Wojna na Ukrainie
„Jerzyki” już blisko Moskwy
Strona ukraińska ostatecznie potwierdziła to, co było od dłuższego czasu przedmiotem spekulacji: Siły Zbrojne Ukrainy przerobiły archaiczny dron rozpoznawczy Tu-141 Striż na broń, zdolną dokonywać uderzeń na cele pod Moskwą, a być może i bardziej odległe.
O pomysłowości ukraińskich wojskowych, starających się wykorzystywać wszelkie dostępne możliwości, aby uzyskać broń przydatną w działaniach obronnych, mieliśmy okazję pisać już wielokrotnie. Mowa nie tylko o udoskonalaniu bądź adaptowaniu do ukraińskich potrzeb zdobycznego sprzętu rosyjskiego. Niejednokrotnie realizowane są pomysły, które w normalnych warunkach najprawdopodobniej zostałyby niezrealizowane, jednakże wojenna potrzeba inspiruje konstruktorów wojskowych do absolutnie nieortodoksyjnych działań.
Czytaj też
Jednym z dowodów na to jest adaptacja do roli drona uderzeniowego archaicznego bezpilotowego aparatu latającego Tu-141 Striż (Jerzyk), skonstruowanego jeszcze w czasach ZSRR (pierwsza połowa lat 70., oblot odbył się w 1974 r.) z przeznaczeniem do wykonywania misji rozpoznawczych na dużym dystansie. Trochę na wyrost Tu-141 uznawany jest jako rozwinięcie starszej o dekadę konstrukcji Tu-123 Jastreb (Jastrząb), której produkcję zakończono w 1972 r. po zbudowaniu ok. 50 egz. O ile jednak Tu-123 był konstrukcją dużą, ciężką i bardzo szybką (blisko 27 m długości, masa startowa rzędu 38,5 tony, z czego paliwo stanowiło ponad 16 ton, prędkość maksymalna definiowana była na 2,55 Ma), przeznaczoną do zwiadu na znacznej głębokości operacyjnej (przy pułapie operacyjnym 22 tys. m zasięg maszyny wynosił 3 tys. km), o tyle Tu-141 jest aparatem znacznie mniejszym. Ma nieco ponad 14 m długości, jego masa startowa wynosi nieco ponad 5 ton, prędkość maksymalna ok. 1000 km/godz. a zasięg – 1000 km. Przenosi fotograficzną aparaturę rozpoznawczą (może to być kamera A-86P i panoramiczna PA-4/90 oraz kamera zbierająca dane w paśmie podczerwieni). Po wykonaniu zadania, podobnie jak Tu-123, ląduje w wyznaczonym rejonie przy wykorzystaniu spadochronu. Start odbywa się z mobilnej platformy przy użyciu wspomagającego boostera rakietowego na stały materiał pędny, natomiast podczas lotu napęd zapewnia silnik turboodrzutowy Tumanski KR-17A o ciągu 19,6 kN.
Bezpilotowców Tu-141 wyprodukowano najprawdopodobniej 152 egz. Użytkowane były one do roku 1989, ale nieokreśloną liczbę tych maszyn pozostałych po rozpadzie ZSRR na terytorium Ukrainy, nie poddano złomowaniu, lecz je ze składowano . Po 2014 r. zostały przywrócone do zdolności lotnej, jednakże ich wartość operacyjna jako sprzętu rozpoznawczego jest na współczesnym polu walki, mocno nasyconym środkami przeciwlotniczymi, znacznie mniejsza niż w czasie, kiedy powstawały założenia tej konstrukcji. Decyduje o tym także w znacznym stopniu przestarzała aparatura rozpoznawcza, ustępująca pod każdym względem współczesnym systemom cyfrowym.
O tym, że Tu-141 może otrzymać „drugie życie” można było przekonać się już w początkowej fazie rozpoczętej 24 lutego 2022 rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Nocą 10 marca tegoż roku pod Zagrzebiem, stolicą Chorwacji, rozbił się – jak to określały ogólnikowo pierwsze oficjalne komunikaty – nieokreślonego początkowo typu aparat latający z materiałami wybuchowymi na pokładzie. Jak dowiedzieliśmy się ze źródeł chorwackich, dochodzenie przeprowadzone na terenie Chorwacji wykazało, że był to właśnie Tu-141, wystrzelony najprawdopodobniej przez siły ukraińskie, nad którym utracono kontrolę. Możliwe, że miał to być operacyjny lot bojowy, ale też możliwe, że był to zakończony niepowodzeniem lot testowy. Nie jest sprawą publicznie znaną, jak doszło do tego, że nie niepokojony przez siły obrony przeciwlotniczej pokonał on tak duży dystans w przestrzeni powietrznej NATO. Na szczęście nie uderzył w zamieszkałe rejony ponad 700-tysięcznej stolicy kraju, nie stał się więc sprawcą tragedii o znacznych rozmiarach i najprawdopodobniej poważnych konsekwencjach politycznych.
