Wojna na Ukrainie
Relacje Trump-Zełenski, czyli danse macabre

Autor. Volodymyr Zelensky/x.com
Upokorzenie jakiego doznał Wołodymyr Zełenski z ręki Donalda Trumpa to efekt osobistych animozji między oboma politykami. Waszyngton gra na wymianę ukraińskiej władzy. Problem w tym, że starając się wymienić prezydenta Ukrainy, USA nie otrzymają szybkiego zawarcia rozejmu z Rosją, a na tym zależy Trumpowi.
W listopadzie zeszłego roku ostrzegałem, że do tego dojdzie. Na łamach Defence24.pl pisałem wówczas: „Nieukrywana osobista niechęć pomiędzy Donaldem Trumpem, a Wołodymyrem Zełenskim grozi kryzysem w relacjach Waszyngton-Kijów. Już schyłkowa administracja Demokratów zaczęła rewidować swoją politykę wobec walczącej Ukrainy wchodząc niejako w „buty” republikańskiej narracji. Prezydent Zełenski znalazł się znowu na geopolitycznym rozdrożu. Personalny konflikt pomiędzy Zełenskim, a Trumpem sięga 2019 roku, kiedy to starający się o reelekcję amerykański prezydent próbował wygrać wybory w oparciu o teczki na syna Joe Bidena, Huntera. Zdaniem sztabu Trumpa Ukraińcy musieli mieć kompromaty na robiącego nad Dnieprem interesy Bidena juniora, bo miało to wynikać z rozrywkowego trybu życia jaki prowadził. Zełenski dopiero co został prezydentem Ukrainy, a już próbowano go wciągnąć w pulsujące zwarcie pomiędzy Republikanami, a Demokratami. Instynkt polityczny Zełenskiego nie zawiódł i ten odmówił Trumpowi. Wygrał Joe Biden, więc Zełenski mógł odetchnąć. Problem w tym, że Trump nie zapomniał podania mu „czarnej polewki” i wielokrotnie dawał w swoich wypowiedziach do zrozumienia, że Zełenskiego nie lubi. Nie dziwi, że Zełenski bał się powrotu Trumpa do Białego Domu, ale zamieniło się to wręcz w obsesję polityczną posuniętą do tego stopnia, że ukraiński polityk szukał zastępstwa dla Amerykanów, postanowił zawrzeć sojusz z Republiką Federalną Niemiec, który miał się stać alternatywą dla strategicznego sojuszu USA-Ukraina. Od wczoraj rząd w Niemczech, z którym to ustalał, wisi na przysłowiowym włosku”.
Pisałem wtedy, że oczywistym krokiem ukraińskich elit będzie rozpisanie wyborów prezydenckich, a nawet bezczelna podmiana Zełenskiego na polityka bliższego Trumpowi. Taki krok wykonał Berlin, Ottawa, trochę taką zmianę w polityce krajowej zastosował też Emanuel Macron.
Wszelako nie musiało się tak skończyć. W ostatnich tygodniach relacje Trump-Zełenski były istną sinusoidą, kiedy mieliśmy autentyczną próbę porozumienia się między oboma politykami, ale po nich następowały fazy otwartej nienawiści, co w geostrategicznych relacjach, zwłaszcza na wojnie jest niedopuszczalne. Ale sytuacja się wydarzyła. Naszą – dziennikarską – rolą jest opisywanie rzeczywistości, odpowiadanie na pytania: dlaczego? oraz co dalej? nie dołączając do chóru histerii w tej sprawie. Choć opinia publiczna oraz europejskie elity zareagowały na słowa Trumpa świętym oburzeniem, to nie są oni w tym wiarygodni. Pamiętajmy, że w kuluarach trwa dwulicowa wielka gra.
