Reklama

Wojna na Ukrainie

„Wycelował w nas rosyjski czołg” [WYWIAD Z WETERANEM]

Żołnierze Pułku Kalinowskiego
Żołnierze Pułku Kalinowskiego
Autor. z archiwum autora

„Jak się jeńcy dowiadywali, że do niewoli wzięli ich Białorusini byli bardzo zdziwieni. Nasz dowódca Iwan Marczuk „Brześć” dorwał jakiegoś chorążego i zabrał mu radio polowe. Zaczął wywoływać rosyjską artylerię. Oni pytają o koordynaty, a ten im podał miejsce, gdzie wiedzieliśmy, że są Rosjanie. Ci idioci zaczęli strzelać po swoich” – mówi Pawieł Szurmiej „Dziadźka”, dowódca Pułku im. Konstantego Kalinowskiego walczącego na Ukrainie.

Reklama

Michał Bruszewski: Jak Pan wspomina dzień 24 lutego 2022 roku?

Paweł Szurmiej „Dziadźka”: Byłem w Stanach Zjednoczonych. Moja żona wtedy była w Mikołajowie. Odebrałem telefon. Usłyszałem, że rosyjskie rakiety spadły na Mikołajów. Zaczęło się. To jest niewyobrażalne, że w XXI w. może toczyć się taka wojna. Dla mnie to było oczywiste, że muszę lecieć na Ukrainę. Wyruszyłem w podróż. Nie miałem wojskowego doświadczenia. Zajmowałem się sportem. Jestem w dobrej formie, ćwiczę, polowałem nawet jako nurek.

Pan nie koszykarz, nie bokser, a wioślarz?

Tak (śmiech). Wioślarstwo to sport, który buduje świetną kondycję. Po takim sporcie jest się w idealnej formie, by walczyć na froncie.

Kiedy dotarł Pan na Ukrainę?

1 marca byłem w Warszawie, wiedziałem że na Ukrainę jadą już białoruscy ochotnicy. Bardzo dziękuję Polakom, a dokładniej wspólnocie sportowej w Polsce, która nam wtedy pomogła. Zbieraliśmy środki na busy. Zwłaszcza pomógł mi Paweł Randa, polski wicemistrz olimpijski, bardzo mu dziękuję. 8 marca już byłem w Kijowie. Następnego dnia ogłoszono utworzenie Batalionu im. Konstantego „Kastusia” Kalinowskiego.

PUŁK KALINOWSKIEGO MOŻNA WESPRZEĆ NA ZRZUTCE:

Od razu na front?

20 marca trafiliśmy za Irpień. To był mój chrzest bojowy. Mój oddział miał bronić sektora, a miejscem naszej obrony był dawny hotel „Admirał”. Na miejscu był już oddział ukraiński. Zacząłem rozmawiać z żołnierzem, z którym się zakolegowałem, Wołodią. Był zdziwiony, że jesteśmy z Białorusi, ale przyjął nas serdecznie. „My chłopcy razem” – mówi z entuzjazmem. Niestety, gdy rozmawialiśmy spadł pocisk artyleryjski. A my, staliśmy w otwartych drzwiach. Podmuch eksplozji rzucił nas na podłogę. Gdy wstałem, zobaczyłem, że Wołodia jest ciężko ranny. Krwawił. Dostał pod pachę. Zacząłem go, więc wciągać jeszcze bardziej do budynku by udzielono mu pomocy. Nasz paramedyk zaczął mu pomagać, spojrzałem Wołodii w oczy, ale już nie żył. Zamknęliśmy mu oczy. Podszedłem do okna i zacząłem prowadzić ogień, jak reszta żołnierzy. Budynek nagle zaczął płonąć. Byliśmy pod ogniem. Strzelałem w kierunku orków, ale ich nie widziałem. Prowadziliśmy ogień – jak to się mówi – sektorowo. Pod Irpieniem Rosjanie do nas ciężko strzelali z artylerii, moździerzy i czołgów, ale trzymali się na dystans. My odpowiadaliśmy ogniem zaporowym. W nocy też chroniliśmy nasz sektor. Strzelaliśmy, w stronę gdzie mogli nadejść Rosjanie, ale nie mieliśmy wtedy noktowizorów. Moją specjalizacją była obsługa ręcznego karabinu maszynowego. Wycofano nas, przyszedł dowódca i mówi, że zostanę dowódcą kompanii szkoleniowej. Odpowiedziałem zaskoczony, że jeszcze awans na dowódcę plutonu to rozumiem, ale od razu kompanii?