Czytaj też
Kolejny raz improwizowany dron bojowy przypomniał o sobie w poniedziałek 6 lutego. Gubernator obwodu kałuskiego Federacji Rosyjskiej Władysław Łapsza poinformował, że w pobliżu Kaługi, w odległym zaledwie ok. 150 km od stolicy Rosji rejonie, gdzie znajdują się liczne obiekty wojskowe, spadł nieznany dron. Pierwsze informacje mówiły, że obiekt eksplodował w powietrzu, co miało sugerować, że został zestrzelony przez rosyjską obronę przeciwlotniczą. Wiele relacji mówiło jednak o głośnym wybuchu i rozbłysku na niebie na wysokości szacowanej na 50 metrów, ale żadne nie wspominały o odgłosach mających potwierdzić aktywność obrony przeciwlotniczej. Rosjanie zresztą wprost takiego komunikatu nie opublikowali. Po kilku godzinach doprecyzowano jednak, że „nieznany dron” zahaczył o wierzchołki drzew i spadł. Zdjęcia z miejsca katastrofy pokazały, że był to Tu-141, na pokładzie którego znajdowała się bomba lotnicza OFAB-100-120.
W Ukrainie informacja ta nie wywołała entuzjazmu, ponieważ ku rozczarowaniu „nadawców” przygotowana przez nich „przesyłka” nie dotarła do celu. Rosjan jednak ujawnienie tego faktu co najmniej zdenerwowało, jako że po raz kolejny okazało się, że obrona przeciwlotnicza tego kraju, wbrew buńczucznym zapewnieniom władz politycznych i wojskowych, jest dziurawa i nie potrafiła w porę wykryć i zneutralizować stosunkowo dużego celu (Tu-141 jest większy niż np. popularny pocisk samosterujący Ch-101, wykorzystywany podczas ostatnich falowych ataków rakietowych na miasta Ukrainy). Trudno określić, co było celem nie zakończonego ostatecznym sukcesem ataku, wszak w okolicach Kaługi znajduje się wiele obiektów, nadających się z powodzeniem do tej roli. Są nimi przede wszystkim węzeł kolejowy i lotnisko. Nie można wykluczyć, że mierzono jednak dalej: nie bez powodu Rosjanie na wielu obiektach w samej Moskwie kilkanaście dni wcześniej rozlokowali środki obrony przeciwlotniczej, takie jak np. zestawy Pancyr. Nie można wykluczyć, że związane jest to z faktem, iż rosyjski wywiad pozyskał informacje o tym, że Ukraińcy przygotowują atak tego rodzaju, i że dysponują technicznymi możliwościami wykonania takiego ataku. Jeśli tak, to tym gorzej to świadczy o rosyjskiej obronie przeciw-lotniczej. Nie popisała się ona tak samo , jak natowskie systemy 10 marca 2022 na trasie lotu Tu-141 w okolice Zagrzebia...
Czytaj też
To, że dron nie został wykryty pomimo swoich dość dużych rozmiarów oraz relatywnie niedużej prędkości przemieszczania się, wynika z faktu, że najprawdopodobniej zaprogramowany został na lot na minimalnej wysokości (jego pułap operacyjny może wynosić 6 tys. metrów), co ostatecznie doprowadziło do kolizji z przeszkodą naziemną znajdującą się na trasie przelotu.
Środkiem rażenia, zintegrowanym z Tu-141, nie skonstruowanym przecież do przenoszenia materiału wybuchowego, ale aparatury rozpoznawczej, była popularna bomba lotnicza OFAB-100-120 o masie 123 kg, zawierająca 46 kg materiału wybuchowego, przeznaczona do niszczenie zabudowań, magazynów, pojazdów, wszelkiego innego sprzętu i „techniki wojskowej” oraz siły żywej. Jej eksplozja tworzy w gruncie lej o głębokości 5 metrów, zaś odłamki rażą w odległości do 100 m od miejsca wybuchu. To wystarczy, aby nawet przy niezbyt precyzyjnym uderzeniu w cel zadać poważne straty tak wrażliwym obiektom jak wyrzutnie pocisków rakietowych, stacje radiolokacyjne, samoloty nie znajdujące się w schronohangarach, cysterny z paliwem czy nie ulokowane pod ziemią magazyny środków bojowych.
