Reklama
  • Wiadomości

Najgorszy rok wojny

Od Awdijiwki do bitwy o Pokrowsk – tak można podsumować wydarzenia wojenne na Ukrainie w kończącym się 2024 roku. Operacja kurska, choć spektakularna i potrzebna, została przeprowadzona co najmniej o rok za późno.

Ukraińska gąsienicowa haubica 2S3 Akacja.
Ukraińska gąsienicowa haubica 2S3 Akacja.
Autor. Defense of Ukraine/X
Reklama

To nie był dobry rok dla Ukrainy. Co prawda, w czasie brutalnej rosyjskiej inwazji ciężko szukać jakichkolwiek pozytywów, ale bezsprzecznie w innych nastrojach kończyli Ukraińcy 2022 rok. Gdy byłem w lipcu w Pokrowsku, Rosjanie byli 30 kilometrów od miasta. Obecnie są bezpośrednio pod Pokrowskiem, a nawet na zachód od miasta, ponieważ południowa oś natarcia Rosjan wyszła daleko za miejscowość Szewczenko. W historii sztuki wojennej nie są to zdobycze znaczące, ale jeżeli porównamy to z serią klęsk rosyjskich w roku 2022 (Kijów, Charków, Odessa – obrona pod Mikołajowem, Chersoń, Izjum, Bałaklija, Kupiańsk), i słabości ofensyw rosyjskich w roku następnym (choćby Bachmut) to niestety należy odnotować, że operacja pokrowska Rosjanom się udała. Nawet jeżeli do Pokrowska wejdą dopiero na wiosnę 2025 roku to już osiągnęli ofensywą na tym kierunku, wiele celów taktycznych, których nie byli w stanie osiągnąć od początku wojny. Kapitulacja Awdijiwki, a następnie operacja pokrowska spowodowały, że cały front na wschodniej Ukrainie zaczął trzeszczeć. Zwłaszcza na odcinku południowo-wschodnim widzieliśmy niedawno naruszenie żelaznych redut Ukrainy takich jak Wuhłedar.

Reklama

Awdijiwka - początek koszmaru

Reklama

Ale cofnijmy się do bitwy, którą Rosjanie zaczęli rok. Awdijiwka padła 17 lutego 2024 roku. Zakończyła się dziesięcioletnia obrona miasta-twierdzy. Ostatnie godziny walk o Awdijiwkę to starcia osłonowe, które pozwoliły wyrwać się ukraińskim oddziałom z możliwego piekła okrążenia. Awdijiwki w ostatnich godzinach broniły doborowe oddziały 47. Brygady Zmechanizowanej (Szturmowej), 110. Samodzielnej Brygady Zmechanizowanej, oraz jako ariergarda (straż tylna) 3. Brygada Szturmowa „Azow”.

Ryzyko okrążenia była bardzo wysokie, ponieważ – co raportowałem wówczas na łamach Defence24.pl – Rosjanie osiągnęli trójkąt Oczeretyne-Awdijiwka-Perwomajska. Takiej przewagi, by wziąć miasto w kotle, nie mieli nawet pod Bachmutem. Jeżeli gen. Ołeksandr Syrski zwlekałby z ewakuacją, w pułapkę wpadłaby elita ukraińskiej armii. Relacje z momentu wycofania na zachód są dramatyczne, część żołnierzy opuszczała pozycje na piechotę, był problem z ewakuacją rannych. Co miało koła i zostało odpalone było wyładowane po sam dach ukraińskimi żołnierzami. Manewr odwrotu zawsze jest niebezpieczny, więc można się było spodziewać takich obrazów z pola walki. Ukraiński garnizon Awdijiwki „wgryzał” się w pozycje separatystyczno-rosyjskie i szachował kontrolowany przez Rosjan Donieck. Wraz z naporem Rosjan od północy i południa ukraińskie pozycje stawały się coraz bardziej wysunięte.