Szykuje się wszak nowe geopolityczne rozdanie w związku z dalszą fazą wojny na Ukrainie. Na wstępie zaznaczam, że sam w trwały pokój z Władimirem Putinem nie wierzę, co pisałem wiele razy na łamach Defence24.pl. Na stole jest wyłącznie chwilowe zawieszenie ognia w mojej opinii, ponieważ Putin nie chce pokoju i będzie wojnę kontynuował - w taki lub inny sposób. Zwłaszcza obecnie, kiedy na froncie zyskał inicjatywą operacyjną. Z tym większym niepokojem obserwuję, więc pęknięcia na Zachodzie i na samej Ukrainie, mając świadomość, że negocjacje pokojowe mogą być fiaskiem, jednocześnie zatruwając relacje Kijowa z innymi stolicami. Nic nie zyskawszy nadszarpniemy wyłącznie i tak chybotliwą zachodnią jedność. Dość spekulacji, przejdźmy to tego co słowa Trumpa oznaczają na samej Ukrainie.
Czy Zełenski ma 4 proc. poparcia?
Choć Trump przestrzelił określając poparcie Zełenskiego jako „cztery procent”, czyli na poziomie rozgazowanego piwa „Zakarpackie”, to nie jest tak, że Zełenski jest na Ukrainie noszony na rękach. Wręcz przeciwnie. Pik popularności ma dawno za sobą. Prezydentura Zełenskiego przeżywa kryzys poparcia wśród Ukraińców, który widać było zwłaszcza w 2024 roku. Według sondażu Centrum Badań Społecznych i Rynkowych „SOCIS” generał Wałerij Załużny, dawny głównodowodzący ukraińską obroną, a obecnie ambasador Ukrainy w Wielkiej Brytanii, deklasował Zełenskiego uzyskując 41,4 proc. głosów respondentów. Zełenski mógł liczyć wówczas na 23,7 proc. poparcia, a Petro Poroszenko na 6 proc. Co prawda, obecnie podaje się, że 57 proc. Ukraińców ufa Wołodymyrowi Zełenskiemu to pamiętajmy, że sondaż wyborczy, a sondaż zaufania to zupełnie inne badania socjologiczne. Jurij Butusow, główny krytyk Zełenskiego, reporter wojenny będący niejako głosem ukraińskiej armii, po słowach Trumpa zadrwił z Zełenskiego odtwarzając jego własne słowa, które żywo przypominały obecną wypowiedź Donalda Trumpa, że z Putinem należy rozmawiać o pokoju. Na przełomie stycznia i lutego do Warszawy, Paryża, Brukseli oraz Waszyngtonu udał się trzeci w kolejności popularności polityk Ukrainy i lider największej wobec Sługi Narodu opozycji – oligarcha – Petro Poroszenko.
Choć trwa wojna to od miesięcy Ukraina przygotowuje się jakby opóźniane wybory miały się faktycznie odbyć. W ukraińskiej polityce, już od zeszłego roku, uruchomiono wewnętrzne polityczne tarcia, które nabrały zaciętości. 13 lutego prezydent Wołodymyr Zełenski podpisał dekret zatwierdzający decyzję Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony (RBNiO) o nałożeniu sankcji na Poroszenkę oraz prorosyjskich oligarchów. O ile dekret był czymś oczywistym jeżeli chodzi o rosyjskiego renegata Wiktora Medwedczuka, to wrzucenie do tego samego grona Poroszenki ma znamiona ostrej rywalizacji politycznej. Notabene ruch ten odbiera się na Ukrainie jako próbę… wzmocnienia Poroszenki jako jedynego opozycjonisty wobec Zełenskiego, ponieważ byłby to dla obecnego prezydenta wymarzony kontrkandydat. Przypomnijmy, że już raz Zełenski pokonał tego polityka w 2019 roku. Mówiąc wprost: Zełenski atakuje Poroszenkę, aby to pod jego sztandarem zgromadzili się wszyscy polityczni oponenci Sługi Narodu. O wiele groźniejszym, z perspektywy Zełenskiego, rywalem byłby typ wojennego atamana, czyli kandydat rodem z wojska lub służb mundurowych. Kandydat na trudne czasy, a zarazem posiadający posłuch w wojsku.
Załużny nie dysponując własnymi strukturami politycznymi byłby kandydatem Sił Zbrojnych Ukrainy, gdzie Zełenski nie jest popularny, oraz jednocząc innych graczy spoza partii Sługa Narodu, np. UDAR braci Kliczko (Ukraiński Demokratyczny Alians na rzecz Reform). Nie jest wszelako pewne, czy Załużny w ogóle wystartuje. Obecnie nie ma chętnych, by zająć miejsce Zełenskiego, ponieważ podpisanie niekorzystnego traktatu pokojowego z Rosją może być końcem kariery politycznej dla każdego polityka i zapisaniem się w historii Ukrainy w szalenie złym świetle. I tutaj dochodzimy do istoty personalnego konfliktu pomiędzy Trumpem, a Zełenskim.
Dlaczego Trump dostał furii?
Pierwsze pytanie jakie się nasuwa w związku z eskalacją relacji na linii Trump-Zełenski to co spowodowało erupcję takiej nienawiści? Delegitymizacja Zełenskiego, nazywanie go „dyktatorem” z poparciem „czterech procent” to efekt odrzucenia jakie spotkało Trumpa ze strony Wołodymyra Zełenskiego. W mojej opinii kością niezgody wcale nie był brak podpisu Zełenskiego pod umową surowcową, ponieważ Trump jest zwolennikiem filozofii „drill, baby drill”, czyli wydobywania głównie z amerykańskiej ziemi, a inwestycje USA w Ukrainie przymuszałyby Waszyngton do zabezpieczenia tych aktywów czyli trzymanie armii i kontraktorów pod bronią na kierunku ukraińskim.
Trump od początku tego nie chciał. A taki był właśnie zamysł Zełenskiego – układ pt. surowce za gwarancje bezpieczeństwa. Amerykańska opinia publiczna nie rozumie absurdu sytuacji, w której to sam Zełenski zaczął mówić o surowcach, a następnie odrzucił umowę. Wypuścił dżina z butelki, by potem próbować go w niej z powrotem zamknąć. Ale to tylko pozory. Gdy obie strony siadały do podpisywania umowy surowcowej, siadały w intencji, że dokument ten nie zostanie podpisany – Waszyngton podyktował nieakceptowalne warunki, Zełenski liczył wyłącznie na dużą projekcję amerykańskiej siły w Kijowie, czego Trump nie chciał. Co więc spowodowało „furię i ogień” Trumpa, by zacytować tytuł książki Michaela Wolffa? W mojej opinii było to wyraźne „nie” ze strony Zełenskiego w czasie zakulisowych rozmów o warunkach zgniłego traktatu pokojowego z Rosją.
Nie ma chętnych by zastąpić Zełenskiego
Zauważmy, że obecnie wszyscy opozycyjni wobec Zełenskiego potencjalni kontrkandydaci zadeklarowali solidarność z przywódcą Ukrainy zaznaczając, że nie czas na wybory gdy spadają bomby. Nie jest to wynik emocjonalnej postawy i miłości politycznej wobec atakowanego bohaterskiego prezydenta, ale świadomość obecnej sytuacji Ukrainy. Żaden ukraiński polityk – pomijając rosyjską agenturę – nie chce być sygnatariuszem zdradzieckiego i nietrwałego układu z Rosją. Jest duże prawdopodobieństwo, więc że Zełenski miał w optyce Trumpa wyłącznie już jedno, ostatnie zadanie, podpisać pokój, a następnie zrobić miejsce nowemu pro-trumpistowskiemu przywódcy Ukrainy. Zapewne nie chciał się pod tym podpisać. Zełenski póki co wymknął się z tej politycznej pułapki, ale nie jest wcale jednoznaczne, że uda mu się kontynuowanie takiej strategii, oraz pamiętajmy że nadrzędny jest interes Ukrainy oraz narodu ukraińskiego, a nie jego polityczna kariera. Dlatego też Trump pozwolił sobie na ten personalny atak. Dalsza eskalacja relacji pomiędzy Trumpem, a Zełenskim, pogłębia dramaturgię Ukrainy, która ma toczyć wojnę obronną z Rosją i jeszcze do tego wojnę polityczną z USA. To przepis na katastrofę. Na niejawnym posiedzeniu Rady Najwyższej Ukrainy, szef wywiadu wojskowego gen. Kyryło Budanow zaznaczył niedawno kasandrycznie, że „brak rozmów pokojowych zapoczątkuje procesy mogące zagrozić istnieniu Ukrainy”. Na Ukrainie jest konsensus polityczny, że pokój z Rosją należy zawrzeć, ale wszystko rozbija się o szczegóły. Tych szczegółów nikt nie chce sygnować.