Czytaj też
Warto rzucić okiem na poglądowy schemat budowy Tu-141. Wyposażenie rozpoznawcze, niepotrzebne już temu BSP, przekształconemu ze środka rozpoznania w środek uderzeniowy, znajduje się normalnie w części dziobowej, w przedziale oznaczonym numerem 10. Miejsce kamer rozpoznawczych zajęła głowica bomby OFAB-100-120. Niepotrzebne w tej misji kamikadze były także z oczywistych powodów spadochrony do lądowania i hamowania, zabudowane w komorach, które na tym schemacie są oznaczone cyframi 8 i 9. Ich demontaż nie był jednak związany z implementacją dodatkowego materiału wybuchowego, ale albo miał na celu jedynie usunięcie zbędnej masy, albo wygospodarowanie miejsca na dodatkowe urządzenia odpowiadające za kontrolę misji (moduł nawigacji GPS, urządzenia radiowe?). Opcja zewnętrznego podwieszenia bomby lotniczej wydaje się tutaj, jak oceniają ukraińscy analitycy nie związani bezpośrednio z wojskiem, wykluczona. Nie chodzi w tym przypadku o udźwig (bo bomba waży swoje bez względu na to, w którym miejscu jest podwieszona), ale o dążenie do zachowania czystej aerodynamicznie sylwetki Tu-141, bez zbędnych elementów generujących opór, a więc zmniejszających prędkość marszową i zwiększających zużycie paliwa, a tym samym – negatywnie wpływających na zasięg lotu. Jedynym wystającym za zewnątrz elementem konstrukcji jest – na schemacie oznaczony liczbą 14 – rakietowy przyspieszacz startowy, niezbędny do nadania aparatowi prędkości początkowej po opuszczenia platformy startowej. Spełnia swą rolę do momentu, kiedy niewielkie skrzydła o rozpiętości ok. 3,9 m. stają się zdolne do zapewnienia dostatecznej siły nośnej, płaszczyzny sterowe stają się efektywne aerodynamicznie, a silnik marszowy nadaje pojazdowi ruch postępowy.
Jak wiadomo, od wielu miesięcy trwa presja Ukrainy na rząd Stanów Zjednoczonych, który konsekwentnie wstrzymuje się przez udostępnieniem Ukraińcom rakiet o zasięgu 300 km, a więc takich jak pociski balistyczne MGM-140 ATACMS dla systemu HIMARS/MLRS. Taka broń pozwoliłaby razić cele w głębi rosyjskiej przestrzeni operacyjnej, także – czego obawiają się Amerykanie – na terytorium Federacji Rosyjskiej, co agresor wykorzystałby z pewnością propagandowo jako swe alibi do usprawiedliwienia dalszej eskalacji swoich działań. Sporadycznie Ukraina dokonuje uderzeń na cele znajdujące się na terenie FR (np. w okolicach Biełgorodu czy na Most Krymski), ale wykorzystywane są do tego celu inne środki rażenia, przenoszone m.in. przez śmigłowce szturmowe, albo też wykorzystywane są do tych uderzeń siły naziemne w postaci grup żołnierzy jednostek specjalnych. Świadomość, że Ukraina jest zdolna do znacznie dalszej projekcji siły niż ta, którą zapewniają rakiety GMLRS (Guided Multiple Launch Rocket System) systemu HIMARS sięgające na dystans ok. 70-80 km oraz, już niebawem, GLSDB (Gro-und Launched Small Diameter Bomb) o możliwości rażenia celów odległych o 150 km, może mieć duże znaczenie dla skuteczności operacji obronnych Ukraińców. To może zmusić Rosjan do odsunięcia na dystans poza zasięg pocisków ich przyfrontowych baz paliwowych, składów amunicji, miejsc koncentracji wojsk, ośrodków dowodzenia, polowych baz napraw uszkodzonego sprzętu itp. Przy ich „talentach logistycznych”, z jakich dali się poznać w początkowej fazie wojny, wydłużenie tras dojazdowo-dowozowych będzie równoznaczne ze skokowym obniżeniem się efektywności działania jednostek frontowych.