Reklama

Niestety, bitwa awdijiwska się nie zakończyła. Po chwilowej euforii w rosyjskich szeregach gensztab rzucił siły do dalszego natarcia. Nawet po zdobyciu Awdijiwki ukraiński front posiadał „wybrzuszenie”. Wiadomym było, że Rosjanie ruszą na Orłiwkę. 19 lutego ostrzegałem przed tym: „Nawet jeżeli Rosjanie są zmęczeni do kontynuowania ofensywy (podobnie jak po bitwie o Siewierodonieck-Lisiczańsk i Bachmut) to gensztab zrobi wszystko, by wyrównać linię frontu na wysokości Orłiwki”. Zgrupowanie rosyjskie uderzające za Awdijiwką atakowało na oślep, a Ukraińcy w walkach odwrotowych hamowali tempo rosyjskiego natarcia. Jak mówił mi Artur, etniczny Polak, walczący w 110. Samodzielnej Brygadzie Zmechanizowanej: „Opóźnialiśmy Rosjan. Zastawialiśmy na nich pułapki. Zniszczyliśmy rosyjski BMP z desantem. Część żołnierzy musiała się wycofywać przez pola, było to bardzo niebezpieczne, ale daliśmy radę. Udało się zniszczyć trzy rosyjskie czołgi, ale szły kolejne za nimi”.

Rosyjski mil-bloger „Murz” 20 lutego opublikował informacje, że Rosjanie ponoszą wysokie straty w operacji awdijiwskiej. Jego zdaniem Rosjanie wówczas stracili 16 tys. żołnierzy i 300 pojazdów (część źródeł podaje straty dwukrotnie wyższe). Z uwagi na „oszczerstwa wobec rosyjskiego Ministerstwa Obrony” Murz musiał wpis usunąć. Następnie miał popełnić samobójstwo, w co nic nikt akurat nie wierzy. Prędzej odwiedzili go „smutni panowie” z FSB.

Reklama

Po każdej z wielkich bitew na wschodzie Rosjanom brakowało kadr do akcji kontynuacyjnych. Ofensywa Kremla siadała po Siewierodoniecku i po Bachmucie. Nawet bitwa o Mariupol związała i wymęczyła rosyjskie siły, których nie mogli rzucić na tyłu Ukraińców w Donbasie. Po Awdijiwce było inaczej. Już w połowie kwietnia ruszyła operacja pokrowska, która na kierunku tego miasta, przepchnęła front o 20 kilometrów na zachód i w październiku osiągnęła Sełydowe, czyli ostatnią podmiejską rubież obrony Ukraińców. Zgrupowanie Rosjan, na tym odcinku frontu, szacuje się na ok. 40 tys. Problem w tym, że wielu ekspertów bierze tę liczbę jako stałą. Tymczasem jest to zgrupowanie wielokrotnie odtwarzane, najpierw po Awdijiwce, a następnie w osi natarcia pod Pokrowskiem. Sama operacja pokrowska jest z perspektywy wojskowej szaleństwem Kremla, ponieważ jeszcze kilka tygodni temu rosyjski front był tak wybrzuszony, że miał podatne na kontratak flanki: północną i południową.

Gdyby Kijów posiadał odwody wojskowe z roku 2023 (Brygady Szturmowe, które zmarnowano w kontrofensywie zbyt szerokiej, bo idącej w łuku Zaporoże-Bachmut), mógłby nawet pokusić się o przecięcie Rosjan i stworzenie „pokrowskiego kotła”. Zgrupowanie Rosjan uderzające na Pokrowsk ma wiele słabości. Jedną z nich jest jakość kadrowa nacierającego wojska. Z dostępnych relacji wynika, że Moskwa z zimną krwią egzekwuje (i tak sadystyczne) przepisy dotyczące rotacji i iluzorycznego leczenia żołnierzy. Na front pod Pokrowsk wysyła się żołnierzy po krótkiej hospitalizacji na tyłach. W okopach do niewoli brani są żołnierze po takich ranach jak: pourywane palce, albo przestrzelona szczęka. Zwiększono także liczbę kompanii „Szturm V”, które odróżniają się tym od „Szturm Z”, że kontrakty są nie terminowe, a „do końca wojny”. Ten istny frontowy „resourcing” powoduje, że o ile jeszcze w 2022 roku w Rosji respektowano jako-tako zwalnianie żołnierzy do domu, a nawet wypłacania im odszkodowań, tak teraz Kreml ewidentnie uznał całość swojego zgrupowania za martwe

Reklama

Kto bardziej nie ma ludzi?

