Reklama

Rosjanie nie wiedzą, co zestrzelili pod Moskwą

Dron śmigłowiec Ramzay RZ-500, który według kremlowskiej propagandy miał zostać po raz pierwszy użyty w ataku na Moskwę i zestrzelony przez rosyjską obronę przeciwlotniczą
Dron śmigłowiec Ramzay RZ-500, który według kremlowskiej propagandy miał zostać po raz pierwszy użyty w ataku na Moskwę i zestrzelony przez rosyjską obronę przeciwlotniczą
Autor. Defense Express

Rosjanie pochwalili się zestrzeleniem w Noro-Fominsku pod Moskwą ukraińskiego drona o konstrukcji śmigłowca. Problem polega na tym, że Ukraińcy, przynajmniej oficjalnie, nie posiadają bezzałogowców-kamikaze: tego rodzaju i o takim zasięgu. Co więc zestrzelili Rosjanie? I czy w ogóle zestrzelili?

Rosjanie z zasady bardzo dbają, by chwalić się „sukcesami”, jakie odnosi ich obrona przeciwlotnicza w walce z ukraińskimi dronami. Tak było również podczas ostatniego ataku 10 kwietnia 2025 roku na Moskwę. Rosyjska, państwowa agencja informacyjna RT poinformowała bowiem, że w ataku na rosyjską stolicę Ukraińcy po raz pierwszy wykorzystali „dron-śmigłowiec”, który został jednak zestrzelony przez obronę przeciwlotniczą. Problem polega na tym, że w sieci pojawiły się nagrania z całej tej akcji, które pokazywały coś zupełnie innego.

Reklama

Po pierwsze rosyjska obrona przeciwlotnicza wyraźnie zaspała, ponieważ „dron-śmigłowiec” miał zostać zestrzelony dopiero w Naro-Fomińsku, a więc miejscowości leżącej 70 km na południowy zachód od Moskwy. „Ukraiński bezzałogowiec” musiał więc przelecieć nad linią frontu, a później nad silnie zaludnionymi terenami około 500 km, przebywając w powietrzu co najmniej dwie godziny.

Po drugie filmy nakręcone podczas samego „nalotu” pokazują, jak rosyjscy artylerzyści strzelają przez co najmniej 25 sekund, w pewnym momencie ogień zostaje przerwany, a „dron-śmigłowiec” leci dalej. Nie zarejestrowano więc trafienia, a sam rozrzut pocisków, przelatujących w większości bardzo daleko od celu, był bardziej kompromitacją niż sukcesem.

    Ukraińskie media podejrzewają, że Rosjanie użyli co najmniej dwóch sterowanych ręcznie zestawów artyleryjskich ZU-23-2 kalibru 23 mm, których skuteczność przeciw oddalonym, niewielkim obiektom bez wspomagania systemem kierowania ogniem jest praktycznie zerowa. Według Ukraińców nie były to więc elementy systemu obrony przeciwlotniczej, ale zestawy będące na wyposażeniu znajdujących się w okolicy w Naro-Fomińska jednostek wojskowych (np. 4. Gwardyjskiej Kantemirowskiej Dywizji Pancernej, ośrodka szkoleniowego akademii wojskowej Frunzego lub wojskowego magazynu paliwa i smarów).

    Jednostki te nie mając bezpośredniej łączności z rosyjskim systemem przeciwlotniczym mogły więc strzelać do wszystkiego, co lata i jak widać to zrobiły. Sprawę próbuje teraz zatuszować rosyjska propaganda, wskazując, że Ukraińcy użyli po raz pierwszy swojego drona szturmowego – śmigłowca typu RZ-500 opracowanego przez prywatną firmę Ramzay. Problem polega na tym, że to, co zarejestrowano na nagraniach opublikowanych przez Rosjan, było o wiele większe, oświetlone światłami pozycyjnymi, a ponadto RZ-500 ma zasięg nie większy niż 300 km. Nie doleciałby więc do Moskwy. Dodatkowo jest droższy niż drony kamikaze ze skrzydłami i dlatego zbudowano go głównie z myślą o misjach rozpoznawczych, a nie samobójczych.

      Niezależni od Kremla rosyjscy blogerzy podejrzewają więc po prostu, że „dzielni rosyjscy przeciwlotnicy” próbowali zestrzelić po prostu jeden z własnych śmigłowców wojskowych, który wyleciał, by właśnie zatrzymać ukraińskie drony-kamikaze. Słowo próbowali jest zresztą najlepszym określeniem, oddającym to, co się działo w czasie walki. Co więcej, nikt jak na razie nie przekazał, jakie straty spowodowały pociski kalibru 23 mm, które wystrzeliwane przez kilkadziesiąt sekund, nie trafiając w cel, ostatecznie uderzyły gdzieś w ziemię. I to na terenach zamieszkałych.

      Sprawę podsumował dosadnie jeden z rosyjskich komentatorów zauważając, że: „po co nam przeciwnik, jak mamy własną obronę przeciwlotniczą”.

      Reklama
      WIDEO: Najnowsze Abramsy w Biedrusku
      Reklama

      Komentarze (7)

      1. user_1052336

        Kolejny f-16 w powietrzu wczoraj zestrzelony. Ciekawe czy su czy mig to zrobił

      2. Sebseb

        I to niby takie ważne albo ciekawe?

      3. MKmod1

        Przynajmniej niektóre wersje pocisków 23 mm były wyposażone w samolikwidator.

      4. Ryszard56

        to Polski produkt

      5. DanielZakupowy

        U nas marudzą, że Pilica to porażka bo kaliber zly, a tu proszę nawet ZU-23-2 na ruskich wystarczy :)

      6. user_1047527

        Daviena niech się zapytają on wie jakiego typu to maszyna kto stoi za tą operacją i jaka jest specyfikacja tegoż to sprzętu.

      7. Tani2

        To przynajmniej drugi taki przypadek pierwszym był Mi-26 załoga przekazała plot serdeczne pozdrowienia. Zacytować je jest trudno ....Bo są w j żołnierskim. A każdy kto był w wojsku wie ,że jak się k..wą rozkazu nie podeprze to jest niewykonalny.

      Reklama