Czy da się zrobić wybory w czasie wojny?
Głównym argumentem za tym by odwlekać wybory jest logistyka głosowania wynikająca z trwającej brutalnej wojny. To prawda, aczkolwiek historia zna wiele przypadków wyborów organizowanych w reżimie wojennym, od polskich wyborów do Sejmu Ustawodawczego w 1919 roku począwszy, przez wybory przeprowadzane na Bliskim Wschodzie po amerykańskich interwencjach zbrojnych, a nawet wyborów na okrojonym terytorium Ukrainy po roku 2014. Zwiększyło się niepomiernie zagrożenie atakami lotniczymi w ludność cywilną wędrującą do urn wyborczych. Problemy natury logistycznej, czyli jak uchronić kolejki ludzi w lokalach wyborczych to nie jedyna bolączka Kijowa. Prawo Ukrainy nie przewiduje rozpisania wyborów w czasie, gdy obowiązuje stan wojenny. Partia Sługa Narodu musiałaby przeprowadzić ofensywę legislacyjną, by zmienić ten stan rzeczy, a to tej sile najmniej zależy na robieniu awaryjnego plebiscytu wyborczego. Butusow uważa, że wybory wojenne, są mało prawdopodobne z uwagi na kwestie legislacyjne. Okazuje się, że na czas wojny, najlepszym system politycznym jest ustrój, w którym prezydenta wybiera Zgromadzenie Narodowe, tylko w takim wypadku Ukraińcy mogliby w ramach obecnego rozdania parlamentarnego wybrać innego przywódcę.
Trump popsuł własny plan?
Paradoksalnie, Trump swoimi słowami zjednoczył ukraińskie elity, w których wojna wywoływała coraz większe polityczne pęknięcia i wszystko zmierzało do takiego lub innego wyborczego rozstrzygnięcia. Mógł zaczekać, ale w tej układance jest jeden polityk, któremu zależy na szybkim wizerunkowym sukcesie: to właśnie Trump. Putin chce przedłużać wojnę, a Zełenski prowadzi własną autorską politykę. Ma ona swoje blaski i cienie. Należy odnotować, że wielowektorowa polityka Wołodymyra Zełenskiego, którą próbuje on uprawiać od 2022 roku zaczyna się niestety zużywać. Rząd broniącego się w totalnej wojnie kraju sięga po desperackie środki i nie jest to niczym zaskakującym wszak losy Polski w okresie II wojny światowej są smutną lekcją dla każdego kto znalazł się w podobnym położeniu. Jak wspominałem we wcześniejszych tekstach, w geopolitycznej koncepcji Zełenskiego istniała możliwość balansowania relacji Kijowa z Waszyngtonem, Warszawą, Berlinem, Paryżem i Londynem. W zależności od okoliczności, Zełenski wchodził w doraźny sojusz z graczem korzystniejszym dla niego. Tyle w teorii. Obecnie wszyscy – z perspektywy Kijowa - wydają się atrakcyjniejsi od Donalda Trumpa, ponieważ ordynarnie obraził on i upokorzył prezydenta kraju. Polityka Zełenskiego wciąż ma duże grono zwolenników, a być może grono to się paradoksalnie zwiększy. Pamiętajmy wszelako, że polityka zagraniczna to nie emocjonalny romans, jak twierdzi pewien znany w Polsce geopolityk, ale zimne jak stal makiaweliczne interesy. To nie konkurs na to kto zbierze głośniejsze oklaski. Na koniec dnia pozostaje prosty rachunek: kto może wysłać Ukrainie amunicję oraz jak długo.
Sojusz Ukraina-Niemcy
Największe rozczarowanie spotkało Zełenskiego ze strony Niemiec, zaznaczmy, na jego własne życzenie. Z układu Kijów-Berlin wyszło wielkie nic. Republika Federalna Niemiec nie tylko, że nie wypełniła obiecanych Ukrainie umów zbrojeniowych – i piszę tutaj nie o dostawach, a wielkich wizjach niemieckich inwestycji nad Dnieprem - ale na domiar zaczęła wymieniać własny rząd ustawiając się pod Donalda Trumpa. Kanclerz Scholz wysłał wyraźny sygnał Zełenskiemu, że ich wspólne ustalenia zostały zerwane. Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa (MSC) była pokazem pustosłowia ze strony Niemców, zakończona płaczem Christopha Heusgena, który ronił równie rzęsiste łzy wzruszenia, gdy wprowadzano projekt Nord Stream. Niemiecka polityka wobec Ukrainy była konsekwentnym podkopywaniem podmiotowości swojego partnera, a w pewnym momencie formalnego sojusznika.
Zauważmy, że Władimir Putin nie mógłby terroryzować Ukraińców najpierw politycznie, a następnie militarnie, gdyby nie układ Kremla z kancelarią Republiki Federalnej Niemiec, którego ukoronowaniem były kolejne odsłony Nord Streamu. Porozumienia mińskie oraz ewentualna tzw. Formuła Steinmeiera były dziełem Niemców całkowicie niekorzystnym dla Ukrainy – gdyby zostały realnie wprowadzone Ukraina padłaby w roku 2022. Zauważmy, że Niemcy bezproblemowo oddali Paryżowi palmę pierwszeństwa w organizacji pro-ukraińskiego szczytu, umywając ręce, wycofując się w cień i czekając na nowy rząd. Jedynym atutem polityki niemieckiej z perspektywy Wołodymyra Zełenskiego jest więc wyłącznie fakt, że Scholz nie nazwał go nigdy dyktatorem.
Sojusz Ukraina-Francja
Upadek koncepcji sojuszu ukraińsko-niemieckiego stworzył w Europie próżnię, w którą wszedł prezydent Macron. Zauważmy, że Francja nie czyni przygotowań do stania się gwarantem bezpieczeństwa w Europie Wschodniej, w kontrze do słów Donalda Trumpa, ale pierwszą misją Paryża jest zaktywizowanie Londynu oraz wyprawa Macron-Starmer do Waszyngtonu, by do tej misji zyskać „błogosławieństwo” nowego amerykańskiego prezydenta. Trump odgrywa tutaj rolę papieża wzywającego do krucjaty, ale to rycerstwo innych państw ma ruszyć w bój. Sam Macron, zaczął ustawiać się pod nowy gabinet Trumpa dużo wcześniej, a na konsekrację ołtarza w katedrze Notre Damme zaprosił Amerykanina sadzając go w pierwszej ławie i odsyłając Niemców do tyłu. Macron ma ambicje stać się przysłowiową prawą ręką Trumpa w Europie. Problem w tym, że nieformalny szczyt europejskich przywódców zrobiony ad hoc w Paryżu, wyglądał niepoważnie. Nie na miejscu był doklejony uśmiech Marka Rutte, sekretarza generalnego NATO, ale przede wszystkim brak przy stole choćby kluczowej w regionie Rumunii. Francja zaczęła od stworzenia dwóch lig piłkarskich – ekstraklasy i drugiej ligi, także upokarzając inne państwa. Macron może mieć z Zełenskim równie szorstkie relacje co z Trumpem, ponieważ wystarczy przypomnieć losy 155. Brygady, przypominającej francuski film wojenny „Gdzie podziała się siódma kompania?”. Trump niejako rozpoczął konkurs kto ma być tym mitycznym „europejskim gwarantem bezpieczeństwa” i Macron ewidentnie chce ten wyścig wygrać. Dlatego w pierwszej kolejności wybiera się do Waszyngtonu, a nie Kijowa. Finalnie, zarówno Macron, Starmer, jak i nowy kanclerz RFN staną u boku Trumpa, nie Zełenskiego. Wiem, że brzmi to brutalnie, ale moją rolą jest opisywanie rzeczywistości.
Turcja i Polska alternatywą?