Reklama

Ukrainy nie stać na takie działanie z wielu przyczyn. Co prawda, w tym roku wysłano pierwsze oddziały ukraińskich „zeków” na front, kopiując rosyjskie rozwiązanie, ale są to głównie drobni złodzieje. W porównaniu do rosyjskiej rekrutacji w więzieniach są niczym harcerze. Nijak nie da się tego porównać do „Szturmu”, który zasilono wielokrotnymi recydywistami, mordercami, gwałcicielami, a nawet „kanibalem z Wołgogradu”. Rosyjskie wojsko żywi się na terytorium Ukrainy pozbywając najgorszego elementu ze swojego państwa, Ukraina broni swojego terytorium, więc uważa na to, kto trafia na front. A nie bardzo jest kim walczyć. Wołodymyr Zełenski – nie bez racji – zadecydował, że w 2022 roku na front nie idzie cała męska populacja, od 18 roku życia począwszy.

Na Ukrainie konsekwentnie oszczędza się roczniki pomiędzy 18 a 25 rokiem życia, aby demografia tego kraju nie zawaliła się całkowicie. I tak wygląda to koszmarnie. Ukraina z kraju rzędu 50 mln obywateli w dwie dekady została zdegradowana do państwa o populacji ledwo ponad 30 mln ludzi. Spotkałem się nawet z estymacjami, że jest to ponad 20 mln ludzi, co oznaczałoby degradację Ukrainy o połowę populacji. Kijów po bitwie awdijiwskiej zaczął także wdrażać działania zastępcze dla demobilizacji, czyli rotację. Niestety, nieudaną, ale nieuniknioną. Na wschód Ukrainy wysłano pododdziały składające się z zadekowanych na zachodniej Ukrainie jednostek, które pod pozorem pilnowania granicy z Białorusią trzymały się z dala od frontu. One jeszcze przedstawiały wartość bojową. Najgorzej w okopach sprawdzili się zmobilizowani Ukraińcy, którzy konsekwentnie unikali służby wojskowej i zostali dosłowni złapani na ulicy. Jak donosi „Financial Times” przez dziesięć miesięcy 2024 roku z szeregów Sił Zbrojnych Ukrainy zdezerterowało więcej żołnierzy, niż w okresie pierwszych pełnych dwóch lat wojny.   

Reklama

Bitne, zdeterminowane, doświadczone, górujące nad Rosjanami, brygady były zmęczone, a żołnierze – dosłownie – dostawali nawet zawałów serca w okopach. Problem w tym, że próbowano ich zrotować takim wojskiem jak legendarna (w sensie negatywnym) 123. Brygada Obrony Terytorialnej, która miała ratować swoich kolegów w atakowanym Wuhłedarze, ale żołnierze odmówili wykonania rozkazu. Ich dowódca popełnił samobójstwo. Wuhłedar padł, co naruszyło całą ukraińską obronę od Kurachowe do Szewczenko na południe od Pokrowska.

Powyższe słowa nie są zarzutem wobec kierownictwa polityczno-wojskowego Ukrainy. Trzeba zaznaczyć, że Zełenski nie miał kim innym rotować zmęczonej frontowej armii. Po prostu. Próby ściągania do kraju uciekinierów podlegających mobilizacji spełzły na niczym, ponieważ Zachód nie chce się pozbywać ludzi pracujących na PKB tych państw. Dysproporcja rezerw na korzyść Rosji jest ogromna. Ale nawet tak „ludna” Federacja Rosyjska ma problemy kadrowe z wojskiem liniowym, jej poborowi zostali pobici łatwo pod Kurskiem, a na pomoc ściągnięto nawet Korpus Ekspedycyjny z Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej. Aby walić głową w mur pod Pokrowskiem do okopów wysyła się rannych żołnierzy po szybkiej hospitalizacji.