K-K
Zamiast "walić w Moskwę", duże lepiej byłoby skoncentrować się na celach krytycznych np. elektrownie, rafinerie, węzły komunikacyjne, etc. na zapleczu frontu, które znajdują się poza zasięgiem artylerii.
Mama Leona
@Peterski 9 luty (13:43) Tak, głosisz absolutną rację. Ukraińcy używają wyłącznie precyzyjnej i niezawodnej broni artyleryjskiej oraz walczą i zabijają metodami humanitarnymi. Więc zabić rosyjskich cywilów - niedopuszczlne, niemożliwe. . Zawsze nowoczesna, może nawet trochę bardziej niż ukraińska, armia demokratycznych Stanów też tak ma i cywile jej przeciwnika nie ginęli i nie giną.
GB
Że niby w specjalnie nieudanej wojskowej rosyjskiej nieudanej operacji wojskowej pojawiły się nieudane rosyjskie czołgi T-14 Armata (wersja rosyjska, nie eksportowa)? Jest koleimy filmik że strzelania z postoju z dziwnie podniesiona lufą (strzał pośredni)? Śniegu nie widać.....
GB
Ukraińcy uszkodzili w okolicach Wolgedaru rosyjski śmigłowiec typu Mi-24/35 zmuszając go do lądowania w polu w donosności swojej artylerii. Po czym Excalibur lub coś innego.... I śmigłowiec ów został zniszczony.
Ja
Hej. Kiedyß było tu wspomniane o latających celach ćwiczebnbnych produkowanych w Polsce. Ktoś zna temat? Da się pod to coś podczepić?
GB
Mamy jakieś cele pozorne, ale budowane na starych rakietach pow-pow. Podczepić nic sensownego się nie da, ale mogą próbować przeciążyć wrogą OPL ilością wystrzelonych rakiet.
Był czas_3 dekady
ITWL: "JET-2 LM (LM – amunicja krążąca) to odrzutowa platforma bezzałogowa wyposażona w elektrooptyczną głowicę naprowadzającą oraz głowicę taktyczną w jednej z trzech proponowanych wersji: Głowica odłamkowo/burząca – do rażenia siły żywej, lekkich umocnień polowych; Głowica z ładunkiem kumulacyjnym – do rażenia czołgów i innych opancerzonych wozów bojowych; Głowica termobaryczna – do rażenia siły żywej, schronów i innych umocnień polowych Zadaniem JET-2 LM jest precyzyjna eliminacja celu w zasięgu do 70 km. Identyfikacja, zaznaczenie i naprowadzanie na cel odbywa się przy pomocy specjalnie opracowanego algorytmu." Resztę znajdziesz w sieci. Oczywiście wojsko raczej nie będzie zainteresowane, a szkoda bo powinniśmy posiadać różne środki od różnych producentów. Na szczęście będzie Gladius z WB
Thorgal
Odwrócić doczepić skrzydła, dodać kabinę i będzie wyglądać jak nasza Iskra.... :) A tak przy okazji to nasi mają szansę coś takiego u nas budować a testować mogliby na Ukrainie i tłuc kacapów. Myślę że Ukraińcy nie odmówią nikomu byle waliło w orków.. Współpraca z NATO i ich standardy to jedno a my powinniśmy mieć własne skuteczne rozwiązania.. Myślę że takie drony z silnikami odrzutowymi z zasięgiem 1500km też skutecznie będą zniechęcać wroga...Mam nadzieję, że gdzieś na Ukraine testujemy jakieś rozwiązania sami lub z Ukraińcami......
Ali baba,
Moim zdaniem najprościej dać 50kg bombę dodać byle jakie szkrzydła+ byle jaki napęd rakietowy i walić na oślep a nóż w coś trafią
GB
Jeżeli mamy jeszcze Iskry w stanie lotnym to można by je przerobić na bezzałogowce i umieścić w nich ładunek wybuchowy.
Peterski
na oślep to ruska taktyka - i trafiają... w szkoły, szpitale, parki, budynki mieszkalne... Ukraina tego nie robi
Był czas_3 dekady
Rosjanie będą wojować na terenie Ukrainy dopóki nie spadną na ich teren bomby. Amen.
Pucin:)
@Był czas_3 dekady - dlatego to USA-nie kierują!!!!! Siłami Zbrojnymi UA - i może w końcu docenimy co znaczy mieć własną produkcję chociażby grantów!!!! :)