to uciekniemy a głupcy niech walczą , a jeśli zwyciężą to wrócimy aby nimi rządzić ....prywata zwycięża

  20. Jerzy

    Opinia o Amerykanach i Brytyjczykach kiepsko wróży ich ew. pełnoskalowemu starciu z przeciwnikiem dysponującym zbliżoną siłą ognia. Warto przy tym mieć na uwadze, że w artykule mowa jest o żołnierzach zawodowych/specjalsach, a zatem creme de la creme armii - jak w podobnych warunkach odnalazłby się żołnierz z poboru?

    1. panemeryt

      Na zachodzie panuje powszechne przekonanie że SF są do ataku z zaskoczenia. Śmiałych rajdów i szybkich odwrotów. Szturm na wprost na przeciwnika z przygotowanymi stanowiskami albo długotrwała obrona to zadanie zupełnie innych formacji, Specjalsi sobie po prostu z tym nie poradzą i nie są do tego szkoleni. Odpowiednika OPFOR u nas czy w NATO nie ma. Marines czasem tylko tak działają... Ale i oni zwykle mają pełne wsparcie...

    2. WisniaPL

      Amerykanie nie mają ryzyka walki lądowej z kimkolwiek o zblizonej siłę do nich. Wojska amerykańskie walczące w pełnej masie broniąc terytorium przeciw Rosji to by była potrzena przewaga.

    3. bc

      U Anglosasów priorytet mają flota i siły powietrzne, armie lądowe to oni miewają. I za tym idzie też selekcja i przydział kandydatów, budżet itd.

  21. KD

    Gdyby armia rosyjska zaatakowała np. Izrael (hipotetycznie przyjmując że z nim graniczy, gdyż o rosyjskiej wersji "Pustynnej Burzy" nie ma mowy) to zostałaby błyskawicznie zmiażdżona.

  22. Fargo-12

    Świetny wywiad, człowiek powinien wrócić do Polski i szkolić polskie wojska ze swoim ogromnym doświadczeniem

  23. Jan z Krakowa

    2/2 Ja rozumiem że w terenie jest różnie: ale znowu ta amerykańska logistyka: miejsce do odpoczynku, rotacja, wyżywienie, higiena, regeneracja sił -- żeby żołnierz nie był wymęczony jeszcze przed bojem i miał ten komfort bytowy minimalny. Słuszne jest podejście Amerykanów: armia nie może być biedna i liczy się żołnierz. PS. Myślałem, ze lepiej to wygląda na Ukrainie.

    1. Fargo-12

      Amerykanie mogą sobie na to pozwolić i tak też było w czasie wojny światowej, oni przychodzili zza oceanu z wyszkolonym wypoczętym i wyposażonym wojskiem, gdzie w Europie nie było na to czasu, bo tu była wojna.

  24. panemeryt

    Proza wojny... Tylko ok. 6 % społeczeństwa to urodzeni wojownicy. Jeśli ograniczymy się tylko do męskiej populacji (odpada 50%). Z nich 40% jest za młoda lub za stara albo zdrowie nie to. Z pozostałych jakieś 50% ma inne zobowiązania (służba w formacjach typu policja, straż pożarna, inne formacje mundurowe, albo są potrzebnym ifachowcami albo skomplikowana sytuacje rodzinną). Zostaje garstka....300-350 tys w przypadku Polski. Ciekawe ilu z nich jest przeszkolonych?

    1. x0Czarny0x

      I ilu z nich zamierza walczyć i umierać za ten kraik, który ma głęboko gdzieś własnych obywateli.

    2. pawelv

      Dla naszych włodarzy obecnie ważniejsze jest maksymalne ograniczenie dostępu do broni dla obywateli bo według nich broń rękach zwykłych Polaków jest grożniejsza niż wojna z ruskimi .Rozsądne obcowanie z bronią od młodych lat kształtuje przyszłych strzelców wyborowych , których naszej armii bardzo brakuje .

    3. panemeryt

      Sporo, Pewnie z 70-80%. Problem w tym, że tacy ludzie są dość trudni do okiełznania. Armia ich nie lubi, oni nie lubią armii. A dokładniej regulaminów, schematów i papierków.... W wojsku poza SF jest ich góra kilkanaście procent. W Ukrainie to oni właśnie poszli ochotniczo do wojska gdy wybuchła wojna...

  25. user_1050141

    Trzeba natychmiast ściągnąć faceta do Polski i nie wypuszczać. On ma bezcenne doświadczenie. Powinnien zajmować się szkoleniem u nas . Jeśli mamy na Ukrainie więcej takich, to też trzeba ich tu zabrać i niech szkolą. Są warci każdych pieniędzy. Więcej niż czołgi i samoloty.

    1. x0Czarny0x

      Znając nasz kraj to pewnie jeszcze go aresztują i dadzą na przesłuchanie, że miał czelność walczyć w obcej armii...

    2. pawelv

      Na zdrowy rozum TAK ....ale.... W uczelniach wojskowych nie będzie wykładał bo zapewne nie ma studiów i etatu dla niego nie utworzą a w innych strukturach etaty ,,nauczycieli " już są obsadzone, ewentualnie czekają miejsca dla ,,swoich" i lepsze wyszkolenie żołnierzy w zasadzie nikogo tam nie obchodzi , chyba że dyrektywa przyjdzie z góry , a góra na ogół na ciepłe posadki posadza swoich ludzi

    3. panemeryt

      On ma wiedzę z samego dołu. Jego wiedza ogranicza się do małego wycinka frontu i swojego batalionu. Brak mu szerszego spojrzenia na całościowy aspekt konfliktu. Mówi, że ważne są duże ilości dronów, dbanie o rotowanie oddziałów i dobre wyszkolenie nowych. Co w tym odkrywczego?

Reklama