Reklama

W tej grozie roku 2024 pojawiła się pewna nadzieja związana z operacją kurską. Prowadzona od 6 sierpnia akcja zaczepna Sił Zbrojnych Ukrainy na terytorium Federacji Rosyjskiej w spektakularnym stylu zaskoczyła Rosjan. Wielkim sukcesem Kijowa było ukrycie zgrupowania pod Sumami, pod okiem Rosjan, w dobie całkowitej dronizacji wojny. Potwierdziło się to co widzieliśmy w operacji charkowsko-izjumskiej, ukraiński żołnierz jest świetny w wojnie manewrowej, jest stworzony do kozackich wręcz operacji. Tylko co dalej? Ukraińcy nie mogli pomaszerować bezpośrednio na Kursk, choć ten był w zasadzie niebroniony.

Operacja kurska, czyli ostatnia szarża tej wojny?

Gdyby to uczynili rozciągnęliby linie zaopatrzenia, potrzebowaliby więcej brygad, by zabezpieczyć wschodnią i zachodnią flankę. Zachowano więc pas terytorium pod Sudżą, niszcząc przeprawy na rzece Sejm aby utrudnić Rosjanom kontrakcję. Powtórzę swoje słowa, które wiele razy padły z mojej strony na łamach Defence24.pl w tym roku. Gdyby operację kurską przeprowadzono w roku 2023 – w miejsce kontrofensywy w łuku Zaporoże-Bachmut, była duża szansa na znaczący taktyczny sukces w wojnie. Pamiętajmy wszelako, że nad taktyką jest strategia i bezwzględna determinacja Putina, by kontynuować wojnę bez względu na straty własne. Obecnie pozostała obrona przyczółku ukraińskiego w Rosji licząc, iż kiedy dojdzie do rozmów o zawieszeniu ognia (bo w trwałe rozmowy pokojowe ze strony Putina nie wierzę,) pojawi się zagadnienie „ziemia za pokój”.

Reklama

Warto kilka słów poświęcić estymacjom na rok 2025. Szykująca się prezydentura Donalda Trumpa ma być związana ze zmianami w relacjach USA-Ukraina. Wszelako nie uważam, aby Trump chciał stracić potencjał amerykańskiego przemysłu obronnego, dla którego obrona Ukrainy była istotnym stymulantem. Trump, było nie było, człowiek biznesu, nie zacznie kadencji od zniszczenia ostatniego czysto amerykańskiego sektora gospodarki. Amerykańska broń gdzieś trafi. Część i tak na Ukrainę, być może część na Bliski Wschód (np. do Izraela i Kurdów). Trump licząc na chęć rozmów Putina o pokoju na Ukrainie może się przeliczyć. Prawdopodobne są zatem pozorne rozmowy o zawieszeniu ognia, z których finalnie nic nie będzie wynikało, a na pewno nie trwały pokój na wschodzie Europy. To nawet nie zaprzysiężenie Trumpa może zmienić dynamikę walk na Ukrainie, ale przede wszystkim wymęczenie obu stron w morderczym uścisku. Rosja zrobi wiele, aby zdjąć z siebie sankcje gospodarcze, co pozwoli jej odbudować Siły Zbrojne po ogromnych stratach sprzętowych i zużycia rakiet oraz lotnictwa, które poniosła atakując Ukrainę. Dla Ukrainy kampania obronna zamieniła się w totalną defensywę na niwie egzystencjonalnej. Niebawem cała męska populacja tego kraju będzie pod bronią. A żadne państwo nie jest w stanie długofalowo w taki sposób funkcjonować.

Zwłaszcza, gdy na miasta spadają bomby i nie ma państwowego prądu (ten, od Kijowa na wschód, jest przez trzy godziny dziennie). Z moich podróży reporterskich po Ukrainie w roku 2024 wyciągam jeden pozytywny wniosek w tym morzu nieszczęścia. Nie ma drugiego takiego narodu, który tak dobrze zaadaptowałby się do funkcjonowania w warunkach wojennych. Kartą płatniczą można zapłacić nawet w najgorszym bombardowaniu, wszystko funkcjonuje na agregatach, a ludzie stali się dosłownie samowystarczalni. Ukraińcy stali się narodem prepersów.

Reklama
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama