- Wiadomości
- Analiza
- Komentarz
Wybuchy na Kremlu. Inscenizacja Putina by rozpocząć nową fazę wojny?
Nie milkną echa eksplozji na Kremlu, do których doszło w trzeciomajową noc. Z materiałów wideo wynika, że przy pomocy małych dronów zaatakowano dachy kremlowskich obiektów, doszło do dwóch eksplozji. Jedna z prawdopodobnych hipotez o wybuchach to prowokacja Rosjan, by wywołać efekt nowej „Wielkiej Wojny Ojczyźnianej” i wziąć brutalny odwet na Kijowie.

Autor. Defence24.pl/Telegram
Kremlinolodzy wskazują, że to sam Putin zorganizował rzekomy zamach bombowy na swoje życie. Wystarczy tylko przypomnieć, że zgodnie z harmonogramem prac rosyjskiego dyktatora nie było go wówczas na Kremlu. Oczywiście nie przeszkadzało to rosyjskiej propagandzie ogłosić, że był to zamach na samego Putina. Leonid Wołkow, współpracownik więzionego Aleksieja Nawalnego, uważa, że to prowokacja Kremla, i to bardzo ryzykowna. Jak informuje opozycyjny serwis "Meduza" Wołkow wskazuje na kilka faktów. Jego zdaniem rozwiązanie jest nietypowe, ponieważ sygnalizuje Rosjanom "brak obrony przeciwlotniczej, bezbronność, słabość, bezradność". "To wszystko oczywiste wady. Są więc pewne plusy, które znaleźli, docenili i uznali, że one przeważają nad minusami. Opcja: uznali, że sam widok płonącego Kremla, symbolu państwowości, z dekoracjami parady na 9 maja (Dzień Zwycięstwa – przyp.red) zainstalowanymi na Placu Czerwonym, jest czymś, co poruszy struny tajemniczej rosyjskiej duszy i pozwoli na rundę patriotycznej mobilizacji".
Zobacz też
Intryga z eksplozjami może być jednak o wiele bardziej dalekosiężna i dotyczyć nawet kolejnej fazy wojny. Eksplozje uruchomiły lawinę komentarzy związanych bezpośrednio i pośrednio z Putinem rosyjskich polityków. „Strona rosyjska zastrzega sobie prawo do podjęcia działań odwetowych tam, gdzie uzna to za stosowne" – napisano w oświadczeniu Kremla. O jakie dokładnie kroki odwetowe chodzi?
Zobacz też
W odpowiedzi na atak dronów na Kreml Michaił Szeremet, deputowany do Dumy Państwowej z anektowanego bezprawnie przez Rosję Krymu, wezwał do ataku rakietowego na rezydencję Wołodymyra Zełenskiego w Kijowie. Lider partii "Sprawiedliwa Rosja – Za Prawdą", którą kilka tygodni temu chciał przejąć związany z Putinem właściciel Grupy Wagnera Jewgienij Prigożyn, napisał na swoim kanale Telegram: "To jest prawdziwy casus belli. Do prawdziwej wojny i likwidacji terrorystycznej elity Ukrainy. Mamy uderzyć w ich bunkry". Przewodniczący Dumy Wiaczesław Wołodin stwierdził, że rosyjscy deputowani „zażądają użycia broni, która może powstrzymać i zniszczyć terrorystyczny reżim w Kijowie". O jakiej broni mówi? Wołodin stwierdził, że "atak terrorystyczny na prezydenta to atak na Rosję". "Reżim terrorystyczny w Kijowie, zawładnąwszy całym państwem, zagraża bezpieczeństwu Rosji, Europy, całego świata. Politycy krajów zachodnich, którzy pompują broń reżimowi Zełenskiego, muszą zdać sobie sprawę, że stali się nie tylko sponsorami, ale i bezpośrednimi współsprawcami działań terrorystycznych. Nie może być żadnych negocjacji z reżimem Zełenskiego" – pisze Wołodin na swoim kanale Telegram. Stawkę podbił Dmitrij Miedwiediew, wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, najbliższy akolita Putina. "Po dzisiejszym ataku terrorystycznym nie ma już innych opcji niż fizyczna eliminacja Zełenskiego i jego kliki" — stwierdził wprost.
Zobacz też
Wygląda na to, że Kreml odkurzył pomysł z początku inwazji, gdy próbował fizycznie wyeliminować Wołodymyra Zełenskiego. Rosjanom nie idzie pod Bachmutem, choć Putin chciał przejąć gruzy miasta najpóźniej do 9 maja – by zwieńczyć Dzień Zwycięstwa jakimkolwiek propagandowym sukcesem na froncie. Wzrasta więc ryzyko bombardowań ukraińskiej stolicy – Kijowa, z wzięciem na cel obiektów rządowych. Pamiętajmy, że do tego dochodzą dwa kluczowe aspekty, o których wiele się mówi w ostatnich tygodniach. Możliwe negocjacje pokojowe były wiodącym tematem podczas wizyty przywódcy Chin Xi Jinpinga. Prowokacja rosyjska z użyciem ataku bombowego na Kreml oddala jakiekolwiek rozmowy. To może być także rosyjska maskirowka przez spodziewaną ukraińską kontrofensywą. Kreml kalkuluje kolejną z frontalnych klęsk, więc przygotowując się na najgorsze, mutuje wojnę w kolejną fazę, którą jest obrona „cara i Rosji". Przypomnijmy, że to Federalna Służba Bezpieczeństwa stała za atakami bombowymi w Moskwie, by sprowokować drugą wojnę czeczeńską, więc nie byłoby to novum w karierze Putina.
Mychajło Podolak, doradca szefa Kancelarii Prezydenta Ukrainy, stwierdził że Kijów nie miał nic wspólnego z atakami dronów na Kreml. Według niego nie wypełnia to żadnych wojskowych zadań i jest „wyjątkowo nieopłacalne z punktu widzenia przygotowania" operacji zaczepnej. Uważa też, że sprowokowałoby to Rosję do „jeszcze bardziej radykalnych działań przeciwko naszej ludności cywilnej". Podolak powiedział, że Ukraina „przestrzega określonej strategii deokupacji i niszczenia rosyjskich obiektów wojskowych wyłącznie na terytoriach okupowanych". W tym wypadku atak na Moskwę jest wojennym bezsensem, o którym pisałem w artykule pt. „Pożary i zamachy. Głęboko za linią frontu – ataki na terytorium Rosji" . Nawet jeżeli dementi jest czymś oczywistym, to w typ wypadku to po prostu nie wygląda na akcję ukraińskich specjalsów.
Dwa tygodnie temu analizowałem na łamach Defence24.pl: „Pamiętajmy, że odwet też ma swoje granice i może być przeciwskuteczny. To jest coś, czego nie rozumie Waszyngton, podnosząc argument ewentualnego ukraińskiego ataku na Rosję. Wołodymyr Zełenski doskonale zdaje sobie sprawę, że Putin tylko czeka na zbombardowanie Moskwy, co przeniosłoby niepopularną w Rosji »specjalną operację wojskową« do rangi »Wielkiej Wojny Ojczyźnianej«. Wystarczy przypomnieć enuncjacje zamordowanego przez FSB Aleksandra Litwinienki, że zamachy na budynki mieszkalne w Moskwie w 1999 r. przeprowadziły rosyjskie służby specjalne, by sprowokować drugą wojnę czeczeńską ze społecznym poparciem".
Zobacz też
Hipotezę, że to rosyjska prowokacja, uprawdopodobnia fakt, że tak małe bezzałogowce po prostu nie doleciałyby z terytorium Ukrainy. Musiano dokonać tego w niewielkiej odległości od Kremla, co tylko zwiększa prawdopodobieństwo, że stoi za tym rosyjski prowokator. A tak na marginesie, nie do końca wiadomo, co w istocie się wydarzyło.
Pierwsze filmy pokazujące dym na Kremlu pojawiły się w trzeciomajową noc. Co ciekawe, były szeroko rozpowszechniane w Internecie dopiero w ciągu dnia, po ogłoszeniu ataku przez sam Kreml. Materiał wideo nie pojawił się od razu na którymś z antyputinowskich kanałów na Telegramie. Sekwencję publikacji filmów w tzw. runecie przeanalizował serwis „Meduza". Kiedy Kreml wydał oświadczenie o ataku, w sieci pojawiły się kolejne zapisy tego, co się wydarzyło. Wśród nich jest wideo drona eksplodującego nad kopułą Pałacu Senatu, chociaż władze twierdzą, że oba drony były „niektywne". Na filmie widać też dwie osoby, które idą po dachu. Nie wiadomo kim są Ci ludzie. Przedziwne jest natomiast zachowanie mera Moskwy Siergieja Sobianina, który poinformował tuż przed atakiem, że w mieście jest zakaz używania dronów za wyjątkiem tych, które poruszają się z powodu „decyzji władz państwowych". Problem w tym, że powtórzył to, co jest wiadome od 2022 roku, bo taki zakaz de facto obowiązuje od wielu miesięcy. Do chwili publikacji niniejszego materiału nie pojawiła się żadna odezwa z antyputinowskich grup, które wzięłyby na siebie odpowiedzialność za atak.
"Nie przez przypadek historia Rosji to sinusoida władzy przechodzącej w krwawy totalitaryzm, który wzmaga się w odpowiedzi na rozruchy, powstania chłopskie i rewolucje. Nie oznacza to jednak, że incydenty w Rosji nie są też wypadkową odgórnej polityki Kremla, działaniami z premedytacją samych Rosjan" - pisałem w ostatniej analizie.
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]