Alternatywą dla Zełenskiego może być w pewnym aspekcie Turcja. Może on odbudowywać także strategiczny sojusz z Polską, ale Turcja przy wielu strategicznych interesach związanych z Tatarami Krymskimi, nie wejdzie do wojny, a Polska w relacjach z Ukrainą nie ma statusu choćby Turcji w relacjach z Azerbejdżanem. Te relacje mogą być lepsze, są poprawne i dobre, ale nie wypełniają definicji strategicznego sojusznika. Zdefiniował to niestety sam Zełenski mówiąc, że „żaden kraj nie pomógł Ukrainie na początku wojny” przekreślając tym samym wysiłek Warszawy w ratowaniu jego państwa.
Polityka Ukrainy, USA i Rosji obecnie znalazły się w okresie zawieszenia. Rozmowy o pokoju na Ukrainie nie mogą przebiegać wyłącznie w duecie Trump-Putin. W końcu musi dojść do spotkania egzotycznego tercetu Zełenski-Trump-Putin. Musi zatem dojść do przesilenia: albo rozejm uda się zawrzeć, albo stół zostanie ponownie wywrócony. To wojna rosyjsko-ukraińska, więc Ukraina jest stroną ewentualnego porozumienia, a nie USA. Po ordynarnej tyradzie przeciwko Zełenskiemu Trump może więc zmienić nagle swój język i przepoczwarzyć swoje stanowisko – co robił wielokrotnie wcześniej. Być może obrażanie Zełenskiego to „cła kanadyjskie” w stylu Trumpa, licytowanie wysokiej stawki, podbijanie jej, by opuścić cenę, ale Justin Trudeau, w przeciwieństwie do Zełenskiego po prostu zrezygnował. Antydatował fakty, zrozumiał że musi zejść z linii ciosu. Może się to skończyć także utwardzaniem ostrego kursu Trumpa wobec Zełenskiego i kolejną smutną eskalacją na linii Waszyngton-Kijów.
Perspektywa Polski
Na ten kontredans, a raczej dans macabre, musimy patrzyć wyłącznie polskimi oczyma. W przestrzeni publicznej jest całe spektrum szumu informacyjnego od wrzutek medialnych, po silnie emocjonalne wypowiedzi. Musimy zachować zimną krew, chłodną głowę. Najgorszym scenariuszem zarówno dla Ukrainy, jak i dla Polski, byłoby zwycięstwo w Kijowie kandydata kreowanego lub po cichu wspieranego przez Rosję. Należy zrobić wszystko, aby do tego nie dopuścić. Choć jest to mało prawdopodobne, to niestety wybory w czasie wojny, są tym bardziej narażone na rosyjską działalność wywiadowczo-dywersyjną, więc nie można wykluczyć takiego scenariusza. Podpisanie separatystycznego pokoju przez Kijów i przejście na stronę wroga byłoby wstrząsem dla europejskiego bezpieczeństwa, dlatego na Starym Kontynencie jest strach przed ukraińskimi wyborami. Uzasadniony. Stąd Zełenski wierzy, że jego głos wciąż ma siłę. My musimy mieć w Kijowie każdego, byle nie krypto-Rosjanina. Może to być Załużny, Budanow, Poroszenko, może też Zełenski. Każdy z nich będzie lepszy od widma zamiany Ukrainy w państwo satelickie Rosji.
Nie dziwi mnie w ogóle postawa polskiego rządu, który przyjął pozycje wyczekujące, przyglądając się biegowi wypadków i uczestnicząc w tych gremiach, do których został zaproszony. To wsparcie Ukrainy, ale bez nadmiernego wychylania. Zapewne spowodowane kampanią prezydencką, ale bez względu na przyczynę, potrzebne. Przy negocjacjach handlowych jest próg błędu, bo w najgorszym razie stratą jest kilka procent na giełdzie. W czasie negocjacji o pokoju i wojnie tego marginesu błędu już po prostu nie ma. Ceną jest ludzkie życie. W naszym interesie jest zarówno przetrwanie Ukrainy, jak i przetrwanie Sojuszu Północnoatlantyckiego. Tak jak nie kwestionujemy niepodległości Ukrainy, tak nie powinniśmy kwestionować wiodącej roli USA w NATO. Nie znam europejskiego polityka, który autentycznie wierzyłby w trwałość zawartego pokoju z Putinem, więc nie ma powodu, by Polska podpisywała się pod dokumentem, który z zasady nadaje się wyłącznie na makulaturę.