Awansowali Pana na stopień oficerski?

Nie, u nas jak w partyzantce, jak w polskiej Armii Krajowej. Ranga nie miała takiego znaczenia. W książeczce wojskowej miałem wpisane po prostu „sołdat”, a trzeba było dowodzić, to dowodziłem. Dlaczego? „Brakuje nam ludzi z doświadczeniem bojowym” – usłyszałem. Były straty w batalionie. Zapytałem czy nie powinienem wpierw skończyć Akademii Wojskowej (śmiech), ale odpowiedzieli, że nie ma ludzi do dowodzenia. Przerzucili nas w środku kwietnia pod Mikołajów.

Jak wyglądał ten front?

Uczestniczyliśmy tam w wielu akcjach bojowych. Mieliśmy różne zadania. Najbardziej w pamięć mi zapadła bitwa tuż przed Wielkanocą.

Co się działo?

To nie była taka bitwa jak filmach wojennych. Nie było w niej heroizmu. Po prostu wtedy znalazłem się z moimi żołnierzami w bardzo trudnej sytuacji, z której udało nam się wydostać. Szliśmy nieosłonięci i musiał nas zauważyć rosyjski dron. Wtedy było ich nie wiele, ale jakoś musieli nas zobaczyć. Usłyszeliśmy sekwencję czterech spadających granatów, zapewne z automatycznego granatnika. Przerwa. Kolejne cztery. Ewidentnie strzelali w nas. Biegniemy, granaty spadają za nami. Ale kolejna salwa spada obok mnie. Dwóch moich żołnierzy zostało rannych. Jeden z nich dostał w brzuch. Nie ma jak zawiązać stazy na brzuchu, więc była to dla niego straszna sytuacja. Zmusiłem go, aby ruszał się dalej bo by tam umarł. Biegliśmy jak psy na czterech łapach. Żołnierz z innego oddziału, która miał nas prowadzić, nie miał już czterech palców u dłoni. Patrzę: a przed nami był taki kanał, chyba melioracyjny, ale taki wysoki, obudowany betonowym ściankami. Susem do tej osłony. Leżymy tam. Jeden z żołnierzy powiedział byśmy udawali zabitych, może rosyjski droniarz odpuści. Wtedy niestety nadjechał ruski BMP i zaczął strzelać z działka. Ogień szedł nad nami. Chyba nie do końca wiedział, gdzie jesteśmy. Drugi z rannych żołnierzy z mojego oddziału powiedział, żebyśmy uciekali, a on tutaj zostanie. Modliliśmy się do Boga, by to przeżyć. BMP strzelał tak blisko, że prawie ogłuchłem. Czołgaliśmy się kanałem i udało nam się wydostać spod ognia. Ponieważ nasza pierwsza linia była z tyłu, my byliśmy pomiędzy liniami frontu, dotarliśmy do wysuniętego punktu obserwacyjnego. Bardzo zapadło mi to w pamięć, kiedy jesteśmy w otwartym polu i nie masz gdzie się skryć.

Pawieł Szurmiej "Dziadźka"
Pawieł Szurmiej "Dziadźka"
Autor. z archiwum autora

Co z rannym, w brzuch, żołnierzem?

Przeżył, wyleczył się, obecnie normalnie funkcjonuje i ma się dobrze.

Powiedzmy kilka słów o Twoich żołnierzach. Wielu z nich działało w opozycji demokratycznej na Białorusi?

