Reklama

Rosyjska armia formalnie wchłonie Grupę Wagnera? Implikacje dekretu Szojgu

Autor. Presidential Press and Information Office/Wikimedia Commons/CC4.0

Najemnicza formacja tzw. Grupy Wagnera ściąga na siebie nie tylko ukraińską artylerię, ale coraz więcej politycznych kłopotów. Wagnerowcy zasłynęli na Ukrainie nie tylko z sadystycznej wręcz bezwzględności, ale także z permanentnego konfliktu politycznego z rosyjskim resortem obrony. Jak się okazuje oligarcha i właściciel najemnego korpusu – Jewgienij Prigożyn odmówił wykonania dekretu Sergieja Szojgu, a jeden z jego ludzi publicznie przystąpił do Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego.

Reklama

Wojna na Ukrainie

Reklama

Grupa Wagnera to owiana złą sławą najemna formacja sięgająca po kryminalistów, byłych żołnierzy i funkcjonariuszy z Federacji Rosyjskiej oraz rekrutów z terytoriów dawnych quasi-republik ZSRR. Jeżeli wszystkie polityczne problemy piętrzące się wokół osoby Prigożyna nie są „maskirowką" służb specjalnych Rosji i medialną „ustawką" to oznacza, że oligarcha chce za wszelką cenę pozostać politycznie oraz militarnie niezależny.

"Te rozkazy i dekrety, które wydaje Szojgu, dotyczą pracowników Ministerstwa Obrony i personelu wojskowego. PMC Wagner nie podpisze żadnych umów z Szojgu" - powiedział Prigożyn po opublikowaniu słynnego dekretu Ministerstwa Obrony.

Reklama
    Reklama

    Sergiej Szojgu podpisał dekret w teorii zobowiązujący ochotników i najemników do zawarcia umowy z resortem obrony. Ostatecznym terminem „certyfikacji" ma być 1 lipca 2023 roku. Jak twierdzi rosyjski wiceminister obrony Nikołaj Pankow ma to zrównać „ochotników" statusem prawnym z innymi żołnierzami, co rzekomo wiąże się z zabezpieczeniem socjalnym. W praktyce pozwala rosyjskiemu resortowi obrony w miesiąc wykazać na papierze ogromny wzrost formalnego etatu sił inwazyjnych i tym samym wypełnić oczekiwania Władimira Putina. Pozwala to także zwiększyć presję polityczną na niepozbawione pewnej autonomii jednostki frontowe takie jak m.in. Grupa Wagnera. W wypadku Szojgu chodzi o poskromienie rosnącego w siłę Prigożyna, aczkolwiek jest to także pręgież na mniej znane formacje separatystyczne, czeczeńskie czy inne prywatne wojskowe kompanie. Rozwiązanie to jest korzystne dla Sergieja Szojgu, który statystycznie wykaże swoją sprawczość, wszelako pamiętajmy że dla Kremla istnienie wagnerowców jest korzystne o tyle, o ile są oni faktycznie nieformalną grupą zbrojną, gdzie zabitych, rannych oraz inwalidów nie wlicza się do oficjalnych statystyk. „Jednorazowa piechota" jak mówi się o wagnerowcach jest wygodna dla Kremla w obecnym, najemnym, statusie. Wygląda, więc na to że jak w przypadku poprzednich rozdziałów konfliktu Prigożyn-Szojgu i w tym wypadku „kucharz" Kremla nie jest na przegranej pozycji.

      Co ciekawe, Michaił Komin, politolog i ekspert ds. Rosji w wywiadzie dla „Current Time TV" stwierdził, że dekret Szojgu nie jest obowiązkowy, a jest wezwaniem „ochotników" do możliwości podpisywania umów z rosyjskim resortem obrony. To całkowicie polityczny plan. Komin wskazuje, że wspomniany dekret w pewien sposób rozbił tandem Kadyrow-Prigożyn. Od początku frontalnej rosyjskiej inwazji Kadyrow krytykował resort obrony zawierając polityczny sojusz z Prigożynem. Obecnie, Kadyrow miał odciąć się od Prigożyna i zadeklarować, że takie jednostki czeczeńskie jak Achmat podpiszą umowę. Z tego tytułu obaj popadli w konflikt. Komin uznaje Szojgu za zwycięzcę tego politycznego starcia, Prigożyn co prawda dostanie nowe polityczne zadania od Putina a Grupa Wagnera nie zniknie, ale jego skłócenie z armią nie pozwoli mu na większą karierę. Na pewno nie tak skorelowaną z jego ambicjami.

      Reklama

      Kadyrow całkowicie skapitulował wobec Szojgu i Achmat był pierwszą formalnie „zakontraktowaną" jednostką. Łącznie zakomunikowano podpisanie umów z trzema brygadami oraz innymi czterema oddziałami. Ochotnicze formacje tworzą tzw. korpus szturmowy. „Rozkaz przyznaje wszystkim ochotnikom prawo do zawierania indywidualnych kontraktów z oddziałami ochotniczymi lub z Ministerstwem Obrony jako żołnierze kontraktowi" – podkreślił Nikołaj Pankow, wiceszef rosyjskiego resortu obrony. Moskwa ocenia liczbę ochotniczych formacji na ok. 40. Pamiętajmy wszelako, że zaliczają się do tego także małe oddziały etniczne wysłane przez kolaborujące z Putinem quasi-władze lokalnych guberni lub republik.

      Media zelektryzowała także informacja, że wagnerowski jeniec, który miał jechać na wymianę zrezygnował z tego i zadeklarował chęć wstąpienia do Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego (RDK) – antyputinowskiego oddziału walczącego w obronie Ukrainy. Na materiale wideo widzimy jak Denis Kapustin, przywódca RDK, zachęca jeńców do rezygnacji z wymiany, a jeden z byłych najemników zgłasza się do oddziału. Do tej poru rekrutowanie do antyputinowskich oddziałów byłych wagnerowców było tematem tabu. Wynikało to z losów Jewgienija Nużyna, kryminalisty wcielonego do najemniczego korpusu, który po wzięciu do niewoli zadeklarował, iż chce się zaciągnąć do Legionu Wolnej Rosji. Nużyn nie tylko odbywał długi wyrok więzienia za morderstwo, ale także okazał się skrajnie antyukraińsko nastawiony. Jako niewiarygodny nie został przyjęty do Legionu. Finalnie trafił w wagnerowskie ręce, gdzie rozbito mu głowę kowalskim młotem – to typowy rodzaj egzekucji w Grupie Wagnera. Władysław Izmaiłow – bo tak nazywa się nowy ochotnik – być może przeszedł pozytywnie weryfikację i został już w szeregi RDK przyjęty, aczkolwiek także ma się za nim ciągnąć kryminalna przeszłość. Prigożyn nazwał go zdrajcą i zapewnił, że zostanie „znaleziony i zabity". Kapustin w apelu do jeńców zwraca się do nich słowami, że będą mogli walczyć nie tylko przeciwko Putinowi ale także „rosyjskiemu Ministerstwu Obrony". Odezwa RDK została opisana jako odpowiedź na dekret Szojgu.

      Reklama
      WIDEO: Burza w Nowej Dębie. Polskie K9 na poligonie
      Reklama

      Komentarze

        Reklama