„Tracimy przez brak piechoty”. Trump-Zełenski, a sytuacja na froncie

Autor. Міністерство оборони України
Pęd Donalda Trumpa do zdobycia Pokojowej Nagrody Nobla oznacza polityczną wolę Waszyngtonu, aby uznać rosyjskie rozbiory Ukrainy. Do rozmów z Putinem, a następnie z Zełenskim dochodzi w najgorszym możliwym momencie, gdy ukraińska obrona przeżywa kryzys. Czy sytuacja jest katastrofalna?
„Moim zdaniem temu wszystkiemu można było zapobiec. Ale wszystko zależy od ludzi. Były momenty, kiedy pozycja była, ale nie było nikogo, kto by ją zajął. Moim zdaniem głównym problemem, przez który zaczęliśmy tracić Czasiw Jar, jest brak piechoty. Teraz jest też ogromny brak żołnierzy. Ciągle proszę dowództwo o posiłki. Nowi bojownicy przybywają prawie co dzień lub dwa, ale nie tak wielu, jak bym chciał. Trzech czy czterech ludzi nie rozwiązuje problemu. Chciałbym, żeby kompania zrotowała wszystkich, którzy walczą nie wiadomo jak długo, ponad trzy miesiące… Ale takich możliwości nie ma” – żali się ukraiński oficer, 35-letni podpułkownik Mykola Szewczuk „Scyta”.
Czytaj też
Od Charkowa do Pokrowska front trzeszczy. To wynik przejęcia inicjatywy operacyjnej przez Rosjan w tej fazie wojny, a także wyłomu we froncie, jaki zrobiły siły inwazyjne na północ od Pokrowska. Co prawda, występ pokrowski jest przecinany, ale kosztem stabilności „nulla”, czyli tzw. zerówki, jak nazywa się pierwszą linię frontu, ponieważ jedną z formacji rzuconych pod Pokrowsk jest 3. Brygada Szturmowa „Azow”, która to pilnowała w zdekompletowanym korpusie (z trzema innymi brygadami) 150 kilometrów frontu pod Łymaniem. Utrudnia to także implementację reform Kijowa, czyli przechodzenia na system korpuśny, bo „Azow” znowu jest rzucany w roli „strażaków” do gaszenia pożarów, odpowiadając przy tym za wielki obszar obrony. Niektórzy umniejszają rosyjskie przełamanie, do jakiego doszło w ostatnich dniach, ale bez względu na skalę to szalenie niebezpieczny symptom.
To, że tzw. grupy dywersyjno-sabotażowe (DRG) przenikają linię frontu, potwierdza słowa Szewczuka. Brakuje ludzi. To, że pod Pokrowskiem DRG zrobiły to na masową skalę, oznacza, że Rosjanie znaleźli i przełamali słabe punkty ukraińskiej obrony, rozlewając się na tyły – rzecz jasna ryzykując wpadnięcie w ukraiński kocioł, do czego mam nadzieję, że dojdzie w najbliższych godzinach. Wszelako nawet taki sukces taktyczny nie zeruje powodów, dla których doszło do tego przełamania, ponieważ „null” jest osłabiony, bo część sił likwiduje oddziały Rosjan na swoich tyłach. Problem więc będzie się pogłębiał, a osłabienie prawdopodobnie wpłynie na dalsze sukcesy taktyczne Rosjan na froncie.
Przełamanie na froncie niestety zbiegło się z rozmowami Putin-Trump na Alasce. Nawet jeżeli teraz rosyjskie DRG wpadną w ukraińską pułapkę i zostaną wybite do nogi, to i tak spełniły swoją rolę jako argument w ustach Putina do rozmów z Trumpem. Spodziewano się, że ten format przyniesie chociaż pozorowane i ograniczone czasowo, ale jednak zawieszenie ognia. W pierwszym tygodniu sierpnia, w związku z wizytą Steve’a Witkoffa, specjalnego wysłannika Trumpa, zbliżony do Kremla politolog Siergiej Markow zasugerował, że to zawieszenie broni będzie. „Trump potrzebuje jakiegoś »prezentu«, ustępstwa od Putina (…) Rozejm w powietrzu mógłby być takim prezentem” – stwierdził Markow. Tyle że nie osiągnięto nawet tego. Tymczasem coraz więcej mówi się o najgorszym, co mogło się zdarzyć, czyli rozmowach Trump-Putin o rozbiorach Ukrainy, bo tym jest de facto oddanie Donbasu za cenę mglistego traktatu pokojowego. Przypomnę: nie ma pokoju bez rozejmu, a że Putin nie wprowadził choćby tymczasowego ograniczenia walk, to znak, że chce zgody Zachodu na rozbiory, nie gwarantując w zamian zakończenia wojny. Niczego dobrego po rozmowach Trump-Putin się nie spodziewałem, ale to jest najgorszy scenariusz z możliwych. Co gorsza, dynamika relacji Trump-Zełenski-Putin znowu wróciła do punktu wyjścia, czyli Trump scedował odpowiedzialność za wojnę na prezydenta Ukrainy.
Czytaj też
„Ukraińska Prawda” cytuje Trumpa: „Zełenski może zakończyć wojnę z Rosją niemal natychmiast, jeśli chce, lub nadal będzie mógł walczyć. Nie ma powrotu Obamy, który dał Krym (12 lat temu, bez ani jednego strzału!) i braku przystąpienia Ukrainy do NATO. Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają”.
Serwis „Ukrinform” nazywa rozmowy na Alasce „rozbojem”. „Spotkanie Trumpa i Putina na Alasce pod żałosnym hasłem »Pursuing Peace« („Pożądanie pokoju”) początkowo dla mediów (…) zamieniło się w rozczarowanie z powodu niemożności odpowiedzi przynajmniej na jedno pytanie (…) nie było odpowiedzi – szef Kremla zapukał do zestawu słuchawkowego w uchu, jakby nie rozumiał pytania” – pisze serwis.
Po turze rozmów z Putinem przyszedł czas na rozmowy „koalicji chętnych” z Europy, którzy chcą wspierać Ukrainę. Spotkaniu w formie wideokonferencji przewodniczy Emmanuel Macron, Friedrich Merz i Keir Starmer – przywódcy Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii. Poprzedza ona wizytę Wołodymyra Zełenskiego w USA. Pytanie, czy Trump będzie naciskał na Zełenskiego, by ten uznał rozbiory swojego kraju, a zatem będziemy mieli powrót do szorstkiej relacji z feralnej konferencji w Gabinecie Owalnym.
WIDEO: Święto Wojska Polskiego 2025. Defilada w Warszawie