W 2020 r. na Białorusi były silne demokratyczne protesty. Wszyscy nasi rodacy wiedzą, że gdyby nie Putin i wsparcie z Rosji to władza Łukaszenki, by wtedy upadła. Białoruś, Ukraina, Polska, Bałtowie rozumieją, że Rosja jest nam wroga, że nas niszczy. Dlatego moi żołnierze przyjechali na Ukrainę walczyć o wolność. Jeżeli tutaj osłabimy Rosję, to łatwiej uratujemy Białoruś. Osłabiona Rosja nie wtrąci się w sprawy polskie, bałtyckie, czy białoruskie.

Po Mikołajowie trafił Pan do Siewierodoniecka?

Nie, jeszcze przerzucono nas nad rzekę Ingulec, gdzie naszym zadaniem było zdobywanie okupowanych przez Rosjan wiosek.

Umiejętności wioślarskie przydały się w forsowaniu rzeki?

Miałem sytuację, gdzie przedostałem się z liną na drugą stronę rzeki, aby moi żołnierze mogli się nią wesprzeć przy przejściu rzeki. Na drugim brzegu byliśmy już na terenie wroga. Wyminęliśmy zaminowany sektor i poszliśmy na szturm. Zdobyliśmy wioskę i mieliśmy ją za zadanie utrzymać do czasu nadejścia Ukraińców, którzy mieli nas zluzować. Mieliśmy dwóch rannych.

Co mówili jeńcy wiedząc, że jesteście Białorusinami?

Jak się dowiadywali byli bardzo zdziwieni. Nasz dowódca Iwan Marczuk „Brześć” dorwał jakiegoś chorążego i zabrał mu radio polowe. Zaczął wywoływać rosyjską artylerię. Oni pytają o koordynaty, a ten im podał miejsce, gdzie wiedzieliśmy, że są Rosjanie (śmiech). Ci idioci zaczęli strzelać po swoich. Wykonaliśmy swoje zadania i rzucono nas do Siewierodoniecka.

Jak wyglądała bitwa?

Trafiliśmy do przemysłowej zony. W dawnej fabryce mieliśmy swoje pozycje, które nazwaliśmy „Forteca Brześć” od pseudonimu dowódcy. Wtedy jeszcze były całe mosty w Siewierodoniecku i Lisiczańsku.

Mówi się o tej bitwie, że była to bitwa wielu narodów. Byli tam ochotnicy-Polacy, Anglicy, Amerykanie, także Białorusini.

Tak, było wielu chłopaków z całego świata. To była bitwa miejska, gdzie dwadzieścia metrów od Ciebie, za ścianą, mógł być już oddział Rosjan. Mieliśmy nie tylko bronić, ale także atakować. Szturmowaliśmy jeden z budynków, gdzie – jak nam powiedziano będzie trzydziestu Rosjan – okazało się że trafiliśmy na miejsce ich koncentracji. Myślę, że było tam z siedemdziesięciu Rosjan. Aby szturmować budynek trzeba przebiec ulicę. Często pod ogniem. W tym szturmie było jeszcze gorzej, bo z bocznej ulicy wyjechał na nas czołg.

Ś.P Iwan Marczuk "Brześć" bierze rosyjskich jeńców do niewoli
Ś.P Iwan Marczuk "Brześć" bierze rosyjskich jeńców do niewoli
Autor. z archiwum rozmówcy

I co się stało?

Obrócił wieżę w naszą stronę. Byłoby po nas, ale jeden z moich żołnierzy strzelił do niego instynktownie z granatnika. Czołg nie eksplodował, ale też nie strzelił. Zaczął się wycofywać tam skąd przyjechał, chowając za budynek.

Oślepiliście go?

Tak myślimy, oberwał w wizjer, albo inny sprzęt, dowódca spanikował, że go mamy na celowniku, więc kazał wycofać maszynę. Żałuję, że nie strzeliliśmy z dwóch granatników bo byśmy go skasowali. Myślę, że był dwieście metrów od nas. Mieliśmy wtedy dużo uzbrojenia z zagranicy np. granatniki Matador. Tego czołgu już nie widzieliśmy później, więc jest duże prawdopodobieństwo, że go uszkodziliśmy.

Potem Lisiczańsk?