Jan z Krakowa
Warto żeby politycy w Polsce czytali tak kompetentne analizy eksperta. Następują zmiany w pogladach nt. Ukrainy i jej polityki zewn. i wewnętrznej. Runęłą doktryna Gedroycia. Ale byli ludzie:eksperci i komentatorzy, także tutajktórzy nie muszą zmieniać swoich poglądów nt. Ukrainy i ekipy Zelenskiego -- ponieważ nie ulegali złudzeniom i opierali się w swoich wnioskowaniach na faktach. A także obiektywnie oceniali politykę dwóch administracji prezydenta Trumpa. Co do do polityki Ukrainy nie miał żadnych złudzeń ks. Zaleski z Krakowa. Skądinąd złudzeń nie ma również Leszek Miller. Podobnie widać, że tylko USA jest gwarantem bezpieczeństwa w Europie.
P9
Trudno się nie zgodzić z tezami analizy, a najbardziej że na to co się dzieje na Ukrainie, musimy patrzyć wyłącznie polskimi oczyma.
staryPolak
dziecinne. Swiat realny jest taki. Żełenski i jego oligarcia jest kupiona przez Niemcy i Niemcom dadzą metale ziem rzadkich. Dlatego Trump - i już wcześniej jego poprzednik - bedzie dążył do pogonienia skorumpowanych elit. dlatego tak tłucze Żełenskiego. ma rację, tam panuje taka korupcja że nawet broń znikała w drodze na front. ot i tyle.
ciężkie_czasy
Ciekawy aspekt w kontekście zakupu przez nas amerykańskiego uzbrojenia: Ciekawe czy himarsy i Patrioty mają kill switch i czy USA może zablokować ich użycie przeciwko Rosji w sytuacji dogadania się Trumpa i Putina?
Lokalizator bzdur
A co? chcesz je sprawdzać na ruskich?
Buczacza
Mam wrażenie, że Bareja lepiej by tego nie wymyślił. Pseudo imperium po 3 latach 3 dniowej szpec operacji. Nie jest w stanie zdobyć Donbasu. O reszcie przez litość nie wspomnę. Aż tu nagle na parasolce niczym pluszowy miś. Spada król lew za wielkiej wody... I wyciąga za uszy z bagna. Bezzębnego niedźwiadka koalę... Toż to scenariusz na film...
Podszeregowy
Wojna kraju wrogiego czyli Rosji z krajem nieprzyjaznym czyli Ukrainy była w interesie Polski. W interesie Polski było wspieranie Ukrainy jako strony słabszej po to, żeby maksymalnie osłabić Rosję. Teraz w interesie Polski jest zawarcie pokoju, tak żeby Ukraina przetrwała jako suwerenne państwo i naturalny cel kolejnej rosyjskiej agresji. Co kupuje nam czas, żeby zmodernizować nasze własne siły zbrojne. Realpolitik nie sentymenty.
Adam S.
Bardzo fajnie się czyta takie opracowania, pisane soczystym językiem, ale niestety to beletrystyka, wróżenie z bardzo powierzchownych gestów i plotek, dorabianie plotkarskich treści. W każdym razie na pewno nie jest to "opisywanie rzeczywistości".
Ależ
Rejterada USA a nie jakieś animozje
KrzysiekS
Prezydent Ukrainy postawił na przeciwników Obecnego Prezydenta USA. Zrobił to w sposób jawny jednocześnie atakując zwolenników D.T. w Innych krajach w tym w Polsce. Teraz przyszło mu za to zapłacić.
Edmund
Najgorszą rzeczą, jaką może zrobić Polska jest kłócenie się z USA w imieniu Ukrainy.
Edmund
Nie stawiajmy interes Ukrainy nad interesem Polski. Wszystko wskazuje, że Ukraina przetrwa w pewnym zakresie, ale nie taka jak przed wojną. Tak się składa, że to dokładnie jest w interesie Polski. Potężna Ukraina stawiałaby bezwzględnie warunki Polsce, powodując różne problemy polityczne i gospodarcze Polsce o czym mieliśmy już przesłanki.