Tak to druga faza bitwa. Robiliśmy akcje wypadowe na Rosjan. Wtedy powiedziano nam, że „Brześć” zginął. Nie wierzyliśmy w to. Jeździliśmy po okolicznych szpitalach szukając go, bo myśleliśmy, że został tylko ranny. Okazało się, że to była masakra. Dwóch naszych Rosjanie wzięli do niewoli, czterech żołnierzy zginęło – w tym „Brześć”. Trzech, którzy przeżyli rosyjski atak potwierdziło nam, że dowódca zginął. Byliśmy wstrząśnięci. Ale wojna to wojna, nie ma czasu, na użalanie się, wybrano nowego dowódcę, a nas wycofano na odpoczynek. Zrozumieliśmy, że nie jesteśmy specnazem, że brakuje nam przeszkolenia w broni, która odgrywa ważną rolę na polu bitwy. Że potrzebujemy oddziałów wsparcia, broni przeciwlotniczej, moździerzy, min, automatycznych granatników. Zostałem dowódcą takiego oddziału wsparcia w batalionie „Wołat”. Nazywaliśmy go Plutonem Ciężkich Karabinów Maszynowych. Trafiliśmy pod Zaporoże, do Hulajpola, a następnie do Bachmutu. Coraz więcej było dronów. Zima 2023 to w zasadzie dominacja dronów.

Jak dowodziło się w Bachmucie?

To był bitwa podobna do I wojny światowej. Rosjanie nie liczyli się ze stratami ludzkimi. Niszczyli dom za domem. Obrócili cały rejon w ruinę. Mieliśmy bardzo ciężkie straty. Zginęło pięciu moich żołnierzy, w tym „Mysz”, który rokował na awans oficerski i był świetnym żołnierzem.

Pomówmy chwilę o obecnej sytuacji walk na Ukrainie. Wróg jest już pod Pokrowskiem, sytuacja jest ciężka. Jak walczą teraz Rosjanie?

Nie ma za tym wielkiej wiedzy o sztuce wojennej, talentów dowódczych, „drugiej armii świata” – jak niektórzy pisali. Oni po prostu nie liczą się z własnymi stratami. Nas w szkołach uczono o Żukowach, o tym że ci sowieccy generałowie mieli niebywałe talenty dowódcze. Nie. Rozkaz: naprzód i idą „mięsne” szturmy jeden za drugim. Jeżeli poczytamy o historii rosyjskiej wojskowości to zawsze tak wyglądało, jeszcze za czasów Napoleona – jest pierwszy rzut „mięsny”, a za nim oddziały zaporowe pilnujące by nie dezerterowali.

To głównie „Szturm V”, „Szturm Z”?

Nie odróżniamy ich, aż tak. Podpisują kontrakty i idą na „ubój”.

Czego Wam potrzeba?

U nas w oddziale nie tylko są Białorusini. Mamy ochotników z: Polski, USA, Czech, a nawet Nowej Zelandii. Apelujemy o wspieranie nas właśnie wśród rodaków tych żołnierzy.

Kiedyś Pułk Kalinowskiego był wyłącznie złożony z Białorusinów. Otwieracie się na inne narody?

Już jakiś czas temu zmieniliśmy tę zasadę i przyjmujemy ochotników z innych państw. Apelujemy do Polaków, Litwinów, do diaspory białoruskiej o wspieranie nas. Polska i Polacy bardzo pomagają walczącej Ukrainie, za to dziękujemy, bo to też pomoc dla nas. Wszyscy wiemy, że Polska jest również zagrożona ze strony Rosji, łączy nas wspólny cel i historia.

Na koniec zatem chciałem zapytać o Waszego patrona – Konstantego Kalinowskiego. Walczycie tak jak on?

Jak przyjeżdżałem do jednostki – jeszcze wtedy batalionu – patron był już wybrany. Ale gdybym miał go wybrać ponownie także byłby to Konstanty Kalinowski. To bohater Białorusinów, Polaków, Litwinów i Ukraińców, bohater Powstania Styczniowego z 1863 roku. Oddaje sens naszej dzisiejszej walki.

Dziękuję za rozmowę

Reklama
Reklama

Mikrostan wojenny, Mad Max w Syrii - Defence24Week 102

Komentarze

    Reklama